Szkoła tańca to coś o czym zawsze marzyłaś, zawsze chciałaś się w takiej uczuć, a potem kto wie uczyć innych. Niestety, nigdy nie było Cię na to stać. Byłaś, zwykłą nastolatką z marzeniami. Chodziłaś do liceum, miałaś masę przyjaciół. Prawie w każdy weekend chodziliście z całą paczką na imprezy, gdzie każdy Ci powtarzał, że świetnie tańczysz i widać, że czujesz muzykę całą sobą.
- Veronica, zejdź proszę na dół! - Usłyszałaś głos swoich rodziców.
- Już idę! - krzyknęłaś, ubrałaś się i zeszłaś, tak jak prosili Cię rodzice.
- Część, mamo i tato. - Powiedziałaś troszkę zdezorientowana.Spojrzałaś na ich twarze i zupełnie nie wiedziałaś, czemu Cię wołają na dodatek mają takie miny. Jakby byli ciekawi, zmartwieni i szczęśliwi, jednocześnie.Niepokojące.
- Jedziesz do Nowego Yorku córeczko. Do tej prestiżowej szkoły, do której tak chciałaś jechać. - powiedział niepewnie tata a mam z lekkim uśmiechem przytaknęła.
- Do Brodway Dance Center?! Na prawdę?! Przecież to bardzo dużo pieniędzy, ja ni..
- Veronico, jesteś naszą córką. To jest Twoje największe marzenie a my...- Postanowiliśmy Ci tą szkołę zafundować. - Dokończył za nią tata
Byłaś zaskoczona. Marzyłaś o tej szkole od dziecka, ale wiecznie brak kasy, w końcu zaczęłaś powoli godzić się z losem, jednak jak widać marzenia się spełniają w najmniej oczekiwanych momentach. Rzuciłaś się na nich ze łzami w oczach. Jednak Twoje szczęście chwilowo opadło, kiedy przypomniałaś sobie, że przecież masz szkołę, a rok się jeszcze nie skończył. Postanowiłaś, jednak przed snem zapytać o to, co nie dawało Ci spokoju.
- Ja, Wam na prawdę dziękuje i jestem bardzo szczęśliwa, ale co ze szkołą? Zakończenia jeszcze nie było. Kiedy miałabym tam pojechać?
- Postanowiliśmy z tatą, że pojedziesz zaraz po zakończeniu roku, tam zapiszemy Cię do liceum. Z Monachium do Nowego Yorku jest kawał drogi, a nie ma szans, żebyś nauczyła się tańczyć w kilka miesięcy. Póki co zamieszkasz w internacie. Do domu będziesz przylatywać, na święta i wakacje, jesli będziesz chciała. Oczywiście przylecimy do Ciebie kiedy tylko będziemy mogli. - No i wszystko jasne, pomyślałaś.
***
W szkole jeszcze nikomu nic nie mówiłaś. Zawsze wolałaś czekać do ostatniej chwili, żeby być pewna na sto procent, że coś się wydarzy. Jednak, w ogóle nie kryłaś swojego dobrego humoru, który był spowodowany zbliżającym się wyjazdem. Wszyscy próbowali się dowiedzieć, co się dzieję, ty tylko mówiłaś, że nic wielkiego i szłaś dalej.
Kilka dni przed końcem roku podeszła do Ciebie Twoja przyjaciółka.
- Hej kochana! - Podskoczyłaś na dźwięk głosu przyjaciółki.
- hej, hej. Co się stało? Wystraszyłaś mnie.
- Dobra, przepraszam, słuchaj! Jest organizowana impreza, wiesz koniec szkoły i tak dalej. Chciałabym, żebyś wpadła. Zgadzasz się? - wzięłaś głęboki wdech.Pomyślałaś, że to w sumie dobry pomysł, żeby powiedzieć wszystko na tej imprezie. Chwilę jednak się zastanawiałaś póki dałaś jej odpowiedź, którą wiadomo, że chciała usłyszeć.
- Nie odpuszczę, jasne że będę. Powiedz tylko, kto organizuje tą imprezę, bo z tego co wnioskuje, jest to domówka.
- Tak, dokładnie. Impreza jest u Gemmy. Wiesz Gemmy Styles. Chodzisz z jej bra...
- Tak wiem, dzięki El. Będę na pewno. Wyślij mi dokładny adres i godzinę imprezy. Muszę lecieć. - Eleanor chciała coś jeszcze powiedzieć, ale na prawdę się spieszyłaś.
***
Weszłaś szybko do mieszkania, zjadłaś obiad, musiałaś jeszcze odrobić lekcje i mogłaś szykować się na imprezę. Powiedziałaś rodzicom, że wychodzisz i nie wiesz kiedy wrócisz. Rodzicom się to nie bardzo podobało, ale w końcu się zgodzili. Podziękowałaś im, uściskałaś. wybrałaś z szafy sukienkę, idealnie Twoim zdaniem pasujące buty i skórzaną katanę którą mogłabyś zarzucić na ramiona w razie jakby było zimno. Obejrzałaś się w lustrze i kiedy stwierdziłaś że wyglądasz całkiem dobrze nałożyłaś lekki makijaż i wyszłaś.
Na miejscu od razu spotkałaś Gemmę, Eleanor z jej chłopakiem Louisem, brata Gemmy, Josha i resztę swoich znajomych, ale i kilka zupełnie nowych twarzy, które pierwszy raz widziałaś na oczy.
- Kim są Ci ludzie co stoją tam? - pokazałaś miejsce gdzie stały obcy dla Ciebie ludzie i zapytałaś o to przyjaciółki.
- Ah, to są przyjaciele, Harrego. Chodź, przedstawię Cię. A tak przy okazji to ślicznie wyglądasz. - dziewczyna puściła Ci oczko, i pociągnęła w stronę przyjaciół swojego brata.
Od razu wpadł Ci w oko jeden z chłopaków. Miał niesamowite błękitne oczy i blond włosy. Niezaprzeczalnie coś Cię do niego ciągnęło. Wszyscy od razu zwrócili uwagę na Ciebie i Gemmę. Przywitałaś się ze wszystkimi a potem przyszła cześć w której to miałaś poznać resztę osób w tym tajemniczego blondyna.
- Ver, poznaj, Liama i jego dziewczynę Sophie i jego siostry, Ruth i Nicole, Nialla, Zayna i jego dziewczynę Caroline. - Każdy po kolei się z Tobą przywitał, dziewczyny buziakami w policzek i uściskiem ręki, natomiast chłopaki od razu Cie przytulili. Mogłabyś się z nimi zaprzyjaźnić i jesteś pewna, ze tak będzie, co do Nialla cóż.. czas pokaże, jedno jest pewne, nie możecie być razem. W końcu wyjeżdżasz i to aż do NY.
Z zamyśleń wyrwały Cie dziewczyny, a szczególnie Waliyha.
- C-co? - Powiedziałaś zaskoczona gdy wróciłaś na ziemie.
- Co się z Tobą dzieje,dziewczyno?! - Zirytowały się dosłownie wszystkie dziewczyny z którymi siedziałaś. - Postanowiłaś, że właśnie ten moment jest idealny by wszystkim powiedzieć co się dzieje a w sumie co się będzie działo w niedalekiej przyszłości.
- Ym..Możecie coś dla mnie zrobić?- Zapytałaś.
- No jasne, zawsze, wiesz o tym przecież. - Tym razem odezwała się w końcu Eleanor.
- Zwołajcie całą paczkę do góry do pokoju Gemmy, muszę wam powiedzieć, a tu jest za głośno. - Powiedziałaś tajemniczo i skierowałaś się do wspomnianego miejsca.
Dziewczyny nieco zdziwione Twoim zachowaniem spełniły twoją prośbę i chwilę później byliście już wszyscy w pokoju Gemmy.
- No to po co nas tu wezwałaś? Odezwał się Harry, co Cię zdziwiło bo cały czas milczał aż tu nagle.
- A więc... ja wiem, że z niektórymi z Was znam się krótko i pewnie się nie przejmiecie, ale musicie wiedzieć, że wyjeżdżam. Daleko. Na zawsze. - Byłaś tak zdenerwowana, że nawet nie zauważyłaś że całą wypowiedzieć wygłosiłaś na jednym wdechu. Przyjaciele patrzyli na Ciebie jak na kosmitę, ale po chwili chyba wszystko do nich dotarło. Gemma, Eleanor i Waliyha zaczęły płakać, a reszta jak się spodziewałaś nie przejęli się, a przynajmniej tak ci się wydawało.
***
Kilka dni później, nadszedł koniec roku szkolnego.Na szczęście czasy, w których był wymagany tzw strój galowy już minęły, trzeba było tylko pamiętać o tym by strój był schludny i w miarę możliwości elegancki i skromny, dlatego postanowiłaś wybrać zwykłe jeansy, brązowe zamszowe buty na obcasie, marynarkę i zwykłą białą bokserkę, a do tego małą torebkę na najpotrzebniejsze rzeczy, bez apaszki, bo w końcu po co Ci w czerwcu, kiedy jest na prawdę ciepło. Przez te ostatnie kilka dni na prawdę sporo się wydarzyło, a przede wszystkim stało się to, czego najbardziej się obawiałaś. Zbliżyliście się do siebie z Niallem. Wiedzieliście, że musicie się niedługo rozstać. Bolało, ale takie są fakty.
Akademia trwała całe wieki, po wszystkim wszyscy poszli oblać koniec roku i początek wakacji. Jedynie ty i Niall postanowiliście ostatnie chwile spędzić razem. Panowała miedzy wami cisza, ale nie przeszkadzało wam to w ogóle. W pewnym momencie przerwał ją Niall, słowami których naprawdę się bałaś.
- Kocham Cię, Veronica. Nawet nie wiesz jak bardzo.- No i cie pocałował. Normalnie dziewczyna byłaby w niebo wzięta, ale Ty szybko się oderwałaś i zaczęłaś płakać.
- Ni-Niall, my nie możemy, wiesz przecież...- przyłożył mi palec do ust i zaczął mówić.
- To nie ważne. Wiem, wyjeżdżasz. Ale to się dla mnie nie liczy, ponieważ....tak się jakoś złożyło,że...- nagle, Cię pocałował nie dokańczając zdania.
Oderwaliście się od siebie po chwili a chłopak skończył wypowiedź.
- Jadę z Tobą i za nim coś powiesz! - Powstrzymał cię widząc, że chcesz coś powiedzieć. Nie wiedziałem jeszcze, że tam będziesz załatwiając sobie uczelnie, nikomu nic nie mówiłem, miałem to zrobić tak samo jak Ty na imprezie, ale jak powiedziałaś o tym, że wyjeżdżasz, postanowiłem zrobić Ci niespodziankę. Miałaś się dowiedzieć na lotnisku, ale nie mogę patrzeć na twoje łzy. - Powiedział. Przytuliłaś się do niego jak najmocniej potrafiłaś, a Twoje łzy lały się już dosłownie strumieniami, ale tym razem ze szczęście. Ponieważ w tym właśnie momencie dotarło do Ciebie, że Twoje życie się zmieniło i jeszcze będzie zmieniać, a co najważniejsze będziesz je dzielić z mężczyzna swojego życia.
------------
Uff, szmat czasu mi to zajęło, ale mam nadzieje, że Ci się kochana spodoba, no i Wam wszystkim oczywiście. Jak zwykle końcówka byle jaka, ale jest. Buziaki, Love You :)
czwartek, listopada 19, 2015
wtorek, października 27, 2015
Louis VII
Wstałam jak zwykle z popuchniętymi od łez oczami. Rozejrzałam się po pokoju mój synek jeszcze spał. Uśmiechnęłam się. Betty nie ma już od dłuższego czasu, tęsknie za nią. Doktor Streward odwiedza mnie co noc, chyba nie muszę mówić w jakim celu, to jest okropne. Dodatkowo jestem głodna i to bardzo. Dylan daje mi tylko kromkę chleba suchego i szklankę wody, przed snem. Szczęśliwie się składało, że w dzień nie zaglądał, a jak już to tylko po to by się ze mnie pośmiać. Całe dnie przesiadywałam w pokoju, bawiąc się z synkiem albo czytając książkę. Chciałabym już wrócić z synem do domu z Louisem, boje się tego miejsca.
***Betty***
Zobacz, ciocia nas odwiedziła. - Wróciłam właśnie z chorobowego, od razu gdy weszłam. postanowiłam iść do Lucy, jednak to co zobaczyłam i usłyszałam, kiedy dziewczyna zobaczyła kto wszedł, dosłownie zmroziło mi krew w żyłach. Przecież zostawiłam ją w całkiem niezłym stanie, a znajoma, która też tu się zajmuję swoją podopieczną, obiecała że będzie jej dawkować lekarstwa i zadba o nią... litości. Obecnie czuje się jakby czas stanął w miejscu. Lucy siedzi wystraszona, z nieobecnym wzrokiem, z lalką w dłoniach. Szybko wyszłam, kierując się do gabinetu Stewarda, wiedziałam że on jest odpowiedzialny za nawrót stanu Lucy, żal mi jej było.
- Coś Ty jej zrobił?! Co ona Ci zrobiła? Myślałam, że skończyłeś z takim zachowaniem. Lucy...
- Zostawiła mnie dla tego gojka! Rozumiesz? Kochałem ją, a ona mnie tak po prostu zostawiła. Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, jak cierpiałem. Nie mogłem się zemścić, ale teraz kiedy jest w moich rękach, ona i tej jej kochaś będą cierpieć tak samo jak ja. - Byłam w szoku. Nie miałam pojęcia,że oni się znają. Musze zadzwonić do Louisa i wszystko mu powiedzieć a najlepiej ściągnąć, jeszcze nie wiem jak, ale coś wymyślę.
- Podaj mi jego numer, chce usłyszeć strach w jego głosie, po tym co mu powiem. - Stanęłam jak wryta. Dylan jest chory, zawsze to wiedziałam, jednak przez myśl by mi nie przeszło, że jest aż tak źle. - No, co się tak gapisz?! Dawaj ten numer, albo...
- Albo, co ? Naprawdę myślisz, że dam Ci ich skrzywdzić? Ty i ona to przeszłość, było minęło. Pogódź się z tym i daj jej żyć w spokoju z kimś kogo kocha. Z czasem i Ty...
- No i widzisz? Trzeba było nie protestować, co Ci to dało?!
***
- Posłuchaj teraz uważnie, Twoja Lucy, jest w moich rękach, jako jej lekarz powinienem ją wyleczyć, ale mam lepszy pomysł. Tak się składa, że Betty, czy Beatriz, jak wolisz, została zabita. Następna jest Twoja księżniczka. Masz dokładnie dwa dni na dotarcie tutaj, albo ją zabije. Najpierw oczywiście się zabawimy, swoją drogą jest niezła w te klocki,powiem Ci stary, gratuluje. - Usłyszałem w słuchawce, głos jakiegoś faceta. To co powiedział spowodowało, że cały się spiąłem. On nie mógł jej nic zrobić!
- Jeśli ją tkniesz, choćby jednym palcem, to Cię zabije, rozumiesz?! Zamorduję Cię. Zostaw ją w...- nagle połączenie zostało przerwane. Nigdy przedtem nie byłem tak zestresowany jak w tym właśnie momencie.
Byłem tak wystraszony, że w jednej chwili nogi się pode mną ugięły, musiałem usiąść. Jak on jej coś zrobił ?? - Boże, Louis on ją prawdopodobnie zgwałcił! - oświeciła mnie moja podświadomość, co wcale nie poprawiło mojego samopoczucia. Byłem w szoku, jednocześnie wściekły. Na siebie, na nią, na KAŻDEGO.
- Louis co się stało? Zbladłeś strasznie. Kto dzwonił? - Dopytywał Paul, a ja byłem tak sparaliżowany, że dopiero po chwili potrafiłem udzielić jakieś w miarę składnej informacji.
- Lucy, ona... znaczy, ten dupek, on ją...Paul ja muszę... Przepraszam. - Wybiegłem stamtąd.
Wpadłem do pokoju zabrałem walizkę i po prostu wyszedłem, zadzwoniłem na lotnisko, na szczęście mieli wolny lot do Londynu. Musiałem zdążyć, nie wybaczyłbym sobie jakby coś jej się stało.
***
- No to witam panią wariatkę, widzę, że laleczka jest. Jednak, wiesz co ? Ona nie będzie Ci teraz potrzebna. Troszkę się zabawimy. Twój rycerz, ma tu być za dwa dni a ja muszę się Tobą zdążyć nacieszyć.- cofnęłam się, ale chwila co on powiedział? Louis będzie tutaj? Tak bardzo za nim tęskniłam. - mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Co Cię tak ucieszyło, laleczko? Lubisz jak się Tobą zajmuje? Będziesz za tym tęsknić tak samo jak ja, prawda? - Nie martw się, będę w Twoim sercu i głowię. Już na zawsze. - Poczułam jego obrzydliwy dotyk, znałam go bardzo dobrze. To nie był miły dotyk. Mogłam się bronić, ale nie dawałam rady, byłam za słaba. Bolało, jak zawsze. Wiem, że sprawiało mu to przyjemność. Jego stęki i jęki, były obrzydliwe. Kiedy skończył po prostu wyszedł a ja, jak po każdej akcji po prostu płakałam, aż zasnęłam.
***
- Wychodzicie, za 10 minut, gdzie do diabła jest Tomlinson?! - Usłyszeliśmy wściekłego Paula w garderobie.
- Nie mamy pojęcia, poszedł do Ciebie ze śniadaniem. Był w wyjątkowo dobrym humorze. Jak wrócił do Ciebie był blady, nie kontaktował, był jak w amoku. Nie wiem co miedzy wami zaszło, ale takiego go jeszcze nie znaliśmy. Spakował walizkę i wyszedł.
***
Po rozmowie z chłopakami, przypomniała mi się sprawa z telefonem, Louis był po niej zdenerwowany, rzeczywiście bardzo blady i wyraźnie wściekły. Bredził coś o Lucy. W tym właśnie momencie mnie olśniło. Pojechał do niej. - Niech to szlag.
