środa, lipca 22, 2015

Louis I

Wiem kochani, że długo mnie tu nie było, ale przecież mnie znacie i wiecie jaka jestem. Dodatkowo ostatnio jakby dopadła mnie jakaś chandra i w ogóle bezsens. Dzisiaj wcale nie jest lepiej a nawet myślę, że jeszcze gorzej, ale postanowiłam w końcu coś napisać... będzie to na pewno smutny imagin, ale spokojnie będzie happy and. Dodatkowo pomyślałam sobie ( dzięki sugestii jednej z Was) żeby zrobić imaginy na życzenie ( i tutaj niespodzianka i pewnie zaskoczenie dla niektórych) nie tylko z 1D ) napiszcie w komentarzach czy taki pomysł Wam się podoba, a propozycję piszcie na maila ;) lub w komentarzach.( Notka pod rozdziałem)

-----------------

 - Przecież Ci mówiłam, byś jej nie zostawiał tak?! - Odezwała się z wyrzutem przyjaciółka Lucy. - Może jednak zacznę od początku od początku.

 Jestem Louis, moją dziewczyną jest właśnie Lucy, jesteśmy szczęśliwi, a w sumie to byliśmy. Od jakiegoś roku przechodzimy kryzys, na szczęście nasz związek jest stabilny. Borykamy się od dwóch lat z depresją mojego aniołka. Dwa lata temu mogliśmy zostać rodzicami, niestety los chciał inaczej i Lucy poroniła. Bardzo to przeżyliśmy, ona do dzisiaj nie potrafi się po tym pozbierać. Mnie też jest ciężko, jednak staram się jakoś zająć sobie czas by nie myśleć i chociaż na chwile przestać rozpaczać. Chodziliśmy na terapie, do psychologów, psychiatrów. Lucy nawet wysłałem na zajęcia grupowe z terapeutą dla kobiet w tej samej sytuacji i na prawdę uwierzcie mi na słowo, myślałem że jej to pomaga, zaczęła się uśmiechać, wychodzić z domu w końcu zaczęła normalnie jeść. Cieszyłem się, nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak bardzo, niestety moje szczęście nie było długotrwałe. Tego dnia musiałem wyjść, po prostu musiałem, chociaż nie chciałem. Bałem się o Nią, zawsze zostawiałem ją z kimś, jednak tym razem nie miałem z kim. Przyjaciółka Luc nie mogła, Sophia, Eleanor, i Perrie też nie. Chciałem nawet porozmawiać z Paulem by przełożył nam to jakże ważne spotkanie, albo żeby odbyło się beze mnie, ale na nic się zdały moje tłumaczenia, prośby. Lucy obiecała, że nic nie zrobi i na mnie zaczeka, zamknąłem drzwi na klucz, na wszelki wypadek zabrałem również te zapasowe, tak ja wiem jak to teraz wygląda, ale musiałem to zrobić. Bo co wy byście zrobili na moim miejscu? Już raz uciekła i skończyło się w szpitalu potem na obserwacji na oddziale zamkniętym, dlaczego ? Otóż Lucy próbowała się zabić. Od tego dnia załatwiam jej jakąś opiekę, wyszedłem tylko do sklepu, nie sądziłem że w te kilka minut coś się stanie, zwłaszcza, że wychodząc zobaczyłem że zasnęła. Kiedy sobie o tym przypomnę chce mi się płakać, zazwyczaj na prawdę nie płaczę, ale kiedy zobaczyłem że jej nie ma świat mi się zawalił, a potem jak zadzwonili ze szpitala...

                                                  ***

 - Przecież Ci mówiłam, byś jej nie zostawiał tak?! - Odezwała się z wyrzutem przyjaciółka Lucy.

 - A co miałem zrobić Twoim zdaniem?! Prosiłem, błagałem by nie kazano mi przychodzić, ale musiałem. Boże jak jej się coś...- oparłem głowę na rękach i myślałem, gdzie może się podziewać, jednak ku mojej rozpaczy zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy. Byłem załamany. Obawiałem się najgorszego. Kiedy się troszkę ogarnąłem wstałem gwałtownie wziąłem kluczyki. Kazałem Alex zostać w domu na wypadek jakiegokolwiek telefonu czy nawet powrotu Luc do domu.

- Alex zostań tu, ja wychodzę.

- Ale...  Lou.. gdzie...jesteś zdenerwowany...nie powinieneś... - dziewczyna była nieco zdezorientowana.

- Kur*a nie rozumiesz, że ona może sobie coś zrobić?! Jadę jej szukać. Nie mogła odejść daleko.

- Louis, przecie...- przerwałem jej

- Jak coś się wydarzy zadzwoń, na razie. - Wybiegłem z domu trzaskając drzwiami. Wsiadłem do samochodu i piskiem opon odjechałem na poszukiwania mojego całego świata.

 Jeździłem bez celu po całym mieście, kiedy usłyszałem dzwonek swojego telefonu, w pierwszej chwili myślałem że Alex z wiadomością że Lucy wróciła cała i zdrowa do domu, jakież było moje rozczarowanie, kiedy zamiast numeru Alex, zobaczyłem numer... mamy Lucy, serce mi stanęło ręce zaczęły mi się trząść, bałem się.. nie wiem czego ale się bałem.

-Tak, Pani Mitchell? Coś się stało? - zapytałem najspokojniej jak potrafię.

- Louis? Dobrze że odebrałeś, bardzo się martwię, Lucy przyszła do Nas, zapłakana. Spróbowaliśmy ją z mężem uspokoić, na szczęście się udało, nawet zjadła kolację, ale potem ona..... Poszła do siebie do pokoju zamknęła drzwi na klucz i grozi, że się zabije. Louis błagam przyjeżdżaj jak najszybciej. Boję się.

Pędziłem przez miasto jak szalony, łamiąc wszystkie możliwe przepisy, na prawdę bojąc się, że nie zdążę. Droga zajęła mi w tym tępię jakieś 10 minut, przy okazji najgorsze i najdłuższe w moim życiu, ten czas to był koszmar. Kiedy zobaczyłem dom Państwa Mitchell, zaparkowałem zatrzasnąłem drzwi, nie dbając o to czy wziąłem kluczyki, czy zamknąłem auto, po prostu pobiegłem szybko w stronę jej dawnego pokoju, w którym się znajduje, z tego co powiedziała mi jej mama, kiedy tylko mnie zobaczyła.

- Luc? Kochanie, to ja Louis odezwij się proszę, bo wyważę drzwi. Słyszysz mnie?! - podniosłem głos przez chwilę bojąc się że tym gestem pogorszę sytuację, jednak jak się okazało pomogło. Ostrożnie otworzyła drzwi i od razu się do mnie przytuliła, w tamtym momencie czułem jednocześnie smutek, radość i złość, przeogromną złość na siebie samego, że znowu dopuściłem do tego by ją zostawić.

- Spokojnie skarbie, jestem przy Tobie, wszystko będzie dobrze. Obiecuje.- tuliłem ją gładząc po włosach. ostrożnie weszliśmy z powrotem do jej pokoju, w którym usiedliśmy na łóżku.

- Luc? Co Ci strzeliło do głowy? Wiesz jak się martwiłem? Alex też, jak Twoi rodzice zadzwonili byłem jeszcze bardziej przerażony.

- Lou ja.. ja przepraszam. Chciałeś tego dziecka, wiem. Jestem do niczego, nawet o nasze dziecko nie potrafiłam zadbać, powinnam zniknąć z tego świata, Twojego życia. Nie nadaje się na matkę..Powinnam umrzeć razem z Nim. Przepraszam, błagam wybacz mi.

- Boże kochanie, co Ty wygadujesz ? Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie, będziemy mieć jeszcze nie jedno dziecko, przysięgam, ale nie rób mi takich rzeczy. Nigdy więcej skarbie. Nigdy nie mów, że powinnaś zniknąć z mojego życia. Dzięki Tobie jestem szczęśliwy, zrobiłbym wszystko dla Ciebie byś była szczęśliwa. - Przytuliłem ją mocniej do siebie. Na szczęście już nie płakała. Kilka minut później kiedy Lucy zasnęła położyłem ją ostrożnie okryłem kocem, drzwi zostawiłem otwarte, tak na wszelki wypadek i zszedłem na dół do jej zdenerwowanych rodziców. Od razu kiedy mnie zobaczyli zalali mnie milionem pytań. Jak się czuje, co robi, czemu zostawiłem ją samą w pokoju, jak to się stało, że znalazła się u nich.

- Co z Nią? - Zapytała jej mama. - Bogu dzięki, że zdążyłeś, nie wiem co bym zrobiła gdyby...- przerwałem jej.

- Spokojnie, Luc czuje się lepiej zasnęła, drzwi są otwarte dzięki czemu będziemy słyszeć co się dzieję. Cieszę się że zdecydowała o tym by pojechać właśnie tutaj. Jestem głupi, że ją zostawiłem, ale ja przysięgam, że nie chciałem, przepraszam państwa bardzo. Nie potrafię sobie wybaczyć, że znowu naraziłem ją na niebezpieczeństwo.

- Nie martw się, to nie Twoja wina. Wiadomo, że nie możesz jej cały czas pilnować. Miałeś obowiązki, nie możemy Cię za to winić. - Uspokajali mnie.

Siedzieliśmy tak przez jakiś czas, póki nie usłyszeliśmy przeraźliwego trzasku i wrzasku Lucy.

Zerwałem, się na równe nogi biegnąć szybko do pokoju, po dotarciu zobaczyłem...

--------

Przepraszam kochani za błędy, za dłuuugi czas oczekiwania. Ah oczywiście informacja dla wszystkich których może razić temat, ze względu na ostatnie afery. Zaczęłam to pisać, jeszcze jakiś czas przed tym ( taka informacja dla wrażliwców) ;) . Love you all <3 Buziaki <3 Oczywiście liczę na komentarze, które na prawdę motywują. Ok kończę i życzę miłego czytania. Ps. Imagina dedykuje Agnieszce W. Oraz Poli, która nie jest directionerką ale bardzo mnie wspiera i pomaga. ( jeśli to czytacie wiecie, że Was mam na myśli.)