sobota, listopada 16, 2013

Lou cz.II

Gdy weszłaś do domu zobaczyłaś piękny duży jasny przedpokój, kiedy weszłaś głębiej trafiłaś do pięknie wyposażonego salonu, meble były skórzane w kolorze kawy z mlekiem,Twoją największą uwagę jednak przykuły drewniane, kręcone schody, spojrzałaś na chłopaków pytającym wzrokiem, oni od razu wiedzieli o co chciałaś zapytać więc Liam powiedział, że u góry są ich sypialnie, jeden pokój dla gości i łazienki,kiwnęłaś głową na znak zrozumienia.

- Potem Cię oprowadzimy-powiedział Zayn.
- Napijesz się czegoś?!-Krzyknął Niall.
- Tak, wodę poproszę.
Po chwili chłopak wrócił, z wodą i kilkoma szklankami oraz oczywiście przekąskami. Cały Niall pomyślałaś.
Po chwili Harry zapytał co robicie.
- A może nasz piękny gość zdecyduje?- Zaproponował Louis.
- Świetny pomysł Lou - odpowiedział mu Zayn
- A więc [T.I, co chcesz robić?- Zapytali chórkiem.
Po chwili namysłu odezwałaś się.
- Hmmm,a może obejrzymy jakiś film?- uśmiechnęłaś się.
- W sumie to.. dobry pomysł,tylko co chcesz obejrzeć?- Zapytali.
- Nie wiem chłopaki naprawdę, może sami coś wybierzecie?- Zaproponowałaś.
Po chwili zdecydowali się na komedie, nie oglądałaś jej jeszcze więc chętnie zaprzestałaś na propozycję chłopaków.Po około czterdziestu minutach chciałaś iść do łazienki chłopcy wskazali Ci kierunek gdzie masz się udać, jednak gdy wstałaś zrobiło Ci się słabo i zemdlałaś.Chłopcy w tym momencie bardzo się wystraszyli Liam odrazu rozkazał by któryś z chłopaków wezwał karetkę, niestety pech chciał że w momencie kiedy Hazz dzwonił na pogotowie do Louisa zadzwonił Twój tata.Chłopak gdy to zobaczył pobladł, jednak w końcu się ocknął i odebrał.


- Słucham? - powiedział wystraszony
- Cześć Lou, słuchaj...ja wiem, że polubiliście moją córkę i na pewno spędzacie miło czas ale...-W tym momencie chłopak przerwał wypowiedź mężczyzny.

- Szefie, bo....ja.....ja muszę Panu o czymś powiedzieć - wyjąkał w końcu.

- Co się stało, Lou? Coś z [T.I] ? Któremuś z Was się coś stało?!- dopytywał się mężczyzna 
- Niestety Pana córka... ona.. ona chciała iść do toalety niestety....
- Niestety co?! Lou no mów w końcu!-Zdenerwował się Twój ojciec
- Gdy wstała zasłabła i straciła przytomność, wezwaliśmy karteke, tzn. Harry wezwał,zaraz powinni być.

W tym właśnie momencie ktoś zadzwonił do drzwi, Louis od razu pożegnał się z menagerem i powiedział,że jak tylko się czegoś dowiedzą zadzwonią bo szczerze to nawet nie mieli pojęcia do którego szpitala Cię zabiorą. Niestety z racji tego, że żaden z chłopaków nie jest rodziną wszyscy musieli jechać za kartką. Liam natychmiast zgarnął kluczyki, wszyscy się ubrali i wybiegli.W drodze do szpitala odzyskałaś przytomność sanitariusze poinformowali Cię co się stało i że jedziesz do szpitala, oczywiście też powiedzieli, że za wami jadą Twoi jak to sanitariusz określił koledzy. Po upływie trzydziestu minut dojechaliście do szpitala, zaraz po tym gdy wyciągnęli Cię z karetki zostałaś zawieziona na specjalną sale w której czekał już lekarz poinformowany o Twoim przyjezdzie przez funkcjonariuszy, zaraz za Wami wparowali Liam, Niall, Zayn, Harry i Louis, którzy pobiegli natychmiast do recepcji zasięgnąć jakichś informacji o Twoim stanie zdrowia, niestety recepcjonistka nie mogła nic powiedzieć więc skierowała ich pod odpowiednią sale gdyż jedyne co była w stanie powiedzieć to była informacja iż zabrano Cie na badania.W pewnym momencie kiedy już stali pod salą Louisowi przypomniało się, że miał zadzwonić do Twojego taty z informacjami gdzie jesteście no i co z Tobą się dzieje, tak więc wziął szybko telefon, wybrał odpowiedni numer i zadzwonił mówiąc że jesteście w szpitalu przy ulicy ****** i że nic nie wiadomo co się dzieje, gdyż jesteś właśnie badana.

                                      ***W tym samym czasie w sali***

- Doktorze... co mi jest? Proszę mi powiedzieć- Próbowałaś wyciągnąć coś od mężczyzny w kitlu.
- No niestety mam złą wiadomość, jest  Pani chora, poważnie chora- powiedział lekarz.

 Kiedy to usłyszałaś chciało Ci się płakać, jednak ciekawość była silniejsza od łez i odrazu zapytałaś.

- Ale... jak to chora? Co mi jest?- Tym razem nie wytrzymałaś i łzy wylewały Ci się strumieniami, totalnie tego nie kontrolowałaś.

- Niestety ma Pani raka mózgu.Przykro mi.

Po tych właśnie słowach nie kontrolując słów ani gestów, po prostu krzyknęłaś jak najgłośniej umiałaś, a przynajmniej na tyle głośno, że chłopcy oraz ojciec, który już stał na korytarzu  to usłyszeli.Lekarz prosił Cię byś się uspokoiła, że rak nie jest złośliwy i został wykryty w miarę wcześnie więc można operować, jednak Ty nie chciałaś twego słuchać chciałaś uciec z sali jednak mężczyzna Cię powstrzymał niestety nie mogł opanować Twojej paniki więc jedyne wyjście to było podanie Tobie leków uspokajających niestety w tym celu musiał wyjść z sali, ponieważ musiał iść po jakąś pielęgniarkę by mogła zrobić Tobie zastrzyk.

                                            ***Poczekalnia***

- Chłopaki co z [T.I], jak ona się czuje? - do poczekalni jak strzała wleciał zdyszany mężczyzna.
- Niestety szefie nic nie wiadomo - odpowiedział Liam.W tym momencie usłyszeliście krzyk.
- Boże kto tak krzyczy?- odezwał się Niall - To nie jest głos [T.I] - przeraził się.
- Niestety chłopaki to jest na pewno głos mojej córki - powiedział przerażony ojciec.

 W tym momencie wyszedł lekarz, wyraźnie się spiesząc, Twój tata próbował coś od lekarza wyciągnąć.

- Doktorze co z Nią? Jestem jej ojcem. Proszę mi powiedzieć co z moją córką?!-mężczyzna był tak zdenerwowany, że prawie krzyczał.
- Niestety Panie [T.N] w tej chwili nie mogę nic Panu powiedzieć,Pana córka jest bardzo roztrzęsiona musimy szybko jej podać leki na uspokojenie zaraz do Pana wrócę.- Powiedział doktor i poszedł po pielęgniarkę. W tym czasie do poczekalni wrócił Louis, który musiał po coś wyjść na chwilę, oczywiście przywitał się ze swoim menagerem, zapytał co z  [T.I] niestety usłyszał tylko tyle co miało miejsce przed jego przyjściem, czyli krzyk wybiegający lekarz i nic więcej.

                                       ***Twoja perspektywa***
 Boże to nie możliwe ja....ja..ja nie mogę umrzeć.Nie teraz.
A ten doktor " spokojnie...niech się pani uspokoi..." bla bla bla. Jak ja mam się uspokoić?! Jak?!
Zostało mi nie wiadomo ile czasu, może rok może dwa albo mniej - mówiąc to cały czas płakałaś.W pewnym momencie weszła pielęgniarka.

Witam Panno [T.N], słyszałam, że bardzo panienka rozrabia przyszłam zrobić zastrzyk tak jak Pan doktor kazał. - mówiąc to kobieta, nie chciała być złośliwa nie wiedziała co Ci dokładnie dolega bo przecież lekarz nie musi informować o takich rzeczach pielęgniarek.
Dla Ciebie jednak tego było za dużo i zaczęłaś na kobietę krzyczeć

- A jak by się Pani czuła i zachowywała jak by spełniło się dopiero Pani największe marzenie i zaprzyjaźniłaby się Pani ze swoimi idolami a za chwile się dowiedziała, że umiera? No jak by się Pani czuła?- mówiąc to czułaś, że znowu zbierają Ci się łzy w oczach jednak się nie popłakałaś nie chciałaś by pielęgniarka widziała Twoje łzy, w pewnym momencie niemal natychmiast urwał Ci się film i zasnęłaś.
                                                           ***Poczekalnia***
Pielęgniarka wyszła z sali,oczywiście Twój tata i chłopcy chcieli się dowiedzieć co się dzieje tkwicie w szpitalu już od półtorej godziny i jedyne co wiecie to fakt że [T.I] strasznie krzyczała, widzieliście jak pielęgniarka wchodzi i wychodzi. Twój tata postanowił, że będzie czekał tak długo aż przyjdzie do Niego lekarz i coś powie konkretnie, próbował namówić chłopaków by poszli do domu bo widać, że są zmęczeni ci oczywiście odmówili twierdząc, że też się bardzo martwią cała sytuacją i stanem zdrowia dziewczyny, jednak nie wiedzieliście dlaczego Louis znosił to wszystko najgorzej, nikt o nic go nie pytał ale było z nim nad wyraz źle. Po długich piętnastu minutach podszedł do Was lekarz.
- Przepraszam, że tak długo mnie nie było ale musiałem coś pilnie zrobić- zaczął się tłumaczyć.
- Nie ważne! Panie doktorze co z moją córką proszę mi powiedzieć - mężczyzna prosił lekarza prawie ze łzami w oczach.
- No niestety Panie [T.N], nie mam dla Pana dobrych wieści Pańska córka... ma.. raka...raka mózgu- Powiedział lekarz zmieszany bo przecież nikt nie lubi takich wiadomości przekazywać nikomu a już tym bardziej najbliższej rodzinie.
- Pan [T.N] cały zbladł teraz, już nie zwracał na nic uwagi po prostu się popłakał, płakał jak dziecko.
Podeszli do niego od razu chłopcy i pocieszali jak tylko mogli chociaż sami byli w szoku i naprawdę załamani jedynie Lou stał jak osłupiały i nie odezwał się ani słowem.Nie płakał nie krzyczał po prostu zastygł w bezruchu, nikt nie wiedział co się z nim dzieje tak naprawdę jedno było pewne, to nie ten sam Lou, którego znają zawsze był uśmiechnięty, lubił żartować wygłupiać się a teraz po prostu stał.Gdy tylko tata się uspokoił zaczął mówić.
- Ile?! Panie doktorze ile?!-pytał ze łzami w oczach.
- Ale o co Panu chodzi? Nie rozumiem.
- Ile jej zostało... no wie Pan.. moja córka ona...- nie mógł się wysłowić, jednak tym razem lekarz już zrozumiał o co mężczyźnie chodzi , więc odpowiedział
- Proszę Pana-zaczął. Rak owszem jest chorobą poważną i niestety w dużej mierze prowadzi do śmierci, ale raka mózgu można wyleczyć, trzeba tylko wierzyć, walczyć i być dobrej myśli.Pocieszające jest też to, że rodzaj raka jaki ma Pańska córka nie jest złośliwy, więc jest duża szansa, naprawdę ogromna szansa, że już za kilka miesięcy może lat ale istnieje nadzieja, że Pańską córkę da się uratować.- Wyjaśnił lekarz i posłał w waszym kierunki pokrzepiający uśmiech.
- Czy.. czy ja mogę ją zobaczyć?
-Tak oczywiście, z tym że uprzedzam pacjentka dostała dosyć silne leki uspokajające ale, że Pan do córki jak najbardziej wejść.
                                                 ***Perspektywa Ojca***
Kiedy lekarz pozwolił mi wejść do córki, natychmiast wszedłem do gabinetu i przysiadłem na krzesełku, które stało w sali tuż przy łóżku mojej biednej, chorej córeczki.Leżała tam taka bezbronna z potarganymi na wszystkie strony włosami i spała, tak po prostu spokojnie  spała, nie mogę w to uwierzyć, jeszcze nie dawno biegała po całym domu albo przesadnie rozpromieniona i szczęśliwa wszędzie było jej pełno albo wyraźnie przybita najczęściej z powodu jakieś błahostki, która akurat dla niej była wielką tragedią, a teraz leży tutaj i walczy,walczy o życie, o zdrowie i to właśnie teraz kiedy jej marzenia się spełniły.Pamiętam, że odkąd [T.I] dowiedziała się,że  przeprowadzamy się z Polski do Londynu i że tam będę pracować jako menager najpopularniejszego boysbandu na świecie i to jeszcze z tym, za członków którego [T.I] dałaby się dosłownie zabić, marudziła bym ją z nimi poznał bym załatwił jej autografy, ogólnie szał, tak mijały miesiące. W końcu postanowiłem, że zrobię jej niespodziankę i po prostu zabiorę ją do siebie do biura w którym akurat miałem widzieć się z chłopakami.Była taka szczęśliwa specjalnie tego dnia nawet żona jej pozwoliła nie iść do szkoły, tylko po to by mogła w końcu spełnić swoje marzenie ale i też po co by w końcu przestała mi marudzić.Pomyśleć tylko, że to wszystko było zaledwie rano a teraz dowiaduję się,że ma raka.Życie jest brutalne, jak żona się o wszystkim dowie totalnie się załamie ja czuję się naprawdę podle i nawet boje się pomyśleć co będzie jak ona się dowie, to będzie dla niej chyba największy cios. Kiedy wychodziłem jej nie było w domu, musiałem zostawić jej karteczkę,żeby do mnie jak najszybciej zadzwoniła, ja na naprawdę nie wiem co mam jej powiedzieć.Kiedy tak siedziałem dobrą godzinę dostrzegłem w końcu, że moja kochana córcia się budzi. Nie chciałem by widziała, że płacze, więc natychmiast przetarłem oczy chusteczką przywitałem się z córką dałem jej buziaka w czoło i zacząłem mówić.
- Kochanie jak dobrze że się obudziłaś, tak się martwiłem.Jak się czujesz?
- Cześć tato! Fizycznie czuje się dobrze lecz psychicznie...
- Tak, wiem rozmawiałem z lekarzem, ale powiedział że z tego wyjdziesz,że zrobią wszystko byś wyszła z tego.
- Tato! Przestań! Oni tak zawsze mówią, a potem i tak pacjent umiera.-przerwałaś.- Ja się boję tato, naprawdę nie chce umierać.- zaczęłaś płakać ponownie. Twój tata wiedząc, że musi być silny nie rozkleił się tylko usiadł na łóżku obok Ciebie i przytulił, trzymał tak długo, aż się nie uspokoiłaś.Po tej wzruszającej chwili zadzwonił telefon, to była Twoja mama kiedy o wszystkim się dowiedziała zaczęła płakać, zapytała o adres szpitala i powiedziała, że natychmiast wsiada w samochód i za pół godziny będzie w szpitalu, mężczyzna poinformował Ciebie o tym, że mama już wszystko wie i zaraz będzie, Ty natomiast kiwnęłaś tylko głową na znak zrozumienia i zapytałaś
- Jesteś tu sam? W karetce mi powiedzieli,że..
- Chłopcy są ze mną- przerwał Twoją wypowiedź-Mówiłem im żeby poszli ale się uparli i zostali.
                                              ***Twoimi oczami***
Na te słowa po raz pierwszy od kilku godzin się uśmiechnęłaś.
- Dziękuję,że mnie z nimi poznałeś,oni są tacy kochani,kocham Cię - podniosłaś się i przytuliłaś tatę. Parę minut później w szpitalu pojawiła się Twoja mama, gdy tylko wbiegła do szpitala zapytała o Ciebie w recepcji i pobiegła w stronę sali którą jej wskazali,chłopaków już znała więc gdy tylko ich zobaczyła przywitała się z nimi i zapytała gdzie jest jej mąż na co oczywiście zgodnie chłopcy powiedzieli, że jest w środku,kobieta od razu zapukała do sali i gdy usłyszała ciche "proszę" weszła i zajęła miejsce obok Twojego taty. Tak w szpitalu spędziłaś, jeszcze kilka dni, nikt nie opuszczał szpitala ani na krok, od początku do końca byli z Tobą chłopcy i rodzice, byłaś im bardzo wdzięczna. W domu pędziłaś w pokoju samotnie jeszcze tydzień, nie chciałaś się z nikim widzieć, musiałaś sobie wszystko poukładać i przemyśleć, jednak któregoś dnia kiedy Ty siedziałaś u siebie ktoś zadzwonił do drzwi Twoja mama otworzyła drzwi okazało się, iż chłopcy przyszli cię odwiedzic.
- Dzień dobry Pani [I.T.M] , przyszliśmy zapytać, jak [T.I] się czuje?- Zapytali naprawdę przejęci.
- Cześć chłopcy, miło mi że przyszliście,[T.I] czuje się lepiej jednak od kiedy wróciliśmy ze szpitala jeszcze nie wyszła z pokoju , wiem że musi sobie wszystko poukładać i potrzebuje czasu by się oswoić z nową sytuacją, jednak... martwię się.- powiedziała kobieta, na co chłopcy natychmiast zapytali czy mogą do Ciebie pójść, kobieta oczywiście się zgodziła jednak ostrzegła chłopaków,żeby nie zdziwili się jeśli dziewczyna ich przegoni, oni to oczywiście zrozumieli jednocześnie uspokajając zmartwioną kobietę by się nie martwiła i mówiąc, że są pewni iż dziewczyna ich przyjmie.Po tych słowach od razu pobiegli do Twojego pokoju. Kiedy doszli do drzwi Twojego pokoju natychmiast zapukali, lecz nie otrzymali odpowiedzi tym razem próbę ponowił Liam.
- [T.I] otwórz to ja Liam, są ze mną chłopcy, proszę Cię wpuść nas- mówił spokojnie i cierpliwie.
Usłyszawszy głos chłopaka wstałaś z łóżka, podeszłaś do drzwi i otworzyłaś. Kiedy Cię ujrzeli, byli w szoku. Byłaś blada, oczy podkrążone jakbyś, nie spała co najmniej kilka dni i czerwone od łez, chłopakom aż odebrało mowę jednak szybko się ogarnęli i zapytali nieśmiało.
- Możemy wejść?
- T..Tak jasne, wchodźcie- odpowiedziałaś i nieśmiało się uśmiechnęłaś, Kiedy jednak chłopcy zapytali jak się czujesz Ty się popłakałaś,znowu. Oni natychmiast zrozumieli wszystko i Cię przytulili, wiedzieli,że tego właśnie teraz potrzebujesz i zaczęli Cię uspokajać.
- Spokojnie maleńka, wszystko będzie dobrze, jesteśmy z Tobą.Nie płacz bo i my zaczniemy płakać. Chłopcy natychmiast zaczęli udawać że płaczą, wyglądało to tak zabawnie,że mimowolnie się uśmiechnęłaś.
- No i od razu lepiej- powiedział Harry.Taka śliczna dziewczyna jak Ty nie powinna płakać- skończył.
Lou natychmiast nie wiadomo czemu posłał Hazzie mordercze spojrzenie, podobne do tego sprzed willi chłopaków.Jednak szybko się opanował i powiedział podchodząc do Ciebie.
- Harry ma racje,nie płacz proszę. Natomiast Ty ocierając łzy na tyle na ile byłaś w stanie ponieważ słona ciecz wypływała z Twoich oczu mimowolnie, podziękowałaś chłopakom że przyszli i zapytałaś czy czegoś się napiją, z kolei oni podziękowali i powiedzieli że nic nie chcą i że przyszli bo się martwili o Ciebie. Dzięki  nim chociaż na chwilę zapomniałaś, o chorobie i o tym całym koszmarze który teraz przeżywałaś.Posiedzieli z Tobą jeszcze kilka godzin po czym zaczęli się zbierać jednak Lou powiedział że chciał by jeszcze chwilę zostać i z Tobą porozmawiać.Nie miałaś nic przeciwko i się zgodziłaś, niestety reszta chłopaków musiała już iść więc się pożegnaliście i poszli.Ty zostałaś z Lou i zapadła cisza której tak nie lubisz w związku z czym zaraz ją przerwałaś.

- A więc.. Lou... o czym chciałeś porozmawiać?- zapytałaś wyraźnie zaciekawiona, ale i
 zdezorientowana bo wyraźnie chłopak zachowywał się co najmniej dziwnie, zupełnie jak nie on.

 - Bo widzisz [T.I], ten dzień kiedy Cię poznaliśmy wtedy w biurze Twojego ojca, potem te kilka dni
 spędzone z Tobą w szpitalu i teraz cały ten tydzień dał mi do zrozumienia, że....- w tym momencie przerwał jakby myślał jak ubrać w słowa to co właściwie chciał Tobie naprawdę powiedzieć.

- Że co? Lou wyduś to z siebie w końcu proszę.
- Ten cały czas uświadomił mi że... że ja Cię kocham [T.I]-Powiedział na jednym wdechu z wyraźną

ulga na twarzy, od razu było po nim widać jak bardzo to wszystko mu ciążyło.
Byłaś w totalnym szoku, nie wiedziałaś co powiedzieć, natomiast jedno było pewne nie chciałaś.... nie mogłaś... nie potrafiłaś teraz się z nikim związać , teraz kiedy wiesz, że możesz umrzeć w każdej chwili nie chciałaś nikogo krzywdzić, jednak w tej sytuacji bez względu na to co byś zrobiła Lou i
tak by cierpiał i tak, lecz w końcu zdałaś się na odwagę i zaczęłaś.

- Eh, słuchaj Lou ja... my....tzn Ty.... ahh.My po prostu nie możemy być razem, ja Cię bardzo lubie a
 może i nawet bardziej niż lubię, ale nie możemy się wiązać, ja za chwilę mogę umrzeć a Ty...

- Boże [T.I] nie mów tak, nie umrzesz rozumiesz?! Poruszę niebo i ziemie żeby Cię uratować tylko
 mnie nie odtrącaj-Tym razem chłopakowi zaczęły zbierać się łzy w oczach.

- Lou ja... wybacz ale ja nie mogę, przepraszam nie płacz proszę Cię ułóż sobie życie z kimś innym
 ale nie ze mną...- mówiąc to przytuliłaś chłopaka, wiedziałaś że w tym momencie łamiesz mu serce jednak wiesz, że podjęłaś słuszną decyzję, pękło Ci serce podejmując tą decyzję i widząc Louisa niestety musiałaś to zrobić, w końcu chłopak zapomnij ułoży sobie życie z kimś innym i zrozumie, że chciałaś dla niego jak najlepiej.

 - Nie, nie będę sobie układał życia z nikim.. z nikim poza Tobą, rozumiesz?!Kocham Cię i nic tego
 nie zmieni.Nie przeszkadza mi to, że jesteś chora bo pokonasz tą chorobę ja Ci w tym pomogę, rozumiesz?!! Jesteś silna i dasz radę - chłopak przestał panować nad sobą zaczął krzyczeć jednak chwile potem się uspokoił i powiedział.


- Przepraszam, ja... ja nie chciałem krzyczeć, ale... ja po prostu za bardzo Cię kocham żeby móc to
uczucie przelać na kogoś innego naprawdę proszę uwierz mi...Kocham Cie.-powiedział- Eh może lepiej będzie.. jak już sobie pójdę,pa skarbie- i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi Ty chwile jeszcze stałaś jak osłupiała, jednak po chwili runęłaś na łóżko i zaczęłaś płakłać.. nie to nie jest odpowiednie słowo...wpadłaś w histerię nie mogłaś się opanować, krzyczałaś, rzucałaś wszystkim co miałaś pod ręką. Byłaś bezsilna zrozpaczona i zła.. zła na siebie.. na niego... na wszystkich, ale najbardziej na tego przeklętego raka, który musiał rujnować Ciebie i całe Twoje życie oraz życie bliskich.
 Rodzice przerażeni wybiegającym, i zapłakanym chłopakiem oraz krzykami z Twojego pokoju i odgłosami dobiegającymi z Twojego pokoju natychmiast do Ciebie pobiegli kiedy zobaczyli zdemolowany pokój i Ciebie całą zapłakaną od razu zapytali co się stało, dlaczego pokój tak wygląda i dlaczego Lou był w takim stanie.

- Boże córciu co się tu stało?!- zapytała zszokowana matka.
- Mamo on.. znaczy Lou on.. on mnie kocha i...- zanosiłaś się płaczem tak bardzo, że nie mogłaś się
 wysłowić.- I ja jego też, nawet bardzo ale... ale my nie możemy być razem bo..bo jak ja umrze to..Lou załamie się totalnie, a ja tego naprawdę nie chce..

- To może ja Was zostawię - powiedział tata i wyszedł z pokoju.
- Córeczko ja wiem, że jest Ci ciężko ale pamiętaj za dwa tygodnie masz operację, lekarze rokują,że

będzie wszystko dobrze i że będziesz żyła, a uwierz mi córeczko że kiedy wyzdrowiejesz zaczniesz żałować swojej decyzji, kiedy Louis wychodził był w okropnym stanie płakał, nawet się z nami nie pożegnał, był wrakiem człowieka.. on Cię naprawdę kocha [T.I], to widać - pocieszała Cię matka.

- Tak myślisz?- Zapytała już troszkę spokojniej mama.

No oczywiście córciu, że tak myślę, ba ja to wiem na pewno,daj mu szanse- kobieta uśmiechnęła się pokrzepiająco i chciała wychodzić już z pokoju kiedy ja powstrzymałaś.

- Mamo...
- Tak córeczko?-odpowiedziała z uśmiechem.
- Dziękuje, masz rację porozmawiam z Lou.

Kiedy kobieta to usłyszała uśmiechnęła się jeszcze szerzej powiedziała byś spróbowała zasnąć i zamknęła drzwi.

                                     ***Perspektywa Louisa***

Dlaczego?! Boże dlaczego mi ją zabierasz? Dlaczego nie mogę być z nią po prostu szczęśliwy?.- zadawałem sobie cały czas te same pytania.Przecież ja ją tak bardzo kocham.Nie poddam się zdobędę jej serce będziemy szczęśliwi z jej chorobą lub bez niej, nie pozwolę jej umrzeć.Nigdy.Z natłokiem myśli wróciłem do domu, już troszkę spokojniejszy, nie płakałem jednak nie skakałem z radości.Chłopcy gdy mnie zobaczyli patrzyli na mnie przerażeni jakby zobaczyli ducha, nie wiem co im odbiło zachowywali się jakbym był jakimś totalnym kosmitą.W końcu nie wytrzymałem i zapytałem.

 - Co się tak patrzycie jakbyście mnie pierwszy raz na oczy widzieli?- podniosłem jedną brew do

góry i tym razem ja się na nich patrzyłem jak na debili.

 - Nie nic Lou jest w porządku tylko....Ty płakałeś?- Zdziwił się blondyn.
 - Nie no skąd Niall spędziłem bardzo miło czas z [T.I] śmialiśmy się tak bardzo, że jeszcze długo po
 wyjściu od niej się nie umiałem od śmiechu opanować.- odpowiedział sarkastycznie.

 - Oj, Lou przestań się zgrywać, przecież Ty nie umiesz kłamać, widać że coś się dzieje, jesteśmy Twoimi przyjaciółmi, możesz nam zaufać i wszystko powiedzieć - zapewniali go przyjaciele.

 - No dobrze powiem Wam.Jak wiecie po Waszym wyjściu ja jeszcze zostałem z [T.I].Sami wiecie co do niej czuje, w końcu nie wytrzymałem i wyjawiłem jej całą prawdę.

- No to chyba dobrze, wiec... nie rozumiem czemu płaczesz - odpowiedział Zayn.

- No widzicie niby dobrze, a jednak nie najlepiej.Odtrąciła mnie.Powiedziała, że chce być ze mną ze
 względu na chorobę, obiecałem jej że razem ją pokonamy ale.. ale ona powiedziała bym się zakochał w kimś innym i postarał się o niej zapomnieć.-ponownie łzy stanęły mu w oczach.
- Ah, Lou nie martw się wszystko się ułoży zobaczysz, [T.I] przechodzi teraz ciężki okres, nie ma się jej w sumie co dziwić, jestem pewny że niedługo będziecie razem, pamiętaj że za dwa tygodnie znowu idzie do szpitala, będzie miała operacje i wiem, że po tej operacji wszystko się zmieni.Czuję to.- odpowiedział Liam.
- Dzięki chłopaki, jesteście najlepsi - powiedział Lou i blado się uśmiechnął.
- Po to jesteśmy, pamiętaj,że możesz na nas zawsze liczyć.
- I wzajemnie chłopaki, dziękuje.
                                                          ***Dwa tygodnie później- Operacja***

 - Boję się - powiedziałaś do rodziców, którzy czekali z Tobą w sali aż przyjdą po Ciebie zabrać cię
 na sale operacyjną.

-Nie  bój się kochanie będzie dobrze, kiedy się obudzisz będziemy tu na Ciebie czekać, zobaczysz niedługo będziesz zdrowa.

- Mam nadzieje,ah mam do Was prośbę jeśli... jednak.. coś pójdzie nie tak dajcie ten list chłopakom- podałaś im kopertę- Oraz ten list ale tylko dla Lou - podałaś im drugą kopertę.

- Dobrze nie martw się, ale na pewno nie będzie takiej potrzeby bo wrócisz do nas, szybciej niż myślisz- prawda skarbie?- Zapytała Twojego ojca.

- Oczywiście, mama ma rację córeczko, wszystko będzie dobrze, wyzdrowiejesz.
W tym momencie na sale weszło dwóch pielęgniarzy którzy mieli Cię zabrać.

- Panno [T.N], już czas- odezwali się mężczyźni pomogli Ci przejść z łóżka na łóżko i zabrali na salę.Operacja się zaczęła, chłopcy zjawili się około 15 minut od rozpoczęcia operacji.Wparowali jak poprzani.

- Co z [T.I]? - Pytali chłopcy, jednak chyba najbardziej odpowiedzi wyczekiwał Lou.

- Jeszcze nic nie wiadomo, niedawno operacja się zaczęła, lekarze ostrzegli nas że operacja moze
 potrwać nawet 10 godzin, po tych słowach chłopcy opadli bezwładnie na krzesełka i czekali na jakiekolwiek informację.Godziny dłużyły się w nieskończoność.Twoja mama chodziła jak nakręcona ojciec cierpliwie czekał i rozmawiał z chłopcami żeby chociaż na chwilę przestać myśleć, jedynie Lou siedział otępiały patrząc się w jeden punkt, ręce miał złożone jakby do modlitwy, z nikim nie rozmawiał, nie chodził nerwowo, można by było nawet powiedzieć że nie mrugał nie oddychał, słowem, był obecny ciałem ale duszą niekoniecznie. po 7 długich godzinach operacja dobiegła końca, skończyła się, dużo szybciej niż rokowali lekarze, jednak wszystko poszło zgodnie z planem.

- Państwo są rodziną Panny [T.N]?

- Tak, jesteśmy jej rodzicami - odezwała się matka.

- Co z nią doktorze? - dopytywali się wszyscy.

- Pacjentka, czuje się dobrze, operacja się udała i wygląda na to, że już za kilka dni wszystko wróci
 do normy, proszę się nie martwić i poczekać aż dziewczyn się obudzi, wtedy ktoś z Państwa będzie mógł do niej wejść.- uśmiechnął się ordynator oddziału onkologii, który Cię operował i odszedł.

- Wszystkim kamień spadł z serca, jednak Lou był do tego stopnia nieobecny,że nie słyszał niczego co się koło niego dzieje, nie zauważył lekarza nie słyszał co mówi,nie słyszał radości chłopaków i rodziców dziewczyny. Był odcięty od wszystkiego i wszystkich.W momencie kiedy wszyscy się już uspokoili i euforia opadła. Zayn spojrzał w kierunku przyjaciela przeprosił towarzystwo i odszedł w kierunku chłopaka.

- Lou nie cieszysz się?- przysiadł się do niego oparł rękę na ramieniu chłopaka.

- Z czego Zayn? Z tego, że tracę miłość swojego życia? Z tego, że siedzimy tu już całą wieczność i nikt nic nam nie mowi ?? z tego mam się cieszyć?- zasypywał Zayna milionem pytań.
Chłopak był wyraźnie zdziwiony reakcją przyjaciela, widział że jest z nim źle ale nie sądził że aż tak źle.

- Lou co Ty pieprzysz do cholery?! Nie słyszałeś co lekarz powiedział? Ona będzie żyła już jest po operacji, wszystko jest ok! Co się z Tobą dzieje stary?!

- Ale..Ale... Ale jak to żyje? jak to wszystko w porządku jaki lekarz? Zayn na głowę upadłeś o czym Ty do mnie mówisz?- chłopak chyba dopiero teraz wyrwał się z amoku.

- Lou człowieku ogarnij się, wszystko jest ok naprawdę, chodź podejdziemy do reszty to oni to wszystko potwierdzą.Ostatecznie chłopak się zgodził i poszedł z przyjacielem do reszty po czym nieśmiało zapytał.

- To prawda? To prawda, że moja ukochana żyję?! Że wszystko jest w porządku? To naprawdę prawda?Wszyscy kiedy to usłyszeli byli zdziwieni i przerażeni jednocześnie jednak Li rozumiejąc jego amok odpowiedział.

-Tak wszystko jest naprawdę w porządku, jutro będzie można ją odwiedzić. Mówiliśmy Ci,że będzie dobrze.Do Louisa dopiero wtedy doszło, że Zayn mówił poważnie,że mówił prawdę.[T.I] będzie żyła.
Chłopak nie ukrywał radość płakał i śmiał jednocześnie aż oczy mu się zabłyszczały jednak teraz mimo wszystko już nie przez łzy.
                                            
                                                 ***Następny Dzień***


- Witam Państwa - przywitał się z rodzicami i chłopakami lekarz dziewczyny.

- Witamy doktorze.- odpowiedzieli wszyscy.

- Ah widzę, że nie poddają się państwo i cały czas tu siedzą mówiłem przecież by...
- Nie doktorze nasza córka jest dla nas najważniejsza.Nie możemy jej opuścić ani na chwilę.-
  Powiedział Twój ojciec.

- No dobrze jak państwo uważają.

- Czy można już ją odwiedzić?- Dopytywał się ku zdziwieniu wszystkim Louis.

- Tak oczywiście, że można.Jednak prosiłbym by wizyty odbyły się pojedynczo i naprawdę na krótko.Pacjentka przeszła bardzo poważną operację i nie może się przemęczać....- przerwał po chwili jednak dokańczając- ani denerwować.Kiedy lekarz odszedł zastanawialiście się, kto ma wejść do niej pierwszy. W pewnym momencie zapadła miedzy Wami cisza i kobieta spojrzała na swojego męża wymieniając się porozumiewawczo spojrzeniami, na koniec kiwnęli zgodnie głową i powiedzieli w końcu.

- Jako jej rodzice być może powinniśmy wejść pierwsi ale...- W tym momencie Twoja mama
przerwała a za nią dokończył tata- ale stwierdziliśmy że...Lou idź do niej - oboje spojrzeli na chłopaka i się uśmiechnęli.Szatyn był zaskoczony decyzją jak i reszta chłopaków,Lou żeby nie wyjść na natręta czy Bóg wie na kogo jeszcze się odezwał.

- Ale przecież, to Państwa córka na pewno Was by wolała zobaczyć jako pierwszych. Kocham ją ale...

- Lou masz iść do niej..To polecenie służbowe. Po za tym szefa trzeba słuchać.- Zażartował po raz pierwszy od bardzo dawna.

- Skoro tak to....Tak jest szefie - zasalutował chłopak i uśmiechnięty jak nigdy poszedł do sali.

Zapukał i nie czekając na odpowiedź po prostu wszedł.Okazało się, że dziewczyna jeszcze się nie wybudziła dlatego Lou po cichu zamknął drzwi, wziął jakieś małe krzesełko i usiadł koło Twojego łóżka chwycił, delikatnie Twoją dłoń i czekał.Czekał cierpliwie aż w końcu dziesięć minut później poruszyłaś ręką, cichutko pisnęłaś i zaczęłaś powoli otwierać oczy przyzwyczajając je do światła.Chłopak jak to zobaczył rozpromienił się jeszcze bardziej i zaczął do Ciebie mówić takżebyś wiedziała, że nie jesteś sama, jednocześnie dając Ci do zrozumienia, że był tu cały czas i czekał, czekał tak długo aż w końcu znowu będzie mógł zobaczyć Twój uśmiech i blask w oczach.

- Gdzie?....Gdzie ja jestem?- zaczęłaś cichutko.

- ciiii, spokojnie jestem przy Tobie - mówił spokojnie i cicho, jednak wystarczająco głośno byś mogła go usłyszeć.Nie martw się jesteś bezpieczna, miałaś operacje, ale jest wszystko dobrze tak jak obiecałem wyzdrowiałaś. Po czasie dopiero doszło do Ciebie, że to wszystko mówi nie Twój tata nie mama czy lekarz a tym bardziej pielęgniarka ale Louis.Twój ukochany, jedyny, najcudowniejszy Lou.

- Lou to Ty. Ja.. Ja przepraszam,nie chciałam żebyś...- nie dokończyłaś bo chłopak Ci przerwał

- Nic nie mów, rozumiem wszystko, jest dobrze nie gniewa...- Znowu mu przerwałaś.

- Nie Lou ja nie będę dalej milczeć.Zachowałam się okropnie.Nie przerywaj mi - Powiedziałaś widząc,że chłopak chce coś powiedzieć.

- Wiem zachowałam się okropnie, przeze mnie musiałeś cierpieć. Po Twoim wyjściu wtedy ode mnie z domu, wszystko rodzice mi powiedzieli.. chce żebyś wiedział że....Że Cię kocham Lou. Wiem, że powinnam Ci była powiedzieć o tym dwa tygodnie temu, wtedy pewnie bylibyśmy razem, ale zrozumiem mnie prosze....- Tym razem on Tobie przerwał. Pocałował Cię bardzo delikatnie co najmniej jakbyś się miała rozpaść. Po paru minutach chłopak się od Ciebie niechętnie oderwał, ale nie zapanowała cisza ponieważ Ty na to nie pozwoliłaś mówiąc.

- Kocham Cię Lou, dziękuje Ci za wszystko.- powiedziałaś, a Lou w tym momencie po prostu  Cię przytulił i odpowiedział.

- Ja Ciebie też kochanie, i nie masz mi za co dziękować, to ja Ci za wszystko dziękuje.


_______________________________________

 Uff, chyba najdłuższy imagin w moim wykonaniu ( oczywiście nie licząc tego od CrazyCarrot).Mam nadzieje, że podobał Wam się imagin.Kolejne mam nadzieje napisać już nie długo, ale wiecie jak to ze mną bywa, bardzo Wam dziękuje za odwiedziny na blogu a z tego co widziałam jest już ich ponad 1000 za co jestem naprawdę wdzięczna. Kocham Was i pozdrawiam <3
                                                    

2 komentarze:

  1. awwwwwwwwww *u*...zajebisty awwwwww ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Imagin bardzo fajny : D nie spodziewałam się, że to omdlenie może byc przyczyną raka ; p bardzo mi się podoba : **

    OdpowiedzUsuń