sobota, listopada 29, 2014

Zayn III

  Wstałam kilkanaście minut przed Zaynem. Dzisiejsza noc, była dla mnie w pewnym sensie wyjątkowa. Pierwszy raz czułam się,  taka..taka spokojna, kochana i bezpieczna. Wiedziałam, że obietnica bezpieczeństwa ze strony chłopaka nie jest fałszywa i to mnie bardzo cieszy. Kiedy tak leżałam nagle przypomniałam sobie, że jestem wtulona w chłopaka, chciałam się podnieść starałam się Go nie obudzić, niestety po chwili lekko się poruszył, cichutko zamruczał i powoli otworzył swoje cudne, ciemne tęczówki.

- Dzień dobry  - usłyszałam jego ochrypły głos i zobaczyłam ten cudowny uśmiech. Nie mogłam sobie wyobrazić lepszego poranka.

- Dzień dobry.- odwzajemniłam uśmiech.

- Mówiłem Ci już, że jesteś piękna? - jeju jaki on ma cudowny głos, pomyślałam i poczułam żar na policzkach, co mogło oznaczać tylko tyle, że chłopak znowu wywołał u mnie rumieńce.

- A z tym rumieńcem wyglądasz jeszcze piękniej.- poszerzył uśmiech. 
W odpowiedzi sprzedałam mu tylko kuksańca w ramie.

-  No eyy, mówię tylko prawdę.Jak się spało?? Gotowa na podbój Portugalii??

- Bardzo się denerwuje, nie tylko ze względu na chłopaków czy ojca, ale nigdy nie jeździłam tak daleko a w dodatku samolotem. - powiedziałam. - a spało mi się naprawdę dobrze.

*wręcz cudownie* - przeszło mi przez myśl. 

- A Tobie?? Wyspany?? - zapytałam, za co zostałam obdarowana najpiękniejszym uśmiechem, jaki w życiu widziałam.

- Mmm..u boku tak pięknej dziewczyny, mógłbym się codziennie budzić i zasypiać. Dawno tak dobrze nie spałem. - cholera znowu te rumieńce.- Dobra dosyć tego dobrego trzeba wstawać. Najchętniej jeszcze bym poleżał, ale trzeba się ogarnąć.- usiadł przeciągnął się i powoli wstał.

Kiedy go zobaczyłam, sama nie wiedziałam gdzie patrzeć, ciało ozdobione wieloma tatuażami, lekko zmierzwione włosy, mięśnie.- Mój Boże, [T.I] ogarnij się. Skarciłam się. Kiedy tak się w Niego wpatrywałam, chłopak poczuł się najwyraźniej niezręcznie i wybudził mnie z transu.

- No to co jemy na śniadanie? - mówił to cały czas uśmiechając się.

- Eehem, nie wiem, pojęcia nie mam, zdaje się na Twój gust.- odpowiedziałam.

Chłopak wstał z łóżka, wziął strój na dzisiaj, poszedł do łazienki się ubrać po czym od razu zszedł na dół. Postanowiłam zrobić to samo, kiedy byłam już prawie gotowa usłyszałam głos z dołu.

- [T.I] chodź śniadanie na stole. - zawołał.

 Jak zwykle siedzieliśmy w ciszy, którą przerwał chłopak.

- Chłopaki zaraz będą i razem pojedziemy na lotnisko. - zobaczywszy jak moja twarz blednie i malujący się na niej strach, chwycił moją dłoń i szepnął bym się nie martwiła i że wszystko będzie w porządku.

Uśmiechnęłam się blado, chciałam czymś zająć myśli, więc wstałam i posprzątałam po śniadaniu, Zayn próbował mnie powstrzymać, ale nie zamierzałam ustąpić. Po chwili, kiedy wszystko było gotowe poszłam do góry po swoje rzeczy, pięć dni to nie długo, ale ja jak każda kobieta zawsze muszę przesadzić,ale nie ważne i tak nie ma czasu już na przepakowanie. Torba była jak dla mnie na prawdę ciężka, nie chciałam jednak wołać chłopaka, więc sama targałam ją na dół, a przynajmniej taki miałam zamiar, kiedy to zobaczył od razu wystrzelił w moim kierunku i zabrał ode mnie walizkę.

- Oszalałaś? Wziąłbym to, czemu nie poprosiłaś?- Wiedziałam, że tak będzie.

- Eh, ja... ja chciałam.... po prostu..- znowu ten strach.

- Nie denerwuj się, nie jestem zły, ale nie rób tak więcej a jakbyś spadła ze schodów? - martwił się, czułam się z tym dziwnie, ale dobrze wiedzieć, że ktoś się o mnie troszczy.

- Prze...przepraszam.- odezwałam się, kiedy siedzieliśmy już na kanapie i czekaliśmy na chłopaków.

- Nic się nie stało, przecież Ci mówiłem, nie chce po prostu by coś Ci się stało. Naprawdę się nie gniewam.- wyjaśnił mi spokojnie, sprawiając, że poczułam się lepiej. - No chodź tu do mnie.-Wyciągnął w moim kierunku dłoń, przysunęłam się do Niego nieśmiało, a on mnie po prostu przytulił, co odwzajemniłam mocniej się wtulając.

Siedzieliśmy wtuleni, do momentu, aż nie usłyszeliśmy śmiechów chłopaków. Zayn zerwał się, by ich powitać. Weszli do pokoju w którym siedziałam na co tradycyjnie odezwało się uczucie, które ostatnio mnie nie opuszcza..strach, pod jego wpływem skuliłam się na kanapie, spuszczając wzrok na moje palce, które w tym momencie stały się najbardziej interesującą rzeczą na świecie.  Chłopcy zatrzymali się kawałek ode mnie szepcząc coś do bruneta, jednak na tyle głośno bym usłyszała.

- To ta dziewczyna o której wspominałeś? - Zapytał Harry.- Ładniutka.- spojrzał w moją stronę chłopak z bujnymi lokami i zielonymi oczami.

- Zapomnij Hazz, skoro Zayn nie chciał jej zostawić, znaczy że coś do niej czuje. Nie ma sensu startować stary- odezwał się drugi, tym razem był to szatyn z niebieskimi oczami.

- Oh, zamknijcie się...- warknął Zayn i spojrzał w moją stronę. Pokiwał głową zrezygnowany, po czym się odezwał.

- [T.I], to są właśnie moi przyjaciele, o których Ci opowiadałem.

Wstałam niepewnie z miejsca i podeszłam do chłopców, oczywiście stanęłam jak najbliżej Zayna, póki co tylko przy nim czułam się bezpiecznie.

- Ten z burzą loków na głowie to Harry, po lewej stoi Louis, Liam i Niall.- z każdym z nich przywitałam się uściskiem ręki i uśmiechem, a przynajmniej mam nadzieje, że to był uśmiech.

- Ymm, miło Was poznał, Zayn dużo o Was mówił. Mam na imię [T.I].- Czemu tutaj wszyscy reagują na to imię takim zaskoczeniem? Ah no tak.. w Polsce to normalne, tutaj rzadkie.

- Ładnie, ale zaraz... to nie jest brytyjskie imię, skąd jesteś? - Zapytał chyba Niall, swoją drogą całkiem uroczy.

- Jesteś spostrzegawczy..Niall? Dobrze pamiętam? - zapytałam niepewnie.

- Tak, masz dobrą pamięć, ale skoro nie jesteś stąd to skąd??

- No... jakby Wam to powiedzieć...jestem tutejsza, moja mama jest polką, a [T.I] to właśnie z tego kraju. - uśmiechnęłam się.

- Aaa no to wszystko jasne, dobra nie męczmy już dziewczyny, długa droga przed nami trzeba się ruszać na lotnisko. - W końcu uciął Liam.. tak na pewno to był on.

Ruszyliśmy do samochodu, który swoją drogą był jak taki mały autobus, usiadłam oczywiście koło Zayna, obok usiadł Liam, obok niego Harry a na przeciwko Niall i Louis. Rozmawiliśmy o wszystkim, nawet co ciekawe ja się wyluzowałam, Zayn miał rację chłopcy są wspaniali.

- A Paul z Wami nie przyjechał? - Zmienił temat zdziwiony Zayn.

- Dzwoniłem do Niego i powiedział, że będzie czekać na lotnisku. - Poinformował wszystkich Liam.

Droga na lotnisko trwała jeszcze kilka minut po czym wyszliśmy i kierowaliśmy się do wielkiej hali odlotów i przylotów. Obiekt był olbrzymi, trochę się speszyłam nigdy nie byłam w takim miejscu, popatrzyłam z lekkim przerażeniem na chłopaków, ale zdawali się tego nie widzieć, tylko Zayn objął mnie ramieniem, dodając tym otuchy.

- O patrzcie chłopaki, Paul idzie - odezwał się Louis. - Trochę ich poznałam i imion już byłam pewna na sto procent.

Spojrzałam przed siebie i napotkałam wzrok tego ich Paula, ale zaraz przecież to niemożliwe. To... to.. mój ojciec, co on tu robi? Zobaczywszy mężczyznę, chwyciłam Zayn dłoń jeszcze mocniej, zrobiło mi się słabo i poczułam, że za chwilę zemdleje, więc gwałtownie wyszarpałam się z uścisku chłopaka, który chwile temu sama wzmocniłam i usiadłam na krzesełku. Chłopaki kiedy to zobaczyli przystanęli, ale nie odważyli się podejść, nie wiedzieli co się dzieje, byli wyraźnie zdezorientowani. Jedynie do siebie w miarę szybko doszedł Liam, no i Zayn, dali reszcie do zrozumienia, żeby szli dalej a sami usiedli po obu stronach krzesełka,które zajmowałam.

- Yyy..[T.I]? Wszystko w porządku?- Zapytał Liam.

Spojrzałam ostrożnie na chłopaków i na mężczyznę, który już rozmawiał z pozostałą trójką.

- Tak.. to znaczy chyba.... ehh... przepraszam chłopaki, ale ja chyba jednak nie polecę, z Wami.

- Co się dzieje? Przecież rozmawialiśmy o tym w domu, wszystko jest i będzie dobrze. Chłopcy Cię polubili, nie pozwolimy Cię skrzywdzić.Prawda Li? - odezwał się Zayn.

- No jasne,nie wiem czego lub kogo się boisz, ale z Nami jesteś bezpieczna. - słuchałam ich i miałam coraz więcej łez w oczach, którym nie chciałam dać wypłynąć.

- Zayn.. ja... doceniam co dla mnie robisz, robicie i doceniam również to, że chcecie mi pomóc, ale.. on tu jest.- powiedziałam nieśmiało patrząc w stronę Paula.

- Ale kto? Paul? [T.I] mówiłem Ci, że nie ma nic przeciwko byś jechała, to spoko gość, polub...- przewałam mu.

- Nie! Nie polubię, nie chce go znać to... on jest...- nie wiedziałam jak im to powiedzieć.

CDN.
_____________________________

Witajcie kochani ponownie, tym razem Zayn część trzecia, którą w końcu udało mi się napisać zupełnie samej... tym samym tez dedykuje ten rozdział Malikowej, która pomogła mi już wiele wiele razy i jestem Ci wdzięczna Kochana. Wybaczcie, że taki beznadziejny, ale mam nadzieję, że chociaż jednej z Was się spodoba. Piszcie komentarze, rozsyłajcie stronkę dalej. Pomóżcie rozwinąć skrzydła temu blogowi. Pozdrawiam i do następnego. 

niedziela, listopada 23, 2014

Zayn II

                                            ***Perspektywa Zayna***


 Obudziłem się jeszcze, przed [t.i]. Przetarłem zaspane oczy, ruszyłem się z łóżka i postanowiłem zajrzeć do mojej współlokatorki. Cichutko wszedłem do pokoju, dziewczyna była odwrócona tyłem do drzwi. Pomyślałem, że śpi,więc wycofałem się, zamykając za sobą ostrożnie by jej nie obudzić. Zszedłem na dół coś zjeść, przy okazji szykując coś dla niej na śniadanie, by zjadła gdy wstanie a mnie nie będzie. Nie chce by czuła się skrępowana czy coś. Zrobiłem dla nas śniadanie, swoje od razu zjadłem, a dla niej postawiłem na stole, obok talerza położyłem też karteczkę z informacją gdzie jestem i o której powinienem wrócić, by się nie martwiła. Spojrzałem na zegarek i dotarło do mnie, że mam dokładnie pół godziny do wyjścia. Zacząłem się szybko ubierać, a chwile później wyszedłem z domu. Miałem tylko nadzieję, że nie pomyśli sobie, iż ją opuściłem. Niby zostawiłem jej karteczkę, ale nie ma gwarancji przecież, że nie odbierze tego w ten sposób, jest taka krucha. Bałem się, ale musiałem spełnić swoje obowiązki. Odsuwając myśli na bok zorientowałem się, że jestem już pod budynkiem, gdzie mieliśmy spotkać się z menagerem. Wszedłem do budynku, gdzie od razu spotkałem się z chłopakami na Paula zastanawiając się o co może chodzić, chłopcy podobnie jak ja też są zdezorientowani. Trasa odpada, bo przecież nie dawno wróciliśmy, płyta? Hmm możliwe, ale czy to nie za szybko? Sam nie wiem. Po pięciu minutach nasze wątpliwości miały został rozwiane, ponieważ pojawił się najważniejszy człowiek dla naszego zespołu. Gdyby nie on to nie wiem co by z nami było, jestem jednak pewny, że nic dobrego.

 - No cześć chłopaki, zapraszam do biura. - Odparł niskim głosem.

Weszliśmy jak nam nakazał, usiedliśmy na dużej sofie i czekaliśmy, aż mężczyzna coś powie.

 - No więc? Co się stało, że nas ściągasz do biura? - Zapytał Liam.

 - Nie chodzi o następną trasę, prawda? - Zapytałem.

Mężczyzna milczał,a my zaczęliśmy się denerwować, a ja chyba szczególnie.

 - W sumie chłopaki to... - W końcu przemówił. - Co prawda to prawda Zayn, nie chodzi o trasę, jednak... - No nie, znowu zaniemówił.

 Do cholery Paul, mów o co chodzi proszę Cię. - Oburzył się Harry, a to nie wróżyło nic dobrego

 - Harry, nie denerwuj się. - Odpowiedział spokojnie.

 - No to mów wreszcie, to nie jest zabawne. Dzisiaj przyjeżdża do mnie siostra z mamą, nie chce by musiały tłuc się z lotniska autobusem czy taksówką. Błagam zlituj się. - Powiedział już spokojniej Hazz.

 - No dobrze, już dobrze.Chodzi o to, że dostaliście zaproszenie do jakiegoś muzycznego programu, jakiś finał czy coś. Musimy wylecieć jutro, z samego rana do Portugalii, zostajemy tam co najmniej pięć dni. - Zamarłem.

 J..Jak to? Paul z całym szacunkiem, ale czy ty żartujesz? - Zapytałem zupełnie zszokowany.

Przecież nie mogę zostawić [T.I]. Boże nie teraz... to muszą być jakieś kpiny. - Załamałem się.

- O co chodzi Zayn? Nigdy nie protestowałeś, przecież to kochasz, wy to kochacie, co się dzieję? - Zupełnie zbijając mnie z tropu.

 Co miałem powiedzieć? Że poznałem dziewczynę? Że u mnie mieszka? Że nie mogę jej teraz, nie chce jej teraz zostawiać? Zupełnie nie wiedziałem co odpowiedzieć.

 - Bo widzisz Paul.. - zacząłem zmieszany. - Bo ja... właściwie to... - Nie wiedziałem co powiedzieć.

 - No Malik, nie mamy całego dnia wyduś to z siebie. Czemu tak usilnie nie chcesz jechać? Przecież to szansa, dla Ciebie, dla was. - Dopytywał mnie Paul

No nic. Ryzyk fizyk, spuściłem głowę i powiedziałem.

 - Nie jestem sam, nie mogę jechać..bo...poznałem kogoś i nie mogę jej teraz zostawić. - Powiedziałem na jednym wdechu, ze spuszczoną głową głową zmierzałem do  wyjścia, za nim chwyciłem za klamkę odwróciłem się jeszcze w stronę chłopaków i Paula. Wyszeptałem ciche " przepraszam" i wyszedłem.

- Zayn! Wróć! - Usłyszałem głos Paula. Stanąłem i odwróciłem się, a to co usłyszałem, nie powiem ucieszyło mnie.

- Jeśli.. no jeśli na prawdę nie chcesz jej zostawiać, to ją zabierz ze sobą. - Powiedział, a na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.

- Yy.. mówisz poważnie? Mogę? Jee..jeju Paul, dziękuje! - Wykrzyczałem i przytuliłem go najmocniej jak mogłem, jest dla nas jak brat, mimo dosyć sporej różnicy wieku jest spoko gościem.

- No już Zayn spokojnie, pogadaj z nią i widzimy się jutro. - Uśmiechnął się, a ja pożegnałem się z chłopakami i wróciłem szczęśliwy do domu.

 Otworzyłem drzwi i pierwsze kroki poczyniłem do kuchni nawet się nie rozbierając, niestety nie podobało mi się to co tam zastałem. Talerz, który zostawiłem tutaj, był nietknięty, karteczka idealnie ułożona, zero oznak dziewczyny. Zmartwiłem się nie na żarty, pobiegłem szybko na górę i otworzyłem drzwi. Kiedy wszedłem zauważyłem, że [T.I] wcale nie zmieniła pozycji od kiedy ją ostatnio widziałem,jej ciało delikatnie drżało. Myślałem, że jest jej zimno, więc podszedłem do niej z zamiarem okrycia jej szczelniej, kiedy jednak dziewczyna wyczuła moją obecność, odwróciła się gwałtownie i przytuliła tak mocno, że zamarłem i przez chwilę nie wiedziałem co się dzieję, ale odwzajemniłem gest i w końcu do mnie dotarło, szlochała. Znowu. Zacząłem delikatnie pocierać jej plecy, by choć na chwile przestała płakać. Trwaliśmy tak do momentu aż się nie uspokoi. Minęła chwila, a ja zorientowałem się, że przez to wszystko jestem jeszcze w kurtce i butach. Odsunąłem się od niej na kilka wręcz milimetrów, ponieważ dziewczyna od razu przylgnęła do mnie jeszcze mocniej.

- Shhh, [T.I] nie płacz. Za chwilę wrócę, idę tylko zdjąć kurtkę i buty, nigdzie nie idę. - próbowałem jej wyjaśnić i chyba się udało, ponieważ po chwili uścisk zelżał, a szatynka niepewnie się odsunęła i oparła plecami o ścianę. Zanim zamknąłem drzwi spojrzałem w jej stronę i zrobiło mi się jej naprawdę żal. Siedziała pusto patrząc na drzwi. Martwiłem się. Wykonawszy swoje zajęcia, poszedłem do kuchni, po śniadanie, którego nie zjadła, zaparzyłem świeżą herbatę i poszedłem do jej pokoju.

- Przyniosłem Ci śniadanie. Zostawiłem je rano, kiedy wychodziłem. Czemu nie zjadłaś?

Tym pytaniem chyba jednak przesadziłem. Niby o nic takiego nie pytałem, ale ona się lekko skuliła i przyparła do ściany jeszcze mocniej, o ile to w ogóle możliwe, już nie wiedziałem co zrobić i jak do niej dotrzeć, nie ufała mi, to było pewne a ja musiałem, chciałem to zmienić, ale zupełnie nie wiedziałem jak. Pokręciłem głową z rezygnacją odłożyłem tacę na stolik obok łóżka i ostrożnie usiadłem koło dziewczyny, obserwując jej nieśmiałe ruchy. Od rana nic nie powiedziała. Cisza miedzy nami trwała tak długo, aż dziewczyna nie zjadła i nie wypiła tego co jej przyniosłem. Chwilę potem zadała pytanie, które mnie zaskoczyło.

 - Gdzie byłeś? Wołałam cię, prosiłam byś przyszedł, bałam się. Miałam zły sen, mój ojciec chciał cię skrzywdzić, tak bardzo się bałam.

- Byłem w pracy. Nasz menager, Paul chciał z nami coś omówić. Pamiętasz? Mówiłem ci, że śpiewam w zespole.

Po mojej odpowiedzi, nie wiem czemu, ale dziewczyna pobladła. Przerażenie miała wymalowane na twarzy. Co ja znowu do cholery, zrobiłem źle? Chwilę później powiedziała co ją tak wystraszyło.

- P..Paul? - Pierwszy raz widziałem, jak można sparaliżować człowieka wypowiadając jedno, jedyne imie. Nie wiedziałem o co chodzi. - Mój ojciec ma tak na imię.- Wyjaśniła, no i wszystko jasne.

- No tak, własnie Paul, ale spokojnie nic się nie stało, widzisz? Jestem cały i zdrowy. Wiesz, jutro mamy jechać do Portugalii na jakiś występ czy coś, na całe pięć dni.

-Wyyy...wyjeżdżasz?! Zostawiasz mnie? Nie proszę, nie teraz! Błagam Cię, ja się boje, nie zostawiaj mnie.

- Hey, spokojnie, rozmawiałem z menagerem, powiedział że..... możesz jechać z nami, poznasz resztę chłopaków, Paula no a przy okazji pozwiedzamy. Zobaczysz, będzie fajnie. -uśmiechnąłem się pokrzepiająco.

- No nie wiem Zayn. Będę wam tylko zawadzać. Będziecie pracować, a ja ? Będę niepotrzebnym balastem, zresztą co będzie jak chłopcy mnie nie polubią? A jeśli mój ojciec mnie znajdzie? On jest zdolny do wszystkiego, niby nie sądzę by wpadł na pomysł by mnie szukać, za granicami kraju, ale on jest zdolny do wszystkiego. Tu jestem bezpieczna, ale co będzie jak mnie na ulicy wyczai ?  Wole zostać tutaj. Doceniam co dla mnie robisz, ale nie chce tego wykorzystywać. Masz swoje życie, obowiązki. Przepraszam, że zwaliłam Ci się z buciorami w życie. Odejdę, tak będzie lepiej.

- Nie wygłupiaj się [T.I]. Nikomu nie będziesz przeszkadzać, gdyby Paul tak myślał nie zaproponował by zabrania Ciebie, a chłopcy są naprawdę wspaniali. Polubią Cię, niczym się nie przejmuj. Na każdy występ, próbę, wywiad czy sobie tam jeszcze menager wymyśli, będziesz jeździć z nami, nie będziesz ani na chwilę sama, no chyba że w łazience. - Próbowałem zażartować. - Jeśli chcesz, odstąpię ci swojego ochroniarza. Za każdym razem, gdy będziesz chciała wyjść a ja nie będę mógł, on pójdzie z Tobą. Będzie dobrze. Jesteś bezpieczna, pamiętasz?  To co jedziesz?

- Nie jestem przekonana, ale skoro to dla Ciebie takie ważne, to myślę, że pojadę bo i tak nie mam wyjścia. - wreszcie się uśmiechnęła, a ja odetchnąłem z ulga. Spojrzałem na zegarek i już chciałem powiedzieć, by się pakowała, ale przypomniałem sobie, że przecież nie ma żadnych ciuchów, oprócz tych co miała na sobie jak ją spotkałem, więc odparłem.

- Wiesz rano mamy samolot, a skoro jedziesz z nami musisz mieć jakieś ciuchy. Nie proponuje byś szła do domu po swoje rzeczy, bo pewnie nie chcesz tam wracać, dlatego... korzystając z tego, że resztę dnia mam wolną, zabieram Cię na zakupy. Kupisz co chcesz, spakujemy się, a jutro podbijamy Portugalię.

Uśmiechnęła się delikatnie, wstała z łóżka i poszła do łazienki, a ja wziąłem tacę i zaniosłem na dół. Ponownie ubrałem kurtkę i buty i czekałem na dziewczynę, która po chwili zjawiła się w drzwiach. Zobaczywszy ją, uśmiechnąłem się, wziąłem delikatnie pod rękę i poszliśmy na zakupy. Przy kasie oczywiście histeria bo przecież ona nie ma pieniędzy, nie może wziąć tego czy tamtego, bo za drogie, bla.. bla... bla... kobiety.

- Ile płacę? Zapytałem ekspedientkę, przy kasie. Usłyszawszy kwotę, wyciągnąłem kartę w kierunku kasy i chciałem płacić, oczywiście [t.i] mnie powstrzymała.

- Boże, Zayn ja... przepraszam! Nie wiedziałam, że to takie wszystko drogie. Odniosę to i znajdziemy coś tańszego, nie chcę byś bulił kasę na mnie. To twoje pieniądze, nie chce tego wykorzystywać.

Udawałem, że nie słyszę, co dziewczyna mówi, uśmiechnąłem się do kasjerki, pokiwałem znacząco głową jednocześnie podając kartę by dokończyć transakcję. Widziałem wzrok [t.i], wiedziałem że chciała coś powiedzieć, za chwile jednak zamknęła usta i już nie protestowała.

 Po udanych zakupach pojechaliśmy do domu i zaczęliśmy się pakować. godzinę później szybko było już gotowe. Pooglądaliśmy telewizję, miedzy czasie postanowiłem zrobić kolację. W trakcie posiłku, widziałem że dziewczynę coś gryzie, wyraźnie chciała coś powiedzieć, albo zapytać ale chyba nie do końca wiedziała jak. Minęło trochę czasu a zielonooka w końcu wykrztusiła z siebie co chciała.

- Jacy oni są ? To znaczy chłopcy.. wiesz ci twoi koledzy? -  zadała stos pytań na raz, co wywołało na mojej twarzy uśmiech, w końcu odpowiedziałem.

- Oni są... naprawdę super. Zabawni, jeśli potrzebujesz pomocy to z czystym sumieniem możesz się do nich zwrócić o pomoc, naprawdę są pomocni. Na ogół to takie duże dzieci. Polubisz ich, zobaczysz, co najważniejsze mogę ci obiecać, że nie będziesz się z nami nudzić - uśmiechnąłem się.

Posprzątaliśmy po kolacji, chwilę jeszcze rozmawialiśmy, aż w końcu zdecydowaliśmy się iść spać.

- Dobranoc [t.i]. - Chciałem odchodzić, ale dziewczyna mnie zatrzymała.

- Zayn, czy...bo...no bo wiesz...- Była zupełnie zmieszana.

- No co sie stało? - Zapytałem.

- No bo widzisz, pomyślałam, czy nie mogłabym. - Denerwowała się.

Podszedłem do niej pogładziłem jej ramie, by dodać jej trochę otuchy, co po chwili wynagrodziła mi wypowiadając słowa, które zupełnie mnie zaskoczyły, nie spodziewałem się.

- Czy mogłabym dzisiaj, spać z tobą? - Zaczerwieniła się i opuściła głowę

- Oczywiście, idź już do pokoju, a ja wezmę prysznic i wrócę do Ciebie.

Wróciłem dziesięć minut później. Dziewczyna leżała odwrócona do drzwi, oczy miała otwarte. Uśmiechnąłem się, podszedłem do łóżka i nakryłem nas kołdrą i próbowałem zasnąć, za nim jednak do tego doszło, [t.i] zaskoczyła mnie dzisiaj już chyba setny raz. Pocałowała mnie w policzek, powiedziała ciche dziękuje i wtuliła się w moją klatkę piersiową jednocześnie zasypiając, co ja uczyniłem zaraz po niej. Lekko zaskoczony, ale spokojny i zaskakująco szczęśliwy

---------------------------

Wreszcie, wreszcie, wreszcie!!! Wróciłam do Was z nową częścią, nie wiem jeszcze ile będzie wszystkich części, ale raczej sporo. Tradycyjnie dziekuje Malikowej, wiem, że to czytasz. Jesteś wspaniała :* Czytajcie, komentujcie motywujcie, mnie....nas.