niedziela, sierpnia 10, 2014

Lou. część VII (ostatnia)

Obudziła mnie jakby kogoś rozmowa, dlatego też udawałam,że śpię i się przysłuchiwałam. Jak potem się okazało, Louis gadał sobie z Nicholasem, a raczej do niego. Chłopak zauważył, że się "budzę" i zwrócił się do małego.

- O patrz stary kto się obudził.- Mały spojrzał na mnie, uśmiechnął się i ku mojemu zdziwieniu wyciągnął rączki w moją stronę.

Wzięłam go na ręce.

- Czyżby Ci już tatuś nie odpowiadał?? - Jakież było moje zdziwienie jak chłopczyk w pewnym momencie powiedział...mama. 

Mnie zupełnie zatkało, Lou się uśmiechnął, w tym samym momencie wpadli chłopcy, którzy najwyraźniej wszystko słyszeli bo powiedzieli tylko.

- No mały, dobra robota.- Powiedział Liam. - Racja, lekcję nie poszły w las- dopowiedział Zayn i spojrzał z uśmiechem na mnie.

- Uczyliście go mówić?- Zapytałam ze zdziwieniem.

- Zayn po waszej rozmowie bardzo źle się czuł i obrał sobie za cel, że nauczy małego mówić chociaż słowa mama.- Odezwał się Niall

Wzruszyłam się, wstałam, przytuliłam Zayna i podziękowałam.

- Drobiazg [T.I], ale powiem Ci że łatwo nie było. Widać, że syn Tomlinsona , tak samo uparty.- zażartował chłopak.

- Ey, wiesz co stary dzięki.- Lou udał, że się obraził, jednak po krótkiej chwili wszyscy zaczęliśmy się śmiać, co ciekawe mały razem z nami. Uspokoiliśmy się dopiero jak przyszła pielęgniarka.

- Przeraszam, ale przeszkadzacie innym pacjentom. Ciszej proszę.- powiedziała.

Oczywiście przeprosiliśmy, powiedzieliśmy że więcej to się nie powtórzy. Niestety zaraz potem chciałam wydrapać jej oczy, kiedy zobaczyłam, że puszcza jedno z nich do Louisa, z perfidnym uśmiechem. Było by wszystko dobrze, gdyby nie była młoda, zgrabna, Lou kulturalnie odpowiedział jej promiennym uśmiechem co mnie dostatecznie dobiło.

Czy to znaczy, że jestem zazdrosna o Louisa ? Boże, [T.I] jakaś Ty głupia, oczywiście, że jesteś - skarciłam się myślach. Stałam tak chyba za długo, bo z transu wyrwały mnie dopiero głosy chłopaków.

- Halo,[T.I], Pytaliśmy o coś.- mówili do mnie machając mi przed oczami.

- Yyyy..Tak, co się stało?- obudziłam się.

- Pytałem, czy jedziesz z nami, czy zostajesz z Louisem?- Zapytał Liam

- Zostanę tutaj na noc, moglibyście tylko małego zabrać?

- O nie, nie.Jedziesz z chłopakami, musisz się wyspać a nie tylko Nicki.- odparł zatroskany Lou.

- Ale...Ty, tutaj...- zaczęłam się jąkać.

- Nic mi nie będzie, proszę Cię jedź. Zobaczymy się jutro, obiecuje, że nie umrę.- próbował zażartować.

Kiedy usłyszałam o śmierci od razu pobladłam, usiadłam i stanowczo, tonem nieznoszącym sprzeciwu powiedziałam że teraz stanowczo zostaje, i zdania nie zmienię.

- Aleś Ty uparta,zupełnie jak osioł.- Odparł Liam

- Tak, wiem. To co odwieziecie mojego syna do domu?- W tym momencie Louis znacząco odchrząknął, spojrzawszy na niego od razu się poprawiłam- to znaczy naszego syna do domu? Zadzwonię do rodziców ich uprzedzić.

Chłopaki choć niechętnie, zobaczywszy moje maślane oczy, z trudnością się zgodzili i wzięli małego.

- Kocham Was chłopaki.- Ucałowałam i wyściskałam ich i naturalnie zrobiłam to samo z małym.

Tym o to sposobem zostałam z Lou, który prawił mi kazania, że jestem blada, schudłam, że syn mnie potrzebuje i inne takie rzeczy. Wywróciłam tylko oczami, na jego kazania,chłopak widząc moją reakcje przestał i zmienił temat. Spokój jednak nie trwał długo, ponieważ przyszła ta głupia pielęgniarka co uprzednio, a mnie znowu szlag trafiał, próbowałam na wszystkie możliwe sposoby opanować złość, ale kiedy zobaczyłam, jak ta laska pochyla się nad Lou świecąc swoim dekoltem, który mimo moich oczekiwania był za obszerny na szpital, po prostu coś we mnie pękło, nie mogłam tego znieść. Byłam wściekła.Wiedząc że jeszcze chwilę a nie wytrzymam i wytargam ją za te blond kłaki, wstałam wymamrotałam zaraz wracam i wyszłam.Byłam na tyle zła, że wychodząc trzasnęłam drzwiami i naprawdę nie interesowało mnie, że ktoś mi zaraz zwróci uwagę. Miałam zupełnie dosyć i prosiłam Boga by on w końcu wyszedł z tego przeklętego szpitala. Korzystając z wyjścia poszłam do szpitalnego sklepiku kupić sobie coś do jedzenia i kawę, po czym miałam wracać do Louisa, jak na ironie za każdym razem jak śpię, albo wychodzę zawsze muszę być świadkiem jakieś rozmowy, tym razem nie było wyjątku. Nie byłam jeszcze dostatecznie spokojna, więc nie chciałam wchodzić, postanowiłam za to stanąć kawałek od drzwi i podsłuchiwałam, Lou rozmawiał z tą zołzą, no bo niby z kim by innym. Słowa, które usłyszałam nie spodobały mi się zupełnie.

- Łączy Cię coś z Nią?- zapytała

- Z kim? - odpowiedział jakby nie miał pojęcia o co jej chodzi.

- No.. z.. tą dziewczyną co tu siedziała.- dociekała

- A z [T.I]? Tak, to znaczy nie, a właściwie to mamy razem dziecko, nic więcej. Chociaż się starałem. - odpowiedział, a ja byłam ciekawa co ona mu odpowie, więc słuchałam dalej.

- Nie zasługujesz ma nią, nie jest Ciebie warta. Nie zaprzątaj sobie nią głowy.- Przekonywała chłopaka, a we mnie coraz bardziej wrzało.

A to podstępna żmija!!.- mówiłam w myślach.

Już chciałam wchodzić, kiedy nagle Louis się odezwał, więc jeszcze chwile postałam w ukryciu.

- Dlaczego uważasz, że nie jest mnie warta, nie znasz jej, nie wiesz jaka jest. Nic nie wiesz-mówił chłopak.

- Uważam tak, bo ja jestem sto razy lepsza od niej, proszę Cię nie widzisz tego ? Naprawdę, aż tak jesteś zaślepiony? Potrzebujesz kogoś, spokojnego kto będzie dla Ciebie zawsze, wszędzie o każdej porze. Ta Twoja [T.I] wygląda na zazdrosną histeryczkę. Nie był byś z Nią w ogóle szczęśliwy.

- Wcale nie wiesz co było by dla mnie najlepsze, jesteś tylko pielęgniarką , w ogóle nie przypominam sobie byśmy byli na Ty! Nie znasz ludzi to nie oceniaj, Przy okazji, myślę, że już skończyłaś co miałaś więc możesz wyjść.

- Ale...- próbowała mówić.

- Wyjdź do cholery, kobieto albo ochronę wezwę, Ty jesteś nienormalna. Wynocha!!! - zaczął się denerwować.

Po tych słowach postanowiłam wejść do środka, by nikt mnie nie przyłapał.

- Lou, jakiś problem? Słychać Twoje krzyki w całym szpitalu. Wiesz, że nie możesz się denerwować.

- Nie martw się [T.I], wszystko jest ok, a ta PANI już wychodzi.- podkreślił to jedno słowo.

Kobieta stała jak wryta, bliska łez, ale nie było mi jej szkoda, należało jej się.

- No nie słyszała Pani, proszę wyjść. Dziękujemy za opiekę, ale co za dużo to też nie zdrowo.- powiedziałam.

Kobieta spojrzała na mnie.Po oczach było widać, że kipi ze złości, chwile potem nareszcie wyszła. Po całej sytuacji podeszłam do Louisa i nie panując nad swoim ciałem ostrożnie przytuliłam się do Niego. Szatyn był zdziwiony moim ruchem, ale odwzajemnił gest. Stałam wtulona w Louisa jeszcze kilka chwil, po czym zajęłam swoje miejsce, tym razem chwytając chłopaka mocno za rękę, chyba troszkę za mocno gdyż chłopak się odezwał

- Ey, słonko spokojnie. Co się dzieje? -zapytał chłopak.

- Wszystko jest ok, naprawdę.- uspokoiłam chłopaka.

- To za co chcesz mi połamać dłoń? - zażartował.

- Oj, przepraszam.- powiedziałam i poluźniłam uścisk lecz chłopak nie odpuszczał.

W końcu pękłam i wszystko mu powiedziałam. Louis nie przerywając, słuchał wszystkiego z uwagą. Po wszystkim zapanowała cisza, jednak ta już mi nie przeszkadzała, w sumie to bałam się jak chłopak na to zareaguje, ale cierpliwie czekałam.

- Kochasz mnie [T.I]?- Zapytał bardzo poważnie, przerywając tym samym ciszę między nami.

Byłam zdziwiona pytanie, które mi zadał. Niby odpowiedź była oczywista, ale bałam się tego jak zareaguje, tego co będzie jak okaże się po jakiś czasie, że to tylko troska o Niego, a nie żadna miłość. Kiedy chciałam już odpowiedzieć, zadzwonił mój telefon. To była mama.

- Ale sobie moment wybrała.- pomyślałam.

powiedziałam chłopakowi by chwilę poczekał, bo muszę odebrać i wyszłam na korytarz .

- Tak mamo? Coś się stało?- Zapytałam.

- Twój kolega przywiózł Nicholaska, mówiąc, że nie chciałaś wracać.- odparła.

- Tak mamo, wiem miałam do Ciebie dzwonić, że małego przywiozą, ale tyle się działo. Dobra nie ważne. Wolałam zostać z Louisem.Nicholas mnie też potrzebuje,wiem jednak nie bałam się bo wiedziałam że będzie w dobrych rękach. Nie martw się. Wszystko w porządku? Poradzicie sobie? 

- Poradzimy sobie, nie martw się. Zresztą mały jak przyjechali był już tak wykończony, że niemalże natychmiast zasnął. Siedzimy z tatą i oglądamy telewizję, za chwile sami się kładziemy bo późno. Trzymaj się i pozdrów Louisa.

- Dobrze mamuś dziękuje, ucałuj tatę i do zobaczenia myślę, że jutro. Pa.- pożegnałyśmy się i odłożyłam telefon.

Wróciłam do sali, zauważyłam, że Lou zasnął, postanowiłam nie budzić go. Spojrzałam jeszcze na zegarek było już grubo po 23.

- Jak ten czas leci.- pomyślałam i wzięłam książkę, którą chłopaki zostawili na stoliku koło łóżka.

Lektura okazała się bardzo wciągająca, nie sądziłam, że chłopaki czytują takie rzeczy. Nie mogłam się od niej oderwać, nawet nie zauważyłam upływającego czasu i nim się obejrzałam, Louis patrzył na mnie tymi swoimi ślepkami, zdziwiłam się troszkę przez co spojrzałam na zegarek okazało się, że już po ósemej.

- Nie spałaś ani minuty, prawda?- powiedział prosto z mostu.

- Yyy.. skąd Ci to przyszło do głowy, oczywiście że...- przerwał moją wypowiedź surowym tonem

- Nie kłam. Przecież widzę, że masz popuchnięte i zaczerwienione oczy. Wiem, że to nie przez płacz, w końcu chyba nie masz powodu prawda?- zapytał jakby na chwile zwątpił w swoje słowa.

- Ech.. no dobrze, masz mnie nie zmrużyłam oka, ale ta książka, jest taka wciągająca i interesująca, po za tym nie byłam śpiąca.- uśmiechnęłam się.

- W takim razie i to bez sprzeciwu, marsz do domu się porządnie wyspać.Nic mi nie jest, chłopaki za chwilę pewnie wpadną i nie będę sam, a my widzimy się wieczorem NAJWCZEŚNIEJ, jasne? - powiedział chłopak.

- Tak, jasne a za mną wejdzie ta blondy dziunia i znowu będzie Cię podrywać, a kto wie może tym razem jej ulegniesz? Nie Lou zostaje i nie obchodzi mnie Twoje zdanie rozumiesz? Skoro chcesz bym szła do domu ok, ale dopiero jak chłopcy przyjdą, nie zostawię Cię samego z tą harpią!!... - Nie wytrzymałam i powiedziałam co myślę. 

Chłopak był zupełnie zaskoczony, chwilę nie wiedział co powiedzieć. Otrząśnięcie zajęło mu chwilę, ale zaraz potem się lekko uśmiechnął i odparł.

- Ty jesteś o mnie zazdrosna.- powiedział.

- Tak, jestem cholernie zazdrosna i uwierz mi, że jak jeszcze raz zobaczę, że ta blond wytapetowana dziunia się w pobliżu Ciebie kręci dłużej niż to konieczne, wydrapie jej oczy i włosy z głowy powyrywam.- Zupełnie nad sobą nie panowałam.

Chłopak się nie odzywał, więc mogłam spokojnie wylać, wszystko co leży mi na sercu. Po pozbyciu się całej złości, która we mnie siedziała poczułam niewiarygodną ulgę. Louis jeszcze chwilę się we mnie wpatrywał, po czym spojrzał w stronę drzwi, chwycił mnie mocniej za rękę i zaczął.

- Tylko spokojnie [T.I], nie rób głupstw. Proszę Cię nic nie mów, nie pytaj patrz na mnie i się nie denerwuj.

- Co się stało? Cze....- i nagle usłyszałam głos tej idiotki.

- Dzień dobry Panie Tomlinson, jak się dzisiaj masz? Widzę, że przylepa też jest.- powiedziała złośliwie, a ja kipiałam.

- Nie daj się sprowokować.- powiedział bezgłośnie trzymając dalej moją dłoń.

- Muszę zbadać pacjenta, odsuń się kobito.- mówiła oschle.

- Z całym szacunkiem, ale kultura nic nie boli.Spróbuj powiem Ci, że fajna sprawa.- powiedział chłopak równie oschle do pielęgniary co ona do mnie.

Jak to usłyszałam i przy okazji zobaczyłam minę tej baby nie mogłam powstrzymać śmiechu. Widząc to po prostu wybiegła prawie z płaczem, a ja w końcu mogłam ryknąć śmiechem nie hamując się. Niestety nic co piękne nie trwa wiecznie usłyszałam męski głos za plecami.

- Witam jestem doktor Davis, słyszałem o całym zajściu, Pani Harrison wszystko mi powiedziała. Spokojnie nie będę Państwa pouczał, ta pani taka po prostu jest. Dobrze nie ważne, jak się Pan dzisiaj ma??

- Dobrze Panie doktorze, jest na prawdę nieźle, lepiej bym się jednak czuł w domu a póki co chciałbym tą oto - wskazał na mnie- piękną kobietę wysłać do domu, bo czuwała przy mnie całą noc, a Pan jako lekarz wie, że nie można tak postępować, prawda? 

- Tak oczywiście, proszę iść do domu, wszystko będzie w porządku. Właściwie to w tej sprawie właśnie przyszedłem. W sumie to jak Pani nie chce zostawiać Pana w szpitalu, możecie za jakieś dziesięć minut opuścić razem ten budynek. Pana wyniki, są w porządku, myślę, że obędzie się bez głupstw z Pana strony ponownych. Zresztą widzę, że będzie Pan w doskonałych rękach. Przeprasza, przyniosę wypis, pakujcie się.  

Byłam bardzo szczęśliwa, Lou zresztą też. W końcu możemy wrócić do domu. Pomogłam mu się spakować, kiedy kończyliśmy lekarz przyniósł wypis, pożegnał się z Nami, zaraz po jego wyjściu rzuciłam się Louisowi w ramiona, tym razem bez skrępowania, oszustw i przekrętów.

- Spadajmy stąd.- powiedział z uśmiechem.

Chwycił rączkę walizki, chociaż byłam temu przeciwna, on twierdził że nie będę tego ciągnąć i sam to robił, tuląc mnie do siebie jednym ramieniem, od czasu do czasu całując mój czubek głowy. Do domu wróciliśmy taksówką, Louisowi, jeszcze nie można chodzić za dużo, a ja chciałam być jak najszybciej na miejscu. Postanowiliśmy, że zamieszkamy z moimi rodzicami, póki Lou do końca nie wydobrzeje, a potem znajdziemy coś dla Naszej małej rodziny. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz