czwartek, sierpnia 07, 2014

Lou Cz.V

Następnego dnia obudziłam się, przez płacz małego. Jak na ironie miałam dzisiaj wolne, ale niestety mój synek był za mały by to zrozumieć. Wstałam do niego pocałowałam w główkę mały się uśmiechnął.

- Witaj słoneczko, wyspałeś się? - odezwałam się do chłopca, wiedząc, że i tak nie uzyskam odpowiedzi. 

Podeszłam z nim do swojego łózka, położyłam go ostrożnie okładając poduszkami by nie spadł,a sama podeszłam do szafy wyciągnęłam strój ,w który planowałam się dzisiaj ubrać, spojrzałam jeszcze na małego czy wszystko w porządku. Bawił się swoimi nóżkami gaworząc, uśmiechnęłam się na ten widok i zaczęłam szukać też czegoś, co mój skarb mógłby ubrać. Wybrałam zdecydowałam się na prosty stój, bluzeczka w paski i spodenki, zamiast butów ubrałam mu dzisiaj tylko skarpetki. Położyłam komplet obok mojego, wzięłam swoje ciuchy i poszłam do łazienki gdzie się umyłam, ubrałam i zrobiłam lekki makijaż, kiedy kończyłam poranną toaletę usłyszałam śmiech małego i jakieś hałasy w pokoju,poszłam zobaczyć co się dzieje i to co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Obok małego na łóżku siedział Louis i bawił się z chłopcem,a Nicholas aż płakał ze śmiechu. Stanęłam cichutko w progu drzwiach i przeglądałam się jeszcze chwilę dwóm najważniejszym facetom w moim życiu, wyglądali tak słodko, że prawię się sama popłakałam, ale ze smutku? Sama nie wiem, chciałabym, by było tak zawsze, jednakże wiem że to nie jest realne. Postałam tak jeszcze chwilkę, kiedy zobaczyłam że mały aż ze śmiechu nie może złapać oddechu podkreśliłam swoją obecność. Kiedy chłopak mnie zobaczył natychmiast wstał i patrzył na mnie przez chwilę, nie wiedząc co powiedzieć,

- L: Ja..em ja...bo.. no - nie mógł z siebie nic wydusić.

- Spokojnie Louis, nie denerwuj się, ale...jak Ty..tutaj....no..eee...- sama nie wiedziałam jak się wysłowić, jednak chłopak zrozumiał o co chciałam zapytać.

- To znaczy... ja... no... pukałem... nie słyszałaś, okno otwarte usłyszałem małego, więc się wystraszyłem, wiem że byś go nie zostawiła , ale nie otwierałaś, szybko pociągnęłam za klamkę i ja...- zaczął się tłumaczyć nerwowo.

- Spokojnie, nie gryzę przecież nie denerwuj się rozumiem. Martwiłeś się, to miłe. Poza tym jesteś tu mile widziany kiedy tylko chcesz, przecież to też Twój syn przecież, masz prawo go odwiedzać, nie będę Ci tego zabraniać.- uśmiechnęłam się do chłopaka, który się uspokoił usiadł w poprzednim miejscu i znowu bawił się z małym.

Niestety miedzy nami znowu zapadła cisza i znowu patrzyłam jak Lou i Nicki się bawią. Wszyscy, którzy mnie znają widzą dobrze, że nie znoszę ciszy więc szybko ją przerwałam.

- A tak właściwie to co Cię tu przywiało, przecież mamy wolne?- zapytałam zdziwiona.

- Po prostu chciałem pogadać o tej całej sytuacji.- odparł

- Ale, przecież, o czym tu gadać? Zdradziłeś swoją dziewczynę, z pijaną, samotną dziewczyną, przeleciałeś, zapłodniłeś i uciekłeś.. Tyle w temacie. Nie ma o czym gadać, ale spokojnie nie zadręczaj się, w sumie to Ci dziękuje, gdyby nie ty nie było by mojego aniołka, a teraz wybacz ale muszę go ubrać bo zmarznie.- chłopak posłusznie się odsunął.

Wzięłam przygotowane ciuszki i ubrałam chłopca, po czym wzięłam go na ręce i poszłam na dół, mijając Louisa, jednak wiadome było, że pójdzie za nami, jednak kiedy się odwróciłam okazało się, że Louisa z nami nie ma, wyjrzałam na przedpokoju, buty chłopaka i bluza nadal tam były, więc nie wyszedł. Zdziwiłam się, jednak machnęłam ręką i szykowałam mojemu synkowi i sobie, bo w końcu przez to wszystko nie jadłam. Kiedy kończyliśmy posiłek, a Lou nie schodził pomyślałam, że może za ostro go potraktowałam, w końcu przyszedł to wyjaśnić, a ja nie dałam mu dojść nawet do słowa. Zaczynałam się martwić więc wzięłam tylko synka na ręce i pobiegłam na górę do pokoju, jednak ponownie tego dnia to co zobaczyłam mnie zaskoczyło, szatyn siedział na łóżku bez ruchu patrząc się na zdjęcia które wisiały na przeciwko łóżka, byłam na nich ja i Nicki. Chłopak był wyraźnie smutny, natomiast tego co zobaczyłam gdy usiadłam koło niego zaskoczyło mnie jeszcze bardziej. Zobaczyłam,że Louis płacze, teraz już byłam pewna,że sprawiłam mu ból, postanowiłam że położę Nicholasa do łóżeczka i w końcu pogadam z Lou jak należy. Zajęłam delikatnie miejsce obok chłopaka i cicho się odezwałam

- Louis ja... przepraszam, byłam niesprawiedliwa, nie chciałam byś płakał przeze mnie.

- Nie [T.I], masz rację jestem gnojkiem, nie zasługuje ani na Ciebie, ani Eleanor a tym bardziej nie zasługuje na bycie ojcem, tego cudownego dziecka. To ja przepraszam to wszystko nie powinno się wydarzyć, wybacz że zająłem Ci czas i pojawiłem się na nowo w Twoim, Waszym życiu.- chłopak wstał podszedł do łóżeczka wziął synka na ręce ucałował, przytulił mówiąc.

- Fajny brzdąc z Ciebie, kocham Cię i przepraszam. - Po tych słowach odłożył malca znowu do łóżeczka i wyszedł.

Siedziałam początkowo zdezorientowana całą sytuacją, po chwili jednak na szczęście się otrząsnęłam i zbiegłam na dół wołając chłopaka, mając nadzieje że go jeszcze złapie.Niestety samochód zniknął mi praktycznie sprzed nosa, kiedy uświadomiłam sobie, że to już koniec to ja zaczęłam płakać, poszłam na górę siedziałam tak chwilkę, Nicki zasnął a mnie gryzły wrzuty sumienia, pomieszane ze złymi przeczuciami, jakby coś się miało stać, sama nie wiem skąd takie myśli. Postanowiłam ugotować obiad dla Nas, żeby tylko nie myśleć o moich przeczuciach.

Kiedy gotowałam obiad postanowiłam, że kiedy zjem ubiorę moje słoneczko i pójdziemy w odwiedziny do chłopaków i tam postaram się jeszcze raz pogadać z Lou. Skończyłam gotować obiad ,kiedy chciałam już nakładać usłyszałam płacz , więc zostawiłam wszystko i pobiegłam do góry. Wparowałam do pokoju jak poparzona i od razu wzięłam małego na ręce i wyściskałam po czym poszliśmy na dół zjedliśmy obiad, pół godziny później już zmywałam a chłopczyk leżąc w swoim nosidełku śledził uważnie każdy mój ruch. Uniosłam siedzisko i pomaszerowałam na górę szykować się do wyjścia.

- Co tam skarbie? Idziemy do wujków i taty? - Powiedziałam i uśmiechnęłam się. 

Po raz pierwszy w tym dniu stało się coś magicznego, oczywiście magicznego dla młodego rodzica, mój synek odwzajemnił uśmiech i zaczął po swojemu gaworzyć w pewnym momencie powiedział..."tata" nie zdawał sobie z tego sprawy ale to było jego pierwsze słowo. Kiedy doszłam do siebie po niespodziance syna ubrałam go i poszliśmy do chłopaków. Droga zajęła mi pół godziny, kiedy znalazłam się pod drzwiami chłopaków, zapukałam co dziwne nikt nie otwierał, więc próbowałam ponownie, w końcu się zdenerwowałam i zadzwoniłam dzwonkiem, ale i tym razem nic. Zaczęłam się niepokoić. Wyciągnęłam telefon szybko i zadzwoniłam do Liama, w sumie mogłam do Harry`ego ale wiedziałam że on mi nic nie powie, bo najbardziej oprócz mnie przyjaźni się z Lou i co by się nie działo i tak będą się kryć nawzajem. Brązowooki od razu odebrał.

- Halo? Liam? Gdzie Wy jesteście? Przepraszam, że nawet jak macie wolne Was dręczę, ale stoję u Was pod drzwiami. Stoję,puka, dzwonie.- Mówiłam jak nakręcona

- Hej, a tak.. faktycznie nie ma nas ale...- zaciął się jakby nie wiedział co powiedzieć.

- Ale,co ? Liam proszę Cię to nie jest zabawne.- odpowiedziałam.

- No wiesz...- kręcił.

- Liam do cholery, to ważne, więc z łaski swojej nie drocz się ze mną tylko mów.- Byłam już ostro wściekła. mały marudził mi już też było ciężko z tym nosidełkiem. - Posłuchaj, dzisiaj rano bardzo skrzywdziłam Twojego przyjaciela i chciałabym to naprawić, bo naprawdę żałuje, więc nie pastw się nade mną tylko mów gdzie do cholery jesteście!!- podniosłam głos, jednocześnie nie wiesz czemu załamał Ci się głos.

- Tylko nie płacz, nie denerwuj się proszę Cię, powiem Ci, ale bądź spokojna..

- Szybciej!!!!!- krzyknęłam

- Jesteśmy w szpitalu.- Zbladłaś gdy tylko to usłyszałaś.

- C..c...co proszę?! Jak to w szpitalu?? Co się stało?!

- [T.I], posłuchaj, musisz tu przyjechać...szybko, jak najszybciej, tylko proszę został Nicholasa z kimś, proszę pospiesz się- powiedział, przeprosił i zakończył rozmowę.

Wróciłam do domu zostawiłam Nicka z moimi rodzicami i jak najszybciej pojechałam do szpitala, kiedy byłam już pod szpitalem wparowałam jak poparzona, kiedy tylko zauważyłam chłopaków podbiegłam do nich, jedno co mi się nie spodobało to brak Louisa z chłopakami. 

- Chłopaki co... co.. co się stało? Czemu nie ma z Wami Lou, Boże powiedzcie mi że tam nie leży.- powiedziałam ze łzami w oczach i pokazywałam na drzwi przed którymi staliśmy 

- Przykro mi [ T.I], za drzwiami leży Lou, nie wiemy czemu to tak długo trwa ale czekamy tu już z godzinę i nikt nam nic nie chce powiedzieć- Odpowiedział Liam.

Usłyszawszy to po prostu się popłakałam, wiedziałam, że to wszystko przez Mnie i Mój niewyparzony język. Usiadłam koło Harry`go, który mnie przytulał, trzymał w ramionach, zupełnie nie przejmując się, że będzie miał mokrą czy brudną koszulkę, w końcu od tego są przyjaciele. 

- [ T.I], wiemy że cierpisz jednak, błagam powiedz nam co się wydarzyło?- Zapytali chórkiem.

- Ja..ja.. ja nie mam pojęcia..Lou przyszedł do mnie gdy się myłam, kiedy wyszłam bawił się z Nicholasem, kiedy wyszłam widziałam jak się bawi z małym, nie chciałam im przeszkadzać jednak mały tak się śmiał, wystraszyłam się, w pewnym momencie, że się udusi więc wkroczyłam...- opowiedziałam chłopakom całą historię, nadal płacząc.

-Przepraszam Cię [T.I], ale nadal nic nie rozumiem - odparł Zayn.

Kiedy miałam mu to wyjaśnić jeszcze raz, zadzwonił mój telefon, przeprosiłam chłopaków.Odeszłam na kilka metrów spojrzałam na telefon i odebrałam momentalnie po tym jak zobaczyłam że dzwoni moja mama.

- Tak mamuś? Co się stało ? - Zapytałam spokojnie.

- Córciu przepraszam, że przeszkadzam ale dostaliśmy z tatą pilny telefon i musimy jechać do pracy, a nie mamy z kim Nicholasa zostawić, jedyne wyjście to przywieść go do  Ciebie, powiedz tylko w którym szpitalu jesteś i zaraz Ci go dostarczymy.

Kiedy podałam mamie adres, powiedziała że zaraz będą w oczekiwaniu na mojego synka wróciłam do chłopaków.Okazało się, że przenieśli Lou do sali gdzie co prawda wejść nie można było, jednak była szyba przez którą widać Luisa . Stałam tak przy tej szybie prosząc Boga by ojciec mojego synka z tego wyszedł.Po chwili oczekiwania wpadli rodzice z Nicholasem, przywitali się z chłopakami, przeprosili za całe zamieszanie ucałowali małego na pożegnanie i wyszli, a ja zostałam z moim aniołkiem i chłopakami w szpitalu. Oczywiście jak to zakochani wujkowie mimo zaistniałej sytuacji wzięli swojego ulubieńca ode mnie i się z nim wygłupiali, a mały jak zwykle się śmiał. 

- Jak dobrze, że jest nieświadomy tego, co się dzieje.- myślałam stojąc przy szybie.

Nagle usłyszałam przy uchu dziecinny głosik mówiący

- Ja ce do mamusi, mamusiu weź mnije na lącki - Kiedy to usłyszałam odwróciłam się, myśląc że już postradałam rozum, że siedzę w zakładzie dla obłąkanych a mój syn nauczył się mówić. 

Jednak za moimi plecami stał Hazza z małym na rękach i udawał małe dziecko, co oczywiście miało na celu rozbawienie mnie. Powiem szczerze, że cel został osiągnięty, uśmiechnęłam się a przynajmniej próbowałam stworzyć coś na wzór uśmiechu. Cmoknęłam chłopaka w policzek, wzięłam od niego małego i ustawiłam się chociaż nieplanowanie, tak że oprócz mnie jeszcze mały widział co się dzieję. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że kiedy chłopczyk zobaczył Louisa za szybą zaczął wierzgać nóżkami i teraz już nie gaworząc, ale tak sam z siebie mówił tata, tata. Słysząc to ponownie tego dnia już nie mogłam i się popłakałam dałam małego chłopakom i wybiegłam na dwór. Łzy leciały mi jak opętane. 

- Proszę, nie zabieraj go, nie teraz nie Nicholasowi, błagam.- krzyczałam sama do siebie. 

Posiedziałam tam jeszcze chwilę, potem sobie przypomniałam, że przecież tam znajduje się dwóch najważniejszych mężczyzn w moim życiu, szybko więc więc się ogarnęłam i wróciłam do szpitala kiedy doszłam do nich już z daleka słyszałam krzyki synka "tata,tata", chłopaki byli chyba lekko zdezorientowani, bo zaraz jak mnie zobaczyli cieszyli się jakby nie było mnie licho wie jak długo i dali mi go na ręce.

- [T.I], my naprawdę go zabawialiśmy, próbowaliśmy go zająć wszystkim, ale cały czas krzyczał. Skubany ma głos- Zażartował Niall.

- Tak racja, szósty członek zespołu rośnie co nie chłopaki?- kontynuował Zayn

- Dla nas bomba- dopowiedziała cała trójka chórkiem.

Uspokajałam go jeszcze, ale chłopczyk nadał wołał Louisa, moi towarzysze  byli coraz bardziej zdziwieni. W końcu jeden z nich nie wytrzymał i zapytał

- Kogo on tak woła ? Wiemy, że chodzi mu o tatę, ale pierwszy raz słyszmy jak woła no i dlaczego reaguje tak TYLKO na Louisa.

- [ T.I], co się między Tobą a Lou na prawdę wydarzyło- zapytał spokojnie Liam.

- Eh, dobra koniec kłamstw- pomyślałam.

- To długa historia, ale skoro chcecie to wam to opowiem.- Kiedy skończyłam, byli zaskoczeni szczególnie jak powiedziałam im dlaczego Nicholas cały czas jak widzi Lou mówi tata.

- To znaczy że dzieci mają jednak szósty zmysł i mały nie wiadomo jak wyczuwa co się dzieje, mądre istotki.- rozmarzył się Niall.

- Czy dzisiaj też Wam poszło o dziecko?- Zapytał Niall 

- Yhym, to znaczy, nie do końca, wygarnęłam mu że zdradził swoją dziewczynę a mnie wykorzystał i zostawił. po tej rozmowie już w domu widziałam, że przesadziłam. Wybiegłam nawet za nim, ale już nie zdążyłam, krótko potem poszłam do Was no i wylądowałam tu...Boże, jak Lou... to będzie tylko moja wina- zadręczałam się.

- Ey, nie załamałuj się, nie wolno Ci tak myśleć, wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.- przytulili mnie delikatnie by nie zgnieść małego Tomlinsona,co prawda mały jest zarejestrowany jako pół sierota ale Lou na pewno by chciał nadać swojemu pierworodnemu swoje nazwisko. 

Liam cały czas był przy mnie i przytulał, uspokajająco gładząc po plecach, do momentu, aż nie podszedł do Nas lekarz z informacjami o stanie zdrowia chłopaka.

- Państwo z rodziny Pana Tomlinsona?- zapytał starszy mężczyzna, jak nietrudno zgadnąć był to lekarz.

- Jestem... jego narzeczoną - wypaliłam szybko, by tylko czegoś się dowiedzieć.- Co się z nim dzieje? - Zapytałam

- Pani narzeczony, cały czas wzywa jakąś [T.I], i prosi o wybaczenie, że nie chciał. To Pani prawda? 

- Tak Panie doktorze to ona, ale proszę Nam powiedzieć co z Louisem.- Wyrwał się Harry.

- Spokojnie, stana Pana Tomlinsona jest stabilny, myślę, że za kilka dni już będzie z nami.- a teraz przepraszam Państwa, ale inni pacjenci czekają.- uśmiechnął się i odszedł, jednak za chwile sie wrócił i powiedział.

- Śliczny chłopczyk, czy to Nicholas?- Zapytał jakby to było najoczywistsze na świecie.

- Tak, To Nicholas, ale skąd Pan..- zdziwiłam się.

- A Pan Tomlinson powtarzał też jego imię, mówiąc, że zawiódł dwie najważniejsze osoby.No nic przepraszam do zobaczenia.- Powiedział i już odszedł na pewno.

Posiedzieliśmy tam jeszcze godzinę, po czym chłopaki zaproponowali, że odwiozą mnie do domu, jeśli o mnie chodzi mogłabym być z Lou cały czas, ale dla dobra Nicholasa będzie lepiej jak wrócę. Po chwili byliśmy już w samochodzie, po kolejnym kwadransie byłyśmy już pod moim domem. Wyszłam z pojazdu pożegnałam się z chłopakami, oczywiście musieli "przybijać" piątki z moim skarbem, które nawiasem mówiąc już ledwo kontaktował. Pomachałam jeszcze chłopakom na odjezdne, jak tylko zniknęli, weszłam do domu. Rodzice już spali, więc bezszelestnie weszłąm na górę przebrałam małego położyłam do łóżeczka i już spał, był wykończony jak ja, z tą różnicą, że ja długo nie mogłam zasnąć, jednak po piętnastu minutach i ja odpłynęłam. 
_______________________________________________________

Kochani przepraszam, że tak dłuuuuugo mnie nie było jednak wena mnie jak zwykle pokonała, jednakże ten rozdział ( jak i kilka poprzednich) to nie tylko moja zasługa, jeżeli to czyta ta osoba wie że to o Nią chodzi. Dziękuje <3 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz