środa, września 16, 2015

Louis IV z dedykacją dla Weroniki R. ;)

Siedzieliśmy w busie, jadąc na lotnisko, tylko po to by kolejnych dwanaście miesięcy spędzić daleko od rodziny, bliskich, czy tak jak w moim wypadku, ukochanej. Chciałem by Paul zatrzymał się jeszcze pod kliniką bym mógł zobaczyć ostatni raz przed odlotem moją księżniczkę, niestety. Stwierdził, że zaraz się spóźnimy i nic z tego, było mi okropnie smutno, ale nie mogę przecież się awanturować. Siedziałem oparty głową o szybę, dodatkowo padający deszcz zupełnie nie poprawiał mojego nastroju. Patrząc na zdjęcie Lucy, które miałem na ekranie telefonu modliłem się w duchu, o szybki powrót, albo chociaż szybką dłuższą przerwę. Pierwszym krajem jaki  odwiedzimy jest Argentyna. Tam damy dwa koncerty, potem Sydney, New York City i kilka innych koncertów w Stanach i poza nimi. Rok to szmat czasu, dlatego nie ma zupełnie sensu wymieniać wszystkich miejsc jakie odwiedzimy, a przynajmniej planujemy odwiedzić.

                                                             ***


Louis z chłopakami jest już pewnie gdzieś daleko, myślałam że jeszcze przed ich wyjazdem się spotkamy, pożegnamy, ale widać widocznie, coś poszło nie tak. Za oknem szaro, buro, ponuro i mokro. Siedziałam zwinięta na moim tymczasowym, piekielnie nie wygodnym łóżku zastanawiając się, jak ja wytrzymam w ogóle ten rok w tym okropnym miejscu. Jedyną osobą która była dla mnie na prawdę miła jest Beatriz, na którą mówię Betty. Jest to pielęgniarka, która zajmuję się tylko mną. Pochodzi z Hiszpanii, ale po angielsku mówi lepiej niż niejeden Brytyjczyk czy Amerykanin razem wzięci. Lekarz, też jest w porządku, ale Betty mówiła, że wyjeżdża na kilka tygodni na sympozjum lekarskie, czy coś, a będzie go zastępować, jakiś inny lekarz. Nie wiem zupełnie czemu, ale wydaje mi się, że nadchodzą kłopoty. A wspomniałam już, że lekarz zabrał mój telefon komórkowy ? Nie? To właśnie się dowiedzieliście. Kiedy tak rozmyślałam przyszła jak zwykle uśmiechnięta Betty.

- Jak się dzisiaj czujesz, kochana? Wyglądasz o wiele lepiej. Tylko czemu taka smutna? - Usiadła zmartwiona obok mnie odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała prosto w moje oczy, w których były widoczne łzy, ale i smutek, tęsknota i ból. Ludzie którzy mówią. że oczy są zwierciadłem duszy, niestety mają rację, przynajmniej w moim wypadku.

- On wróci, zobaczysz malutka, już nie długo będziecie razem, nie smuć się. - Po tych słowach zapragnęłam go usłyszeć, tak bardzo że zanim ugryzłam się w język odezwałam się do Betty tymi oto słowami:

- Betty, mogę mieć prośbę do Ciebie? Masz numer Louisa prawda? Lekarz Ci podał. - Ona chyba od razu zrozumiała o co mi chodzi, ale nic nie mówiła tylko pokiwała głową. W tym właśnie momencie zapytałam o to, o co nie powinnam jej prosić.

- A czy... mogłabym do niego na chwilkę zadzwonić? Błagam Cię Betty kilka minut, oddam Ci pieniądze, ale, proszę pozwól mi. - złożyłam ręce jak do modlitwy prawie przed nią klęcząc.

                                                           ***

Byliśmy już w Argentynie w swoich pokojach, wiedziałem że ten rok będzie dla mnie najgorszym rokiem w życiu, więc poprosiłem aby któryś z chłopców czy nawet sam Paul byli ze mną w pokoju i tym oto sposobem wylądowałem z Niallem w jednym pomieszczeniu i szczerze, się cieszyłem, kogoś takiego potrzebuje. Wszyscy są rewelacyjni ale to właśnie on, wnosi najwięcej radości i śmiechu na trasy, do busa, na sesje, gdziekolwiek gdzie się pojawia.

 - Lou, ja wiem.. brakuje Ci jej, tęsknisz, martwisz się, ale fani Nas potrzebują, do przerwy zleci nim się obejrzysz i obiecuje Ci, że osobiście zawiozę Cię na lotnisko byś do niej poleciał, tylko weź się w garść, bo wyglądasz tragicznie. - Po tych słowach zmierzał do wyjścia, pewnie na obiad, jednak zdążyłem się odezwać.

- Niall? - chłopak się zatrzymał i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

- Dzięki stary. - odparłem, na co ten się uśmiechnął i wyszedł, mówiąc, że czeka na stołówce.

Krótko po tym, gdy drzwi się zamknęły usłyszałem dźwięk telefonu, sięgnąłem do kieszeni wyciągnąłem a gdy spojrzałem na ekran zaniepokoiłem się, że widnieje na nim imię pielęgniarki Lucy. Nie zastanawiając się jednak długo odebrałem połączenie.

- Betty co się dzieję? Coś z Lucy? Mam wracać? - byłem spanikowany, jednak kiedy usłyszałem głos po drugiej stronie moje nerwy się wyciszyły a serce przyspieszyło.

                                               
                                                            ***

- Betty? Odezwij się! Co się dzieję? - usłyszałam głos ukochanego, był taki kochany i wiem, że się martwił, dlatego postanowiłam ulżyć mu w cierpieniu i w końcu się odezwać.

- Tak, ze mną wszystko w porządku, nie martw się skarbie. - słyszałam jak wypuszcza powietrze z płuc, szkoda że nie mogę jego miny teraz zobaczyć.

- Lucy? Dlaczego dzwonisz od Betty, przecież masz telefon?

- Zabrali mi go, poprosiłam Beatriz by pożyczyła mi swój na chwilkę. Chciałam Cię tylko usłyszeć. Tęsknie za Tobą. - w moich oczach pojawiły się łzy, a głos zaczął się bez kontroli łamać.

- Skarbie nie płacz, ja też za Tobą okropnie tęsknie.Dolecieliśmy do Argentyny, podróż bardzo mi się dłużyła, ten rok bez Ciebie będzie torturą, ale damy radę aniołku. Obiecuje Ci, że kiedy wyjdziesz przyjedziemy tutaj razem. Kocham Cię. - próbował mnie uspokoić, ale wiem że cierpi tak samo jak ja. - A jak Ty się czujesz? Jak Cię traktują? Brakuje Ci czegoś?

- Czuje się dobrze. Brakuje mi Tylko Ciebie. a co do tego jak mnie traktują...

                                                            ***

Tego pytania się bałam, nie mogę mu powiedzieć, że jedyną osobą która mnie tu dobrze traktuje jest pielęgniarka a lekarz niedługo wyjeżdża i przyjdzie jakiś nowy, myślałam, że będzie dobrze, ale kiedy rozmawiałam o tym z Betty zaczęła się denerwować, mówić mi żebym uważała. Nie wiem czemu, ale się boje.

- Halo, skarbie jesteś tam? - ocknęłam się na słowa Louisa.

- Tak, przepraszam, zamyśliłam się.

- Lucy, słyszę, że coś nie tak. Chcesz mi coś powiedzieć? - znowu zaczął się niepokoić.

- Bo widzisz Louis...dogaduje się tylko z Betty i z lekarzem, ale on nie długo wyjeżdża i przychodzi jakiś nowy, mam wrażenie, że to będzie zły człowiek. Betty wyraźnie się go boi, a to przecież jest podejrzane. Sama nie wiem co myśleć o tym, ale nie martw się. Poradzę sobie.

                                                              ***


Wtedy jeszcze, nie miałem pojęcia, że to początek koszmaru.

                                             



niedziela, września 06, 2015

Louis III

 Wstaliśmy koło godziny dziesiątej. Zrobiłem śniadanie , zawołałem Lucy chociaż wiedziałem, że nakłonienie jej do jedzenia graniczy z cudem. Tego dnia, jednak poszło prościej niż myślałem. Dziewczyna usiadła, zjadając ledwo co, ale dobre i to. Po posiłku Lucy bez słowa poszła do pokoju, chciałem ją przytulić, ale ta tylko się odsunęła i zamknęła w sypialni, nie było to miłe, ale przecież nie mogę jej zmusić. Trasa zbliżała, się wielkimi krokami, martwiło mnie tylko to, co dalej z Lucy, wyjeżdżamy na rok, brzmi kosmicznie, ale wiadomo, szybko zleci. Jednak Luc może zareagować nie najlepiej, zważywszy na fakt, że ten rok spędzi w klinice, co prawda może być pod opieką swoich czy moich rodziców ale uważam, iż szpital dla niej to odpowiednie miejsce. Koło szesnastej odwiedzili nas chłopcy, a zaraz za nimi, znikąd pojawił się Paul. Zupełnie nie miałem ochoty na żarty, czy chociażby cieszenie się z tej trasy, której się bałem, jak diabli. Oczywiście moje samopoczucie nie umknęło uwadze chłopaków.

- Ej, stary co Ci jest? - zapytał z troską Liam.

- Nie cieszysz się z tej trasy? Przecież lubisz jeździć. - Tym razem odezwał się Harry.

- Nie o trasę chodzi, tylko o Lucy - nabrałem powietrza i mówiłem dalej. - Z Lucy jest nie najlepiej. Trasa trwa rok. Chcę ją wysłać do kliniki,potrzebuje pomocy, a ja sobie nie radzę, tylko jej reakcja mnie martwi. Co jeżeli pomyśli, że chcę z nią zerwać? Jak mam jej to wszystko wyjaśnić? Wczoraj mnie obwiniała za całą sprawę, nie mam jej tego za złe, ale co będzie, jeżeli ona tak pomyśli ? - Załamałem się.

 Chłopcy posiedzieli jeszcze trochę, przekonywali mnie do tego, iż moja decyzja jest słuszna i że powinienem przestać się martwić, przecież mogę ją odwiedzać i w gruncie rzeczy mają rację, no to odliczamy. Poinformowałem jej rodzinę, w końcu oni muszą wyrazić również zgodę, stwierdzili dokładnie to samo co chłopcy, że to dobry pomysł i nie mają mi tego za złe, za podjęcie takiej a nie innej decyzji, teraz tylko przekonać Lucy do wszystkiego.

 Przez te trzy dni ledwo żyłem, mało spałem i podobnie jak Lucy mało jadłem. Postanowiłem jej powiedzieć, że jedziemy na wycieczkę, wiem kłamstwo jest złe, ale wole jej to wszystko wyjaśnić w obecności specjalistów, na wypadek jakby dostała histerii, czy ataku paniki.

- Kochanie, gotowa?? - zawołałem, na szczęście dzisiaj Lucy była spokojna i nawet kontaktowa.

 Zeszła na dół, co szczególnie mnie ucieszyło, uśmiechała się oczywiście odwzajemniłem gest chociaż w porównaniu do niej byłem zestresowany.

- Gdzie mnie zabierasz? - No i się zaczęło.

- Zobaczysz, nie martw się. Spodoba Ci się. - Mam nadzieję - pomyślałem.

 Podróż zajęła nam aż dwie godziny, im byliśmy bliżej tym bardziej się denerwowałem i tym razem nie udało mi się tego dostatecznie dobrze ukryć.

- Coś się stało? Czemu się denerwujesz? - Zapytała, a ja odetchnąłem z ulgą gdy zobaczyłem budynek kliniki i kilku lekarzy pod nim. - G-Gdzie my jesteśmy? Kim są Ci ludzie? Zawieź mnie do domu, Louis ja chcę do domu, rozumiesz?!

 Wysiadłem z samochodu przywitałem się z personelem a kiedy chciałem iść po Lucy okazało się że ta już wyszła z samochodu, było widać, dezorientacje i strach w jej oczach. Podszedłem powoli w jej kierunku, prosząc po cichu lekarzy by byli gotowi na szybką reakcję, oczywiście jeżeli będzie taka potrzebna.

- Lucy posłuchaj, to są lekarze oni się Tobą zajmą, wiesz przecież że wyjeżdżam, obiecuje Ci, że będę Cię odwiedzać, w miarę możliwości dzwonić, a jak tylko wrócę zabiorę Cię stąd. Dobrze?

- Kłamiesz, Louis! Nie kochasz mnie, prawda? Jestem tylko problemem, tak?! Zostawisz mnie tu i zapomnisz! Może się zabije, co?! Będzie najlepiej! - Zbladłem, wiedziałem że jest do tego zdolna, zacząłem nabierać wątpliwości czy w ogóle jechać gdziekolwiek, czy ją tutaj zostawić czy to na prawdę dobry pomysł.

- Panno Michell, proszę pójść ze mną pokaże Ci pokój. - Powiedział pielęgniarz, który ostrożnie chwycił Lucy za rękę i zaprowadził do budynku, a do mnie podszedł lekarz.

- Witam panie Tomlinson, proszę się niczym nie martwić, zajmiemy się nią, jest pod dobrą opieką. Nasz personel jest wyszkolony odpowiednio, Panna Michell jest bezpieczna i obiecuje panu, że szybko wróci do zdrowia.

- Bardzo panu dziękuje doktorze, proszę jej pilnować, już raz próbowała popełnić samobójstwo. Nie będzie mnie w kraju przez większość czasu, ale w razie jakichkolwiek problemów proszę do mnie dzwonić, albo do mojego menagera. - Podałem lekarzowi numer Paula i chciałem już jechać do domu, ale w ostatniej chwili zapragnąłem zobaczyć moją księżniczkę, cofnąłem się do budynku. Złapałem lekarza z którym jeszcze chwilę temu rozmawiałem, zapytałem o numer pokoju mojej dziewczyny, a kiedy już go dostałem,pognałem we wskazanym kierunku. Chciałem już wchodzić do pokoiku ale usłyszałem jak rozmawia z pielęgniarką.

- Chłopak musi Cię bardzo kochać, aż miło na Was popatrzeć, zobaczysz nim się obejrzysz, będziesz zdrowa, a on będzie przy Tobie. - Uśmiechnąłem się na chwilę, a właściwie do czasu, w którym Lucy się nie odezwała.

- To mój były chłopak, gdyby mnie kochał, nie zostawiłby mnie, nie mogłam mu dać dziecka to znajdzie sobie lepszą, już tu nie wróci - W tym momencie wszedłem do pokoju i się odezwałem zaskakując tym Lucy, ponieważ pielęgniarka widziała mnie już wcześniej.

- Jesteś pewna? Przecież tu jestem, jak możesz wątpić w moje uczucia? Może teraz tego nie rozumiesz, ale gdybym Cię nie kochał nie zostawiłbym Cię tutaj, nie pomógł Ci, na prawdę za takiego złego mnie uważasz? - Zadałem jej mnóstwo pytań, a w tym czasie pielęgniarka oznajmiła że zostawi nas na chwilę byśmy pogadali, usiadłem na przeciwko jej i czekałem co powie.

- Louis, ja... Rozumiem, że masz dosyć, wiele razy słyszałam, jak mówisz że sobie nie radzisz. Wiem, że potrzebujesz dziewczyny zdrowej, którą będziesz mógł zabrać ze sobą w trasę czy zostawić w domu bez stresów,że znowu zechcę targnąć się na życie, takiej która nie będzie mówić do powietrza czy poduszki. Zostaw mnie tutaj wyjdź i nie wracaj, tak będzie najlepiej, zasługujesz na kogoś lepszego, kocham Cię, ale ja już nie wyzdrowieje, dla mnie już nie ma nadziei, przepraszam. - To było najdłuższe przemówienie jakie wyszło z jej ust od dwóch lat. Zupełnie mnie zaskoczyła, ale musiałem udowodnić coś i sobie i jej.

- Lucy,wiem, że jest Ci ciężko, mi też lekko nie jest, ale podobnie jak Ty, ja kocham Ciebie i się nie poddam.Wyjeżdżam, ale wrócę, lekarz ma numer do mnie i Paula, jak tylko coś się będzie działo zjawie się, rozumiesz? Nawet jeżeli musiałbym przerwać koncert, to zrobię to, bo jesteś ważniejsza, niż ta cała trasa, wiem że fani czekają na Nas od bardzo dawna,ale przecież wiesz, że Cię lubią i zrozumieją sytuację. Twoja i moja rodzina będą Cię odwiedzać, a ja będę dzwonił do Ciebie codziennie jak tylko będę mógł, i nawet nie myśl o tym by sobie coś robić. Nie długo się zobaczymy przysięgam. - Przytuliłem ją co ona odwzajemniła, chyba za wszystkie te dwa lata, bo prawie mnie udusiła, ale nie ważne.

 Będę za nią tęsknić i to już od momentu wyjścia stąd. Zapowiada się najgorszy rok w moim życiu.


_________________

Wiem, ze znowu czekaliście dłuuugo, ale mam nadzieję, że się opłacało będzie jeszcze jedna może dwie części amoze wiecej, chciałam tego uniknąć, ale czego się dla Was nie robi <3 Wiecie co robić, Koocham <3