wtorek, stycznia 26, 2016

Wattpad

Kochani jak zauważyliście, ff a w sumie jego początek zniknął.... dlaczego ?? Przenosimy ff na Wattpada. Bohaterowie się nie zmienią,ale fabuła będzie zupełnie inna :) jak wszystko będzie gotowe wstawię Wam tutaj linka:) Mam nadzieję, że ktoś będzie czytać.

czwartek, listopada 19, 2015

Niall dla Weroniki

 Szkoła tańca to coś o czym zawsze marzyłaś, zawsze chciałaś się w takiej uczuć, a potem kto wie uczyć innych. Niestety, nigdy nie było Cię na to stać. Byłaś, zwykłą nastolatką z marzeniami. Chodziłaś do liceum, miałaś masę przyjaciół. Prawie w każdy weekend chodziliście z całą paczką na imprezy, gdzie każdy Ci powtarzał, że świetnie tańczysz i widać, że czujesz muzykę całą sobą.

- Veronica, zejdź proszę na dół! - Usłyszałaś głos swoich rodziców.

- Już idę! - krzyknęłaś, ubrałaś się i zeszłaś, tak jak prosili Cię rodzice.

- Część, mamo i tato. - Powiedziałaś troszkę zdezorientowana.Spojrzałaś na ich twarze i zupełnie nie wiedziałaś, czemu Cię wołają na dodatek mają takie miny. Jakby byli ciekawi, zmartwieni i szczęśliwi, jednocześnie.Niepokojące.

- Jedziesz do Nowego Yorku córeczko. Do tej prestiżowej szkoły, do której tak chciałaś jechać. - powiedział niepewnie tata a mam z lekkim uśmiechem przytaknęła.

- Do Brodway Dance Center?! Na prawdę?! Przecież to bardzo dużo pieniędzy, ja ni..

- Veronico, jesteś naszą córką. To jest Twoje największe marzenie a my...- Postanowiliśmy Ci tą szkołę zafundować. - Dokończył za nią tata

Byłaś zaskoczona. Marzyłaś o tej szkole od dziecka, ale wiecznie brak kasy, w końcu zaczęłaś powoli godzić się z losem, jednak jak widać marzenia się spełniają w najmniej oczekiwanych momentach. Rzuciłaś się na nich ze łzami w oczach. Jednak Twoje szczęście chwilowo opadło, kiedy przypomniałaś sobie, że przecież masz szkołę, a rok się jeszcze nie skończył. Postanowiłaś, jednak przed snem zapytać o to, co nie dawało Ci spokoju.

- Ja, Wam na prawdę dziękuje i jestem bardzo szczęśliwa, ale co ze szkołą? Zakończenia jeszcze nie było. Kiedy miałabym tam pojechać?

- Postanowiliśmy z tatą, że pojedziesz zaraz po zakończeniu roku, tam zapiszemy Cię do liceum. Z Monachium do Nowego Yorku jest kawał drogi, a nie ma szans, żebyś nauczyła się tańczyć w kilka miesięcy. Póki co zamieszkasz w internacie. Do domu będziesz przylatywać, na święta i wakacje, jesli będziesz chciała. Oczywiście przylecimy do Ciebie kiedy tylko będziemy mogli. - No i wszystko jasne, pomyślałaś.
                                                          ***
                                         
W szkole jeszcze nikomu nic nie mówiłaś. Zawsze wolałaś czekać do ostatniej chwili, żeby być pewna na sto procent, że coś się wydarzy. Jednak, w ogóle nie kryłaś swojego dobrego humoru, który był spowodowany zbliżającym się wyjazdem. Wszyscy próbowali się dowiedzieć, co się dzieję, ty tylko mówiłaś, że nic wielkiego i szłaś dalej.

 Kilka dni przed końcem roku podeszła do Ciebie Twoja przyjaciółka.


- Hej kochana! - Podskoczyłaś na dźwięk głosu przyjaciółki.

 - hej, hej. Co się stało? Wystraszyłaś mnie.

 - Dobra, przepraszam, słuchaj! Jest organizowana impreza, wiesz koniec szkoły i tak dalej. Chciałabym, żebyś wpadła. Zgadzasz się? - wzięłaś głęboki wdech.Pomyślałaś, że to w sumie dobry pomysł, żeby powiedzieć wszystko na tej imprezie. Chwilę jednak się zastanawiałaś póki dałaś jej odpowiedź, którą wiadomo, że chciała usłyszeć.

- Nie odpuszczę, jasne że będę. Powiedz tylko, kto organizuje tą imprezę, bo z tego co wnioskuje, jest to domówka.

- Tak, dokładnie. Impreza jest u Gemmy. Wiesz Gemmy Styles. Chodzisz z jej bra...

- Tak wiem, dzięki El. Będę na pewno. Wyślij mi dokładny adres i godzinę imprezy. Muszę lecieć. - Eleanor chciała coś jeszcze powiedzieć, ale na prawdę się spieszyłaś.
                                       
                                                         ***

Weszłaś szybko do mieszkania, zjadłaś obiad, musiałaś jeszcze odrobić lekcje i mogłaś szykować się na imprezę. Powiedziałaś rodzicom, że wychodzisz i nie wiesz kiedy wrócisz. Rodzicom się to nie bardzo podobało, ale w końcu się zgodzili. Podziękowałaś im, uściskałaś. wybrałaś z szafy sukienkę, idealnie Twoim zdaniem pasujące buty i skórzaną katanę którą mogłabyś zarzucić na ramiona w razie jakby było zimno. Obejrzałaś się w lustrze i kiedy stwierdziłaś że wyglądasz całkiem dobrze nałożyłaś lekki makijaż i wyszłaś.

 Na miejscu od razu spotkałaś Gemmę, Eleanor z jej chłopakiem Louisem, brata Gemmy, Josha i resztę swoich znajomych, ale i kilka zupełnie nowych twarzy, które pierwszy raz widziałaś na oczy.

- Kim są Ci ludzie co stoją tam? - pokazałaś miejsce gdzie stały obcy dla Ciebie ludzie i zapytałaś o to przyjaciółki.

- Ah, to są przyjaciele, Harrego. Chodź, przedstawię Cię. A tak przy okazji to ślicznie wyglądasz. - dziewczyna puściła Ci oczko, i pociągnęła w stronę przyjaciół swojego brata.

 Od razu wpadł Ci w oko jeden z chłopaków. Miał niesamowite błękitne oczy i blond włosy. Niezaprzeczalnie coś Cię do niego ciągnęło. Wszyscy od razu zwrócili uwagę na Ciebie i Gemmę. Przywitałaś się ze wszystkimi a potem przyszła cześć w której to miałaś poznać resztę osób w tym tajemniczego blondyna.

- Ver, poznaj, Liama i jego dziewczynę Sophie i jego siostry, Ruth i Nicole, Nialla, Zayna i jego dziewczynę Caroline. - Każdy po kolei się z Tobą przywitał, dziewczyny buziakami w policzek i uściskiem ręki, natomiast chłopaki od razu Cie przytulili. Mogłabyś się z nimi zaprzyjaźnić i jesteś pewna, ze tak będzie, co do Nialla cóż.. czas pokaże, jedno jest pewne, nie możecie być razem. W końcu wyjeżdżasz i to aż do NY.

Z zamyśleń wyrwały Cie dziewczyny, a szczególnie Waliyha.

- C-co? - Powiedziałaś zaskoczona gdy wróciłaś na ziemie.

- Co się z Tobą dzieje,dziewczyno?! - Zirytowały się dosłownie wszystkie dziewczyny z którymi siedziałaś. - Postanowiłaś, że właśnie ten moment jest idealny by wszystkim powiedzieć co się dzieje a w sumie co się będzie działo w niedalekiej przyszłości.

- Ym..Możecie coś dla mnie zrobić?- Zapytałaś.

- No jasne, zawsze, wiesz o tym przecież. - Tym razem odezwała się w końcu Eleanor.

- Zwołajcie całą paczkę do góry do pokoju Gemmy, muszę wam powiedzieć, a tu jest za głośno. - Powiedziałaś tajemniczo i skierowałaś się do wspomnianego miejsca.

Dziewczyny nieco zdziwione Twoim zachowaniem spełniły twoją prośbę i chwilę później byliście już wszyscy w pokoju Gemmy.

- No to po co nas tu wezwałaś? Odezwał się Harry, co Cię zdziwiło bo cały czas milczał aż tu nagle.

- A więc... ja wiem, że z niektórymi z Was znam się krótko i pewnie się nie przejmiecie, ale musicie wiedzieć, że wyjeżdżam. Daleko. Na zawsze. - Byłaś tak zdenerwowana, że nawet nie zauważyłaś że całą wypowiedzieć wygłosiłaś na jednym wdechu. Przyjaciele patrzyli na Ciebie jak na kosmitę, ale po chwili chyba wszystko do nich dotarło. Gemma, Eleanor i Waliyha zaczęły płakać, a reszta jak się spodziewałaś nie przejęli się, a przynajmniej tak ci się wydawało.

                                                          ***

Kilka dni później, nadszedł koniec roku szkolnego.Na szczęście czasy, w których był wymagany tzw strój galowy już minęły, trzeba było tylko pamiętać o tym by strój był schludny i w miarę możliwości elegancki i skromny, dlatego postanowiłaś wybrać zwykłe jeansy, brązowe zamszowe buty na obcasie, marynarkę i zwykłą białą bokserkę, a do tego małą torebkę na najpotrzebniejsze rzeczy, bez apaszki, bo w końcu po co Ci w czerwcu, kiedy jest na prawdę ciepło. Przez te ostatnie kilka dni na prawdę sporo się wydarzyło, a przede wszystkim stało się to, czego najbardziej się obawiałaś. Zbliżyliście się do siebie z Niallem. Wiedzieliście, że musicie się niedługo rozstać. Bolało, ale takie są fakty.

 Akademia trwała całe wieki, po wszystkim wszyscy poszli oblać koniec roku i początek wakacji. Jedynie ty i Niall postanowiliście ostatnie chwile spędzić razem. Panowała miedzy wami cisza, ale nie przeszkadzało wam to w ogóle. W pewnym momencie przerwał ją Niall, słowami których naprawdę się bałaś.

-  Kocham Cię, Veronica. Nawet nie wiesz jak bardzo.- No i cie pocałował. Normalnie dziewczyna byłaby w niebo wzięta, ale Ty szybko się oderwałaś i zaczęłaś płakać.

- Ni-Niall, my nie możemy, wiesz przecież...- przyłożył mi palec do ust i zaczął mówić.

- To nie ważne. Wiem, wyjeżdżasz. Ale to się dla mnie nie liczy, ponieważ....tak się jakoś złożyło,że...- nagle, Cię pocałował nie dokańczając zdania.

Oderwaliście się od siebie po chwili a chłopak skończył wypowiedź.

- Jadę z Tobą i za nim coś powiesz! - Powstrzymał cię widząc, że chcesz coś powiedzieć. Nie wiedziałem jeszcze, że tam będziesz załatwiając sobie uczelnie, nikomu nic nie mówiłem, miałem to zrobić tak samo jak Ty na imprezie, ale jak powiedziałaś o tym, że wyjeżdżasz, postanowiłem zrobić Ci niespodziankę. Miałaś się dowiedzieć na lotnisku, ale nie mogę patrzeć na twoje łzy. - Powiedział. Przytuliłaś się do niego jak najmocniej potrafiłaś, a Twoje łzy lały się już dosłownie strumieniami, ale tym razem ze szczęście. Ponieważ w tym właśnie momencie dotarło do Ciebie, że Twoje życie się zmieniło i jeszcze będzie zmieniać, a co najważniejsze będziesz je dzielić z mężczyzna swojego życia.


------------

Uff, szmat czasu mi to zajęło, ale mam nadzieje, że Ci się kochana spodoba, no i Wam wszystkim oczywiście. Jak zwykle końcówka byle jaka, ale jest. Buziaki, Love You :)

 







wtorek, października 27, 2015

Louis VII

 Wstałam jak zwykle z popuchniętymi od łez oczami. Rozejrzałam się po pokoju mój synek jeszcze spał. Uśmiechnęłam się. Betty nie ma już od dłuższego czasu, tęsknie za nią. Doktor Streward odwiedza mnie co noc, chyba nie muszę mówić w jakim celu, to jest okropne. Dodatkowo jestem głodna i to bardzo. Dylan daje mi tylko kromkę chleba suchego i szklankę wody, przed snem. Szczęśliwie się składało, że w dzień nie zaglądał, a jak już to tylko po to by się ze mnie pośmiać. Całe dnie przesiadywałam w pokoju, bawiąc się z synkiem albo czytając książkę. Chciałabym już wrócić z synem do domu z Louisem, boje się tego miejsca.

                                                                ***

Od samego rana, się pakowałem. Do koncertu mamy masę czasu, ale po nim nie będzie czasu bo od razu wylatuje, już się doczekać nie mogę. Miałem dzisiaj naprawdę świetny humor, z tej okazji postanowiłem zrobić śniadanie dla wszystkich i dla Paula, bo przecież czasami mogę. Kiedy kończyłem, jak zwykle słyszałem, że chłopcy już wstali i zapewne schodzą na dół, oczywiście nie myliłem się. Wyszedłem z kuchni by się przywitać z chłopakami, co ich naprawdę zaskoczyło. 

 No dzień doberek, panowie! Śniadanko? Przygotowałem wam, wszystko jest na stole w kuchni. - Pobiegłem do góry, zostawiając ich w osłupieniu, ale nie na długo ponieważ po chwili usłyszałem śmiechy. Ubrałem się, wróciłem do kuchni. Wszyscy jedli, a ja wziąłem tacę z jedzeniem dla Paula. 

- Ey, co Ty robisz? Nie zjesz z nami ? - Zapytali zdezorientowani. 

- To nie dla mnie. - Powiedziałem, ale od razu zacząłem żałować.

- Stary, wiesz co? Nie krytykuje Cię i nie chce pouczać, ale mówisz jak bardzo kochasz Lucy, walczysz o powrót czy najmniejszy kontakt z nią, jak lew a w dzień wyjazdu zanosisz śniadanie dla kogoś...ładna chociaż ? - Zapytał Harry. Miałem ochotę go zabić. Jak w ogóle mógł pomyśleć, że zdradziłem moją ukochaną Lucy? Idiota. 

- Tak, wiesz jest bardzo ładna, ma około 40 lat ma żonę, dziecko. Całkiem niezły zarost na twarzy i brzuszek, ah zapomniałby.. znacie ją. - Ledwo powstrzymałem się od śmiechu, ich miny były komiczne. 

                                                           ***


Zapukałem do drzwi Paula, który po chwili otworzył. Minę miał jak zwykle poważną, jednak kiedy powiedziałem mu, że zrobiłem dla niego śniadanie, był nieco zaskoczony i jego mina była podobnie jak chłopaków, bezcenna. 

 - Oho, a co to się stało? Przez tyle lat żaden mi śniadań nie przynosił i to jeszcze do pokoju. Co byś chciał, Tomlinson? - Zaskoczył mnie. 

 - Ja, niczego. Po prostu chciałem Ci zrobić przyjemność. Tyle dla nas robisz od tylu lat. Należy Ci się. - Postawiłem tace na stoliku i chciałem wychodzić kiedy usłyszałem dzwonek telefonu.
                                                     
                                                     ***Betty***


  Zobacz, ciocia nas odwiedziła. - Wróciłam właśnie z chorobowego, od razu gdy weszłam. postanowiłam iść do Lucy, jednak to co zobaczyłam i usłyszałam, kiedy dziewczyna zobaczyła kto wszedł, dosłownie zmroziło mi krew w żyłach. Przecież zostawiłam ją w całkiem niezłym stanie, a znajoma, która też tu się zajmuję swoją podopieczną, obiecała że będzie jej dawkować lekarstwa i zadba o nią... litości. Obecnie czuje się jakby czas stanął w miejscu. Lucy siedzi wystraszona, z nieobecnym wzrokiem, z lalką w dłoniach. Szybko wyszłam, kierując się do gabinetu Stewarda, wiedziałam że on jest odpowiedzialny za nawrót stanu Lucy, żal mi jej było.

- Coś Ty jej zrobił?! Co ona Ci zrobiła? Myślałam, że skończyłeś z takim zachowaniem. Lucy...

- Zostawiła mnie dla tego gojka! Rozumiesz? Kochałem ją, a ona mnie tak po prostu zostawiła. Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, jak cierpiałem. Nie mogłem się zemścić, ale teraz kiedy jest w moich rękach, ona i tej jej kochaś będą cierpieć tak samo jak ja. - Byłam w szoku. Nie miałam pojęcia,że oni się znają. Musze zadzwonić do Louisa i wszystko mu powiedzieć a najlepiej ściągnąć, jeszcze nie wiem jak, ale coś wymyślę.

 - Podaj mi jego numer, chce usłyszeć strach w jego głosie, po tym co mu powiem. - Stanęłam jak wryta. Dylan jest chory, zawsze to wiedziałam, jednak przez myśl by mi nie przeszło, że jest aż tak źle. - No, co się tak gapisz?! Dawaj ten numer, albo...

- Albo, co ? Naprawdę myślisz, że dam Ci ich skrzywdzić? Ty i ona to przeszłość, było minęło. Pogódź się z tym i daj jej żyć w spokoju z kimś kogo kocha. Z czasem i Ty...

- No i widzisz? Trzeba było nie protestować, co Ci to dało?!

                                                           ***

 - Posłuchaj teraz uważnie, Twoja Lucy, jest w moich rękach, jako jej lekarz powinienem ją wyleczyć, ale mam lepszy pomysł. Tak się składa, że Betty, czy Beatriz, jak wolisz, została zabita. Następna jest Twoja księżniczka. Masz dokładnie dwa dni na dotarcie tutaj, albo ją zabije. Najpierw oczywiście się zabawimy, swoją drogą jest niezła w te klocki,powiem Ci stary, gratuluje. - Usłyszałem w słuchawce, głos jakiegoś faceta. To co powiedział spowodowało, że cały się spiąłem. On nie mógł jej nic zrobić!

- Jeśli ją tkniesz, choćby jednym palcem, to Cię zabije, rozumiesz?! Zamorduję Cię. Zostaw ją w...- nagle połączenie zostało przerwane. Nigdy przedtem nie byłem tak zestresowany jak w tym właśnie momencie.

Byłem tak wystraszony, że w jednej chwili nogi się pode mną ugięły, musiałem usiąść. Jak on jej coś zrobił ?? - Boże, Louis on ją prawdopodobnie zgwałcił! - oświeciła mnie moja podświadomość, co wcale nie poprawiło mojego samopoczucia. Byłem w szoku, jednocześnie wściekły. Na siebie, na nią, na KAŻDEGO.

- Louis co się stało? Zbladłeś strasznie. Kto dzwonił? - Dopytywał Paul, a ja byłem tak sparaliżowany, że dopiero po chwili potrafiłem udzielić jakieś w miarę składnej informacji.

- Lucy, ona... znaczy, ten dupek, on ją...Paul ja muszę... Przepraszam. - Wybiegłem stamtąd.

 Wpadłem do pokoju zabrałem walizkę i po prostu wyszedłem, zadzwoniłem na lotnisko, na szczęście mieli wolny lot do Londynu. Musiałem zdążyć, nie wybaczyłbym sobie jakby coś jej się stało.

                                                          ***

- No to witam panią wariatkę, widzę, że laleczka jest. Jednak, wiesz co ? Ona nie będzie Ci teraz potrzebna. Troszkę się zabawimy. Twój rycerz, ma tu być za dwa dni a ja muszę się Tobą zdążyć nacieszyć.- cofnęłam się, ale chwila co on powiedział? Louis będzie tutaj? Tak bardzo za nim tęskniłam. - mimowolnie się uśmiechnęłam.

- Co Cię tak ucieszyło, laleczko? Lubisz jak się Tobą zajmuje? Będziesz za tym tęsknić tak samo jak ja, prawda? - Nie martw się, będę w Twoim sercu i głowię. Już na zawsze. - Poczułam jego obrzydliwy dotyk, znałam go bardzo dobrze. To nie był miły dotyk. Mogłam się bronić, ale nie dawałam rady, byłam za słaba. Bolało, jak zawsze. Wiem, że sprawiało mu to przyjemność. Jego stęki i jęki, były obrzydliwe. Kiedy skończył po prostu wyszedł a ja, jak po każdej akcji po prostu płakałam, aż zasnęłam.

                                                            ***

 - Wychodzicie, za 10 minut, gdzie do diabła jest Tomlinson?! - Usłyszeliśmy wściekłego Paula w garderobie.

- Nie mamy pojęcia, poszedł do Ciebie ze śniadaniem. Był w wyjątkowo dobrym humorze. Jak wrócił do Ciebie był blady, nie kontaktował, był jak w amoku. Nie wiem co miedzy wami zaszło, ale takiego go jeszcze nie znaliśmy. Spakował walizkę i wyszedł.


                                                              ***

 Po rozmowie z chłopakami, przypomniała mi się sprawa z telefonem, Louis był po niej zdenerwowany, rzeczywiście bardzo blady i wyraźnie wściekły. Bredził coś o Lucy. W tym właśnie momencie mnie olśniło. Pojechał do niej. - Niech to szlag.

 - Chłopaki już wiem, co z Louisem, poradzicie sobie bez niego? - Potem Wam wszystko wyjaśnię.

 - Jasne, nie ma sprawy Paul. - Zapewnił mnie Niall, a reszta przytaknęła przyznając mu rację.

 - Dobra ale błagam Was chłopaki, nie mówcie fanom, co się stało. Przeproście, nie wiem powiedzcie, że chory czy coś. - Poprosiłem. - Fanów biorę na siebie.

- Żaden problem, Paul spokojnie. Oby tylko z Louisem było wszystko ok. - uwielbiam ich. Czasami jest z nimi ciężko, ale można na nich liczyć.

                                                 ***

 Obudziła mnie awantura na korytarzu, nie miałam pojęcia, co się stało. Bałam się.

 - Wpuść mnie do niej, rozumiesz?!

 - Posłuchaj mnie, miło Cię widzieć, ale jeszcze z nią nie skończyłem! Chcesz popatrzeć? Taki pornos na żywo. Nie lubisz, czasami sobie pooglądać ?? Zobaczyć jak ukochana, się wiję pod obcym. Nie jesteś tego ciekawy? Nie? Trudno.

 - Lucy, kochanie, błagam Cię wyjdź do mnie! To ja Louis, jedziemy do domu skarbie, nie bój się. - Uśmiechnęłam się. Ostrożnie wstałam z łóżka z moją laleczką w dłoniach. Otworzyłam drzwi i nieśmiało wyjrzałam na korytarz. Kiedy zobaczyłam Louis, chłopak się uśmiechnął, natomiast ja nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu.

 - No chodź do mnie, aniołku, jesteś bezpieczna. Przecież wiesz, że Cię nie skrzywdzę. - Ostrożnie podeszłam do chłopaka i się przytuliłam. Jego dotyk, na początku sprawił, że chciałam się odsunąć, potem jednak się uspokoiłam i powoli wychodziliśmy z tego piekła.

 - Louis? - odezwałam się bardzo cicho, i aż cud, że Lou usłyszał.

 - Tak księżniczko?

 - Co będzie, ze Stewardem?Nie za...- przerwał mi mój ukochany.

 - Spokojnie, niedługo się obudzi. Policja go zabierze, już po nich dzwoniłem. Jesteś bezpieczna. - Tak się właśnie czułam.

 - Dziękuje, nie wiem co by się stało gdybyś...- kilka łez opuściło moje oczy, jednak Louis sprawnie się ich pozbył.

- Już dobrze. Chodź jedziemy do domu, musisz odpocząć.

                                                         **Dwa lata później**

 Od tamtych przykrych wydarzeń minęło dużo czasu. Resztę trasy spędziłam z chłopakami. Pod opieką najlepszego psychologa. Paul i chłopcy musieli się nieźle namęczyć by go zamówić na kilka miesięcy zajmowania się tylko mną. Jednak było warto. Czuje się o wiele lepiej. Moja chora obsesja na punkcie lalek minęła. Dalej tęsknie za moim nienarodzonym dzieckiem, ale powoli godzę się z tym. Pobraliśmy się. Jestem szczęśliwa, teraz już na milion procent. Obiecaliśmy sobie, że z dziećmi poczekamy.

 Co do Stewarda, udowodniono mu kilka gwałtów, co gorsza nie tylko na mnie. Do zabicia Betty sam się przyznał. Dostał dwadzieścia pięć lat, ale co najważniejsze zakaz zbliżania się do mnie i moich najbliższych, dodatkowo nie może wykonywać dożywotnio zawodu lekarza. Doktor, który mnie przyjmował na początku, wrócił z kongresu. Dowiedziawszy się o wszystkim,zamknął klinikę, i nie mam pojęcia co się z nim teraz dzieje.

 _____________________
 
Wiem kochani, zepsułam koniec, ale mam nadzieje, że mi wybaczycie. Jak to piszę jest dokładnie 2.40 w nocy. Do końca trasy chłopców zostało już zaledwie kilka dni. Nie długo wychodzi płyta na którą zapewne wszystkie czekamy. Na koniec jestem ciekawa waszych opinii o Infinity i Perfect ( oraz teledysku oczywiście). Teraz biorę się za Imagina na życzenie, ale nie zdradzę Wam niczego. PS. Tak sobie myślę, czy chcecie bym umieszczała tutaj imaginy nawet jak będzie przerwa chłopców czy zawiesić ? Bo w sumie sama nie wiem. 





sobota, października 17, 2015

Louis część VI

 Tego wieczora i nocy bałam się najbardziej. Betty zachorowała, więc poinformowała, że nie będzie jej kilka dni, ale najbardziej bałam się tego, że przez ten okres nie będzie mi podawać lekarstw. Niby stwierdziła, że sobie poradzę i będzie dobrze, jednak ja bałam się chociażby na chwilę zamknąć oczy. Niestety około godziny dwudziestej trzeciej zasnęłam, zaraz po tym jak doktor Steward ode mnie wyszedł. Po pierwszej sytuacji przychodzi codziennie, wiem jak to brzmi. On gwałci a ja zaraz zasypiam, ale naprawdę nie mam siły, nawet przestałam się bronić.. po prostu płaczę, aż do momentu w którym zasnę.

 W śnie usłyszałam płacz dziecka, byłam cała oblana potem, kiedy doszłam do siebie dźwięk ucichł. Uspokoiwszy się chciałam położyć się z powrotem, niestety odgłosy pojawiły się ponownie. Cała zesztywniałam i dopiero po chwili dotarło do mnie,że ten dźwięk pochodzi z łóżka obok, błyskawicznie wstałam podeszłam do łóżka, na którym zobaczyłam dziecko. Początkowo kiedy wzięłam zawiniątko w ramiona od razu odłożyłam i powtarzałam sobie, że to lalka, nic nie znacząca zabawka, przecież masa takich lalek teraz. Niestety im dłużej ignorowałam ten dźwięk, tym było gorzej. Moja psychika znowu próbowała mi uświadomić, że to dziecko, moje... nasze dziecko. Usiadłam na drugim łóżku wzięłam maleństwo na ręce. Oparłam się plecami o ścianę i bujałam.Powoli spokojnie, żeby nic się nie stało. Nie płakałam. Byłam szczęśliwa. Znowu.

                                                          ***

 - Lucy! - Obudziłem się, miałem przyspieszony oddech, którego za nic nie mogłem opanować, otarłem twarz, która była cała zlana potem, zresztą jak całe moje ciało.  Zerwałem się z łóżka poszedłem w stronę kuchni, a w sumie aneksu w naszym busie nalałem sobie wody usiadłem przy stole, odchyliłem głowę do tyłu. Dopiero w tym momencie mogłem nabrać powietrza i spokojnie wypuścić. Dziwiło mnie, że nikogo nie obudziłem tym krzykiem, a może nie był on taki głośny jak mi się wydawało? Nie wiem, ale jedno jest pewne muszę coś z tym zrobić, bo jest coraz gorzej. Nie śpię już którąś noc z kolei, a jak już zasnę budzę się z krzykiem. Wiem, że u Lucy dzieję się coś nie niedobrego. Betty nie odbiera od kilku dni, lekarza jeszcze nie ma a komórka Lucy? Cóż wyłączona. Nie mam pojęcia ile tak siedziałem, ale na dworze zrobiło się już jasno, a z głębi busa dochodziły mnie głosy chłopaków, co oznacza że się obudzili.

- O siemasz Lou, kiedy wstałeś ? - zapytał zdziwiony Niall.

- Siema chłopaki, nie śpię od... w sumie nie wiem, od kilku godzin. - spuściłem głowę, na prawdę nie miałem ochoty na rozmowę, zresztą z dnia na dzień jest gorzej, nagle wpadłem na pewien pomysł. - Wyjeżdżam - dodałem nagle a chłopcy na mnie spojrzeli jak na kretyna.

- Ty chyba nie mówisz poważnie, gdzie Ty chcesz jechać ? Mamy koncerty, chłopie luzuj. - Tym razem odezwał się Harry.

Natomiast na przeciwko mnie usiadł Liam, i dla odmiany popierał mój pomysł, jednak zawsze musi być jakieś "ale"

- Louis, ja to rozumiem, jakby moja ukochana była w tej sytuacji też bym wrócił, ale poczekaj jeszcze ten tydzień, będzie przerwa i wszyscy pojedziemy. - chłopak poklepał mnie po plecach, ale ja nie mogłem wytrzymać wstałem gwałtownie i zupełnie nie potrzebnie się uniosłem.

- Nie chłopaki, zdaje sobie sprawę z tego że już nie długo przerwa i że szybszy powrót to masa problemów, ale do cholery, ja nie mogę tak żyć. Prawie wcale nie śpię, a jak już to mam koszmary i budzę się z krzykiem, praktycznie nie jem, a na scenie muszę robić z siebie pajaca. Zrozumcie, ja się tu bawię podczas gdy wiem iż moje słońce cierpi. Gdybyście wiedzieli jak ona się bała przyjazdu tego nowego lekarza. Gdyby chociaż miała telefon, ale i to jej odebrali, że niby dla jej dobra. Betty, ta jej cholerna pielęgniarka nie odbiera i to od kilku pieprzonych dni, a wy mi mówicie o jakimś tygodniu? Czyście do reszty zwariowali?! - Pod koniec wypowiedzi krzyczałem chyba na całą okolice. Moi towarzysze, zrobili się wręcz biali, ze strachu, chciałem się odezwał się kiedy usłyszałem.

- Lou, pozwól na chwilę - zamarłem.

                                                           ***

- Proszę, proszę. Panna Mitchell znowu w swoim żywiole, co tam kochanie? Leki przestały działać? Co za pech. - bałam się, ścisnęłam mocno moje maleństwo, nagle podszedł do mnie ten potwór, chwytając mojego aniołka mocno na główkę i rzucając na ziemie.

Zerwałam się szybko, uklękłam na ziemi, a kiedy zobaczyłam, że nie ma rączki zaczęłam krzyczeć, płakać. Dylan stał nade mną, po chwili śmiejąc się wyszedł z pokoju mówiąc.

- Wariatka, kompletna świruska, to jest lalka, ale co ja będę tłumaczyć psycholce. - trzasnął drzwiami. Po chwili jednak wrócił mówiąc, że wróci za kilka godzin i mam być gotowa. - Wpadłam w jeszcze większą histerię.

                                                           ***

- Słyszałem Twoją rozmowę z chłopcami. Posłuchaj. Rozumiem Cię, każdy ma problemy i uwierz mi że teraz nie tylko Ty byś wolał być w domu z rodziną. Jednak, to nie powód by się wydzierać na chłopców! Oni wiedzą jak Ci ciężko im też lekko nie jest! Uszanuj to chłopie i wracaj do busa, macie wieczorem koncert!

- Dobra, ale jutro wracam do domu i mnie nic nie interesuje, rozumiesz?! - Dalej się denerwowałem.

- Tak myślałem, że to powiesz dlatego, mam coś dla Ciebie. Jutro, zaraz po koncercie będzie na Ciebie czekać helikopter i polecisz prosto do Lucy. Dodatkowo przyspieszyłem troszkę przerwę, więc spędzisz z Luc dwa miesiące, ale potem nie puszczę Cię do końca tr...- rzuciłem mu się na szyję, Paul tylko się zaśmiał poklepał po plecach i się odsunął.

___________________________________

Taki jakiś nijaki, czyli jak zawsze... mam jednak nadzieję, że chociaż Wam się podoba. Myślę że to przedostatnia część. Love <3

wtorek, października 06, 2015

Louis V

 To już dzisiaj. Dokładnie za kilkanaście minut poznam nowego doktora, na myśl o którym Beatriz traci swój naturalny kolor i wygląda jak ściana w tym przeklętym budynku, jest dosłownie śnieżno biała. Nie mogłam się już doczekać by poznać tego człowieka i w końcu dowiedzieć się czemu sieje taki strach. Jedyną rozrywką na czas oczekiwania to książka, którą przywiozła mi matka Louisa. Wzięłam ją do ręki usiadłam na łóżku, do którego chcąc nie chcąc musiałam przywyknąć. Około kwadransa później przyszła Betty z przerażoną miną, znacznie bardziej niż rano jeżeli to w ogóle możliwe, co dawało jasno do zrozumienia że doktor już jest. Kiwnęłam głową odłożyłam książkę na miejsce i poszłam za kobietą w kierunku gdzie stał.

 - Doktor Stewart, miło mi, Ty pewnie musisz być Lucy Mitchell, prawda? - Uścisnął moją dłoń i przysięgam, że z niewyjaśnionych przyczyn i ja się zaczęłam bać tego człowieka. - Nie był ani za niski ani za wysoki miał około pięćdziesiąt lat, ale było w nim coś takiego co na prawdę paraliżowało. - Musiał zauważyć, że coś jest nie tak, bo tylko się uśmiechnął, z odległości widać, że to był okropnie fałszywy uśmiech.

 - Nie wiem co Ci o mnie naopowiadano, ale wiedz, że nie jestem taki zły. Nie musisz się mnie bać. - Jasne! Jakoś Ci nie wierzę doktorku. - pomyślałam. - Mam nadzieję, że jedną z moich największych zalet poznasz już niebawem, zobaczysz nie pożałujesz. - szepnął mi jeszcze na ucho takim tonem, że jedyne na co było mnie stać to nerwowe przełknięcie śliny i jak najszybsza ucieczka stamtąd. Przez całą sytuację nie zauważyłam nawet, że zostaliśmy sami.

Biegłam do pokoju jak poparzona,kiedy otworzyłam cichutko drzwi, zobaczyłam Betty. Zupełnie nie wiem jak ona się tu znalazła.Chwilę zajęło mi zorientowanie się, że rozmawia przez telefon. Postanowiłam posłuchać o czym i z kim rozmawia.

- Ja przepraszam, że przeszkadzam, ale muszę pilnie z panem porozmawiać. - A więc to mężczyzna.

- .... - Nie usłyszałam osoby po drugiej stronie, cholera czemu ten telefon musi być taki cichy.

- Chodzi o to, że..ona... ona jest w niebezpieczeństwie, ogromny niebezpieczeństwie. Niech się pan tu zjawi tak szybko jak to tylko możliwe, tu chodzi o jej życie. - Tego było za dużo. Trzasnęłam drzwiami, kobieta ze strachu aż podskoczyła a gdy mnie zobaczyła natychmiast zakończyła połączenie i patrzyła się na mnie z przerażeniem w oczach.

- Betty, z kim rozmawiałaś ? Kto jest w niebezpieczeństwie? Kto ma się tutaj zjawić jak najszybciej? - Byłam zdenerwowana.

- Ymm, moja kuzynka zadała się z jakimś niefajnym towarzystwem, grożą jej i....- Od razu było widać, że kłamie.

- No nie wierze! Betty jesteśmy tutaj razem już jakieś.... trzy miesiące, każdą wolną chwilę spędzamy razem, kogo Ty chcesz do cholery oszukać? - Zamilkła i wystraszona wybiegła z pomieszczenia.

                                                             ***

Mieliśmy akurat krótką przerwę, na przebranie się i chwilowy odpoczynek przed drugą częścią koncertu, zmieniając koszulkę poczułem wibracje  w telefonie, spojrzałem na chłopców, którzy... cóż zadowoleni nie byli, ale to nie moja wina. Zobaczywszy numer Betty uśmiechnąłem się, pamiętam jak jakiś czas temu z jej numeru dzwoniła Luc, miałem głęboką nadzieję, że ta sytuacja się powtórzy, jednak, kiedy usłyszałem Betty, na dodatek taką zdenerwowaną pokazałem chłopakom, by poczekali, a ja za chwilę wrócę i wyszedłem. Mówiła bardzo szybko, ledwo zrozumiale, jednak słowa, że życie mojej ukochanej jest zagrożone zrozumiałem aż za dobrze. Cholera, czemu akurat teraz?! Obiecałem, że jak coś się będzie działo od razu się zjawie, ale trzech nadchodzących koncertów nie mogłem opuścić. Chciałem się właśnie odezwać, ale Beatriz bez słowa zakończyła połączenie, co tylko spotęgowało mój strach. Z nerwów rzuciłem telefon o ścianę, o dziwo nic mu się nie stało. Przekląłem pod nosem i wszedłem do garderoby dokończyć co zacząłem, bo zaraz musieliśmy wychodzić na tą pieprzoną scenę.

                                                         ***

Co to do cholery miało być? Louis, ja rozumiem, ze można mieć zły dzień, ale mylić każdą kolejną piosenkę? Do cholery!Ogarnij się człowieku, co innego zmiana tekstu dla zabawy a co innego takie jawne pomyłki, czyś Ty do końca zwariował. - Ganił mnie oczywiście nie kto inny jak... Paul. Chłopcy dobrze wiedzieli, że mam trudny okres w życiu i próbowali mi jakoś na scenie pomóc, oczywiście nasze fanki również śpiewały wszystkie te zwrotki, w których ja się pomyliłem, albo po prostu nie zaśpiewałem.

- Paul! Uspokój się, nikt nie jest robotem, mamy tą pieprzoną trasę, przez rok! W ogóle kto to wymyślił?! Rozumiem pół roku, no osiem miesięcy ale dwanaście?! Dobrze wiesz, że mam teraz ciężki czas, dwa lata temu straciłem dziecko, a teraz tracę dziewczynę, a wiesz dlaczego?! Bo jestem na jakieś pieprzonej trasie, która oczywiście zasili Twoje zacne konto, podczas gdy po trzech miesiącach dzwoni do mnie pielęgniarka mojej dziewczyny, że grozi jej niebezpieczeństwo, że chodzi o jej życie, a ja nie wiem o co chodzi a co gorsza nie mogę nic zrobić! Naprawdę będziesz mnie objeżdżać za takie błahe rzeczy, jak teksy piosenek?! Fani je znają na pamięć! Przyjeżdżają by nas zobaczyć, a nie wytykać nam każdy pieprzony błąd, ale oczywiście jaśnie pan Paul ma z tym problem! - Wydarłem się na niego, zostawiając zupełnie zdezorientowanego i poszedłem do busa.

Wróciwszy do autobusu, trzasnąłem mocno drzwiami a może i za mocno ponieważ cały kilkutonowy pojazd się zachwiał.Chłopcy patrzyli na mnie z szokiem wymalowanym na twarzach, na co ja ich tylko zmroziłem morderczym spojrzeniem i położyłem się na swoim łóżku, myśląc oczywiście o Lucy i o tym co Betty miała na myśli mówiąc, że jest ona w niebezpieczeństwie.

                                                   *** Perspektywa Betty***

 Zanosiłam właśnie wieczorną porcję leków dla Lucy, kiedy zatrzymał mnie ten gnojek, Stewart.

 - Dokąd tak pędzisz Betty? Czyżby do naszej sierotki Lucy Mitchell? Jeżeli tak to podaj mi to i ja  pójdę w końcu muszę poznać tą biedną zbłąkaną istotkę, czyż nie? - Zrobiło mi się słabo, dobrze wiedziałam co miał na myśli mówiąc "muszę ją poznać", biedna dziewczyna, mam tylko nadzieję, że jej chłopak tu przyjedzie, nim będzie za późno. - odsunęłam odruchowo tacę, ostrożnie się cofając i idąc dalej do pokoju gdzie przebywała ta biedna, niczego nieświadoma dziewczyna.

- Zostaw ją, rozumiesz? Przeżywa ciężkie chwilę, czy odsiadka Cię niczego nie nauczyła? W ogóle dlaczego akurat tobie się to zastępstwo dostało?! Jesteś chory, nie wiem jakim cudem po tym wszystkim jeszcze możesz ten zawód wykonywać. Jesteś zwykłym zboczeńcem! - Tym oto sposobem dostałam z pięści w twarz w skutek czego upadłam i straciłam świadomość.

                                                                  ***

Siedziałam przy oknie czekając na Betty, która jak co wieczór przynosiła mi tabletki, dzięki którym mogłam normalnie spać no i moja psychika nie płatała mi figli. Dziwiło mnie, czemu jeszcze jej nie ma,ewidentnie się spóźniała, ale postanowiłam nie panikować i jak się później okazało, opłacało się a przynajmniej na początku kiedy drzwi się otwierały tak myślałam. Mina mi jednak zrzedła w momencie kiedy zamiast kobiety, której się spodziewałam zobaczyłam Stewart`a. Postawił tacę na stoliku. Myślałam, że wyjdzie, niestety tak się nie stało. Kazał mi połknąć lekarstwo, które podobno przekazała mu Betty, po czym usiadł na łóżku, niebezpiecznie blisko mnie. Najbardziej jednak przerażało mnie to, że im bardziej ja się odsuwałam, ten przybliżał się jeszcze bardziej. Nie mając już najmniejszej drogi ucieczki, chciałam wybiec na korytarz, żeby tylko nie przebywać w jednym pomieszczeniu z tym człowiekiem. Na moje nieszczęście okazało się, że są one... zamknięte na klucz. Mój towarzysz musiał być zadowolony z takiego obrotu sprawy bo tylko zaśmiał się z wyraźną kpiną.

 - No i widzisz? Jesteś skazana na mnie. Na moją łaskę i nie łaskę. Spokojnie nie zrobię Ci krzywdy, a jak będziesz grzeczna to może być na prawdę przyjemnie.Chwycił mnie za pośladki. - Zrobiło mi się słabo, nie wiedziałam co się dziej, traciłam kontrole nad własnym ciałem. Mężczyzna zaczął całować i dotykać coraz odważniej. Chciałam się ruszyć, wyrwać, ale nie mogłam. Ciało miałam zupełnie bezwładne, w końcu zemdlałam.

Odzyskawszy świadomość kilku godzin później, obudziłam się w łóżku przykryta kołdrą, jednak całkiem naga. Byłam przerażona. Zaczęłam krzyczeć. Z każdą minutą coraz głośnie i głośniej, aż w końcu usłyszała mnie Betty, w mgnieniu oka znalazła się obok mnie, jak mnie zobaczyła w oczach stanęły jej łzy, których swoją drogą ja już nie dałam rady powstrzymywać. Usiadła na łóżku obok, zupełnie jak poprzedniej nocy on. Ostrożnie wzięła mnie w ramiona kołysząc i w kółko przepraszając. W ten oto sposób powoli do mnie docierało co się stało. Tabletki.  Stewart. Spóźnienie Betty. Drzwi na klucz. On mnie zgwałcił, a ta tabletka jakimś cudem nie była lekarstwem tylko, pigułką gwałtu. Byłam załamana i przerażona. Chciałabym aby Louis był przy mnie, tęsknie za nim, on by mnie nigdy nie pozwolił skrzywdzić.

 - Chcę do Louisa, Betty błagam Cię zabierz mnie do niego, ja nie chce tu być. - Płakałam.

 - Spokojnie słoneczko, już nie długo będziecie razem, obiecuje Ci, mówiłam mu żeby przyjechał.Wtedy co usłyszałaś moją rozmowę. Wiem, że Cię okłamałam, ale Dylan, znaczy Dr. Stewart mi zabronił dawać Ci do niego dzwonić, więc postanowiłam zrobić to ja, przepraszam, ze Cię okłamałam, ale nie miałam wyjścia Lucy. - Teraz to już płakałyśmy obie.

Ta kobieta jest cudowna, naraża swoje życie i bezpieczeństwo, żeby pomóc mi się stąd wydostać i informuje Louisa o tym wszystkim co się dzieję. Nie wiem co ja bym bez niej zrobiła. Ciekawe tylko kiedy w końcu się tu zjawi.

-----------------------------------------------

Przepraszam kochani, ze takie beznadziejne i  że tyle czekaliście. Nie pytajcie o ilość części bo nie mam za bardzo pojęcia. Chcę jakoś w miarę porządnie zakończenie zrobić, a nie chcę urywać wątku, efekcie spalić końca. Mam jednak nadzieję, że Wam się podoba :) Oczywiście wiecie co robić :)








środa, września 16, 2015

Louis IV z dedykacją dla Weroniki R. ;)

Siedzieliśmy w busie, jadąc na lotnisko, tylko po to by kolejnych dwanaście miesięcy spędzić daleko od rodziny, bliskich, czy tak jak w moim wypadku, ukochanej. Chciałem by Paul zatrzymał się jeszcze pod kliniką bym mógł zobaczyć ostatni raz przed odlotem moją księżniczkę, niestety. Stwierdził, że zaraz się spóźnimy i nic z tego, było mi okropnie smutno, ale nie mogę przecież się awanturować. Siedziałem oparty głową o szybę, dodatkowo padający deszcz zupełnie nie poprawiał mojego nastroju. Patrząc na zdjęcie Lucy, które miałem na ekranie telefonu modliłem się w duchu, o szybki powrót, albo chociaż szybką dłuższą przerwę. Pierwszym krajem jaki  odwiedzimy jest Argentyna. Tam damy dwa koncerty, potem Sydney, New York City i kilka innych koncertów w Stanach i poza nimi. Rok to szmat czasu, dlatego nie ma zupełnie sensu wymieniać wszystkich miejsc jakie odwiedzimy, a przynajmniej planujemy odwiedzić.

                                                             ***


Louis z chłopakami jest już pewnie gdzieś daleko, myślałam że jeszcze przed ich wyjazdem się spotkamy, pożegnamy, ale widać widocznie, coś poszło nie tak. Za oknem szaro, buro, ponuro i mokro. Siedziałam zwinięta na moim tymczasowym, piekielnie nie wygodnym łóżku zastanawiając się, jak ja wytrzymam w ogóle ten rok w tym okropnym miejscu. Jedyną osobą która była dla mnie na prawdę miła jest Beatriz, na którą mówię Betty. Jest to pielęgniarka, która zajmuję się tylko mną. Pochodzi z Hiszpanii, ale po angielsku mówi lepiej niż niejeden Brytyjczyk czy Amerykanin razem wzięci. Lekarz, też jest w porządku, ale Betty mówiła, że wyjeżdża na kilka tygodni na sympozjum lekarskie, czy coś, a będzie go zastępować, jakiś inny lekarz. Nie wiem zupełnie czemu, ale wydaje mi się, że nadchodzą kłopoty. A wspomniałam już, że lekarz zabrał mój telefon komórkowy ? Nie? To właśnie się dowiedzieliście. Kiedy tak rozmyślałam przyszła jak zwykle uśmiechnięta Betty.

- Jak się dzisiaj czujesz, kochana? Wyglądasz o wiele lepiej. Tylko czemu taka smutna? - Usiadła zmartwiona obok mnie odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała prosto w moje oczy, w których były widoczne łzy, ale i smutek, tęsknota i ból. Ludzie którzy mówią. że oczy są zwierciadłem duszy, niestety mają rację, przynajmniej w moim wypadku.

- On wróci, zobaczysz malutka, już nie długo będziecie razem, nie smuć się. - Po tych słowach zapragnęłam go usłyszeć, tak bardzo że zanim ugryzłam się w język odezwałam się do Betty tymi oto słowami:

- Betty, mogę mieć prośbę do Ciebie? Masz numer Louisa prawda? Lekarz Ci podał. - Ona chyba od razu zrozumiała o co mi chodzi, ale nic nie mówiła tylko pokiwała głową. W tym właśnie momencie zapytałam o to, o co nie powinnam jej prosić.

- A czy... mogłabym do niego na chwilkę zadzwonić? Błagam Cię Betty kilka minut, oddam Ci pieniądze, ale, proszę pozwól mi. - złożyłam ręce jak do modlitwy prawie przed nią klęcząc.

                                                           ***

Byliśmy już w Argentynie w swoich pokojach, wiedziałem że ten rok będzie dla mnie najgorszym rokiem w życiu, więc poprosiłem aby któryś z chłopców czy nawet sam Paul byli ze mną w pokoju i tym oto sposobem wylądowałem z Niallem w jednym pomieszczeniu i szczerze, się cieszyłem, kogoś takiego potrzebuje. Wszyscy są rewelacyjni ale to właśnie on, wnosi najwięcej radości i śmiechu na trasy, do busa, na sesje, gdziekolwiek gdzie się pojawia.

 - Lou, ja wiem.. brakuje Ci jej, tęsknisz, martwisz się, ale fani Nas potrzebują, do przerwy zleci nim się obejrzysz i obiecuje Ci, że osobiście zawiozę Cię na lotnisko byś do niej poleciał, tylko weź się w garść, bo wyglądasz tragicznie. - Po tych słowach zmierzał do wyjścia, pewnie na obiad, jednak zdążyłem się odezwać.

- Niall? - chłopak się zatrzymał i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

- Dzięki stary. - odparłem, na co ten się uśmiechnął i wyszedł, mówiąc, że czeka na stołówce.

Krótko po tym, gdy drzwi się zamknęły usłyszałem dźwięk telefonu, sięgnąłem do kieszeni wyciągnąłem a gdy spojrzałem na ekran zaniepokoiłem się, że widnieje na nim imię pielęgniarki Lucy. Nie zastanawiając się jednak długo odebrałem połączenie.

- Betty co się dzieję? Coś z Lucy? Mam wracać? - byłem spanikowany, jednak kiedy usłyszałem głos po drugiej stronie moje nerwy się wyciszyły a serce przyspieszyło.

                                               
                                                            ***

- Betty? Odezwij się! Co się dzieję? - usłyszałam głos ukochanego, był taki kochany i wiem, że się martwił, dlatego postanowiłam ulżyć mu w cierpieniu i w końcu się odezwać.

- Tak, ze mną wszystko w porządku, nie martw się skarbie. - słyszałam jak wypuszcza powietrze z płuc, szkoda że nie mogę jego miny teraz zobaczyć.

- Lucy? Dlaczego dzwonisz od Betty, przecież masz telefon?

- Zabrali mi go, poprosiłam Beatriz by pożyczyła mi swój na chwilkę. Chciałam Cię tylko usłyszeć. Tęsknie za Tobą. - w moich oczach pojawiły się łzy, a głos zaczął się bez kontroli łamać.

- Skarbie nie płacz, ja też za Tobą okropnie tęsknie.Dolecieliśmy do Argentyny, podróż bardzo mi się dłużyła, ten rok bez Ciebie będzie torturą, ale damy radę aniołku. Obiecuje Ci, że kiedy wyjdziesz przyjedziemy tutaj razem. Kocham Cię. - próbował mnie uspokoić, ale wiem że cierpi tak samo jak ja. - A jak Ty się czujesz? Jak Cię traktują? Brakuje Ci czegoś?

- Czuje się dobrze. Brakuje mi Tylko Ciebie. a co do tego jak mnie traktują...

                                                            ***

Tego pytania się bałam, nie mogę mu powiedzieć, że jedyną osobą która mnie tu dobrze traktuje jest pielęgniarka a lekarz niedługo wyjeżdża i przyjdzie jakiś nowy, myślałam, że będzie dobrze, ale kiedy rozmawiałam o tym z Betty zaczęła się denerwować, mówić mi żebym uważała. Nie wiem czemu, ale się boje.

- Halo, skarbie jesteś tam? - ocknęłam się na słowa Louisa.

- Tak, przepraszam, zamyśliłam się.

- Lucy, słyszę, że coś nie tak. Chcesz mi coś powiedzieć? - znowu zaczął się niepokoić.

- Bo widzisz Louis...dogaduje się tylko z Betty i z lekarzem, ale on nie długo wyjeżdża i przychodzi jakiś nowy, mam wrażenie, że to będzie zły człowiek. Betty wyraźnie się go boi, a to przecież jest podejrzane. Sama nie wiem co myśleć o tym, ale nie martw się. Poradzę sobie.

                                                              ***


Wtedy jeszcze, nie miałem pojęcia, że to początek koszmaru.

                                             



niedziela, września 06, 2015

Louis III

 Wstaliśmy koło godziny dziesiątej. Zrobiłem śniadanie , zawołałem Lucy chociaż wiedziałem, że nakłonienie jej do jedzenia graniczy z cudem. Tego dnia, jednak poszło prościej niż myślałem. Dziewczyna usiadła, zjadając ledwo co, ale dobre i to. Po posiłku Lucy bez słowa poszła do pokoju, chciałem ją przytulić, ale ta tylko się odsunęła i zamknęła w sypialni, nie było to miłe, ale przecież nie mogę jej zmusić. Trasa zbliżała, się wielkimi krokami, martwiło mnie tylko to, co dalej z Lucy, wyjeżdżamy na rok, brzmi kosmicznie, ale wiadomo, szybko zleci. Jednak Luc może zareagować nie najlepiej, zważywszy na fakt, że ten rok spędzi w klinice, co prawda może być pod opieką swoich czy moich rodziców ale uważam, iż szpital dla niej to odpowiednie miejsce. Koło szesnastej odwiedzili nas chłopcy, a zaraz za nimi, znikąd pojawił się Paul. Zupełnie nie miałem ochoty na żarty, czy chociażby cieszenie się z tej trasy, której się bałem, jak diabli. Oczywiście moje samopoczucie nie umknęło uwadze chłopaków.

- Ej, stary co Ci jest? - zapytał z troską Liam.

- Nie cieszysz się z tej trasy? Przecież lubisz jeździć. - Tym razem odezwał się Harry.

- Nie o trasę chodzi, tylko o Lucy - nabrałem powietrza i mówiłem dalej. - Z Lucy jest nie najlepiej. Trasa trwa rok. Chcę ją wysłać do kliniki,potrzebuje pomocy, a ja sobie nie radzę, tylko jej reakcja mnie martwi. Co jeżeli pomyśli, że chcę z nią zerwać? Jak mam jej to wszystko wyjaśnić? Wczoraj mnie obwiniała za całą sprawę, nie mam jej tego za złe, ale co będzie, jeżeli ona tak pomyśli ? - Załamałem się.

 Chłopcy posiedzieli jeszcze trochę, przekonywali mnie do tego, iż moja decyzja jest słuszna i że powinienem przestać się martwić, przecież mogę ją odwiedzać i w gruncie rzeczy mają rację, no to odliczamy. Poinformowałem jej rodzinę, w końcu oni muszą wyrazić również zgodę, stwierdzili dokładnie to samo co chłopcy, że to dobry pomysł i nie mają mi tego za złe, za podjęcie takiej a nie innej decyzji, teraz tylko przekonać Lucy do wszystkiego.

 Przez te trzy dni ledwo żyłem, mało spałem i podobnie jak Lucy mało jadłem. Postanowiłem jej powiedzieć, że jedziemy na wycieczkę, wiem kłamstwo jest złe, ale wole jej to wszystko wyjaśnić w obecności specjalistów, na wypadek jakby dostała histerii, czy ataku paniki.

- Kochanie, gotowa?? - zawołałem, na szczęście dzisiaj Lucy była spokojna i nawet kontaktowa.

 Zeszła na dół, co szczególnie mnie ucieszyło, uśmiechała się oczywiście odwzajemniłem gest chociaż w porównaniu do niej byłem zestresowany.

- Gdzie mnie zabierasz? - No i się zaczęło.

- Zobaczysz, nie martw się. Spodoba Ci się. - Mam nadzieję - pomyślałem.

 Podróż zajęła nam aż dwie godziny, im byliśmy bliżej tym bardziej się denerwowałem i tym razem nie udało mi się tego dostatecznie dobrze ukryć.

- Coś się stało? Czemu się denerwujesz? - Zapytała, a ja odetchnąłem z ulgą gdy zobaczyłem budynek kliniki i kilku lekarzy pod nim. - G-Gdzie my jesteśmy? Kim są Ci ludzie? Zawieź mnie do domu, Louis ja chcę do domu, rozumiesz?!

 Wysiadłem z samochodu przywitałem się z personelem a kiedy chciałem iść po Lucy okazało się że ta już wyszła z samochodu, było widać, dezorientacje i strach w jej oczach. Podszedłem powoli w jej kierunku, prosząc po cichu lekarzy by byli gotowi na szybką reakcję, oczywiście jeżeli będzie taka potrzebna.

- Lucy posłuchaj, to są lekarze oni się Tobą zajmą, wiesz przecież że wyjeżdżam, obiecuje Ci, że będę Cię odwiedzać, w miarę możliwości dzwonić, a jak tylko wrócę zabiorę Cię stąd. Dobrze?

- Kłamiesz, Louis! Nie kochasz mnie, prawda? Jestem tylko problemem, tak?! Zostawisz mnie tu i zapomnisz! Może się zabije, co?! Będzie najlepiej! - Zbladłem, wiedziałem że jest do tego zdolna, zacząłem nabierać wątpliwości czy w ogóle jechać gdziekolwiek, czy ją tutaj zostawić czy to na prawdę dobry pomysł.

- Panno Michell, proszę pójść ze mną pokaże Ci pokój. - Powiedział pielęgniarz, który ostrożnie chwycił Lucy za rękę i zaprowadził do budynku, a do mnie podszedł lekarz.

- Witam panie Tomlinson, proszę się niczym nie martwić, zajmiemy się nią, jest pod dobrą opieką. Nasz personel jest wyszkolony odpowiednio, Panna Michell jest bezpieczna i obiecuje panu, że szybko wróci do zdrowia.

- Bardzo panu dziękuje doktorze, proszę jej pilnować, już raz próbowała popełnić samobójstwo. Nie będzie mnie w kraju przez większość czasu, ale w razie jakichkolwiek problemów proszę do mnie dzwonić, albo do mojego menagera. - Podałem lekarzowi numer Paula i chciałem już jechać do domu, ale w ostatniej chwili zapragnąłem zobaczyć moją księżniczkę, cofnąłem się do budynku. Złapałem lekarza z którym jeszcze chwilę temu rozmawiałem, zapytałem o numer pokoju mojej dziewczyny, a kiedy już go dostałem,pognałem we wskazanym kierunku. Chciałem już wchodzić do pokoiku ale usłyszałem jak rozmawia z pielęgniarką.

- Chłopak musi Cię bardzo kochać, aż miło na Was popatrzeć, zobaczysz nim się obejrzysz, będziesz zdrowa, a on będzie przy Tobie. - Uśmiechnąłem się na chwilę, a właściwie do czasu, w którym Lucy się nie odezwała.

- To mój były chłopak, gdyby mnie kochał, nie zostawiłby mnie, nie mogłam mu dać dziecka to znajdzie sobie lepszą, już tu nie wróci - W tym momencie wszedłem do pokoju i się odezwałem zaskakując tym Lucy, ponieważ pielęgniarka widziała mnie już wcześniej.

- Jesteś pewna? Przecież tu jestem, jak możesz wątpić w moje uczucia? Może teraz tego nie rozumiesz, ale gdybym Cię nie kochał nie zostawiłbym Cię tutaj, nie pomógł Ci, na prawdę za takiego złego mnie uważasz? - Zadałem jej mnóstwo pytań, a w tym czasie pielęgniarka oznajmiła że zostawi nas na chwilę byśmy pogadali, usiadłem na przeciwko jej i czekałem co powie.

- Louis, ja... Rozumiem, że masz dosyć, wiele razy słyszałam, jak mówisz że sobie nie radzisz. Wiem, że potrzebujesz dziewczyny zdrowej, którą będziesz mógł zabrać ze sobą w trasę czy zostawić w domu bez stresów,że znowu zechcę targnąć się na życie, takiej która nie będzie mówić do powietrza czy poduszki. Zostaw mnie tutaj wyjdź i nie wracaj, tak będzie najlepiej, zasługujesz na kogoś lepszego, kocham Cię, ale ja już nie wyzdrowieje, dla mnie już nie ma nadziei, przepraszam. - To było najdłuższe przemówienie jakie wyszło z jej ust od dwóch lat. Zupełnie mnie zaskoczyła, ale musiałem udowodnić coś i sobie i jej.

- Lucy,wiem, że jest Ci ciężko, mi też lekko nie jest, ale podobnie jak Ty, ja kocham Ciebie i się nie poddam.Wyjeżdżam, ale wrócę, lekarz ma numer do mnie i Paula, jak tylko coś się będzie działo zjawie się, rozumiesz? Nawet jeżeli musiałbym przerwać koncert, to zrobię to, bo jesteś ważniejsza, niż ta cała trasa, wiem że fani czekają na Nas od bardzo dawna,ale przecież wiesz, że Cię lubią i zrozumieją sytuację. Twoja i moja rodzina będą Cię odwiedzać, a ja będę dzwonił do Ciebie codziennie jak tylko będę mógł, i nawet nie myśl o tym by sobie coś robić. Nie długo się zobaczymy przysięgam. - Przytuliłem ją co ona odwzajemniła, chyba za wszystkie te dwa lata, bo prawie mnie udusiła, ale nie ważne.

 Będę za nią tęsknić i to już od momentu wyjścia stąd. Zapowiada się najgorszy rok w moim życiu.


_________________

Wiem, ze znowu czekaliście dłuuugo, ale mam nadzieję, że się opłacało będzie jeszcze jedna może dwie części amoze wiecej, chciałam tego uniknąć, ale czego się dla Was nie robi <3 Wiecie co robić, Koocham <3