sobota, lutego 22, 2014

Zayn

To już dwa tygodnie odkąd powiedziałam mu prawdę. Bardzo się o niego martwię, wiem nie było to dla niego łatwe, dla mnie też nie, ale musiał się w końcu dowiedzieć, nie byłam w stanie go dłużej okłamywać, poza tym w końcu i tak by się dowiedział, naprawdę wolałam by dowiedział się tego ode mnie, a nie od naszych znajomych czy mojej rodziny, która pewnie by mu nie powiedziała, tylko po prostu w końcu powiedziała, że mój pogrzeb odbędzie się tu i tu tego i tego dnia, wtedy bankowo by się załamał.

                                         *** Dwa tygodnie wcześniej***

 - Rak. To nie możliwe, jak ja to powiem teraz, mojej rodzinie? Jak ja to powiem Zaynowi? - Cały czas myślałam o tym co powiedział mi lekarz, fakt czułam się ostatnio źle, ale nigdy nie pomyślałabym, że to będzie oznaczało, wyrok. - Osunęłam się po ścianie w dół i łkałam, na tyle głośno, że założę się, sąsiedzi słyszeli, aż dziwne, że nie zleciały się te wszystkie osiedlowe plotkary sprawdzając co się stało, te to zawsze muszą sobie znaleźć sensację, jednak w tym momencie było mi wszystko jedno, właśnie dowiedziałam się, że moje dni są policzone, jedyne czego teraz pragnęłam, to znaleźć się w ramionach mojego ukochanego, ogarnęłam się, ubrałam coś wygodniejszego . Zrobiłam sobie coś do picia, by się troszkę uspokoić i napisałam SMS-a.

  Do: Zayn:

 "Kochanie proszę Cię przyjedź, potrzebuje Cię :("

Długo czekać na reakcję nie musiałam. Najpierw dostałam odpowiedź, że zaraz będzie a niecałe... 10 minut późnej, ktoś zapukał, otworzyłam i doznałam szoku. Stał w nich Zayn. Cały zdyszany, jak po jakimś bardzo długim maratonie.

- Jakim cudem ten chłopak tak szybko się zjawił, przecież spokojnie dzieli Nas pół miasta.- Cały czas zachodziłam w głowę. Szybo się jednak otrząsnęłam i wpuściłam chłopaka i nie dając mu nawet zdjąć kurtki, po prostu się do niego przytuliłam, jak najmocniej umiałam. Chłopak nieco zdziwiony, aż tak intensywnym powitaniem odwzajemnił uścisk, jednak po chwili się ode mnie odsunął zdjął kurtkę i wtedy spojrzał w moje oczy, po przyjściu od razu nie zdążył się przyjrzeć.

- Płakałaś? Co się dzieje? - Wyraźnie się martwił.

- Co ja mam teraz zrobić?  Co mu powiedzieć? Skłamać? Boże pomóż.- Pogrążyłam się w myślach.

-  [T.I], co się dzieję? Ktoś Ci coś zrobił? Skrzywdził? Powiedz mi błagam Cię.

- Wiesz.... będzie lepiej.... jak usiądziemy.- Powiedziałam chwyciłam chłopaka kurczowo za dłoń, jakbym się bała, że zaraz mi ucieknie, że go stracę i poprowadziłam do salonu, na sofę . Chłopak wykonał moje polecenie i usiadł, ku jego zdziwieniu ja tego nie uczyniłam.

- Napijesz się czegoś? - Zapytałam.

- Nie, dziękuje.- Chciałam iść w kierunku kuchni, w sumie nawet nie wiedziałam po co, chłopak kiedy zauważył, że chce odejść, chwycił moją dłoń i prawie rozkazał bym usiadła. Nie chętnie, ale to uczyniłam.

- A więc, [T.I] teraz mi się nie wywiniesz, co się dzieje? Najpierw ten SMS, potem zachowujesz się jakbyś mnie z 10 lat nie widziała, to było miłe, ale nie podobne do Ciebie, teraz robisz wszystko by ze mną nie rozmawiać. Proszę Cię.

 Chwile zastanawiałam się, jak zacząć temat i po chwili dostałam jakby olśnienia.

- Zayn....Czy Ty mnie kochasz??- Zapytałam a chłopak spojrzał się na mnie jakby kosmitę zobaczył, był zupełnie zaskoczony.

- No jak możesz pytać o takie rzeczy? Przecież,wiesz że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Kocham Cię jak wariat.

- A...A gdybym umarła..to... co byś zrobił? Znalazłbyś sobie kogoś innego? Zapomniał o mnie?.- Wyraźnie zaskoczyłam go tymi pytaniami, nie wiedział początkowo co podpowiedzieć, jednak po chwili zaczął.

- [T.I] ech, nie wiem co się dzieję, dlaczego jesteś dzisiaj zupełnie jak nie Ty, bardzo mnie to martwi, ale jak nie chcesz to nie mów. Odpowiadając na Twoje pytania. Gdybyś umarła nie przeżyłbym tego i umarłbym razem z Tobą, dlatego teraz chyba nie muszę odpowiadać na dwa pozostałe pytania, bo odpowiedź jest oczywista.- Po tych słowach mnie przytulił, pocałował w czubek głowy, dzięki czemu poczułam się, jak dawniej, za nim dowiedziałam się o tej przeklętej chorobie.

- Gdybym była... łysa, z sińcami pod oczami, brakiem apetytu, z dnia na dzień stawałabym się słabsza, przestałabym chodzić, i trzeba by było się mną zajmować jak noworodkiem... kochałbyś mnie tak samo jak teraz?- drążyłam temat, tylko by jak najdłużej nie musieć mu powiedzieć, gorzkiej prawdy.

- [T.I], tak.. cokolwiek by się działo, cokolwiek bym musiał robić, jakkolwiek byłabyś potrzebująca ja Ci zawsze, i we wszystkim pomogę bo Cię kocham, rozumiesz to? - Widząc, że coraz bardziej się denerwuje, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam.

- Mam raka, Zayn.. ja.... umieram - Powiedziałam na jednym wdechu i pozwoliłam moim łzą wylecieć. Chłopak zupełnie, jakby dostał czymś ciężkim w głowę, był oszołomiony, nie płakał, nie mówił, nie oddychał, nie mrugał.. siedział i patrzył na mnie,jakby chciał przekonać się czy sobie z niego nie żartuje. Siedział tak jeszcze chwilę. Nieśmiało chwyciłam jego dłoń,która drżała. Teraz dopiero jakby do chłopaka doszło co się dzieje,że to co powiedziałam to szczera, bolesna prawda. W jednej chwili cofnął dłoń, spojrzał na mnie, oczy miał zaszklone, wstał wypowiedział ciche przepraszam, pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł.

 Tak wyglądało nasze ostatnie spotkanie, nie odzywa się do mnie, nie przychodzi. Martwię się o niego, o siebie... o Nas, o nasz związek, obiecał,że będzie ze mną zawsze i w każdej sytuacji. Wiem, że potrzebuje czasu żeby się oswoić z sytuacją, ale mi też jest ciężko, tak bardzo go teraz potrzebuje.

  Była środa, wyjątkowo piękna pogoda. Postanowiłam wyjść się przewietrzyć, zjadłam śniadanie, wykonałam poranne czynności ubrałam się i wyszłam. Szłam powolnym krokiem, dzisiaj był niestety jeden z tych dni w którym czułam się mówiąc delikatnie nie najlepiej. Po krótkim spacerze czułam się już na tyle słabo, że musiałam przysiąść, na szczęście znajdowałam się w parku więc usiadłam na najbliższej ławeczce po chwili poczułam, że ktoś siada koło mnie na ławeczce. Wszędzie poznam ten zapach, to był na pewno Zayn.

 - Z-Zayn? Co Ty tu robisz?- Zapytałam, teraz dopiero dotarło do mnie, że płakał. Spojrzał w moją strone i mocno, z całej wręcz siły której miał umówmy się nie mało po prostu mnie przytulił. Początkowo nic nie mówiłam, ale kiedy poczułam,że zaczynam się dusić wyszeptałam cicho.

- Zayn! Zayn! Udusisz mnie zaraz.- Powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Przepraszam. Ja Cię z całego serca przepraszam, za swoje zachowanie. Zachowałem się jak gówniarz, najpierw mówię o miłości o tym, że zrobię wszystko, że cokolwiek się stanie będę z Tobą i będę Cię kochać a potem uciekam. Przepraszam, błagam wybacz mi to! Ja Cię naprawdę kocham.

- Spokojnie kochanie, ja to rozumiem, to był szok dla wszystkich, musiałeś się z tym oswoić. Faktycznie myślałam że mnie zostawisz i zostanę sama, ale zrozumiałam w końcu, że potrzebowałeś czasu. Nie płacz. Kocham Cię. - Uspokoiłam chłopaka i pocałowałam, po czym on bez słowa po prostu mnie przytulił. Trwaliśmy w uścisku jeszcze, kilka minut, kiedy się od siebie oderwaliśmy, na chwilę nastąpiła cisza, którą niemal natychmiast przerwał mój skarb.

- Obiecuje, nie inaczej...Przysięgam Ci [T.I], że Cię tym razem nie zostawię, choćby nie wiem co będę przy Tobie. Cokolwiek się stanie poradzimy sobie. PRZYSIĘGAM!! Kocham Cię i zrobię, wszystko byś była szczęśliwa.- Po tych słowach znowu mnie do siebie przytulił, a ja czułam się, spokojna, bezpieczna, kochana i co najważniejsze naprawdę szczęśliwa.

_______________________

Przepraszam kochani, że tak długo musiałyście czekać na imagina.Nie miałam weny dopiero, wczoraj jedna z moich czytelniczek, podpowiedziała mi jaka by mogła być fabuła, wtedy automatycznie jakby wszystko wróciło, zaczęło się wszystko układać w całość, i w końcu jest, tak wiem że smuty i wiem, że krótki oraz beznadziejny, jednak mam nadzieje, że przynajmniej jednej z Was imagin się spodoba. Oczywiście, wierzę, że wiecie co robić i nie muszę Wam o tym pisać. Kocham Was bardzo :-) .


środa, lutego 05, 2014

Liam cz.IV

 "....Obiecuje Ci że już nigdy przenigdy, nie będziesz cierpiała, a na pewno nie przeze mnie.Przysięgam..."

 Faktycznie, mijały dni, tygodnie nawet miesiące a Oliver traktował mnie jak najcenniejszy skarb.Zaczęłam naprawdę głęboko wierzyć, że się zmienił, że tak naprawdę już nigdy nic złego miedzy Nami się nie wydarzy i że mogę być w końcu szczęśliwa i czuć się bezpiecznie. W prawdzie nie ufam już mu do końca i chyba nigdy się to nie zmieni, mimo tego iż się bardzo stara. Kiedy późno kończę zajęcia a na dworze jest już ciemno i jak twierdzi Oli niebezpiecznie, przyjeżdża po mnie i razem wracamy do domu. Po powrocie do domu zawsze czeka na mnie pyszny posiłek, ciepła kąpiel. Zazdrość co prawda nadal Nim włada jednak, już ani razu mnie nie uderzył, nie wziął siłą nie wyzywał, teraz wygląda to bardziej uroczo z jego strony. Idziemy ulicą i wystarczy, że jakiś chłopak się obejrzy i uśmiechnie ja od razu przypomina sobie to co było i wyobrażam sobie, że wrócimy do domu i znowu mi się oberwie,jakie było moje zdziwieni pierwszy raz gdy On tylko mocniej mnie do siebie przytulił i pocałował, a kiedy 'konkurencja" znika Nam z pola widzenia a właściwie jemu, od razu luzuje uścisk, całuje mnie w skroń i czule uśmiecha. Kiedy sielanka trwała już z dwa miesiące zaczęłam się zastanawiać nad tym czy on się zmienia sam z siebie czy chodzi na terapie jednak, kiedy pytam odpowiada, że to terapia mu pomaga się zmieniać i zapewnia mnie, że chodzi tam tylko z miłości do mnie,słodkie.Faktycznie, codziennie kończąc prace dzwoni do mnie, że właśnie wyszedł z biura i idzie na spotkanie z terapeutą.Cieszyłam się ogromnie, niestety pewnego dnia nabrałam podejrzeń, że mnie okłamuje, tak śmieszne bo zmiana jest autentyczna o 180 stopni.

Był piątek, jeden z dwóch dni kiedy nie mam zajęć,więc postanowiła że chce być na jednej sesji u psychoterapeuty z Oliverem.

- Oli...mam dzisiaj wolne, nie muszę iść do pracy ani na uczelnie, może pójdę z Tobą na te zajęcia dzisiaj?. - Zapytałam, a On gdy to usłyszał zakrztusił się kawą,którą właśnie popijał, doszedłszy do siebie początkowo się opierał, że się zanudzę, zresztą i tak nie mogę wejść do gabinetu bo to poufna wizyta i w ogóle.


- Ale, ja mogę posiedzieć w poczekalni naprawdę, proszę.- Mówiłam słodkim tonem przeciągając"o", dla lepszego efektu. Chłopak w dalszym ciągu uparcie zajmował swoje stanowisko mówiąc, że to nie ma sensu, że pójdzie sam. Nasza "kłotnia" trwała jeszcze kilka minut na szczęście w końcu pękł i się zgodził.W myślach skakałam z radości.Zapytałam jeszcze tylko o której musimy stawić się w gabinecie,okazało się że dopiero na szesnastą a mamy dopiero trzynastą co oznaczało, że mamy jeszcze troszkę czasu.Obejrzeliśmy telewizję i tak zleciało do czternastej trzydzieści, pobiegłam więc wygrzebać coś odpowiedniego z szafy, po krótkim namyśle wybrałam to. Gdy byliśmy gotowi Oliver wziął tylko szybko kluczyki oraz portfel i pojechaliśmy na spotkanie z lekarzem. Droga zajęła nam prawe godzine, kiedy byliśmy na miejscu, odrazu weszliśmy do budynku kierując się w strone poczekalni gdzie oprócz Nas na swoją kolej czekało jeszcze kilka osób, jednak czas oczekiwania nie był długi i już zaledwie po kliku minutach usłyszeliśmy głos przemiłej pani doktor.

- Panie Collins, zapraszam do gabinetu.- Kobieta gestem ręki,pokazała by wszedł do gabinetu a dopiero po chwili zauważyła też mnie.

- O przepraszam bardzo, nie zauważyłam, że Pan Collins z kimś przyszedł, Pani jest pewnie tą słynną Lizzie, której tyle słyszałam?Miło Panią poznać i również zapraszam.- Skąd ona zna moje imie i w ogóle skąd o mnie słyszała?- Dziwiłam się bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że Oli o mnie aż tyle mówił. Po chwili dotarła do mnie dalsza część wypowiedzi przemiłej kobiety i to, że właśnie mnie zaprosiła, Chciałam już wchodzić do gabinetu, jednak Oli zatrzymał mnie gestem ręki.

- Pani doktor,Lizzie przyszła tylko do towarzystwa, jednak nie ma potrzeby by wchodziła ze mną w końcu te wizyty są poufne, prawda? Po za tym...-Przerwała mu kobieta.

- Panie Collins proszę się nie martwić, skoro jest to Pana narzeczona nie ma sensu niczego ukrywać. W końcu to zaufana osoba.- Uśmiechnęła się, co natychmiast odwzajemniłam. 

Chłopak jeszcze chwilę się opierał, jednak w końcu uległ i weszliśmy i zajęliśmy miejsca, on przy biurku na przeciwko Pani doktor ja bardziej na uboczu by nie przeszkadzać i nie wpływać na słowa Olivera. Jak się potem okazało, opłaciło się Oli zapomniał w pewnym momencie o mojej obecności i całkowicie się odprężył. Rozmawiał z Panią doktor tak... normalnie, bez żadnego spięcia czy skrępowania, tak jakby znali się już od wielu wielu lat.W pewnym momencie kobieta zadała pytanie, które zupełnie mnie zaskoczyło, nie wiedziałam jak zareagować byłam  po prostu w szoku, kiedy okazało się, że Oli mnie... okłamuje.Cały czas mówił, że chodzi na terapie i chce wyzdrowieć dla mnie, dla nas tak byśmy byli znowu szczęśliwi jak kiedyś, aż tu nagle okazało się tak po prostu, że nie chodzi już od jakiegoś czasu.Chłopak próbował się tłumaczyć tak by jego wyjaśnienia brzmiały jak najbardziej wiarygodnie, niestety im bardziej sie starał tym bardziej grzązł we własnych kłamstwach.

- Co jak co, ale kłamać to on nie potrafi.- Pomyślałam, a na mojej twarzy pojawił się krzywy uśmiech.-Pozostaje jeszcze tylko pytanie, gdzie był i co robił, po pracy kiedy to dzwonił do mnie mówiąc, że jedzie do kliniki.- Cały czas te pytania krążyły w mojej głowie i nie chciały odejść. Z zamyśleń wyrwała mnie krótka pożegnalna wymiana zdań miedzy Olim a Panią doktor, od razu po Oliverze pożegnałam się ja i wyszliśmy z gabinetu. Cała droga do domu przebiegła Nam bez słowa. Nie chciałam na niego naciskać, mimo iż byłam naprawdę ciekawa co ma do powiedzenia w tej chwili, mimo wszystko liczyłam się z tym, że może się wkurzyć na to, że chce ten tema drążyć co w ostateczności,może prowadzić do utraty panowania nad samochodem, a mimo wszystko jednak nie chciałam ginąć, a na pewno nie w ten sposób i nie z Nim. Dojechaliśmy pod dom, wysiedliśmy z samochodu,weszliśmy do domu, ja natychmiast kierowałam się do kuchni by zrobić nam obiadokolację. Po posiłku znowu zasiedliśmy na kanapie w salonie i oglądaliśmy telewizję, jednak nie mogłam ani na chwilę skupić się na oglądaniu ponieważ cały czas myślałam o tym co wydarzyło się w gabinecie. W końcu nie wytrzymałam i się odezwałam.

- Oli, dlaczego?? Przecież obiecałeś.- Niepewnie powiedziałam i spojrzałam na Olivera.Był wyraźnie niezadowolony, że ruszam ten temat jednak tym razem nic nie zapowiadało furii w którą od razu wpadł.

- Nie Twoja sprawa!- Wysyczał przez zęby. Nie interesuj się tak, jasne?- Dodał po chwili. Tym razem postanowiłam być bardziej odważna i jednak drążyć temat, a kiedy będzie chciał wymierzyć mi cios powstrzymam go za wszelką cenę. 

- No, ale przecież ta lekarka....-drążyłam.

- A ta lekarka to jakaś nie normalna jest, nie moja wina że ma sklerozę, i skończmy ten temat za nim...- Zamachnął się, był cały purpurowy na twarzy ze złości.

Natychmiast zobaczywszy jego rękę zablokowałam jej ruchy, tak by uchronić się przed ciosem.Niestety Oli naprawdę chciał mi przyłożyć więc zaczął wyrywać rękę, ja mimo dosyć słabej sile nie odpuszczałam i w ten sposób doszło miedzy nami do szarpaniny. Po około dziesięciu minut naszych 'zapasów", nie dawałam rady w efekcie czego wyswobodziłam rękę chłopaka, która natychmiast, znalazła drogę do mojej twarzy i dostałam prosto z pięści i znowu to samo krew, ból łzy, tym razy było na szczęście bez gwałtów, więc moje ubranie na szczęście nie ucierpiało, no może pomijając kropelki krwi, ale to mi nie przeszkadzało w tym by wybiec z domu.Było zimno a byłam ubrana już jak to mówią po domowemu, więc nie było mi za ciepło, nie miałam jednak ani siły ani czasu żeby myśleć o tym by wziąć z domu cokolwiek, nie miałam pieniędzy, telefonu, laptopa, dokumentów... nic zupełnie nic. Wyszłam jak stałam. Gdy tak krążyłam bez celu, cała we krwi i łzach, ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, ale szczerze mówiąc w tamtej chwili było mi wszystko jedno, w pewnym momencie znalazłam się koło małej ławeczki, która znajdowała się nie nie opodal rzeki. Siedziałam na tej ławeczce już kilka minut, było mi coraz zimniej w pewnym momencie spojrzałam na rzekę , która dzisiaj była dzisiaj wyjątkowo wzburzona dzisiaj, Widząc ten widok uśmiechnęłam się do siebie, wstałam wolno z ławeczki i skierowałam się w stronę strumyka,myśląc cały czas o tym, co zaraz się wydarzy, kiedy byłam już w odpowiednim miejscu,jedną nogą przeszłam przez barierkę, już miałam przechodzić resztą ciała, jednak coś a raczej ktoś dokładnie czyjaś ręka mnie powstrzymała. Przestraszyłam, się bo myślałam, że jakimś cudem w jakimś celu biegł za mną Oliver, na szczęście okazało się że to....Liam?

- Liam? Co Ty tu robisz?Oli Cię przysłał?- Mówiłam coraz szybciej i bardziej wystraszona i zniecierpliwiona.

- N-Nie oczywiście, że nie jestem tu na życzenie Olivera.. skąd...- przerwał, gdy zobaczył moją twarz. Byłam nieco zdziwiona, bo przecież jak on mógł nie zauważyć tych siniaków i krwi?

- Liam, wszystko ok? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył.- Udawałam, że nie wiem o co mu chodzi.

- Tak, tzn nie... ach.. nie ważne co Ci się stało? Ktoś Cię skrzywdził?! Oliver wie?!- Pytał jak nakręcony.

- Już spokojnie, po kolei. Po pierwsze zostałam pobita, po drugie, tak a po trzecie wie ponieważ..- przerwałam próbując powstrzymać łzy.- Nie powiem mu, przecież to jego przyjaciel, nie uwierzy mi...

- Ponieważ...był akurat w domu gdy wróciłam i widział moją twarz.- Skłamałam, ale chyba uwierzył.

- Nic z tym nie zrobił? To nie wygląda za dobrze powinien to lekarz zobaczyć, ale to za chwilę, a czemu chciałaś... skoczyć ?? - Dopytywał.

- Ja skoczyć?? No coś Ty. Mam cudownego chłopaka, jestem na wymarzonych studiach, mam gdzie mieszkać zaczęłam wymieniać, jednocześnie powstrzymując zły, jednak mimo moich usilnych starań, chłopakowi nie uszło to uwadze.

- Kłamiesz! Te siniaki to... Oliver prawda?- Zaskoczył mnie zupełnie, nie wiedziałam co powiedzieć, ja tak usilnie próbowałam kłamać, bojąc się wyśmiania a ten sam od razu wspomina o swoim niby przyjacielu.

- Skąd Ty...??- Byłam zaskoczona.

- Poprzednia dziewczyna, go zostawiła,po dwóch latach związku, też ją bił, zmuszał do..no sama wiesz. W końcu uciekła, zmieniła miejsce zamieszkania, nazwisko, imię, wygląd, numer telefonu, tak by jej nie znalazł i zniknęła. Pewnie zastanawiasz się skąd to wiem, ale już spieszę Ci się wytłumaczyć, tą dziewczyną była.... moja kuzynka, długo trwało nim doszła do siebie, początkowo mieszkała u moich rodziców jednak w pewnym momencie stwierdziła,że chce żyć na własny rachunek, no i tak właśnie zrobila. Teraz jest szczęśliwa, ma dzieci, wspaniałego męża, pracę. Jest cudownie, najważniejsze jednak, że jest bezpieczna, a ja mogę spać spokojnie wiedząc,że nic jej już nie grozi. Oliver to totalny świr. Wiem jesteś zdziwiona, że mówię tak o moim kumplu, ale taka jest prawda. Dlatego nie ściemniaj i mów jak było i dlaczego.. chcesz się zabić?

Po historii,którą opowiedział mi Liam, spuściłam tylko głowę, ale tym razem juz nie starałam się łez powstrzymywać i opowiedziałam jak było naprawdę.

- Tak... masz rację to Oliver... To już drugi raz kiedy...za pierwszym razem, kilka miesięcy temu mnie zgwałcił. Na drugi dzień mnie przepraszał, mówiąc że już nigdy więcej,że mnie kocha i że będzie się leczył. Sielanka trwała, kilka miesięcy, aż do dzisiaj, kiedy wróciliśmy od psychoterapeutki, do której niby regularnie chodzi Oli, okazało się dzisiaj na tej wizycie, że już dobre kilka tygodni odpuścił. Wróciliśmy do domu. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam wypytywać, początkowo powstrzymałam go przed ciosami, niestety jestem słabsza i nie dałam rady, kiedy już odzyskał "wolność" zaczął mnie okładać, wyrwałam się i wybiegłam.  Resztę już wiesz.

- No a to..?- Pokazał na moją nogę, która znajdowała się nadal po drugiej stronie barierki.

- Widzisz Li, czasami jest tak, że człowiek nie ma ani po co ani dla kogo żyć. Jednym z tych ludzi jestem ja... wychowanka domu dziecka, rodziców nie znam, chłopak się nade mną znęcał, obecnie nie mam gdzie mieszkać, nie mam pieniędzy, swoich rzeczy, zupełnie nic. Po co więc żyć Liam? Co?? Po co ? Żeby cierpieć? Żeby żebrać na ulicy o kilka groszy na jedzenie? Ja tak nie chce.

- Proszę Cię nie mów tak! Jesteś wartościową dziewczyną, masz przyjaciół, uczelnie, pracę i...- Zamilkł na chwilę, jednak za chwile zaczął ponownie i... mnie. Proszę, podaj mi dłoń spadajmy stąd. Pomogę Ci,zobaczysz będzie dobrze, zamieszkasz u mnie odetniemy się od Olivera.Błagam Liz!

 Przez krótką chwilę analizowałam słowa chłopaka i niemal natychmiast podjęłam decyzję. Spojrzałam jeszcze na rzekę, potem znowu na brązowookiego, był... był taki wystraszony, patrzył na mnie błagalnie, w oczach miał wyraźne łzy. Nieśmiało podałam mu dłoń, pomógł mi bezpiecznie przełożyć nogę, tak bym znowu stała po tej "bezpieczniejszej" stronie, kiedy już stałam na ziemi, on tylko podszedł do mnie i bez chwili namysłu przytulił, tulił tak mocno jak nikt inny przedtem tego nie robił, nawet Oliver na samym początku związku, trzymał mnie z taką siłą jakby bał się, że mu ucieknę, że coś mi się stanie. Po raz pierwszy od bardzo dawna czuje się bezpiecznie.

                                         *** Trzy lata później***

 Odeszłam od Olivera, zerwaliśmy wszystkie kontakty, ku mojemu zdziwieniu kiedy Liam poszedł po moje rzeczy, bo ja nie miałam odwagi, obyło się bez awantur, odzyskałam wszystko, Olivera podałam na policję, z tego co wiem siedzi i długo na wolność nie wyjdzie, a ja? Ja jestem w końcu bezpieczna i szczęśliwa z moim mężem Liamem.
____________________________

No to kochani macie kolejną część o Liamie ta część jest częścią ostatnią. Dziękuje oczywiście Malikowej ( Patrycji), która pomogła mi ruszyć z tą częścią. Znając mnie bez Niej ta część pojawiłaby się duużoo później, zresztą mnie znacie. Także kochana Dziękuje <3 Widziałam, też że jednak komentarze się pojawiają,za co bardzo bardzo dziękuje <3 Kocham Was i liczę na Waszą aktywność. Piszcie pod tym rozdziałem czy Wam się podoba, a może macie jakieś propozycję co do imaginów. Chętnie poczytam i może coś wybiorę, przypominam też że imaginy na zamówienie też przyjmuję wystarczy tylko napisać z kim ma byc dla kogo i jaki rodzaj,ale UWAGA!!! Bez +18 ;).Pozdrawiam ;)