Kiedy wbiegłem na górę, Luc siedziała na ziemi zbierając odłamki stłuczonego wazonu, który ranił jej dłonie, jednak dziewczyna sprawiała wrażenie jakby jej to nie obchodziło. Na twarzy miała wyraźnie zauważalne łzy, jednak mimo wszystko się uśmiechała. To było tym bardziej niepojące,że kiedy tylko mnie zauważyła zaczęła mówić, że nasze dziecko wróciło i to ono stłukło wazon, byłem przerażony.Była tak bardzo pewna swego, serce mi się krajało jak na Nią patrzyłem, jednak starałem się tego nie pokazywać.
- Zostaw kochanie, ja to zrobię,połóż się. - Poprosiłem.
- To był chłopczyk Lou, mamy synka, obiecał że już nie odejdzie rozumiesz?! - To robiło się coraz przerażające, moja ukochana miała halucynacje, które brała za prawdziwe wydarzenia. Mówiono mi żebym oddał ją na jakiś czas do szpitala, ale ja tego nie chciałem, myślałem, że pobyt w domu będzie dla Niej lepszy. Niestety, wygląda na to, że to tylko pogarsza jej stan. Po chwili, kiedy już wszystko posprzątałem spojrzałem na dziewczynę, która wpatrywała się w ścianę z uśmiechem na twarzy, jej ręka dalej krwawiła. Poszedłem szybko na dół do łazienki po apteczkę by opatrzyć jej ranę. Wyszedłem z pokoju i ponownie zostałem zatrzymany przez mamę Luc.
- Louis, co się stało? Skąd te wrzaski i huk ?! - Była zdenerwowana.
- Pani Mitchell emm... Luc miała zły sen, wystraszyła się i stłukła wazon, ale już wszystko dobrze, muszę jej tylko opatrzyć dłoń, proszę się nie martwić. - Skłamałem.
Na moje szczęście chyba to przełknęła, ponieważ odetchnęła z ulgą i poszła. Wiem, nie powinienem kłamać, ale przecież nie powiem, że jej córka do końca postradała zmysły i widzi nasze zmarłe dziecko. Muszę coś szybko wymyślić, tylko co? Wróciłem do pokoju w którym znajdowała się Lucy, niepokojące było to, ze siedziała w miejscu i... mówiła jakby do kogoś, jednak jak usłyszałem o czym i z "kim" o mało nie dostałem zawału.
- Widzisz synku ? Tatuś nie wierzy, że żyjesz, ale spokojnie kochanie, teraz kiedy wróci na pewno Cię zauważy, nie płacz. Tata jest zły troszkę bo stłukłeś babci wazon ale Cię kocha wiesz? - W tym momencie przytuliła poduszkę, która dla niej była dzieckiem.
Nie potrafiłem dalej tego słuchać więc wszedłem do pokoju w końcu opatrzyć jej tą cholerą ranę a potem wrócić do domu.oczywiście krew była wszędzie a najwięcej na poduszce, wyglądało to tak jakby doszło do morderstwa czy coś, makabra to za mało powiedziane.
- Lucy odłóż na chwilkę naszego synka, opatrzę Ci ranę i pojedziemy do domu, dobrze?? - Trudno mi było wypowiadać te słowa, które tyczyły się poduszki, ale skoro to dla Niej takie ważne, niech tak będzie.
- Poczekaj synku chwilkę, zaraz pojedziemy do domciu dobrze?? Mamusia Cię teraz na chwilkę odłoży a za chwilkę wrócimy do Twojego pokoiku, do łóżeczka i już na zawsze będziemy razem dobrze? - Prowadziła monolog złożyła na poduszce całusa, ostrożnie odłożyła i podała mi skaleczoną dłoń.
Opatrywanie zajęło mi chwilkę czasu, potem pomogłem dziewczynie wstać, na szczęście udało mi się ją namówić by zostawiła naszego "synka" i że jej rodzice go przywiozą, kiedy tak na nią patrzyłem dosłownie moje serce pękało. Jadąc samochodem cały czas patrzyła w boczną szybę pustym, nieobecnym wzrokiem ale jakimś szalonym sposobem miała uśmiech na twarzy, a to mi wystarczyło. Martwiło mnie tylko to co jej powiem, kiedy jej rodzice nie przywiozą tej przeklętej poduszki.
***
Siedzieliśmy wieczorem na kanapie oglądaliśmy telewizję, zastanawiacie się pewnie czy "synek" do Nas wrócił, otóż tak, z tego co mi było wiadomo mama Luc tylko ją wyprała mówiąc że "mały" jest nakarmiony przewinięty itd, leży teraz w łóżeczku, które znajduję się w pokoiku naszego nienarodzonego dziecka. Trochę przygnębiające że mamy pokoik który przynajmniej na razie nie będzie zajęty. Cały dzień myślałem o tym co dalej będzie z Lucy, ze mną... z NAMI, ale musiałem tą decyzję jeszcze przez noc przemyśleć, dlatego też kiedy Lucy w końcu zasnęła, wziąłem ją na ręce zaniosłem do sypialni, ułożyłem ją do snu po czym, sam poszedłem do łazienki wziąć prysznic, a kilka minut później tuliłem ją do siebie i próbowałem zasnąć, nie było to jednak łatwe po kilkunastu minutach wreszcie się udało. Rano wstaliśmy, ubraliśmy oczywiście każde z Nas wykonało poranną toaletę i znowu się zaczęło, ja poszedłem robić śniadanie, a moja cudowna dziewczyna poszła do naszego dziecka. W zasadzie to powinienem Wam wspomnieć o jeszcze jednej ważnej rzeczy, Lucy miewała dni kiedy zupełnie poważnie docierało do niej to, że nasz syn się nie narodził, wtedy była rozpacz ale w gruncie rzeczy wolałem ją pocieszać, a niżeli patrzeć jak mówi do poduszki, to samolubne ale czułem się w pewien debilny sposób lepiej. W pewnym momencie usłyszałem krzyk Lucy, do cholery czułem się jakby cofnął się czas do wczoraj, tym razem oprócz krzyku nic nie było takie samo. Żadnego stłuczonego wazonu, krwi czy bredzenia, no prawie.
- Kochanie, co się stało? - zadałem to pytanie chociaż tak naprawdę chyba nie potrzebnie, bo patrząc na poduszkę która leży na ziemi, kołderka i w ogóle całe łóżeczko do góry nogami odpowiedź była dość oczywista.
- Gdzie on jest?! Louis, do cholery gdzie Nasz syn?!? Przecież to poduszka, co zrobiłeś z Naszym dzieckiem?? Z naszym jedynym synem?! - Zaczęła okładać pięściami moją klatkę piersiową, nawet nie próbowałem jej powstrzymywać.
W końcu wybuchłem, chwyciłem ją za ramiona i potrząsnąłem, wiem że nie powinienem, ale to jedyna skuteczna metoda by przywrócić ją do rzeczywistości. Tak było i tym razem i dokładnie w tej chwili postanowiłem swój plan wcielić w życie, nie mając już na prawdę siły na to wszystko.
____________________________
Jednak stało się tak, że trzecia część będzie, jak się napisze oczywiście...Jak myślicie co wymyślił Louis ? I jak to wszystko się skończy ?? Oczywiście komenty mile widziane i rzecz jasna i`m so sorry za to że tak dłuuuuugo czekaliście, ale koniec wakacji się zbliża więc postanowiłam zrobić Wam taka niespodziankę. Pozdrawiam :****
Jak czytam Twoje opowiadanie, mam wrażenie, że pisze je doświadczona pisarka. Styl jest bardzo ciekawy. Opowiadanie bardzo poruszające. Moim skromnym zdaniem, bohater powinien zaprowadzić swoją kobietę do psychologa, na terapię. A kiedy już wyleczy się, powinni postarać się o następne dziecko. I stopniowo wszystko powinno powrócić do normy. No chyba, że bohater nie wytrzyma tego i zostawi chorą kobietę, wpadnie w ramiona innej. Jak się to przysłowiowo mówi. Sama jestem ciekawa, jak się potoczą dalsze losy bohaterów.
OdpowiedzUsuńDaj szybko next *-*
OdpowiedzUsuńDaj szybko next *_*
OdpowiedzUsuń