sobota, października 17, 2015

Louis część VI

 Tego wieczora i nocy bałam się najbardziej. Betty zachorowała, więc poinformowała, że nie będzie jej kilka dni, ale najbardziej bałam się tego, że przez ten okres nie będzie mi podawać lekarstw. Niby stwierdziła, że sobie poradzę i będzie dobrze, jednak ja bałam się chociażby na chwilę zamknąć oczy. Niestety około godziny dwudziestej trzeciej zasnęłam, zaraz po tym jak doktor Steward ode mnie wyszedł. Po pierwszej sytuacji przychodzi codziennie, wiem jak to brzmi. On gwałci a ja zaraz zasypiam, ale naprawdę nie mam siły, nawet przestałam się bronić.. po prostu płaczę, aż do momentu w którym zasnę.

 W śnie usłyszałam płacz dziecka, byłam cała oblana potem, kiedy doszłam do siebie dźwięk ucichł. Uspokoiwszy się chciałam położyć się z powrotem, niestety odgłosy pojawiły się ponownie. Cała zesztywniałam i dopiero po chwili dotarło do mnie,że ten dźwięk pochodzi z łóżka obok, błyskawicznie wstałam podeszłam do łóżka, na którym zobaczyłam dziecko. Początkowo kiedy wzięłam zawiniątko w ramiona od razu odłożyłam i powtarzałam sobie, że to lalka, nic nie znacząca zabawka, przecież masa takich lalek teraz. Niestety im dłużej ignorowałam ten dźwięk, tym było gorzej. Moja psychika znowu próbowała mi uświadomić, że to dziecko, moje... nasze dziecko. Usiadłam na drugim łóżku wzięłam maleństwo na ręce. Oparłam się plecami o ścianę i bujałam.Powoli spokojnie, żeby nic się nie stało. Nie płakałam. Byłam szczęśliwa. Znowu.

                                                          ***

 - Lucy! - Obudziłem się, miałem przyspieszony oddech, którego za nic nie mogłem opanować, otarłem twarz, która była cała zlana potem, zresztą jak całe moje ciało.  Zerwałem się z łóżka poszedłem w stronę kuchni, a w sumie aneksu w naszym busie nalałem sobie wody usiadłem przy stole, odchyliłem głowę do tyłu. Dopiero w tym momencie mogłem nabrać powietrza i spokojnie wypuścić. Dziwiło mnie, że nikogo nie obudziłem tym krzykiem, a może nie był on taki głośny jak mi się wydawało? Nie wiem, ale jedno jest pewne muszę coś z tym zrobić, bo jest coraz gorzej. Nie śpię już którąś noc z kolei, a jak już zasnę budzę się z krzykiem. Wiem, że u Lucy dzieję się coś nie niedobrego. Betty nie odbiera od kilku dni, lekarza jeszcze nie ma a komórka Lucy? Cóż wyłączona. Nie mam pojęcia ile tak siedziałem, ale na dworze zrobiło się już jasno, a z głębi busa dochodziły mnie głosy chłopaków, co oznacza że się obudzili.

- O siemasz Lou, kiedy wstałeś ? - zapytał zdziwiony Niall.

- Siema chłopaki, nie śpię od... w sumie nie wiem, od kilku godzin. - spuściłem głowę, na prawdę nie miałem ochoty na rozmowę, zresztą z dnia na dzień jest gorzej, nagle wpadłem na pewien pomysł. - Wyjeżdżam - dodałem nagle a chłopcy na mnie spojrzeli jak na kretyna.

- Ty chyba nie mówisz poważnie, gdzie Ty chcesz jechać ? Mamy koncerty, chłopie luzuj. - Tym razem odezwał się Harry.

Natomiast na przeciwko mnie usiadł Liam, i dla odmiany popierał mój pomysł, jednak zawsze musi być jakieś "ale"

- Louis, ja to rozumiem, jakby moja ukochana była w tej sytuacji też bym wrócił, ale poczekaj jeszcze ten tydzień, będzie przerwa i wszyscy pojedziemy. - chłopak poklepał mnie po plecach, ale ja nie mogłem wytrzymać wstałem gwałtownie i zupełnie nie potrzebnie się uniosłem.

- Nie chłopaki, zdaje sobie sprawę z tego że już nie długo przerwa i że szybszy powrót to masa problemów, ale do cholery, ja nie mogę tak żyć. Prawie wcale nie śpię, a jak już to mam koszmary i budzę się z krzykiem, praktycznie nie jem, a na scenie muszę robić z siebie pajaca. Zrozumcie, ja się tu bawię podczas gdy wiem iż moje słońce cierpi. Gdybyście wiedzieli jak ona się bała przyjazdu tego nowego lekarza. Gdyby chociaż miała telefon, ale i to jej odebrali, że niby dla jej dobra. Betty, ta jej cholerna pielęgniarka nie odbiera i to od kilku pieprzonych dni, a wy mi mówicie o jakimś tygodniu? Czyście do reszty zwariowali?! - Pod koniec wypowiedzi krzyczałem chyba na całą okolice. Moi towarzysze, zrobili się wręcz biali, ze strachu, chciałem się odezwał się kiedy usłyszałem.

- Lou, pozwól na chwilę - zamarłem.

                                                           ***

- Proszę, proszę. Panna Mitchell znowu w swoim żywiole, co tam kochanie? Leki przestały działać? Co za pech. - bałam się, ścisnęłam mocno moje maleństwo, nagle podszedł do mnie ten potwór, chwytając mojego aniołka mocno na główkę i rzucając na ziemie.

Zerwałam się szybko, uklękłam na ziemi, a kiedy zobaczyłam, że nie ma rączki zaczęłam krzyczeć, płakać. Dylan stał nade mną, po chwili śmiejąc się wyszedł z pokoju mówiąc.

- Wariatka, kompletna świruska, to jest lalka, ale co ja będę tłumaczyć psycholce. - trzasnął drzwiami. Po chwili jednak wrócił mówiąc, że wróci za kilka godzin i mam być gotowa. - Wpadłam w jeszcze większą histerię.

                                                           ***

- Słyszałem Twoją rozmowę z chłopcami. Posłuchaj. Rozumiem Cię, każdy ma problemy i uwierz mi że teraz nie tylko Ty byś wolał być w domu z rodziną. Jednak, to nie powód by się wydzierać na chłopców! Oni wiedzą jak Ci ciężko im też lekko nie jest! Uszanuj to chłopie i wracaj do busa, macie wieczorem koncert!

- Dobra, ale jutro wracam do domu i mnie nic nie interesuje, rozumiesz?! - Dalej się denerwowałem.

- Tak myślałem, że to powiesz dlatego, mam coś dla Ciebie. Jutro, zaraz po koncercie będzie na Ciebie czekać helikopter i polecisz prosto do Lucy. Dodatkowo przyspieszyłem troszkę przerwę, więc spędzisz z Luc dwa miesiące, ale potem nie puszczę Cię do końca tr...- rzuciłem mu się na szyję, Paul tylko się zaśmiał poklepał po plecach i się odsunął.

___________________________________

Taki jakiś nijaki, czyli jak zawsze... mam jednak nadzieję, że chociaż Wam się podoba. Myślę że to przedostatnia część. Love <3

1 komentarz: