sobota, sierpnia 09, 2014

Lou. Część VI

  --- Minęło kilka dni---

Odkąd dowiedziałam się, że Lou jest w szpitalu, codziennie tu jestem, a że mały cały czas tylko tata i tata, to postanowiłam, małego brać ze sobą. Nicholas będzie mógł się dalej drzeć, a i Lou z pewnością się ucieszy jak zobaczy małego gdy się obudzi. Chłopaki za każdym razem są z Nami. Nadal nie wiem co się tak właściwie stało, ale to już nie ważne. Najważniejsze jest w tej chwili to, że Lou wraca do siebie i zdaniem lekarzy może wybudzić się w każdej chwili.

Tego dnia też bawiłam się z Nicholasem przy łóżku Louisa, ah tak zapomniałam wspomnieć, że można go już odwiedzać, z czego bardzo się ciszę. Tym razem siedzimy tu tylko ja i mój aniołek, chłopczyk dalej powtarzał słowo tata jak mantrę co najmniej. Chłopaków z nami tym razem nie było ponieważ mieli coś do załatwienia, ale obiecali się uporać jak najszybciej i wrócić do nas. Kiedy tak siedzieliśmy już kolejną godzinę, zaczęłam przysypiać Nicki dalej był odwrócony przodem do Louisa. W pewnym momencie usłyszałam ciche mamrotanie pod nosem.

- Ni..ni..nic..Nicholas.- Kiedy to usłyszałam od razu otworzyłam szeroko oczy. 

Mały kiedy tylko usłyszał swoje imię zaczął podskakiwać na moich kolanach, wołając.. jak myślicie kogo? Oczywiście Louisa. Wiedziałam, że Lou się wybudza i będzie potrzebować ciszy dlatego próbowałam chłopca uspokoić, jednak im bardziej się starałam tym bardziej mój szanowny syn zaznaczał swoją obecność w tym budynku.

- [T.I]... j..j...jee..jesteś tu.- delikatnie się uśmiechnął.

- Tak, jestem tu, nie przemęczaj się.Odpocznij.- Powiedziałam

- Zostaniesz tu? Ze mną?- Wypytywał jakby się bał.

- Tak. Spokojnie nie przemęczaj się.

- Zostaniemy tu prawda Nicki?- zwróciłam się do chłopca, a ten co odpowiedział? Nic innego jak... tata, uśmiechnął się.

- No widzisz nawet Tomlinson Junior się zgadza.- powiedziałam, w sumie nie przemyślałam tego wcześniej i tak chlapnęłam.

- Tom...Tomlinson?- Zdziwił się chłopak i uśmiechnął się delikatnie.

- Tak, jeśli, oczywiście chcesz...- nie dokończyłam zdania bo chłopak mi przerwał.

- Chcesz aby mały nosił moje nazwisko? A...A... no to znaczy.... ja.... wiem że to zły moment ale....

W sumie wiedziałam co chce powiedzieć, jednak nie przerwałam mu.

- Ale... może skoro Nicholas ma nosić moje nazwisko, może i.... jego śliczna mama by chciała zmienić nazwisko ? Pomyśl tylko, [T,I] Tomlinson, pięknie brzmi prawda?

Przez chwilę myślałam, jednak szybko stwierdziłam

- Tak, to prawda. Pięknie, ale teraz leż spokojnie porozmawiamy jak lepiej się poczujesz. Chłopaki potem do Ciebie zajrzą musieli coś załatwić obiecali, że będą nie długo. Kiedy wstałam z miejsca, mały przeraźliwie wrzeszczał nie zostawiając mi wyboru, musiałam cały czas siedzieć przy szatynie w przeciwnym razie, moje....nasze dziecko oszaleje. Pod wpływem krzyków, aż Lou się ożywił.

- Ey.. mały... daj...daj tatcie... poleżeć dobrze?- uśmiechnął, a mały w jednej chwili... zamilkł. Byłam w szoku.

- Ty mi... nam zaczarowałeś syna czy jak? - zaśmiałam się, chyba pierwszy raz od kilku dni tak na prawdę szczerze.

- M-Ma...s..sie te zdol...zdolności- Powiedział chłopak z uśmiechem na twarzy.

- Oj Lou Ty to jednak skromnością nie grzeszysz, dobra spij, póki Twoje zaklęcie działa.- pokazałam palcem na przysypiającego chłopca.

Po chwili oboje zasnęli. Obudzili się po jakichś trzech godzinach, jak wparowali chłopcy. Natychmiast jak zobaczyli, że Lou się obudził zaczęli go ściskać, przytulać. Nicki poczuł się chyba zazdrosny bo zaczął krzyczeć i wyciągać rączki w stronę Louisa, próbowałam go powstrzymać w końcu Lou nie może się przemęczyć, jednak wyraźnie dziecko nade mną górowało...

- Po..podaj go, nie martw się, ja..jak się zmę..zmęczę to Ci go od..oddam.- przekonywał

- Jesteś tego pewny nie możesz się przemęczać.- byłam zmieszana.

Za nim chłopak mnie namówił minęło trochę czasu, w końcu jednak pękłam i przekazałam mu malca. Chłopczyk był najszczęśliwszym dzieckiem w tej galaktyce chyba, w końcu jest w ramionach swojego taty, znowu roznosił się po szpitalu jego cudowny śmiech, niestety Lou w pewnym momencie poczuł się zmęczony i oddał, a właściwie próbował oddać mi chłopca, było ciężko ponieważ cały czas płakał, chwycił rączkami koszulkę chłopaka bardzo, bardzo mocno.
Siłowałam się z nim jeszcze dłuższą chwilę, na szczęście po wielu próbach wreszcie się udało. Niestety Nicholas mimo, że jest naprawdę mądrym dzieckiem, nie bardzo rozumiał co się dzieję i płakał.Próbowałam go uspokoić na różne sposoby, żeby tylko nie płakał i dał Louisowi odpocząć, jednak moje starania spełzły na niczym. Mały dalej płakał, a Lou dalej nie mógł odpocząć. Chłopaki, którzy przez dłuższą chwilę przyglądali się temu wszystkiemu postanowili mnie odciążyć i zabrali małego na spacer po terenie szpitala, a plac na którym stał był naprawdę spory, więc miałam nadzieje, że mały się uspokoi.

- Na prawdę, przepraszam za niego, nie wiem co się z nim ostatnio dzieje. Możesz już odpocząć.- odparłam.


- Ni...nie ma spr...sprawy, cc..co do zmiany nazw...nazwiska małego, zajmi...zajmiemy się tym jak tyl..tylko wyj...wyjdę, ze szpi..szpitala.- powiedział.


- Spij już, póki nie ma chłopaków.- Zaśmiałam się, chwyciłam chłopaka za dłoń.


- Dzięk...dziękuje.- wydukał jeszcze przed zaśnięciem i ucałował moją dłoń cały czas trzymając.


 Chłopak spał dosyć długo, jednak nie było w tym nic dziwnego, dziwiło mnie natomiast czemu chłopaki z małym tak długo nie wracają. W końcu postanowiłam zadzwonić do chłopaków, co z dzieckiem i jak sobie radzą.


- Halo? Harry, gdzie Wy jesteście? Nicholas daje Wam ostro popalić?- wypytywałam


- Yyy..Cześć [T.I],wszystko jest w jak najlepszym porządku, zresztą sama posłuchaj.- chłopak oddalił telefon od ucha a ja usłyszałam śmiech chłopaków i oczywiście mojego dziecka.


- Nie martw się, bawimy się świetnie będziemy niedługo wraca, a jak Louis ? - Zapytał Hazz.


- Teraz już jestem spokojna, ciesze się że dobrze się bawicie, a co do Lou to śpij. Dobra kończę bawcie się dalej.


- No to pa.- odpowiedział i zakończył połączenie. 


Kiedy tak siedziała, zaczęło mi się nudzić więc postanowiłam przejrzeć internet, a tam? " Louis Tomlinson w szpitalu! Co się dzieje, ze sławnym piosenkarzem?", na jaką stronę bym nie weszła wszędzie było o Lou, jeden portal nawet napisał, że umiera, o ile już nie umarł, tego było już za wiele, wyłączyłam neta wstałam z fotela i podeszłam do okna, nim się spostrzegłam poleciało mi kilka niekontrolowanych łez, jak na złość w tej chwili wparował mój synek ze swoimi wujkami. Starałam się ukryć łzy, niestety chłopcy są zbyt spostrzegawczy i zaczęli pytać co się stało. Odpowiedziałam im, że to tylko z emocji,które gromadziły się we mnie przez dłuższy czas. Przecież nie powiem im, że cały internet huczy od plotek i informacji o domniemanej śmierci ich przyjaciela, po co ich denerwować.Wzięłam małego na ręce, któremu wyraźnie nie podobał się fakt, że Lou śpij, kiedy ten jest obok niego i zaczął na nowo zaznaczać swoją obecność. Mimo moich i chłopaków usilnych próśb mały krzyczał nadal, czym naturalnie obudził Louisa.Chłopak otworzył oczy i spojrzał na Nicholasa, który niemal natychmiast się uśmiechnął i dalej ciągnął rączki w stronę szatyna, kiedy zobaczyłam, że Louis odwzajemnia ten gest oddałam mu małego, który czuł się u taty najwyraźniej najlepiej, bo przestał krzyczeć a co najważniejsze płakać.


- Teraz jasno i wyraźnie widać, że mama mu nie potrzebna, najważniejsze żeby tata był w pobliżu.- zaśmiałam się. 


- Co ty bredzisz? Dziewczyno przecież Nicki, potrzebuje Ciebie jak i Louisa. Oboje Was kocha tak samo, a to że do Louisa ciągnie to pewnie zasługa tego, że dotąd nie miał taty teraz kie...- Zayn przerwał wypowiedź, kiedy zobaczył jak wybiegam z płaczem z pomieszczenia. 


- Boże Zayn, Ty to jednak głupi jesteś, nie widzisz jak ją to boli.- skarcili go chłopcy. 


Tylko tyle było dane mi usłyszeć, ponieważ byłam już za daleko, po raz kolejny przez tak krótki okres czasu siedzę tu i płaczę, ale może Zayn ma rację? Może to moja wina? Może gdybym....- moje rozmyślania w ciszy przerwał czyjś głos, jak się potem okazało, był to Zayn. Zajął miejsce koło mnie i zaczął swój monolog.


- [T.I, ja.. ja przepraszam nie powinienem tego mówić, przepraszam. Proszę nie płacz już.- próbował mnie przytulić, ale się odsunęłam.


- Nie Zayn, nie masz mnie za co przepraszać. Wiem jestem beznadziejna a Ty tylko to potwierdziłeś, nic więcej nie przejmuj się.


- To nie prawda! Jesteś wspaniałą matką, a przy tym mega silną kobietą nie wiem czy będąc w Twojej sytuacji bym sobie poradził, a Ty radzisz sobie lepiej niż nie jedna matka. Podziwiam Cię. Wiem, że czasami chlapnę coś bez zastanowienia.


- Nie smuć się już z mojego powodu, nie warto.- przekonywał i w końcu pozwoliłam na to by mnie przytulił, bez wątpienia było mi to teraz bardzo potrzebne.


- To co idziemy do środka?-Zapytał po chwili.


- Tak, jasne.- brunet wstał podał mi rękę bym i ja mogła to uczynić.


Będąc tuż przed wejściem zatrzymałam Zayna,ponownie przytuliłam i podziękowałam, że po prostu jest, na co chłopak uśmiechnął się, po czym weszliśmy do szpitala. Pokierowaliśmy się od razu na sale gdzie wszyscy na nas czekali, a to co tam zastaliśmy było tak słodkie, że aż musiałam zdjęcie zrobić. Louis spał z Nicholasem położonym na swojej klatce piersiowej, mały był pewnie zmęczony bo również spał. To było słodkie, co do chłopaków zostawili informację dla Zayna, że musieli jechać do menagera coś omówić i żeby dołączył do nich jak tylko będzie mógł. Pożegnawszy się z Zaynem, chciałam wziąć mojego synka, ale ten tradycyjnie trzymał się koszulki Lou tak mocno, że za żadne skarby nie dało się ich rozdzielić. Nie chcąc robić po raz drugi brutalnej pobudki chłopakowi po prostu odpuściłam. Siedziałam tak chyba z godzinę aż w końcu nie wiem nawet kiedy, sama zasnęłam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz