sobota, listopada 29, 2014

Zayn III

  Wstałam kilkanaście minut przed Zaynem. Dzisiejsza noc, była dla mnie w pewnym sensie wyjątkowa. Pierwszy raz czułam się,  taka..taka spokojna, kochana i bezpieczna. Wiedziałam, że obietnica bezpieczeństwa ze strony chłopaka nie jest fałszywa i to mnie bardzo cieszy. Kiedy tak leżałam nagle przypomniałam sobie, że jestem wtulona w chłopaka, chciałam się podnieść starałam się Go nie obudzić, niestety po chwili lekko się poruszył, cichutko zamruczał i powoli otworzył swoje cudne, ciemne tęczówki.

- Dzień dobry  - usłyszałam jego ochrypły głos i zobaczyłam ten cudowny uśmiech. Nie mogłam sobie wyobrazić lepszego poranka.

- Dzień dobry.- odwzajemniłam uśmiech.

- Mówiłem Ci już, że jesteś piękna? - jeju jaki on ma cudowny głos, pomyślałam i poczułam żar na policzkach, co mogło oznaczać tylko tyle, że chłopak znowu wywołał u mnie rumieńce.

- A z tym rumieńcem wyglądasz jeszcze piękniej.- poszerzył uśmiech. 
W odpowiedzi sprzedałam mu tylko kuksańca w ramie.

-  No eyy, mówię tylko prawdę.Jak się spało?? Gotowa na podbój Portugalii??

- Bardzo się denerwuje, nie tylko ze względu na chłopaków czy ojca, ale nigdy nie jeździłam tak daleko a w dodatku samolotem. - powiedziałam. - a spało mi się naprawdę dobrze.

*wręcz cudownie* - przeszło mi przez myśl. 

- A Tobie?? Wyspany?? - zapytałam, za co zostałam obdarowana najpiękniejszym uśmiechem, jaki w życiu widziałam.

- Mmm..u boku tak pięknej dziewczyny, mógłbym się codziennie budzić i zasypiać. Dawno tak dobrze nie spałem. - cholera znowu te rumieńce.- Dobra dosyć tego dobrego trzeba wstawać. Najchętniej jeszcze bym poleżał, ale trzeba się ogarnąć.- usiadł przeciągnął się i powoli wstał.

Kiedy go zobaczyłam, sama nie wiedziałam gdzie patrzeć, ciało ozdobione wieloma tatuażami, lekko zmierzwione włosy, mięśnie.- Mój Boże, [T.I] ogarnij się. Skarciłam się. Kiedy tak się w Niego wpatrywałam, chłopak poczuł się najwyraźniej niezręcznie i wybudził mnie z transu.

- No to co jemy na śniadanie? - mówił to cały czas uśmiechając się.

- Eehem, nie wiem, pojęcia nie mam, zdaje się na Twój gust.- odpowiedziałam.

Chłopak wstał z łóżka, wziął strój na dzisiaj, poszedł do łazienki się ubrać po czym od razu zszedł na dół. Postanowiłam zrobić to samo, kiedy byłam już prawie gotowa usłyszałam głos z dołu.

- [T.I] chodź śniadanie na stole. - zawołał.

 Jak zwykle siedzieliśmy w ciszy, którą przerwał chłopak.

- Chłopaki zaraz będą i razem pojedziemy na lotnisko. - zobaczywszy jak moja twarz blednie i malujący się na niej strach, chwycił moją dłoń i szepnął bym się nie martwiła i że wszystko będzie w porządku.

Uśmiechnęłam się blado, chciałam czymś zająć myśli, więc wstałam i posprzątałam po śniadaniu, Zayn próbował mnie powstrzymać, ale nie zamierzałam ustąpić. Po chwili, kiedy wszystko było gotowe poszłam do góry po swoje rzeczy, pięć dni to nie długo, ale ja jak każda kobieta zawsze muszę przesadzić,ale nie ważne i tak nie ma czasu już na przepakowanie. Torba była jak dla mnie na prawdę ciężka, nie chciałam jednak wołać chłopaka, więc sama targałam ją na dół, a przynajmniej taki miałam zamiar, kiedy to zobaczył od razu wystrzelił w moim kierunku i zabrał ode mnie walizkę.

- Oszalałaś? Wziąłbym to, czemu nie poprosiłaś?- Wiedziałam, że tak będzie.

- Eh, ja... ja chciałam.... po prostu..- znowu ten strach.

- Nie denerwuj się, nie jestem zły, ale nie rób tak więcej a jakbyś spadła ze schodów? - martwił się, czułam się z tym dziwnie, ale dobrze wiedzieć, że ktoś się o mnie troszczy.

- Prze...przepraszam.- odezwałam się, kiedy siedzieliśmy już na kanapie i czekaliśmy na chłopaków.

- Nic się nie stało, przecież Ci mówiłem, nie chce po prostu by coś Ci się stało. Naprawdę się nie gniewam.- wyjaśnił mi spokojnie, sprawiając, że poczułam się lepiej. - No chodź tu do mnie.-Wyciągnął w moim kierunku dłoń, przysunęłam się do Niego nieśmiało, a on mnie po prostu przytulił, co odwzajemniłam mocniej się wtulając.

Siedzieliśmy wtuleni, do momentu, aż nie usłyszeliśmy śmiechów chłopaków. Zayn zerwał się, by ich powitać. Weszli do pokoju w którym siedziałam na co tradycyjnie odezwało się uczucie, które ostatnio mnie nie opuszcza..strach, pod jego wpływem skuliłam się na kanapie, spuszczając wzrok na moje palce, które w tym momencie stały się najbardziej interesującą rzeczą na świecie.  Chłopcy zatrzymali się kawałek ode mnie szepcząc coś do bruneta, jednak na tyle głośno bym usłyszała.

- To ta dziewczyna o której wspominałeś? - Zapytał Harry.- Ładniutka.- spojrzał w moją stronę chłopak z bujnymi lokami i zielonymi oczami.

- Zapomnij Hazz, skoro Zayn nie chciał jej zostawić, znaczy że coś do niej czuje. Nie ma sensu startować stary- odezwał się drugi, tym razem był to szatyn z niebieskimi oczami.

- Oh, zamknijcie się...- warknął Zayn i spojrzał w moją stronę. Pokiwał głową zrezygnowany, po czym się odezwał.

- [T.I], to są właśnie moi przyjaciele, o których Ci opowiadałem.

Wstałam niepewnie z miejsca i podeszłam do chłopców, oczywiście stanęłam jak najbliżej Zayna, póki co tylko przy nim czułam się bezpiecznie.

- Ten z burzą loków na głowie to Harry, po lewej stoi Louis, Liam i Niall.- z każdym z nich przywitałam się uściskiem ręki i uśmiechem, a przynajmniej mam nadzieje, że to był uśmiech.

- Ymm, miło Was poznał, Zayn dużo o Was mówił. Mam na imię [T.I].- Czemu tutaj wszyscy reagują na to imię takim zaskoczeniem? Ah no tak.. w Polsce to normalne, tutaj rzadkie.

- Ładnie, ale zaraz... to nie jest brytyjskie imię, skąd jesteś? - Zapytał chyba Niall, swoją drogą całkiem uroczy.

- Jesteś spostrzegawczy..Niall? Dobrze pamiętam? - zapytałam niepewnie.

- Tak, masz dobrą pamięć, ale skoro nie jesteś stąd to skąd??

- No... jakby Wam to powiedzieć...jestem tutejsza, moja mama jest polką, a [T.I] to właśnie z tego kraju. - uśmiechnęłam się.

- Aaa no to wszystko jasne, dobra nie męczmy już dziewczyny, długa droga przed nami trzeba się ruszać na lotnisko. - W końcu uciął Liam.. tak na pewno to był on.

Ruszyliśmy do samochodu, który swoją drogą był jak taki mały autobus, usiadłam oczywiście koło Zayna, obok usiadł Liam, obok niego Harry a na przeciwko Niall i Louis. Rozmawiliśmy o wszystkim, nawet co ciekawe ja się wyluzowałam, Zayn miał rację chłopcy są wspaniali.

- A Paul z Wami nie przyjechał? - Zmienił temat zdziwiony Zayn.

- Dzwoniłem do Niego i powiedział, że będzie czekać na lotnisku. - Poinformował wszystkich Liam.

Droga na lotnisko trwała jeszcze kilka minut po czym wyszliśmy i kierowaliśmy się do wielkiej hali odlotów i przylotów. Obiekt był olbrzymi, trochę się speszyłam nigdy nie byłam w takim miejscu, popatrzyłam z lekkim przerażeniem na chłopaków, ale zdawali się tego nie widzieć, tylko Zayn objął mnie ramieniem, dodając tym otuchy.

- O patrzcie chłopaki, Paul idzie - odezwał się Louis. - Trochę ich poznałam i imion już byłam pewna na sto procent.

Spojrzałam przed siebie i napotkałam wzrok tego ich Paula, ale zaraz przecież to niemożliwe. To... to.. mój ojciec, co on tu robi? Zobaczywszy mężczyznę, chwyciłam Zayn dłoń jeszcze mocniej, zrobiło mi się słabo i poczułam, że za chwilę zemdleje, więc gwałtownie wyszarpałam się z uścisku chłopaka, który chwile temu sama wzmocniłam i usiadłam na krzesełku. Chłopaki kiedy to zobaczyli przystanęli, ale nie odważyli się podejść, nie wiedzieli co się dzieje, byli wyraźnie zdezorientowani. Jedynie do siebie w miarę szybko doszedł Liam, no i Zayn, dali reszcie do zrozumienia, żeby szli dalej a sami usiedli po obu stronach krzesełka,które zajmowałam.

- Yyy..[T.I]? Wszystko w porządku?- Zapytał Liam.

Spojrzałam ostrożnie na chłopaków i na mężczyznę, który już rozmawiał z pozostałą trójką.

- Tak.. to znaczy chyba.... ehh... przepraszam chłopaki, ale ja chyba jednak nie polecę, z Wami.

- Co się dzieje? Przecież rozmawialiśmy o tym w domu, wszystko jest i będzie dobrze. Chłopcy Cię polubili, nie pozwolimy Cię skrzywdzić.Prawda Li? - odezwał się Zayn.

- No jasne,nie wiem czego lub kogo się boisz, ale z Nami jesteś bezpieczna. - słuchałam ich i miałam coraz więcej łez w oczach, którym nie chciałam dać wypłynąć.

- Zayn.. ja... doceniam co dla mnie robisz, robicie i doceniam również to, że chcecie mi pomóc, ale.. on tu jest.- powiedziałam nieśmiało patrząc w stronę Paula.

- Ale kto? Paul? [T.I] mówiłem Ci, że nie ma nic przeciwko byś jechała, to spoko gość, polub...- przewałam mu.

- Nie! Nie polubię, nie chce go znać to... on jest...- nie wiedziałam jak im to powiedzieć.

CDN.
_____________________________

Witajcie kochani ponownie, tym razem Zayn część trzecia, którą w końcu udało mi się napisać zupełnie samej... tym samym tez dedykuje ten rozdział Malikowej, która pomogła mi już wiele wiele razy i jestem Ci wdzięczna Kochana. Wybaczcie, że taki beznadziejny, ale mam nadzieję, że chociaż jednej z Was się spodoba. Piszcie komentarze, rozsyłajcie stronkę dalej. Pomóżcie rozwinąć skrzydła temu blogowi. Pozdrawiam i do następnego. 

niedziela, listopada 23, 2014

Zayn II

                                            ***Perspektywa Zayna***


 Obudziłem się jeszcze, przed [t.i]. Przetarłem zaspane oczy, ruszyłem się z łóżka i postanowiłem zajrzeć do mojej współlokatorki. Cichutko wszedłem do pokoju, dziewczyna była odwrócona tyłem do drzwi. Pomyślałem, że śpi,więc wycofałem się, zamykając za sobą ostrożnie by jej nie obudzić. Zszedłem na dół coś zjeść, przy okazji szykując coś dla niej na śniadanie, by zjadła gdy wstanie a mnie nie będzie. Nie chce by czuła się skrępowana czy coś. Zrobiłem dla nas śniadanie, swoje od razu zjadłem, a dla niej postawiłem na stole, obok talerza położyłem też karteczkę z informacją gdzie jestem i o której powinienem wrócić, by się nie martwiła. Spojrzałem na zegarek i dotarło do mnie, że mam dokładnie pół godziny do wyjścia. Zacząłem się szybko ubierać, a chwile później wyszedłem z domu. Miałem tylko nadzieję, że nie pomyśli sobie, iż ją opuściłem. Niby zostawiłem jej karteczkę, ale nie ma gwarancji przecież, że nie odbierze tego w ten sposób, jest taka krucha. Bałem się, ale musiałem spełnić swoje obowiązki. Odsuwając myśli na bok zorientowałem się, że jestem już pod budynkiem, gdzie mieliśmy spotkać się z menagerem. Wszedłem do budynku, gdzie od razu spotkałem się z chłopakami na Paula zastanawiając się o co może chodzić, chłopcy podobnie jak ja też są zdezorientowani. Trasa odpada, bo przecież nie dawno wróciliśmy, płyta? Hmm możliwe, ale czy to nie za szybko? Sam nie wiem. Po pięciu minutach nasze wątpliwości miały został rozwiane, ponieważ pojawił się najważniejszy człowiek dla naszego zespołu. Gdyby nie on to nie wiem co by z nami było, jestem jednak pewny, że nic dobrego.

 - No cześć chłopaki, zapraszam do biura. - Odparł niskim głosem.

Weszliśmy jak nam nakazał, usiedliśmy na dużej sofie i czekaliśmy, aż mężczyzna coś powie.

 - No więc? Co się stało, że nas ściągasz do biura? - Zapytał Liam.

 - Nie chodzi o następną trasę, prawda? - Zapytałem.

Mężczyzna milczał,a my zaczęliśmy się denerwować, a ja chyba szczególnie.

 - W sumie chłopaki to... - W końcu przemówił. - Co prawda to prawda Zayn, nie chodzi o trasę, jednak... - No nie, znowu zaniemówił.

 Do cholery Paul, mów o co chodzi proszę Cię. - Oburzył się Harry, a to nie wróżyło nic dobrego

 - Harry, nie denerwuj się. - Odpowiedział spokojnie.

 - No to mów wreszcie, to nie jest zabawne. Dzisiaj przyjeżdża do mnie siostra z mamą, nie chce by musiały tłuc się z lotniska autobusem czy taksówką. Błagam zlituj się. - Powiedział już spokojniej Hazz.

 - No dobrze, już dobrze.Chodzi o to, że dostaliście zaproszenie do jakiegoś muzycznego programu, jakiś finał czy coś. Musimy wylecieć jutro, z samego rana do Portugalii, zostajemy tam co najmniej pięć dni. - Zamarłem.

 J..Jak to? Paul z całym szacunkiem, ale czy ty żartujesz? - Zapytałem zupełnie zszokowany.

Przecież nie mogę zostawić [T.I]. Boże nie teraz... to muszą być jakieś kpiny. - Załamałem się.

- O co chodzi Zayn? Nigdy nie protestowałeś, przecież to kochasz, wy to kochacie, co się dzieję? - Zupełnie zbijając mnie z tropu.

 Co miałem powiedzieć? Że poznałem dziewczynę? Że u mnie mieszka? Że nie mogę jej teraz, nie chce jej teraz zostawiać? Zupełnie nie wiedziałem co odpowiedzieć.

 - Bo widzisz Paul.. - zacząłem zmieszany. - Bo ja... właściwie to... - Nie wiedziałem co powiedzieć.

 - No Malik, nie mamy całego dnia wyduś to z siebie. Czemu tak usilnie nie chcesz jechać? Przecież to szansa, dla Ciebie, dla was. - Dopytywał mnie Paul

No nic. Ryzyk fizyk, spuściłem głowę i powiedziałem.

 - Nie jestem sam, nie mogę jechać..bo...poznałem kogoś i nie mogę jej teraz zostawić. - Powiedziałem na jednym wdechu, ze spuszczoną głową głową zmierzałem do  wyjścia, za nim chwyciłem za klamkę odwróciłem się jeszcze w stronę chłopaków i Paula. Wyszeptałem ciche " przepraszam" i wyszedłem.

- Zayn! Wróć! - Usłyszałem głos Paula. Stanąłem i odwróciłem się, a to co usłyszałem, nie powiem ucieszyło mnie.

- Jeśli.. no jeśli na prawdę nie chcesz jej zostawiać, to ją zabierz ze sobą. - Powiedział, a na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.

- Yy.. mówisz poważnie? Mogę? Jee..jeju Paul, dziękuje! - Wykrzyczałem i przytuliłem go najmocniej jak mogłem, jest dla nas jak brat, mimo dosyć sporej różnicy wieku jest spoko gościem.

- No już Zayn spokojnie, pogadaj z nią i widzimy się jutro. - Uśmiechnął się, a ja pożegnałem się z chłopakami i wróciłem szczęśliwy do domu.

 Otworzyłem drzwi i pierwsze kroki poczyniłem do kuchni nawet się nie rozbierając, niestety nie podobało mi się to co tam zastałem. Talerz, który zostawiłem tutaj, był nietknięty, karteczka idealnie ułożona, zero oznak dziewczyny. Zmartwiłem się nie na żarty, pobiegłem szybko na górę i otworzyłem drzwi. Kiedy wszedłem zauważyłem, że [T.I] wcale nie zmieniła pozycji od kiedy ją ostatnio widziałem,jej ciało delikatnie drżało. Myślałem, że jest jej zimno, więc podszedłem do niej z zamiarem okrycia jej szczelniej, kiedy jednak dziewczyna wyczuła moją obecność, odwróciła się gwałtownie i przytuliła tak mocno, że zamarłem i przez chwilę nie wiedziałem co się dzieję, ale odwzajemniłem gest i w końcu do mnie dotarło, szlochała. Znowu. Zacząłem delikatnie pocierać jej plecy, by choć na chwile przestała płakać. Trwaliśmy tak do momentu aż się nie uspokoi. Minęła chwila, a ja zorientowałem się, że przez to wszystko jestem jeszcze w kurtce i butach. Odsunąłem się od niej na kilka wręcz milimetrów, ponieważ dziewczyna od razu przylgnęła do mnie jeszcze mocniej.

- Shhh, [T.I] nie płacz. Za chwilę wrócę, idę tylko zdjąć kurtkę i buty, nigdzie nie idę. - próbowałem jej wyjaśnić i chyba się udało, ponieważ po chwili uścisk zelżał, a szatynka niepewnie się odsunęła i oparła plecami o ścianę. Zanim zamknąłem drzwi spojrzałem w jej stronę i zrobiło mi się jej naprawdę żal. Siedziała pusto patrząc na drzwi. Martwiłem się. Wykonawszy swoje zajęcia, poszedłem do kuchni, po śniadanie, którego nie zjadła, zaparzyłem świeżą herbatę i poszedłem do jej pokoju.

- Przyniosłem Ci śniadanie. Zostawiłem je rano, kiedy wychodziłem. Czemu nie zjadłaś?

Tym pytaniem chyba jednak przesadziłem. Niby o nic takiego nie pytałem, ale ona się lekko skuliła i przyparła do ściany jeszcze mocniej, o ile to w ogóle możliwe, już nie wiedziałem co zrobić i jak do niej dotrzeć, nie ufała mi, to było pewne a ja musiałem, chciałem to zmienić, ale zupełnie nie wiedziałem jak. Pokręciłem głową z rezygnacją odłożyłem tacę na stolik obok łóżka i ostrożnie usiadłem koło dziewczyny, obserwując jej nieśmiałe ruchy. Od rana nic nie powiedziała. Cisza miedzy nami trwała tak długo, aż dziewczyna nie zjadła i nie wypiła tego co jej przyniosłem. Chwilę potem zadała pytanie, które mnie zaskoczyło.

 - Gdzie byłeś? Wołałam cię, prosiłam byś przyszedł, bałam się. Miałam zły sen, mój ojciec chciał cię skrzywdzić, tak bardzo się bałam.

- Byłem w pracy. Nasz menager, Paul chciał z nami coś omówić. Pamiętasz? Mówiłem ci, że śpiewam w zespole.

Po mojej odpowiedzi, nie wiem czemu, ale dziewczyna pobladła. Przerażenie miała wymalowane na twarzy. Co ja znowu do cholery, zrobiłem źle? Chwilę później powiedziała co ją tak wystraszyło.

- P..Paul? - Pierwszy raz widziałem, jak można sparaliżować człowieka wypowiadając jedno, jedyne imie. Nie wiedziałem o co chodzi. - Mój ojciec ma tak na imię.- Wyjaśniła, no i wszystko jasne.

- No tak, własnie Paul, ale spokojnie nic się nie stało, widzisz? Jestem cały i zdrowy. Wiesz, jutro mamy jechać do Portugalii na jakiś występ czy coś, na całe pięć dni.

-Wyyy...wyjeżdżasz?! Zostawiasz mnie? Nie proszę, nie teraz! Błagam Cię, ja się boje, nie zostawiaj mnie.

- Hey, spokojnie, rozmawiałem z menagerem, powiedział że..... możesz jechać z nami, poznasz resztę chłopaków, Paula no a przy okazji pozwiedzamy. Zobaczysz, będzie fajnie. -uśmiechnąłem się pokrzepiająco.

- No nie wiem Zayn. Będę wam tylko zawadzać. Będziecie pracować, a ja ? Będę niepotrzebnym balastem, zresztą co będzie jak chłopcy mnie nie polubią? A jeśli mój ojciec mnie znajdzie? On jest zdolny do wszystkiego, niby nie sądzę by wpadł na pomysł by mnie szukać, za granicami kraju, ale on jest zdolny do wszystkiego. Tu jestem bezpieczna, ale co będzie jak mnie na ulicy wyczai ?  Wole zostać tutaj. Doceniam co dla mnie robisz, ale nie chce tego wykorzystywać. Masz swoje życie, obowiązki. Przepraszam, że zwaliłam Ci się z buciorami w życie. Odejdę, tak będzie lepiej.

- Nie wygłupiaj się [T.I]. Nikomu nie będziesz przeszkadzać, gdyby Paul tak myślał nie zaproponował by zabrania Ciebie, a chłopcy są naprawdę wspaniali. Polubią Cię, niczym się nie przejmuj. Na każdy występ, próbę, wywiad czy sobie tam jeszcze menager wymyśli, będziesz jeździć z nami, nie będziesz ani na chwilę sama, no chyba że w łazience. - Próbowałem zażartować. - Jeśli chcesz, odstąpię ci swojego ochroniarza. Za każdym razem, gdy będziesz chciała wyjść a ja nie będę mógł, on pójdzie z Tobą. Będzie dobrze. Jesteś bezpieczna, pamiętasz?  To co jedziesz?

- Nie jestem przekonana, ale skoro to dla Ciebie takie ważne, to myślę, że pojadę bo i tak nie mam wyjścia. - wreszcie się uśmiechnęła, a ja odetchnąłem z ulga. Spojrzałem na zegarek i już chciałem powiedzieć, by się pakowała, ale przypomniałem sobie, że przecież nie ma żadnych ciuchów, oprócz tych co miała na sobie jak ją spotkałem, więc odparłem.

- Wiesz rano mamy samolot, a skoro jedziesz z nami musisz mieć jakieś ciuchy. Nie proponuje byś szła do domu po swoje rzeczy, bo pewnie nie chcesz tam wracać, dlatego... korzystając z tego, że resztę dnia mam wolną, zabieram Cię na zakupy. Kupisz co chcesz, spakujemy się, a jutro podbijamy Portugalię.

Uśmiechnęła się delikatnie, wstała z łóżka i poszła do łazienki, a ja wziąłem tacę i zaniosłem na dół. Ponownie ubrałem kurtkę i buty i czekałem na dziewczynę, która po chwili zjawiła się w drzwiach. Zobaczywszy ją, uśmiechnąłem się, wziąłem delikatnie pod rękę i poszliśmy na zakupy. Przy kasie oczywiście histeria bo przecież ona nie ma pieniędzy, nie może wziąć tego czy tamtego, bo za drogie, bla.. bla... bla... kobiety.

- Ile płacę? Zapytałem ekspedientkę, przy kasie. Usłyszawszy kwotę, wyciągnąłem kartę w kierunku kasy i chciałem płacić, oczywiście [t.i] mnie powstrzymała.

- Boże, Zayn ja... przepraszam! Nie wiedziałam, że to takie wszystko drogie. Odniosę to i znajdziemy coś tańszego, nie chcę byś bulił kasę na mnie. To twoje pieniądze, nie chce tego wykorzystywać.

Udawałem, że nie słyszę, co dziewczyna mówi, uśmiechnąłem się do kasjerki, pokiwałem znacząco głową jednocześnie podając kartę by dokończyć transakcję. Widziałem wzrok [t.i], wiedziałem że chciała coś powiedzieć, za chwile jednak zamknęła usta i już nie protestowała.

 Po udanych zakupach pojechaliśmy do domu i zaczęliśmy się pakować. godzinę później szybko było już gotowe. Pooglądaliśmy telewizję, miedzy czasie postanowiłem zrobić kolację. W trakcie posiłku, widziałem że dziewczynę coś gryzie, wyraźnie chciała coś powiedzieć, albo zapytać ale chyba nie do końca wiedziała jak. Minęło trochę czasu a zielonooka w końcu wykrztusiła z siebie co chciała.

- Jacy oni są ? To znaczy chłopcy.. wiesz ci twoi koledzy? -  zadała stos pytań na raz, co wywołało na mojej twarzy uśmiech, w końcu odpowiedziałem.

- Oni są... naprawdę super. Zabawni, jeśli potrzebujesz pomocy to z czystym sumieniem możesz się do nich zwrócić o pomoc, naprawdę są pomocni. Na ogół to takie duże dzieci. Polubisz ich, zobaczysz, co najważniejsze mogę ci obiecać, że nie będziesz się z nami nudzić - uśmiechnąłem się.

Posprzątaliśmy po kolacji, chwilę jeszcze rozmawialiśmy, aż w końcu zdecydowaliśmy się iść spać.

- Dobranoc [t.i]. - Chciałem odchodzić, ale dziewczyna mnie zatrzymała.

- Zayn, czy...bo...no bo wiesz...- Była zupełnie zmieszana.

- No co sie stało? - Zapytałem.

- No bo widzisz, pomyślałam, czy nie mogłabym. - Denerwowała się.

Podszedłem do niej pogładziłem jej ramie, by dodać jej trochę otuchy, co po chwili wynagrodziła mi wypowiadając słowa, które zupełnie mnie zaskoczyły, nie spodziewałem się.

- Czy mogłabym dzisiaj, spać z tobą? - Zaczerwieniła się i opuściła głowę

- Oczywiście, idź już do pokoju, a ja wezmę prysznic i wrócę do Ciebie.

Wróciłem dziesięć minut później. Dziewczyna leżała odwrócona do drzwi, oczy miała otwarte. Uśmiechnąłem się, podszedłem do łóżka i nakryłem nas kołdrą i próbowałem zasnąć, za nim jednak do tego doszło, [t.i] zaskoczyła mnie dzisiaj już chyba setny raz. Pocałowała mnie w policzek, powiedziała ciche dziękuje i wtuliła się w moją klatkę piersiową jednocześnie zasypiając, co ja uczyniłem zaraz po niej. Lekko zaskoczony, ale spokojny i zaskakująco szczęśliwy

---------------------------

Wreszcie, wreszcie, wreszcie!!! Wróciłam do Was z nową częścią, nie wiem jeszcze ile będzie wszystkich części, ale raczej sporo. Tradycyjnie dziekuje Malikowej, wiem, że to czytasz. Jesteś wspaniała :* Czytajcie, komentujcie motywujcie, mnie....nas.                            
                                      
                                 
                                 

sobota, września 20, 2014

Zayn cz. I

Wszystko zaczęło się dokładnie pięć lat temu. Wracałam wtedy z imprezy od koleżanki. Niestety byłam spóźniona do domu już jakieś dwie godziny,nie bałam się jednak, bo wiedziałam, że mama jest w delegacji więc nie będzie krzyczeć, a tata nigdy na mnie nie krzyczał o spóźnienie, ponieważ uważał że jestem już duża ,odpowiedzialna i nic mi się nie stanie. Niestety wróciwszy do domu,coś w zachowaniu ojca było inne. Był zły, żeby nie powiedzieć wściekły. Krzyczał na mnie, na początku pomyślałam sobie, że to tylko dlatego, ponieważ się martwił.Jakież było moje zdziwienie kiedy po prostu mnie uderzył. Ktoś kiedyś powiedział, że jeżeli uderzy raz będzie robił to ciągle. Byłam pewna tego iż dotyczy to tylko związków. Niestety ojciec chyba słyszał to samo, ponieważ robił to coraz częściej i częściej, aż w końcu codziennie. Czego nie robiłam, było źle, czy dobrze i tak dostałam. Za co ? Właściwie, za wszystko. W domu nie posprzątane, obiad niegotowy, za późny powrót, Był piątek wracałam ze szkoły, dzisiaj było zakończenie roku, a że uczyłam się całkiem dobrze, żeby nie powiedzieć celująco, wracałam ze świadectwem z paskiem. Byłam z siebie zadowolona tego samego chciałam od ojca, by chociaż był ze mnie dumny. Niestety.  

- Wróciłam ! - zawołałam. 

- Co krzyczysz?! Myślisz, że jestem głuchy- wykrzyczał i wymierzył policzek.

- Ale..ale chciałam tylko...- przerwał mi.

- Nie obchodzi mnie to czemu wróciłaś tak wcześnie, co Ci mówiłem...-przerwałam, byłam już nieźle wkurzona.

- Widzisz?! Nawet nie wiesz, co się w około dzieje. Miałam zakończenie roku. Specjalnie wróciłam do domu, by się paskiem pochwalić,ale nie.... bo Ty wolisz krzyczeć i bić.Mam dosyć !- wykrzyczałam i wybiegłam, tak jak stałam nawet się nie pakując. Słyszałam za plecami jak mnie woła, ale mnie to już nie interesowało.

Wyszłam na ulice i cały czas myślałam gdzie się udać. Nie mam u kogo się zatrzymać, niby mam znajomych, ale żaden z nich nie był mi na tyle bliski, by zawracać głowę moimi problemami. Po chwili namysłu postanowiłam, że pójdę do parku a potem będę myśleć co dalej. Usiadłam na ławce, spuściłam głowę i myślałam gdzie mogę się zatrzymać, przecież do domu nie wrócę, a na dworze zostać nie mogę, przecież może...w tym momencie myślenia przerwało mi coś mokrego na mojej dłoni... spojrzałam w niebo.

- No pięknie deszcz, cholera i co teraz? Myśl [t.I] myśl.-myślałam na głos. Byłam zrozpaczona. 

Mój strój był dosyć nieciekawy, zważając oczywiście na sytuację, ponieważ miałam na sobie tylko białą bluzeczkę, czarną spódniczkę, buty i oczywiście moje świadectwo,które odebrałam kilka godzin temu. Łzy spływały mi jedna po drugiej, na szczęście w deszczu tego nie widać, siedziałam tam jeszcze chwilę, nagle uświadamiając sobie, że mimo wszystko jestem sama, nie mam zupełnie nikogo. W pewnym momencie poczułam czyjś dotyk na ramieniu, bardzo się wystraszyłam, a kiedy spojrzałam w górę, ujrzałam chłopaka o pięknych brązowych oczach, lekko się odsunęłam, a chłopak usiadł koło mnie na ławce i się odezwał.

- Hej, nie bój się, nic Ci nie zrobię. Jestem Zayn a Ty?- zapytał i wyciągnął dłoń w moim kierunku.

- [T.I], powiedziałam najciszej jak się dało, sama nie wiem czemu bałam się odezwać.

- Hm.. mówiłaś coś?- odezwał się, co oznaczało że nie słyszał odpowiedzi.

No dalej [T.I] nie bój się, odezwij się. Zawiesiłam się na chwilę, ale zaraz chłopak wyrwał mnie z amoku.

- Eh, chyba nie chcesz rozmawiać, przepraszam.Pa.- chciał już odchodzić a ja w ostatniej chwili odzyskałam siłę.

- [T.I], mam na imię [T.I]- powiedziałam, już na tyle głośno by chłopak usłyszał.

Sądząc po reakcji tak się stało, ponieważ Zayn stanął jak wryty, odwrócił się i z uśmiechem wrócił na ławkę mówiąc.

- Miło mi Cię poznać, swoją drogą nie spotykane imię w Londynie, ale piękne. 

Zarumieniłam się i spuściłam głowę.

- Dziękuje -odpowiedziałam i w tym momencie zapadła cisza, którą zakłócił Zayn.

- Wybacz, że pytam, ale... co tu robisz? Jest zimno, pada a Ty...- przerwałam mu.

- A ja tutaj siedzę w spódniczce i cienkiej bluzce - dokończyłam.

- No ale... przecież... Nie zimno Ci? W ogóle czemu tak późno się szwendasz, to niebezpieczne miasto, piękne ale niebezpieczne. Wracaj do domu, jeśli chcesz.. odprowadzę Cię.

- Nie ! - zerwałam się szybko z ławki i zaczęłam uciekać. Znowu uciekać, ale tym razem z parku przed chłopakiem który tak na prawdę nic mi nie zrobił. Słyszałam jak mnie woła ale się nie odwróciłam tylko biegłam, dotarłam do jakiegoś małego opuszczonego domu, gdzie postanowiłam spędzić dzisiejszą noc.

Usiadłam na ziemi i próbowałam uspokoić swój oddech. W tym czasie usłyszałam kroki, odwróciłam się w kierunku odgłosów i zobaczyłam, Zayna.


- Dlaczego uciekasz ? - Zapytał i usiadł obok.

- Nie uciekam, ależ skąd ja po prostu lubię spać w opuszczonych domach, na zimnej podłodze ledwo co ubrana. 

- odpowiedziałam sarkastycznie, i próbowałam się uśmiechnąć.

-Przestań [T.I]! Proszę, myślisz że mnie nabierzesz? Nic z tych rzeczy. Mieszkam z trzema siostrami, wiem kiedy kobieta chce coś ukryć. Płakałaś. - po tych słowach spojrzałam na niego zaskoczona skąd on to wiedział, przecież deszcz padał!

- Zaskoczona? Myślałaś, że deszcz zakryje Twój ból i cierpienie? Nie tym razem. Więc... co się stało i co tu robisz?

Chwilę myślałam czy opowiedzieć mu co się wydarzyło, w końcu go nie znam, nie wiadomo co się może stać. W końcu przemyślałam wszystko i postanowiłam go bardziej poznać i dopiero odpowiedzieć co się dzieje.

- Halo [T.I], ziemia Cię wyzywa.- Próbował mnie rozbawić.

- Przeprasza, jestem. Co do pytania opowiedziałabym Ci, ale... nie znam Cię, może jak się lepiej poznamy, dobrze? - Zapytałam nieśmiało i czekałam na odpowiedź.

- Yy, jasne, rozumiem wybacz,ale nie zostawię Cię samej śpię tutaj, ale spokojnie nie tknę Cię.- Podniósł ręce w geście obronnym.

- Nie musisz, idź do domu, jeśli chcesz przyjdź jutro zobaczyć czy żyje. - Ta wypowiedź wyraźnie chłopakowi się nie spodobała.

- [T.I], do cholery! Wiem, że się nie znamy nie każe Ci ze mną rozmawiać, ale nie zgrywaj chojraka. Zostaje i śpię tutaj i ani słowa!

- No dobrze, skoro się tak upierasz..ale nie ciesz się, jesteś tu na moich warunkach. Nie zadajesz pytań, nie dotykasz mnie.

Brunet chociaż nie chętnie zgodził się na to, jednak jak się okazało wzmianka o dotykaniu zabolała mnie. Sama nie wiem czemu, ale potrzebowałam przytulenia, bezpieczeństwa które, jak coś mi mówi znajdę właśnie w ramionach tego obcego chłopaka. Na szczęście szybko się ogarnęłam i zignorowałam to.Nastała noc, rozłożyłam się na kurtce Zayna, którą wręcz mi wcisnął, nie sprzeciwiałam, się bo podłoga była brudna, a Zayn oczywiście uparł się że nie mogę ubrudzić swojego ubrania. Sam spał na pustej, zimnej i twardej podłodze. Czy taki chłopak na prawdę mógłby kogoś skrzywdzić? Wkrótce miałam się dowiedzieć. Zmęczona przemyśleniami zasnęłam, bardzo mocno. Obudziłam się rano, ku mojemu zdziwieniu nikogo w pomieszczeniu nie było, nie ukrywam, że początkowo mnie to cieszyło, lecz po około godzinie jednak zaczęło mnie to niepokoić. Byłam głupia myśląc, że taki chłopak będzie sobie zaprzątać głowę taką dziewczyną jak ja, która nawet pogadać z nim nie chce. Znowu zostałam sama. Jedyne co dawało mi nadzieje na to, że być może wróci to fakt, że przecież miałam jego kurtkę.Niestety godziny mijały, a Zayn`a nie było. Byłam zmarznięta, głodna i.. samotna. Do domu wracać nie chcę, tata by mnie pewnie znowu zdzielił za niewinność.Zostało mi tylko to cholerne świadectwo. Szkoda, że papiery nie umieją mówić. Chwilę potem zaczęłam płakać z bezradności, bezsilności. Zwinęłam się w kłębek, cały czas płacząc i trząść się z zimna. Nagle naszła mnie myśl.

- Skoro nikt mnie nie chce, nie potrzebuje i nie kocha to znaczy, że czas na tej ziemi dla mnie się skończył? - To okropne ale przez tą myśl się uśmiechnęłam, przez łzy jednak zawsze coś. 

Nie wiem ile tak siedziałam, ale musiało to być nadzwyczaj długo, ponieważ usłyszałam jak ktoś lub coś wchodzi do pomieszczenia, w którym się znajduje. odruchowo spojrzałam w tym kierunku, okazało się że to Zayn, nie wiem czemu ale kiedy go zobaczyłam zaczęłam bardziej płakać i się trząść. To było.. dziwne uczucie. Mój towarzysz szybko do mnie podbiegł.

- Co się dzieje? Czemu płaczesz? - Pytał zatroskany, jednocześnie dotknął mojej ręki i zamarł. 

- Jesteś cała zimna. Boże [T.I] musimy się stąd zwijać, jesteś przemarznięta, zapewne głodna. - kucnął przy mnie i trzymając moją dłoń zaczął. 

- Wiem, że się nie znamy, wiem że mi nie ufasz i nie chcesz rozmawiać o tym co się stało, ale powinnaś znaleźć się gdzieś w bardziej cywilizowanym miejscu, rozchorujesz się. 

Po tych słowach podniósł mnie z zimnej ziemi. W tym momencie było mi wszystko jedno, czy mnie dotyka czy nie. Byłam tak przemarznięta i głodna, że nawet nie miałam siły stanąć na własnych nogach.Szyliśmy dosyć długo w nieznanym mi kierunku. Zaskoczył mnie determinacją i łatwością jaką mnie nosi .Było mi tak cudownie, że nie chciałam by to się skończyło. Niestety chwile potem znaleźliśmy się w pięknym apartamencie, a chłopak położył mnie na mięciutkiej kanapie i okrył ciepluteńkim kocem, bardzo starannie.

- Przyniosę Ci jakieś ubrania -po tych słowach ruszył na górę.

Zdążyłam jeszcze do niego krzyknąć.

- Zayn?! - chłopak odwrócił się w moją stronę z pytającym wzrokiem. 

- Dziękuje.- powiedziałam.

Chłopak uśmiechnął się i poszedł.

Siedząc na kanapie rozglądałam się po mieszkaniu, które było naprawdę pięknie urządzone. Chwile potem przyszedł chłopak z jakimiś ciuchami, zdziwił mnie fakt, że były one damskie.

- Trzymaj i się przebierz.- Spojrzałam na niego i wybuchnęłam śmiechem, nie chciałam ale nie mogłam się powstrzymać.

- Przepraszam, ale te ciuchy.. są...takie.. takie... damskie.- Ledwo powiedziałam.

Chłopak zrobił zdziwioną minę, jednak jego oczy stały się jakieś..inne, smutne. Nie wiedziałam co się stało już chciałam się odezwać, ale chłopak jakby czytał mi w myślach i powiedział.

- To ciuchy mojej byłej dziewczyny, Zostawiła je u mnie jak jeszcze byliśmy razem, przymierz czy pasują.- powiedział smutnym głosem, pokazał mi łazienkę po czym poszedł ze spuszczoną głową do jakiegoś pomieszczenia.

Zrobiło mi sie bardzo głupio, ale wykonałam polecenie i poszłam do łazienki. Przebrałam się, lecz nie mogłam wcisnąć się w spodnie, były za małe. Westchnęłam zrezygnowana naciągnęłam bardziej koszulkę i wyszłam z pomieszczenia.Postanowiłam poszukać Zayna i z nim porozmawiać, na szczęście chwilę potem udało się. Brunet siedział na łóżku, słuchał dołującej muzyki i dzierżył w dłoniach jakieś zdjęcie.

Nie wiedziałam czy się odezwać czy może lepiej nie, na szczęście chłopak mnie wyręczył i sam się odezwał.

- Pomoc ci w czymś ?
- Um ja.. -jąkałam się - te spodnie są na mnie za małe - poczułam rumieńce i jeszcze bardziej naciągnęłam koszulkę.

- Spokojnie, nie krępuj się, nie musisz się mnie wstydzić. - uspokoił mnie. - Wejdź i poczekaj dam Ci jakieś swoje spodnie. Jesteś głodna? Zrobię coś do jedzenia.- Wyszedł nie czekając na moją odpowiedź. 

Kiedy siedziałam tam sama zauważyłam zdjęcie jakieś dziewczyny, wzięłam je a moim oczom ukazała się śliczna szatynka o podobnej karnacji do tej którą miał Zayn, wyglądała jak jego siostra czy kuzynka, jednak pewne było że to jego dziewczyna a wygląd to tylko czysty przypadek. Odłożyłam zdjęcie na swoje miejsce i czekałam na powrót chłopaka, który jak sądząc po pytaniu stał cały czas i się na mnie patrzył.

- Ładna prawda? Kochałem ją.- powiedział smutno usiadł obok mnie i wziął z powrotem zdjęcie.

- Bardzo ładna - uśmiechnęłam się lekko.

- Zdradziła mnie..zabolało, bardzo. Byłem w trasie.- Usłyszałam jak głos mu się łamie, chciałam coś powiedzieć, ale mi przerwał.

- Zayn ja...

- Spokojnie [T.I], nic mi nie będzie, po za tym chętnie to z siebie w końcu wyrzucę.

Byłam zdziwiona ponieważ jego wyznanie znaczyło, że mi zaufał, a przecież w ogóle się nie znaliśmy. Poczułam się winna, ponieważ mnie nie było stać na wyznania.

- [T.I] skup się, przecież teraz najważniejszy jest on. - odrzuciłam te niedorzeczne myśli i słuchałam dalej co mówił, mimo iż słowa 'byłem w trasie" brzmiały dla mnie bardzo zagadkowo, miałam nadzieje, że chłopak odpowie na moje wątpliwości bez zbędnych pytań.

Chłopak opowiedział mi calą swoja historie związaną z tą dziewczyną. Było mi go szkoda, naprawdę. Nie wiem, jak można takiego chłopaka skrzywdzić. Miłym, troskliwy, pracowity, przystojny. Pewnie większość dziewczyn mając takie myśli zaraz by się skarciła, ale nie ja.. mi było wszystko jedno, co kto by o tym pomyślał.

- To było okropne co Ci zrobiła, nie rozumiem. Jednak nurtuje mnie jeszcze jedno pytanie. 

- Tak? A jakie?- odpowiedział zdziwiony.

- Powiedziałeś, że wtedy kiedy... no wiesz kiedy to się stało byłeś w trasie, co miałeś na myśli? Oczywiście jeśli nie chcesz nie mów. 

W odpowiedzi chłopak lekko się uśmiechnął i odrzekł. Okazało się wówczas, że jest sławny, ma zespół a trasa którą odbywał z kolegami to trasa koncertowa,promująca ich nową płytę. Byłam zdziwiona ponieważ słuchałam dużo muzyki oglądałam masę teledysków, ale Zayna jakoś nie kojarzyłam. A może po prostu teraz nie mogę sobie go skojarzyć, tyle się ostatnio działo. 

- Wybacz mi,że zapytałam ale zupełnie Cię nie kojarzę, tyle się ostatnio u mnie działo. Po tych słowach wypaliłam coś czego nigdy wcześniej bym nie zrobiła.

- Zayn.. a czy... Ty...mi...znaczy..- jąkałam się ponieważ naprawdę nie wiedziałam czy to dobry pomysł.- mógłbyś coś zaśpiewać?

Jego reakcja była trochę opóźniona ze względu na zaskoczenie jakie u niego wywołałam, ale po chwili zaśpiewał fragment jakiegoś utworu, jak się domyślam swojego. Miał nieziemski głos. Widać było, że to kocha i wkłada w to całego siebie i wszystkie swoje emocje. Skończył śpiewać i wlepił we mnie swoje urocze brązowe tęczówki, wyczekując reakcji.

- Wow... to było...było... niesamowite. Dziękuje.

- Nie ma za co najważniejsze, że poprawiłem Ci humor, masz śliczny uśmiech wiesz? - wywołał u mnie rumieńce, a zaraz potem poczułam jego ciepłą dłoń na policzku.

- Nie musisz się wstydzić, to nic złego.- pocierał delikatnie kciukiem mój zaróżowiony policzek.

Po tym geście nie wiem czemu, ale dotarło do mnie, że mogę mu zaufać jednak chwile jeszcze milczałam, chciałam by ta chwila trwała jak najdłużej. po około kwadransie przerwałam, chociaż bardzo niechętnie.

- To wszystko przez ojca.- powiedziałam nieśmiało.

- Hm, nie rozumiem? - Chłopak był zdziwiony moim nagłym odzewem.

- To przez niego wtedy w parku mnie znalazłeś, to dlatego spałam w tym opuszczonym domu, nie chciałam wracać do domu. Bałam się, że... że znowu to zrobi.

W tym momencie oczy chłopaka pociemniały, szczęka bardziej zacisnęła a warga zaczęła drżeć, sama nie wiedziałam dlaczego.

- [ T.I], nie mów że..- od razu zabrał dłoń, a ja natychmiast zrozumiałam o co chodzi.

- Spokojnie, nie zgwałcił mnie, on mnie... on.. on mnie tylko uderzył.- wyjąkałam.

- Jednorazowo prawda? Już więcej tego nie zrobił? Boże powiedz mi to był jeden jedyny raz, że się wystraszyłaś i uciekłaś, błagam.

W tym momencie wybuchnęłam płaczem jak małe dziecko któremu zabrano zabawkę, nie mogłam się uspokoić niestety chłopak odebrał tą reakcję jako jednoznaczną odpowiedź.

- Czyli to nie było jednorazowo - Po tych słowach, wypowiedzianych jak by do siebie chłopak mnie przytulił, a ja płakałam mu w koszulkę.

Po chwili odsunęłam się od chłopaka, nadal płacząc.

- Zayn... ja... ja się boje...nie chce tam wracać, nie wiem... nie wiem co mu się stało. Zawsze był dla mnie dobry... odkąd mama wyjechała i nie wiadomo czemu nie wraca, zmienił się. Za pierwszym razem... ja.... ja myślałam, że się zdenerwował bo wróciłam późno do domu i... i... się martwił, ale... ale.. kiedy u..uu..uderzył mnie znowu już nie wiedziałam czemu. Nie chce tam być, błagam nie odsyłaj mnie tam.- Wpadłam w panikę zupełnie nie wiem czemu.

- [T.I.] spokojnie nie odeśle Cię, nie bój się, ze mną jesteś bezpieczna. Już tam nie wrócisz przysięgam. Zostaniesz u mnie.

- Dz..dziękuje- odpowiedziałam, pewnie normalnie był odmówiła, ale co miałam zrobić ? Wrócić do ojca? Na pewno nie, spać pod mostem? Heh,[t.I] nie bądź śmieszna i tak Ci na to nie pozwoli.

- No już spokojnie - otarł moje łzy.- Chodź na kolację, zjemy coś. - wyciągnął rękę w moją stronę i zaprowadził do kuchni gdzie czekał na nas cieplutki posiłek.

Kiedy zobaczyłam te pyszności zaburczało mi w brzuchu za który automatycznie się złapałam. Dostałam znak od chłopaka, że mam siadać od razu to zrobiłam i chociaż niekulturalnie zaczęłam zaraz jeść, nie czekając ani na chłopaka ani na nic. Kiedy się opanowałam i spojrzałam na drzwi stał w nich Zayn, który miał ręce skrzyżowane na piersi i był oparty o framugę drzwi, bacznie mi się przyglądał a na twarzy rysował mu się delikatny uśmiech.

- Ty nie jesz? O matko przepraszam, prawie wszystko zjadłam... ja... wybacz mi.- spuściłam smutna głowę, wstałam delikatnie od stołu i zbierałam swoje naczynia,kiedy podszedł do mnie chłopak. Nie wiedząc czemu w tym momencie się odsunęłam zwinęłam w kłębek w rogu pomieszczenia, znowu przemówił przeze mnie strach, chociaż nie chciałam.

- Nie bój się, nic Ci nie zrobię, co do jedzenia już jadłem, to wszystko było dla Ciebie, chciałem tylko posprzątać.

Kiedy zobaczył dalej moją niepewność i strach z płuc wypuścił powietrze, pokiwał zrezygnowany głową, ale zaraz kucnął przy mnie i się odezwał.

- [T.I] posłuchaj, Nigdy nie skrzywdziłbym żadnej kobiety, wiem że dużo przeżyłaś, wiem że cierpiałaś ale zrozum nie każdy facet jest taki. - Wyciągnął w moją stronę rękę by pomóc mi wstać.

Nie pewnie chwyciłam jego dłoń i z małą pomocą wstałam z kafli. 

- Zayn przepraszam, ale chciałabym... znaczy... wiesz...ja... jestem zmęczona mógłbyś...- cały czas się denerwowałam. 

- Spokojnie, nie denerwuj się, już Ci pokaże gdzie śpisz. -uśmiechnął się pokrzepiająco. 

Chwilę leżałam w ciepłej pościeli i jakimś cudem poczułam na poduszce zapach perfum chłopaka, którym bez opamiętania się zaciągałam, aż zasnęłam.


_____________________________________

Wiem, nie było mnie szmat czasu, ale nareszcie mi się udało coś napisać oczywiście z pomocą niezastąpionej Malikowej, dziękuje kochana po raz milionowy chyba, gdyby nie Ty ten blog by już dawno nie istniał. :*








niedziela, sierpnia 10, 2014

Lou. część VII (ostatnia)

Obudziła mnie jakby kogoś rozmowa, dlatego też udawałam,że śpię i się przysłuchiwałam. Jak potem się okazało, Louis gadał sobie z Nicholasem, a raczej do niego. Chłopak zauważył, że się "budzę" i zwrócił się do małego.

- O patrz stary kto się obudził.- Mały spojrzał na mnie, uśmiechnął się i ku mojemu zdziwieniu wyciągnął rączki w moją stronę.

Wzięłam go na ręce.

- Czyżby Ci już tatuś nie odpowiadał?? - Jakież było moje zdziwienie jak chłopczyk w pewnym momencie powiedział...mama. 

Mnie zupełnie zatkało, Lou się uśmiechnął, w tym samym momencie wpadli chłopcy, którzy najwyraźniej wszystko słyszeli bo powiedzieli tylko.

- No mały, dobra robota.- Powiedział Liam. - Racja, lekcję nie poszły w las- dopowiedział Zayn i spojrzał z uśmiechem na mnie.

- Uczyliście go mówić?- Zapytałam ze zdziwieniem.

- Zayn po waszej rozmowie bardzo źle się czuł i obrał sobie za cel, że nauczy małego mówić chociaż słowa mama.- Odezwał się Niall

Wzruszyłam się, wstałam, przytuliłam Zayna i podziękowałam.

- Drobiazg [T.I], ale powiem Ci że łatwo nie było. Widać, że syn Tomlinsona , tak samo uparty.- zażartował chłopak.

- Ey, wiesz co stary dzięki.- Lou udał, że się obraził, jednak po krótkiej chwili wszyscy zaczęliśmy się śmiać, co ciekawe mały razem z nami. Uspokoiliśmy się dopiero jak przyszła pielęgniarka.

- Przeraszam, ale przeszkadzacie innym pacjentom. Ciszej proszę.- powiedziała.

Oczywiście przeprosiliśmy, powiedzieliśmy że więcej to się nie powtórzy. Niestety zaraz potem chciałam wydrapać jej oczy, kiedy zobaczyłam, że puszcza jedno z nich do Louisa, z perfidnym uśmiechem. Było by wszystko dobrze, gdyby nie była młoda, zgrabna, Lou kulturalnie odpowiedział jej promiennym uśmiechem co mnie dostatecznie dobiło.

Czy to znaczy, że jestem zazdrosna o Louisa ? Boże, [T.I] jakaś Ty głupia, oczywiście, że jesteś - skarciłam się myślach. Stałam tak chyba za długo, bo z transu wyrwały mnie dopiero głosy chłopaków.

- Halo,[T.I], Pytaliśmy o coś.- mówili do mnie machając mi przed oczami.

- Yyyy..Tak, co się stało?- obudziłam się.

- Pytałem, czy jedziesz z nami, czy zostajesz z Louisem?- Zapytał Liam

- Zostanę tutaj na noc, moglibyście tylko małego zabrać?

- O nie, nie.Jedziesz z chłopakami, musisz się wyspać a nie tylko Nicki.- odparł zatroskany Lou.

- Ale...Ty, tutaj...- zaczęłam się jąkać.

- Nic mi nie będzie, proszę Cię jedź. Zobaczymy się jutro, obiecuje, że nie umrę.- próbował zażartować.

Kiedy usłyszałam o śmierci od razu pobladłam, usiadłam i stanowczo, tonem nieznoszącym sprzeciwu powiedziałam że teraz stanowczo zostaje, i zdania nie zmienię.

- Aleś Ty uparta,zupełnie jak osioł.- Odparł Liam

- Tak, wiem. To co odwieziecie mojego syna do domu?- W tym momencie Louis znacząco odchrząknął, spojrzawszy na niego od razu się poprawiłam- to znaczy naszego syna do domu? Zadzwonię do rodziców ich uprzedzić.

Chłopaki choć niechętnie, zobaczywszy moje maślane oczy, z trudnością się zgodzili i wzięli małego.

- Kocham Was chłopaki.- Ucałowałam i wyściskałam ich i naturalnie zrobiłam to samo z małym.

Tym o to sposobem zostałam z Lou, który prawił mi kazania, że jestem blada, schudłam, że syn mnie potrzebuje i inne takie rzeczy. Wywróciłam tylko oczami, na jego kazania,chłopak widząc moją reakcje przestał i zmienił temat. Spokój jednak nie trwał długo, ponieważ przyszła ta głupia pielęgniarka co uprzednio, a mnie znowu szlag trafiał, próbowałam na wszystkie możliwe sposoby opanować złość, ale kiedy zobaczyłam, jak ta laska pochyla się nad Lou świecąc swoim dekoltem, który mimo moich oczekiwania był za obszerny na szpital, po prostu coś we mnie pękło, nie mogłam tego znieść. Byłam wściekła.Wiedząc że jeszcze chwilę a nie wytrzymam i wytargam ją za te blond kłaki, wstałam wymamrotałam zaraz wracam i wyszłam.Byłam na tyle zła, że wychodząc trzasnęłam drzwiami i naprawdę nie interesowało mnie, że ktoś mi zaraz zwróci uwagę. Miałam zupełnie dosyć i prosiłam Boga by on w końcu wyszedł z tego przeklętego szpitala. Korzystając z wyjścia poszłam do szpitalnego sklepiku kupić sobie coś do jedzenia i kawę, po czym miałam wracać do Louisa, jak na ironie za każdym razem jak śpię, albo wychodzę zawsze muszę być świadkiem jakieś rozmowy, tym razem nie było wyjątku. Nie byłam jeszcze dostatecznie spokojna, więc nie chciałam wchodzić, postanowiłam za to stanąć kawałek od drzwi i podsłuchiwałam, Lou rozmawiał z tą zołzą, no bo niby z kim by innym. Słowa, które usłyszałam nie spodobały mi się zupełnie.

- Łączy Cię coś z Nią?- zapytała

- Z kim? - odpowiedział jakby nie miał pojęcia o co jej chodzi.

- No.. z.. tą dziewczyną co tu siedziała.- dociekała

- A z [T.I]? Tak, to znaczy nie, a właściwie to mamy razem dziecko, nic więcej. Chociaż się starałem. - odpowiedział, a ja byłam ciekawa co ona mu odpowie, więc słuchałam dalej.

- Nie zasługujesz ma nią, nie jest Ciebie warta. Nie zaprzątaj sobie nią głowy.- Przekonywała chłopaka, a we mnie coraz bardziej wrzało.

A to podstępna żmija!!.- mówiłam w myślach.

Już chciałam wchodzić, kiedy nagle Louis się odezwał, więc jeszcze chwile postałam w ukryciu.

- Dlaczego uważasz, że nie jest mnie warta, nie znasz jej, nie wiesz jaka jest. Nic nie wiesz-mówił chłopak.

- Uważam tak, bo ja jestem sto razy lepsza od niej, proszę Cię nie widzisz tego ? Naprawdę, aż tak jesteś zaślepiony? Potrzebujesz kogoś, spokojnego kto będzie dla Ciebie zawsze, wszędzie o każdej porze. Ta Twoja [T.I] wygląda na zazdrosną histeryczkę. Nie był byś z Nią w ogóle szczęśliwy.

- Wcale nie wiesz co było by dla mnie najlepsze, jesteś tylko pielęgniarką , w ogóle nie przypominam sobie byśmy byli na Ty! Nie znasz ludzi to nie oceniaj, Przy okazji, myślę, że już skończyłaś co miałaś więc możesz wyjść.

- Ale...- próbowała mówić.

- Wyjdź do cholery, kobieto albo ochronę wezwę, Ty jesteś nienormalna. Wynocha!!! - zaczął się denerwować.

Po tych słowach postanowiłam wejść do środka, by nikt mnie nie przyłapał.

- Lou, jakiś problem? Słychać Twoje krzyki w całym szpitalu. Wiesz, że nie możesz się denerwować.

- Nie martw się [T.I], wszystko jest ok, a ta PANI już wychodzi.- podkreślił to jedno słowo.

Kobieta stała jak wryta, bliska łez, ale nie było mi jej szkoda, należało jej się.

- No nie słyszała Pani, proszę wyjść. Dziękujemy za opiekę, ale co za dużo to też nie zdrowo.- powiedziałam.

