wtorek, października 27, 2015

Louis VII

 Wstałam jak zwykle z popuchniętymi od łez oczami. Rozejrzałam się po pokoju mój synek jeszcze spał. Uśmiechnęłam się. Betty nie ma już od dłuższego czasu, tęsknie za nią. Doktor Streward odwiedza mnie co noc, chyba nie muszę mówić w jakim celu, to jest okropne. Dodatkowo jestem głodna i to bardzo. Dylan daje mi tylko kromkę chleba suchego i szklankę wody, przed snem. Szczęśliwie się składało, że w dzień nie zaglądał, a jak już to tylko po to by się ze mnie pośmiać. Całe dnie przesiadywałam w pokoju, bawiąc się z synkiem albo czytając książkę. Chciałabym już wrócić z synem do domu z Louisem, boje się tego miejsca.

                                                                ***

Od samego rana, się pakowałem. Do koncertu mamy masę czasu, ale po nim nie będzie czasu bo od razu wylatuje, już się doczekać nie mogę. Miałem dzisiaj naprawdę świetny humor, z tej okazji postanowiłem zrobić śniadanie dla wszystkich i dla Paula, bo przecież czasami mogę. Kiedy kończyłem, jak zwykle słyszałem, że chłopcy już wstali i zapewne schodzą na dół, oczywiście nie myliłem się. Wyszedłem z kuchni by się przywitać z chłopakami, co ich naprawdę zaskoczyło. 

 No dzień doberek, panowie! Śniadanko? Przygotowałem wam, wszystko jest na stole w kuchni. - Pobiegłem do góry, zostawiając ich w osłupieniu, ale nie na długo ponieważ po chwili usłyszałem śmiechy. Ubrałem się, wróciłem do kuchni. Wszyscy jedli, a ja wziąłem tacę z jedzeniem dla Paula. 

- Ey, co Ty robisz? Nie zjesz z nami ? - Zapytali zdezorientowani. 

- To nie dla mnie. - Powiedziałem, ale od razu zacząłem żałować.

- Stary, wiesz co? Nie krytykuje Cię i nie chce pouczać, ale mówisz jak bardzo kochasz Lucy, walczysz o powrót czy najmniejszy kontakt z nią, jak lew a w dzień wyjazdu zanosisz śniadanie dla kogoś...ładna chociaż ? - Zapytał Harry. Miałem ochotę go zabić. Jak w ogóle mógł pomyśleć, że zdradziłem moją ukochaną Lucy? Idiota. 

- Tak, wiesz jest bardzo ładna, ma około 40 lat ma żonę, dziecko. Całkiem niezły zarost na twarzy i brzuszek, ah zapomniałby.. znacie ją. - Ledwo powstrzymałem się od śmiechu, ich miny były komiczne. 

                                                           ***


Zapukałem do drzwi Paula, który po chwili otworzył. Minę miał jak zwykle poważną, jednak kiedy powiedziałem mu, że zrobiłem dla niego śniadanie, był nieco zaskoczony i jego mina była podobnie jak chłopaków, bezcenna. 

 - Oho, a co to się stało? Przez tyle lat żaden mi śniadań nie przynosił i to jeszcze do pokoju. Co byś chciał, Tomlinson? - Zaskoczył mnie. 

 - Ja, niczego. Po prostu chciałem Ci zrobić przyjemność. Tyle dla nas robisz od tylu lat. Należy Ci się. - Postawiłem tace na stoliku i chciałem wychodzić kiedy usłyszałem dzwonek telefonu.
                                                     
                                                     ***Betty***


  Zobacz, ciocia nas odwiedziła. - Wróciłam właśnie z chorobowego, od razu gdy weszłam. postanowiłam iść do Lucy, jednak to co zobaczyłam i usłyszałam, kiedy dziewczyna zobaczyła kto wszedł, dosłownie zmroziło mi krew w żyłach. Przecież zostawiłam ją w całkiem niezłym stanie, a znajoma, która też tu się zajmuję swoją podopieczną, obiecała że będzie jej dawkować lekarstwa i zadba o nią... litości. Obecnie czuje się jakby czas stanął w miejscu. Lucy siedzi wystraszona, z nieobecnym wzrokiem, z lalką w dłoniach. Szybko wyszłam, kierując się do gabinetu Stewarda, wiedziałam że on jest odpowiedzialny za nawrót stanu Lucy, żal mi jej było.

- Coś Ty jej zrobił?! Co ona Ci zrobiła? Myślałam, że skończyłeś z takim zachowaniem. Lucy...

- Zostawiła mnie dla tego gojka! Rozumiesz? Kochałem ją, a ona mnie tak po prostu zostawiła. Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, jak cierpiałem. Nie mogłem się zemścić, ale teraz kiedy jest w moich rękach, ona i tej jej kochaś będą cierpieć tak samo jak ja. - Byłam w szoku. Nie miałam pojęcia,że oni się znają. Musze zadzwonić do Louisa i wszystko mu powiedzieć a najlepiej ściągnąć, jeszcze nie wiem jak, ale coś wymyślę.

 - Podaj mi jego numer, chce usłyszeć strach w jego głosie, po tym co mu powiem. - Stanęłam jak wryta. Dylan jest chory, zawsze to wiedziałam, jednak przez myśl by mi nie przeszło, że jest aż tak źle. - No, co się tak gapisz?! Dawaj ten numer, albo...

- Albo, co ? Naprawdę myślisz, że dam Ci ich skrzywdzić? Ty i ona to przeszłość, było minęło. Pogódź się z tym i daj jej żyć w spokoju z kimś kogo kocha. Z czasem i Ty...

- No i widzisz? Trzeba było nie protestować, co Ci to dało?!

                                                           ***

 - Posłuchaj teraz uważnie, Twoja Lucy, jest w moich rękach, jako jej lekarz powinienem ją wyleczyć, ale mam lepszy pomysł. Tak się składa, że Betty, czy Beatriz, jak wolisz, została zabita. Następna jest Twoja księżniczka. Masz dokładnie dwa dni na dotarcie tutaj, albo ją zabije. Najpierw oczywiście się zabawimy, swoją drogą jest niezła w te klocki,powiem Ci stary, gratuluje. - Usłyszałem w słuchawce, głos jakiegoś faceta. To co powiedział spowodowało, że cały się spiąłem. On nie mógł jej nic zrobić!

- Jeśli ją tkniesz, choćby jednym palcem, to Cię zabije, rozumiesz?! Zamorduję Cię. Zostaw ją w...- nagle połączenie zostało przerwane. Nigdy przedtem nie byłem tak zestresowany jak w tym właśnie momencie.

Byłem tak wystraszony, że w jednej chwili nogi się pode mną ugięły, musiałem usiąść. Jak on jej coś zrobił ?? - Boże, Louis on ją prawdopodobnie zgwałcił! - oświeciła mnie moja podświadomość, co wcale nie poprawiło mojego samopoczucia. Byłem w szoku, jednocześnie wściekły. Na siebie, na nią, na KAŻDEGO.

- Louis co się stało? Zbladłeś strasznie. Kto dzwonił? - Dopytywał Paul, a ja byłem tak sparaliżowany, że dopiero po chwili potrafiłem udzielić jakieś w miarę składnej informacji.

- Lucy, ona... znaczy, ten dupek, on ją...Paul ja muszę... Przepraszam. - Wybiegłem stamtąd.

 Wpadłem do pokoju zabrałem walizkę i po prostu wyszedłem, zadzwoniłem na lotnisko, na szczęście mieli wolny lot do Londynu. Musiałem zdążyć, nie wybaczyłbym sobie jakby coś jej się stało.

                                                          ***

- No to witam panią wariatkę, widzę, że laleczka jest. Jednak, wiesz co ? Ona nie będzie Ci teraz potrzebna. Troszkę się zabawimy. Twój rycerz, ma tu być za dwa dni a ja muszę się Tobą zdążyć nacieszyć.- cofnęłam się, ale chwila co on powiedział? Louis będzie tutaj? Tak bardzo za nim tęskniłam. - mimowolnie się uśmiechnęłam.

- Co Cię tak ucieszyło, laleczko? Lubisz jak się Tobą zajmuje? Będziesz za tym tęsknić tak samo jak ja, prawda? - Nie martw się, będę w Twoim sercu i głowię. Już na zawsze. - Poczułam jego obrzydliwy dotyk, znałam go bardzo dobrze. To nie był miły dotyk. Mogłam się bronić, ale nie dawałam rady, byłam za słaba. Bolało, jak zawsze. Wiem, że sprawiało mu to przyjemność. Jego stęki i jęki, były obrzydliwe. Kiedy skończył po prostu wyszedł a ja, jak po każdej akcji po prostu płakałam, aż zasnęłam.

                                                            ***

 - Wychodzicie, za 10 minut, gdzie do diabła jest Tomlinson?! - Usłyszeliśmy wściekłego Paula w garderobie.

- Nie mamy pojęcia, poszedł do Ciebie ze śniadaniem. Był w wyjątkowo dobrym humorze. Jak wrócił do Ciebie był blady, nie kontaktował, był jak w amoku. Nie wiem co miedzy wami zaszło, ale takiego go jeszcze nie znaliśmy. Spakował walizkę i wyszedł.


                                                              ***

 Po rozmowie z chłopakami, przypomniała mi się sprawa z telefonem, Louis był po niej zdenerwowany, rzeczywiście bardzo blady i wyraźnie wściekły. Bredził coś o Lucy. W tym właśnie momencie mnie olśniło. Pojechał do niej. - Niech to szlag.

 - Chłopaki już wiem, co z Louisem, poradzicie sobie bez niego? - Potem Wam wszystko wyjaśnię.

 - Jasne, nie ma sprawy Paul. - Zapewnił mnie Niall, a reszta przytaknęła przyznając mu rację.

 - Dobra ale błagam Was chłopaki, nie mówcie fanom, co się stało. Przeproście, nie wiem powiedzcie, że chory czy coś. - Poprosiłem. - Fanów biorę na siebie.

- Żaden problem, Paul spokojnie. Oby tylko z Louisem było wszystko ok. - uwielbiam ich. Czasami jest z nimi ciężko, ale można na nich liczyć.

                                                 ***

 Obudziła mnie awantura na korytarzu, nie miałam pojęcia, co się stało. Bałam się.

 - Wpuść mnie do niej, rozumiesz?!

 - Posłuchaj mnie, miło Cię widzieć, ale jeszcze z nią nie skończyłem! Chcesz popatrzeć? Taki pornos na żywo. Nie lubisz, czasami sobie pooglądać ?? Zobaczyć jak ukochana, się wiję pod obcym. Nie jesteś tego ciekawy? Nie? Trudno.

 - Lucy, kochanie, błagam Cię wyjdź do mnie! To ja Louis, jedziemy do domu skarbie, nie bój się. - Uśmiechnęłam się. Ostrożnie wstałam z łóżka z moją laleczką w dłoniach. Otworzyłam drzwi i nieśmiało wyjrzałam na korytarz. Kiedy zobaczyłam Louis, chłopak się uśmiechnął, natomiast ja nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu.

 - No chodź do mnie, aniołku, jesteś bezpieczna. Przecież wiesz, że Cię nie skrzywdzę. - Ostrożnie podeszłam do chłopaka i się przytuliłam. Jego dotyk, na początku sprawił, że chciałam się odsunąć, potem jednak się uspokoiłam i powoli wychodziliśmy z tego piekła.

 - Louis? - odezwałam się bardzo cicho, i aż cud, że Lou usłyszał.

 - Tak księżniczko?

 - Co będzie, ze Stewardem?Nie za...- przerwał mi mój ukochany.

 - Spokojnie, niedługo się obudzi. Policja go zabierze, już po nich dzwoniłem. Jesteś bezpieczna. - Tak się właśnie czułam.

 - Dziękuje, nie wiem co by się stało gdybyś...- kilka łez opuściło moje oczy, jednak Louis sprawnie się ich pozbył.

- Już dobrze. Chodź jedziemy do domu, musisz odpocząć.

                                                         **Dwa lata później**

 Od tamtych przykrych wydarzeń minęło dużo czasu. Resztę trasy spędziłam z chłopakami. Pod opieką najlepszego psychologa. Paul i chłopcy musieli się nieźle namęczyć by go zamówić na kilka miesięcy zajmowania się tylko mną. Jednak było warto. Czuje się o wiele lepiej. Moja chora obsesja na punkcie lalek minęła. Dalej tęsknie za moim nienarodzonym dzieckiem, ale powoli godzę się z tym. Pobraliśmy się. Jestem szczęśliwa, teraz już na milion procent. Obiecaliśmy sobie, że z dziećmi poczekamy.

 Co do Stewarda, udowodniono mu kilka gwałtów, co gorsza nie tylko na mnie. Do zabicia Betty sam się przyznał. Dostał dwadzieścia pięć lat, ale co najważniejsze zakaz zbliżania się do mnie i moich najbliższych, dodatkowo nie może wykonywać dożywotnio zawodu lekarza. Doktor, który mnie przyjmował na początku, wrócił z kongresu. Dowiedziawszy się o wszystkim,zamknął klinikę, i nie mam pojęcia co się z nim teraz dzieje.

 _____________________
 
Wiem kochani, zepsułam koniec, ale mam nadzieje, że mi wybaczycie. Jak to piszę jest dokładnie 2.40 w nocy. Do końca trasy chłopców zostało już zaledwie kilka dni. Nie długo wychodzi płyta na którą zapewne wszystkie czekamy. Na koniec jestem ciekawa waszych opinii o Infinity i Perfect ( oraz teledysku oczywiście). Teraz biorę się za Imagina na życzenie, ale nie zdradzę Wam niczego. PS. Tak sobie myślę, czy chcecie bym umieszczała tutaj imaginy nawet jak będzie przerwa chłopców czy zawiesić ? Bo w sumie sama nie wiem. 





sobota, października 17, 2015

Louis część VI

 Tego wieczora i nocy bałam się najbardziej. Betty zachorowała, więc poinformowała, że nie będzie jej kilka dni, ale najbardziej bałam się tego, że przez ten okres nie będzie mi podawać lekarstw. Niby stwierdziła, że sobie poradzę i będzie dobrze, jednak ja bałam się chociażby na chwilę zamknąć oczy. Niestety około godziny dwudziestej trzeciej zasnęłam, zaraz po tym jak doktor Steward ode mnie wyszedł. Po pierwszej sytuacji przychodzi codziennie, wiem jak to brzmi. On gwałci a ja zaraz zasypiam, ale naprawdę nie mam siły, nawet przestałam się bronić.. po prostu płaczę, aż do momentu w którym zasnę.

 W śnie usłyszałam płacz dziecka, byłam cała oblana potem, kiedy doszłam do siebie dźwięk ucichł. Uspokoiwszy się chciałam położyć się z powrotem, niestety odgłosy pojawiły się ponownie. Cała zesztywniałam i dopiero po chwili dotarło do mnie,że ten dźwięk pochodzi z łóżka obok, błyskawicznie wstałam podeszłam do łóżka, na którym zobaczyłam dziecko. Początkowo kiedy wzięłam zawiniątko w ramiona od razu odłożyłam i powtarzałam sobie, że to lalka, nic nie znacząca zabawka, przecież masa takich lalek teraz. Niestety im dłużej ignorowałam ten dźwięk, tym było gorzej. Moja psychika znowu próbowała mi uświadomić, że to dziecko, moje... nasze dziecko. Usiadłam na drugim łóżku wzięłam maleństwo na ręce. Oparłam się plecami o ścianę i bujałam.Powoli spokojnie, żeby nic się nie stało. Nie płakałam. Byłam szczęśliwa. Znowu.

                                                          ***

 - Lucy! - Obudziłem się, miałem przyspieszony oddech, którego za nic nie mogłem opanować, otarłem twarz, która była cała zlana potem, zresztą jak całe moje ciało.  Zerwałem się z łóżka poszedłem w stronę kuchni, a w sumie aneksu w naszym busie nalałem sobie wody usiadłem przy stole, odchyliłem głowę do tyłu. Dopiero w tym momencie mogłem nabrać powietrza i spokojnie wypuścić. Dziwiło mnie, że nikogo nie obudziłem tym krzykiem, a może nie był on taki głośny jak mi się wydawało? Nie wiem, ale jedno jest pewne muszę coś z tym zrobić, bo jest coraz gorzej. Nie śpię już którąś noc z kolei, a jak już zasnę budzę się z krzykiem. Wiem, że u Lucy dzieję się coś nie niedobrego. Betty nie odbiera od kilku dni, lekarza jeszcze nie ma a komórka Lucy? Cóż wyłączona. Nie mam pojęcia ile tak siedziałem, ale na dworze zrobiło się już jasno, a z głębi busa dochodziły mnie głosy chłopaków, co oznacza że się obudzili.

- O siemasz Lou, kiedy wstałeś ? - zapytał zdziwiony Niall.

- Siema chłopaki, nie śpię od... w sumie nie wiem, od kilku godzin. - spuściłem głowę, na prawdę nie miałem ochoty na rozmowę, zresztą z dnia na dzień jest gorzej, nagle wpadłem na pewien pomysł. - Wyjeżdżam - dodałem nagle a chłopcy na mnie spojrzeli jak na kretyna.

- Ty chyba nie mówisz poważnie, gdzie Ty chcesz jechać ? Mamy koncerty, chłopie luzuj. - Tym razem odezwał się Harry.

Natomiast na przeciwko mnie usiadł Liam, i dla odmiany popierał mój pomysł, jednak zawsze musi być jakieś "ale"

- Louis, ja to rozumiem, jakby moja ukochana była w tej sytuacji też bym wrócił, ale poczekaj jeszcze ten tydzień, będzie przerwa i wszyscy pojedziemy. - chłopak poklepał mnie po plecach, ale ja nie mogłem wytrzymać wstałem gwałtownie i zupełnie nie potrzebnie się uniosłem.

- Nie chłopaki, zdaje sobie sprawę z tego że już nie długo przerwa i że szybszy powrót to masa problemów, ale do cholery, ja nie mogę tak żyć. Prawie wcale nie śpię, a jak już to mam koszmary i budzę się z krzykiem, praktycznie nie jem, a na scenie muszę robić z siebie pajaca. Zrozumcie, ja się tu bawię podczas gdy wiem iż moje słońce cierpi. Gdybyście wiedzieli jak ona się bała przyjazdu tego nowego lekarza. Gdyby chociaż miała telefon, ale i to jej odebrali, że niby dla jej dobra. Betty, ta jej cholerna pielęgniarka nie odbiera i to od kilku pieprzonych dni, a wy mi mówicie o jakimś tygodniu? Czyście do reszty zwariowali?! - Pod koniec wypowiedzi krzyczałem chyba na całą okolice. Moi towarzysze, zrobili się wręcz biali, ze strachu, chciałem się odezwał się kiedy usłyszałem.

- Lou, pozwól na chwilę - zamarłem.

                                                           ***

- Proszę, proszę. Panna Mitchell znowu w swoim żywiole, co tam kochanie? Leki przestały działać? Co za pech. - bałam się, ścisnęłam mocno moje maleństwo, nagle podszedł do mnie ten potwór, chwytając mojego aniołka mocno na główkę i rzucając na ziemie.

Zerwałam się szybko, uklękłam na ziemi, a kiedy zobaczyłam, że nie ma rączki zaczęłam krzyczeć, płakać. Dylan stał nade mną, po chwili śmiejąc się wyszedł z pokoju mówiąc.

- Wariatka, kompletna świruska, to jest lalka, ale co ja będę tłumaczyć psycholce. - trzasnął drzwiami. Po chwili jednak wrócił mówiąc, że wróci za kilka godzin i mam być gotowa. - Wpadłam w jeszcze większą histerię.

                                                           ***

- Słyszałem Twoją rozmowę z chłopcami. Posłuchaj. Rozumiem Cię, każdy ma problemy i uwierz mi że teraz nie tylko Ty byś wolał być w domu z rodziną. Jednak, to nie powód by się wydzierać na chłopców! Oni wiedzą jak Ci ciężko im też lekko nie jest! Uszanuj to chłopie i wracaj do busa, macie wieczorem koncert!

- Dobra, ale jutro wracam do domu i mnie nic nie interesuje, rozumiesz?! - Dalej się denerwowałem.

- Tak myślałem, że to powiesz dlatego, mam coś dla Ciebie. Jutro, zaraz po koncercie będzie na Ciebie czekać helikopter i polecisz prosto do Lucy. Dodatkowo przyspieszyłem troszkę przerwę, więc spędzisz z Luc dwa miesiące, ale potem nie puszczę Cię do końca tr...- rzuciłem mu się na szyję, Paul tylko się zaśmiał poklepał po plecach i się odsunął.

___________________________________

Taki jakiś nijaki, czyli jak zawsze... mam jednak nadzieję, że chociaż Wam się podoba. Myślę że to przedostatnia część. Love <3

wtorek, października 06, 2015

Louis V

 To już dzisiaj. Dokładnie za kilkanaście minut poznam nowego doktora, na myśl o którym Beatriz traci swój naturalny kolor i wygląda jak ściana w tym przeklętym budynku, jest dosłownie śnieżno biała. Nie mogłam się już doczekać by poznać tego człowieka i w końcu dowiedzieć się czemu sieje taki strach. Jedyną rozrywką na czas oczekiwania to książka, którą przywiozła mi matka Louisa. Wzięłam ją do ręki usiadłam na łóżku, do którego chcąc nie chcąc musiałam przywyknąć. Około kwadransa później przyszła Betty z przerażoną miną, znacznie bardziej niż rano jeżeli to w ogóle możliwe, co dawało jasno do zrozumienia że doktor już jest. Kiwnęłam głową odłożyłam książkę na miejsce i poszłam za kobietą w kierunku gdzie stał.

 - Doktor Stewart, miło mi, Ty pewnie musisz być Lucy Mitchell, prawda? - Uścisnął moją dłoń i przysięgam, że z niewyjaśnionych przyczyn i ja się zaczęłam bać tego człowieka. - Nie był ani za niski ani za wysoki miał około pięćdziesiąt lat, ale było w nim coś takiego co na prawdę paraliżowało. - Musiał zauważyć, że coś jest nie tak, bo tylko się uśmiechnął, z odległości widać, że to był okropnie fałszywy uśmiech.

 - Nie wiem co Ci o mnie naopowiadano, ale wiedz, że nie jestem taki zły. Nie musisz się mnie bać. - Jasne! Jakoś Ci nie wierzę doktorku. - pomyślałam. - Mam nadzieję, że jedną z moich największych zalet poznasz już niebawem, zobaczysz nie pożałujesz. - szepnął mi jeszcze na ucho takim tonem, że jedyne na co było mnie stać to nerwowe przełknięcie śliny i jak najszybsza ucieczka stamtąd. Przez całą sytuację nie zauważyłam nawet, że zostaliśmy sami.

Biegłam do pokoju jak poparzona,kiedy otworzyłam cichutko drzwi, zobaczyłam Betty. Zupełnie nie wiem jak ona się tu znalazła.Chwilę zajęło mi zorientowanie się, że rozmawia przez telefon. Postanowiłam posłuchać o czym i z kim rozmawia.

- Ja przepraszam, że przeszkadzam, ale muszę pilnie z panem porozmawiać. - A więc to mężczyzna.

- .... - Nie usłyszałam osoby po drugiej stronie, cholera czemu ten telefon musi być taki cichy.

- Chodzi o to, że..ona... ona jest w niebezpieczeństwie, ogromny niebezpieczeństwie. Niech się pan tu zjawi tak szybko jak to tylko możliwe, tu chodzi o jej życie. - Tego było za dużo. Trzasnęłam drzwiami, kobieta ze strachu aż podskoczyła a gdy mnie zobaczyła natychmiast zakończyła połączenie i patrzyła się na mnie z przerażeniem w oczach.

- Betty, z kim rozmawiałaś ? Kto jest w niebezpieczeństwie? Kto ma się tutaj zjawić jak najszybciej? - Byłam zdenerwowana.

- Ymm, moja kuzynka zadała się z jakimś niefajnym towarzystwem, grożą jej i....- Od razu było widać, że kłamie.

- No nie wierze! Betty jesteśmy tutaj razem już jakieś.... trzy miesiące, każdą wolną chwilę spędzamy razem, kogo Ty chcesz do cholery oszukać? - Zamilkła i wystraszona wybiegła z pomieszczenia.

                                                             ***

Mieliśmy akurat krótką przerwę, na przebranie się i chwilowy odpoczynek przed drugą częścią koncertu, zmieniając koszulkę poczułem wibracje  w telefonie, spojrzałem na chłopców, którzy... cóż zadowoleni nie byli, ale to nie moja wina. Zobaczywszy numer Betty uśmiechnąłem się, pamiętam jak jakiś czas temu z jej numeru dzwoniła Luc, miałem głęboką nadzieję, że ta sytuacja się powtórzy, jednak, kiedy usłyszałem Betty, na dodatek taką zdenerwowaną pokazałem chłopakom, by poczekali, a ja za chwilę wrócę i wyszedłem. Mówiła bardzo szybko, ledwo zrozumiale, jednak słowa, że życie mojej ukochanej jest zagrożone zrozumiałem aż za dobrze. Cholera, czemu akurat teraz?! Obiecałem, że jak coś się będzie działo od razu się zjawie, ale trzech nadchodzących koncertów nie mogłem opuścić. Chciałem się właśnie odezwać, ale Beatriz bez słowa zakończyła połączenie, co tylko spotęgowało mój strach. Z nerwów rzuciłem telefon o ścianę, o dziwo nic mu się nie stało. Przekląłem pod nosem i wszedłem do garderoby dokończyć co zacząłem, bo zaraz musieliśmy wychodzić na tą pieprzoną scenę.

                                                         ***

Co to do cholery miało być? Louis, ja rozumiem, ze można mieć zły dzień, ale mylić każdą kolejną piosenkę? Do cholery!Ogarnij się człowieku, co innego zmiana tekstu dla zabawy a co innego takie jawne pomyłki, czyś Ty do końca zwariował. - Ganił mnie oczywiście nie kto inny jak... Paul. Chłopcy dobrze wiedzieli, że mam trudny okres w życiu i próbowali mi jakoś na scenie pomóc, oczywiście nasze fanki również śpiewały wszystkie te zwrotki, w których ja się pomyliłem, albo po prostu nie zaśpiewałem.

- Paul! Uspokój się, nikt nie jest robotem, mamy tą pieprzoną trasę, przez rok! W ogóle kto to wymyślił?! Rozumiem pół roku, no osiem miesięcy ale dwanaście?! Dobrze wiesz, że mam teraz ciężki czas, dwa lata temu straciłem dziecko, a teraz tracę dziewczynę, a wiesz dlaczego?! Bo jestem na jakieś pieprzonej trasie, która oczywiście zasili Twoje zacne konto, podczas gdy po trzech miesiącach dzwoni do mnie pielęgniarka mojej dziewczyny, że grozi jej niebezpieczeństwo, że chodzi o jej życie, a ja nie wiem o co chodzi a co gorsza nie mogę nic zrobić! Naprawdę będziesz mnie objeżdżać za takie błahe rzeczy, jak teksy piosenek?! Fani je znają na pamięć! Przyjeżdżają by nas zobaczyć, a nie wytykać nam każdy pieprzony błąd, ale oczywiście jaśnie pan Paul ma z tym problem! - Wydarłem się na niego, zostawiając zupełnie zdezorientowanego i poszedłem do busa.

Wróciwszy do autobusu, trzasnąłem mocno drzwiami a może i za mocno ponieważ cały kilkutonowy pojazd się zachwiał.Chłopcy patrzyli na mnie z szokiem wymalowanym na twarzach, na co ja ich tylko zmroziłem morderczym spojrzeniem i położyłem się na swoim łóżku, myśląc oczywiście o Lucy i o tym co Betty miała na myśli mówiąc, że jest ona w niebezpieczeństwie.

                                                   *** Perspektywa Betty***

 Zanosiłam właśnie wieczorną porcję leków dla Lucy, kiedy zatrzymał mnie ten gnojek, Stewart.

 - Dokąd tak pędzisz Betty? Czyżby do naszej sierotki Lucy Mitchell? Jeżeli tak to podaj mi to i ja  pójdę w końcu muszę poznać tą biedną zbłąkaną istotkę, czyż nie? - Zrobiło mi się słabo, dobrze wiedziałam co miał na myśli mówiąc "muszę ją poznać", biedna dziewczyna, mam tylko nadzieję, że jej chłopak tu przyjedzie, nim będzie za późno. - odsunęłam odruchowo tacę, ostrożnie się cofając i idąc dalej do pokoju gdzie przebywała ta biedna, niczego nieświadoma dziewczyna.

- Zostaw ją, rozumiesz? Przeżywa ciężkie chwilę, czy odsiadka Cię niczego nie nauczyła? W ogóle dlaczego akurat tobie się to zastępstwo dostało?! Jesteś chory, nie wiem jakim cudem po tym wszystkim jeszcze możesz ten zawód wykonywać. Jesteś zwykłym zboczeńcem! - Tym oto sposobem dostałam z pięści w twarz w skutek czego upadłam i straciłam świadomość.

                                                                  ***

Siedziałam przy oknie czekając na Betty, która jak co wieczór przynosiła mi tabletki, dzięki którym mogłam normalnie spać no i moja psychika nie płatała mi figli. Dziwiło mnie, czemu jeszcze jej nie ma,ewidentnie się spóźniała, ale postanowiłam nie panikować i jak się później okazało, opłacało się a przynajmniej na początku kiedy drzwi się otwierały tak myślałam. Mina mi jednak zrzedła w momencie kiedy zamiast kobiety, której się spodziewałam zobaczyłam Stewart`a. Postawił tacę na stoliku. Myślałam, że wyjdzie, niestety tak się nie stało. Kazał mi połknąć lekarstwo, które podobno przekazała mu Betty, po czym usiadł na łóżku, niebezpiecznie blisko mnie. Najbardziej jednak przerażało mnie to, że im bardziej ja się odsuwałam, ten przybliżał się jeszcze bardziej. Nie mając już najmniejszej drogi ucieczki, chciałam wybiec na korytarz, żeby tylko nie przebywać w jednym pomieszczeniu z tym człowiekiem. Na moje nieszczęście okazało się, że są one... zamknięte na klucz. Mój towarzysz musiał być zadowolony z takiego obrotu sprawy bo tylko zaśmiał się z wyraźną kpiną.

 - No i widzisz? Jesteś skazana na mnie. Na moją łaskę i nie łaskę. Spokojnie nie zrobię Ci krzywdy, a jak będziesz grzeczna to może być na prawdę przyjemnie.Chwycił mnie za pośladki. - Zrobiło mi się słabo, nie wiedziałam co się dziej, traciłam kontrole nad własnym ciałem. Mężczyzna zaczął całować i dotykać coraz odważniej. Chciałam się ruszyć, wyrwać, ale nie mogłam. Ciało miałam zupełnie bezwładne, w końcu zemdlałam.

Odzyskawszy świadomość kilku godzin później, obudziłam się w łóżku przykryta kołdrą, jednak całkiem naga. Byłam przerażona. Zaczęłam krzyczeć. Z każdą minutą coraz głośnie i głośniej, aż w końcu usłyszała mnie Betty, w mgnieniu oka znalazła się obok mnie, jak mnie zobaczyła w oczach stanęły jej łzy, których swoją drogą ja już nie dałam rady powstrzymywać. Usiadła na łóżku obok, zupełnie jak poprzedniej nocy on. Ostrożnie wzięła mnie w ramiona kołysząc i w kółko przepraszając. W ten oto sposób powoli do mnie docierało co się stało. Tabletki.  Stewart. Spóźnienie Betty. Drzwi na klucz. On mnie zgwałcił, a ta tabletka jakimś cudem nie była lekarstwem tylko, pigułką gwałtu. Byłam załamana i przerażona. Chciałabym aby Louis był przy mnie, tęsknie za nim, on by mnie nigdy nie pozwolił skrzywdzić.

 - Chcę do Louisa, Betty błagam Cię zabierz mnie do niego, ja nie chce tu być. - Płakałam.

 - Spokojnie słoneczko, już nie długo będziecie razem, obiecuje Ci, mówiłam mu żeby przyjechał.Wtedy co usłyszałaś moją rozmowę. Wiem, że Cię okłamałam, ale Dylan, znaczy Dr. Stewart mi zabronił dawać Ci do niego dzwonić, więc postanowiłam zrobić to ja, przepraszam, ze Cię okłamałam, ale nie miałam wyjścia Lucy. - Teraz to już płakałyśmy obie.

Ta kobieta jest cudowna, naraża swoje życie i bezpieczeństwo, żeby pomóc mi się stąd wydostać i informuje Louisa o tym wszystkim co się dzieję. Nie wiem co ja bym bez niej zrobiła. Ciekawe tylko kiedy w końcu się tu zjawi.

-----------------------------------------------

Przepraszam kochani, ze takie beznadziejne i  że tyle czekaliście. Nie pytajcie o ilość części bo nie mam za bardzo pojęcia. Chcę jakoś w miarę porządnie zakończenie zrobić, a nie chcę urywać wątku, efekcie spalić końca. Mam jednak nadzieję, że Wam się podoba :) Oczywiście wiecie co robić :)