Kobieta spojrzała na mnie.Po oczach było widać, że kipi ze złości, chwile potem nareszcie wyszła. Po całej sytuacji podeszłam do Louisa i nie panując nad swoim ciałem ostrożnie przytuliłam się do Niego. Szatyn był zdziwiony moim ruchem, ale odwzajemnił gest. Stałam wtulona w Louisa jeszcze kilka chwil, po czym zajęłam swoje miejsce, tym razem chwytając chłopaka mocno za rękę, chyba troszkę za mocno gdyż chłopak się odezwał

- Ey, słonko spokojnie. Co się dzieje? -zapytał chłopak.

- Wszystko jest ok, naprawdę.- uspokoiłam chłopaka.

- To za co chcesz mi połamać dłoń? - zażartował.

- Oj, przepraszam.- powiedziałam i poluźniłam uścisk lecz chłopak nie odpuszczał.

W końcu pękłam i wszystko mu powiedziałam. Louis nie przerywając, słuchał wszystkiego z uwagą. Po wszystkim zapanowała cisza, jednak ta już mi nie przeszkadzała, w sumie to bałam się jak chłopak na to zareaguje, ale cierpliwie czekałam.

- Kochasz mnie [T.I]?- Zapytał bardzo poważnie, przerywając tym samym ciszę między nami.

Byłam zdziwiona pytanie, które mi zadał. Niby odpowiedź była oczywista, ale bałam się tego jak zareaguje, tego co będzie jak okaże się po jakiś czasie, że to tylko troska o Niego, a nie żadna miłość. Kiedy chciałam już odpowiedzieć, zadzwonił mój telefon. To była mama.

- Ale sobie moment wybrała.- pomyślałam.

powiedziałam chłopakowi by chwilę poczekał, bo muszę odebrać i wyszłam na korytarz .

- Tak mamo? Coś się stało?- Zapytałam.

- Twój kolega przywiózł Nicholaska, mówiąc, że nie chciałaś wracać.- odparła.

- Tak mamo, wiem miałam do Ciebie dzwonić, że małego przywiozą, ale tyle się działo. Dobra nie ważne. Wolałam zostać z Louisem.Nicholas mnie też potrzebuje,wiem jednak nie bałam się bo wiedziałam że będzie w dobrych rękach. Nie martw się. Wszystko w porządku? Poradzicie sobie? 

- Poradzimy sobie, nie martw się. Zresztą mały jak przyjechali był już tak wykończony, że niemalże natychmiast zasnął. Siedzimy z tatą i oglądamy telewizję, za chwile sami się kładziemy bo późno. Trzymaj się i pozdrów Louisa.

- Dobrze mamuś dziękuje, ucałuj tatę i do zobaczenia myślę, że jutro. Pa.- pożegnałyśmy się i odłożyłam telefon.

Wróciłam do sali, zauważyłam, że Lou zasnął, postanowiłam nie budzić go. Spojrzałam jeszcze na zegarek było już grubo po 23.

- Jak ten czas leci.- pomyślałam i wzięłam książkę, którą chłopaki zostawili na stoliku koło łóżka.

Lektura okazała się bardzo wciągająca, nie sądziłam, że chłopaki czytują takie rzeczy. Nie mogłam się od niej oderwać, nawet nie zauważyłam upływającego czasu i nim się obejrzałam, Louis patrzył na mnie tymi swoimi ślepkami, zdziwiłam się troszkę przez co spojrzałam na zegarek okazało się, że już po ósemej.

- Nie spałaś ani minuty, prawda?- powiedział prosto z mostu.

- Yyy.. skąd Ci to przyszło do głowy, oczywiście że...- przerwał moją wypowiedź surowym tonem

- Nie kłam. Przecież widzę, że masz popuchnięte i zaczerwienione oczy. Wiem, że to nie przez płacz, w końcu chyba nie masz powodu prawda?- zapytał jakby na chwile zwątpił w swoje słowa.

- Ech.. no dobrze, masz mnie nie zmrużyłam oka, ale ta książka, jest taka wciągająca i interesująca, po za tym nie byłam śpiąca.- uśmiechnęłam się.

- W takim razie i to bez sprzeciwu, marsz do domu się porządnie wyspać.Nic mi nie jest, chłopaki za chwilę pewnie wpadną i nie będę sam, a my widzimy się wieczorem NAJWCZEŚNIEJ, jasne? - powiedział chłopak.

- Tak, jasne a za mną wejdzie ta blondy dziunia i znowu będzie Cię podrywać, a kto wie może tym razem jej ulegniesz? Nie Lou zostaje i nie obchodzi mnie Twoje zdanie rozumiesz? Skoro chcesz bym szła do domu ok, ale dopiero jak chłopcy przyjdą, nie zostawię Cię samego z tą harpią!!... - Nie wytrzymałam i powiedziałam co myślę. 

Chłopak był zupełnie zaskoczony, chwilę nie wiedział co powiedzieć. Otrząśnięcie zajęło mu chwilę, ale zaraz potem się lekko uśmiechnął i odparł.

- Ty jesteś o mnie zazdrosna.- powiedział.

- Tak, jestem cholernie zazdrosna i uwierz mi, że jak jeszcze raz zobaczę, że ta blond wytapetowana dziunia się w pobliżu Ciebie kręci dłużej niż to konieczne, wydrapie jej oczy i włosy z głowy powyrywam.- Zupełnie nad sobą nie panowałam.

Chłopak się nie odzywał, więc mogłam spokojnie wylać, wszystko co leży mi na sercu. Po pozbyciu się całej złości, która we mnie siedziała poczułam niewiarygodną ulgę. Louis jeszcze chwilę się we mnie wpatrywał, po czym spojrzał w stronę drzwi, chwycił mnie mocniej za rękę i zaczął.

- Tylko spokojnie [T.I], nie rób głupstw. Proszę Cię nic nie mów, nie pytaj patrz na mnie i się nie denerwuj.

- Co się stało? Cze....- i nagle usłyszałam głos tej idiotki.

- Dzień dobry Panie Tomlinson, jak się dzisiaj masz? Widzę, że przylepa też jest.- powiedziała złośliwie, a ja kipiałam.

- Nie daj się sprowokować.- powiedział bezgłośnie trzymając dalej moją dłoń.

- Muszę zbadać pacjenta, odsuń się kobito.- mówiła oschle.

- Z całym szacunkiem, ale kultura nic nie boli.Spróbuj powiem Ci, że fajna sprawa.- powiedział chłopak równie oschle do pielęgniary co ona do mnie.

Jak to usłyszałam i przy okazji zobaczyłam minę tej baby nie mogłam powstrzymać śmiechu. Widząc to po prostu wybiegła prawie z płaczem, a ja w końcu mogłam ryknąć śmiechem nie hamując się. Niestety nic co piękne nie trwa wiecznie usłyszałam męski głos za plecami.

- Witam jestem doktor Davis, słyszałem o całym zajściu, Pani Harrison wszystko mi powiedziała. Spokojnie nie będę Państwa pouczał, ta pani taka po prostu jest. Dobrze nie ważne, jak się Pan dzisiaj ma??

- Dobrze Panie doktorze, jest na prawdę nieźle, lepiej bym się jednak czuł w domu a póki co chciałbym tą oto - wskazał na mnie- piękną kobietę wysłać do domu, bo czuwała przy mnie całą noc, a Pan jako lekarz wie, że nie można tak postępować, prawda? 

- Tak oczywiście, proszę iść do domu, wszystko będzie w porządku. Właściwie to w tej sprawie właśnie przyszedłem. W sumie to jak Pani nie chce zostawiać Pana w szpitalu, możecie za jakieś dziesięć minut opuścić razem ten budynek. Pana wyniki, są w porządku, myślę, że obędzie się bez głupstw z Pana strony ponownych. Zresztą widzę, że będzie Pan w doskonałych rękach. Przeprasza, przyniosę wypis, pakujcie się.  

Byłam bardzo szczęśliwa, Lou zresztą też. W końcu możemy wrócić do domu. Pomogłam mu się spakować, kiedy kończyliśmy lekarz przyniósł wypis, pożegnał się z Nami, zaraz po jego wyjściu rzuciłam się Louisowi w ramiona, tym razem bez skrępowania, oszustw i przekrętów.

- Spadajmy stąd.- powiedział z uśmiechem.

Chwycił rączkę walizki, chociaż byłam temu przeciwna, on twierdził że nie będę tego ciągnąć i sam to robił, tuląc mnie do siebie jednym ramieniem, od czasu do czasu całując mój czubek głowy. Do domu wróciliśmy taksówką, Louisowi, jeszcze nie można chodzić za dużo, a ja chciałam być jak najszybciej na miejscu. Postanowiliśmy, że zamieszkamy z moimi rodzicami, póki Lou do końca nie wydobrzeje, a potem znajdziemy coś dla Naszej małej rodziny.