- Chłopaki już wiem, co z Louisem, poradzicie sobie bez niego? - Potem Wam wszystko wyjaśnię.
- Jasne, nie ma sprawy Paul. - Zapewnił mnie Niall, a reszta przytaknęła przyznając mu rację.
- Dobra ale błagam Was chłopaki, nie mówcie fanom, co się stało. Przeproście, nie wiem powiedzcie, że chory czy coś. - Poprosiłem. - Fanów biorę na siebie.
- Żaden problem, Paul spokojnie. Oby tylko z Louisem było wszystko ok. - uwielbiam ich. Czasami jest z nimi ciężko, ale można na nich liczyć.
***
Obudziła mnie awantura na korytarzu, nie miałam pojęcia, co się stało. Bałam się.
- Wpuść mnie do niej, rozumiesz?!
- Posłuchaj mnie, miło Cię widzieć, ale jeszcze z nią nie skończyłem! Chcesz popatrzeć? Taki pornos na żywo. Nie lubisz, czasami sobie pooglądać ?? Zobaczyć jak ukochana, się wiję pod obcym. Nie jesteś tego ciekawy? Nie? Trudno.
- Lucy, kochanie, błagam Cię wyjdź do mnie! To ja Louis, jedziemy do domu skarbie, nie bój się. - Uśmiechnęłam się. Ostrożnie wstałam z łóżka z moją laleczką w dłoniach. Otworzyłam drzwi i nieśmiało wyjrzałam na korytarz. Kiedy zobaczyłam Louis, chłopak się uśmiechnął, natomiast ja nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu.
- No chodź do mnie, aniołku, jesteś bezpieczna. Przecież wiesz, że Cię nie skrzywdzę. - Ostrożnie podeszłam do chłopaka i się przytuliłam. Jego dotyk, na początku sprawił, że chciałam się odsunąć, potem jednak się uspokoiłam i powoli wychodziliśmy z tego piekła.
- Louis? - odezwałam się bardzo cicho, i aż cud, że Lou usłyszał.
- Tak księżniczko?
- Co będzie, ze Stewardem?Nie za...- przerwał mi mój ukochany.
- Spokojnie, niedługo się obudzi. Policja go zabierze, już po nich dzwoniłem. Jesteś bezpieczna. - Tak się właśnie czułam.
- Dziękuje, nie wiem co by się stało gdybyś...- kilka łez opuściło moje oczy, jednak Louis sprawnie się ich pozbył.
- Już dobrze. Chodź jedziemy do domu, musisz odpocząć.
**Dwa lata później**
Od tamtych przykrych wydarzeń minęło dużo czasu. Resztę trasy spędziłam z chłopakami. Pod opieką najlepszego psychologa. Paul i chłopcy musieli się nieźle namęczyć by go zamówić na kilka miesięcy zajmowania się tylko mną. Jednak było warto. Czuje się o wiele lepiej. Moja chora obsesja na punkcie lalek minęła. Dalej tęsknie za moim nienarodzonym dzieckiem, ale powoli godzę się z tym. Pobraliśmy się. Jestem szczęśliwa, teraz już na milion procent. Obiecaliśmy sobie, że z dziećmi poczekamy.
Co do Stewarda, udowodniono mu kilka gwałtów, co gorsza nie tylko na mnie. Do zabicia Betty sam się przyznał. Dostał dwadzieścia pięć lat, ale co najważniejsze zakaz zbliżania się do mnie i moich najbliższych, dodatkowo nie może wykonywać dożywotnio zawodu lekarza. Doktor, który mnie przyjmował na początku, wrócił z kongresu. Dowiedziawszy się o wszystkim,zamknął klinikę, i nie mam pojęcia co się z nim teraz dzieje.
_____________________
Wiem kochani, zepsułam koniec, ale mam nadzieje, że mi wybaczycie. Jak to piszę jest dokładnie 2.40 w nocy. Do końca trasy chłopców zostało już zaledwie kilka dni. Nie długo wychodzi płyta na którą zapewne wszystkie czekamy. Na koniec jestem ciekawa waszych opinii o Infinity i Perfect ( oraz teledysku oczywiście). Teraz biorę się za Imagina na życzenie, ale nie zdradzę Wam niczego. PS. Tak sobie myślę, czy chcecie bym umieszczała tutaj imaginy nawet jak będzie przerwa chłopców czy zawiesić ? Bo w sumie sama nie wiem.
***
Od samego rana, się pakowałem. Do koncertu mamy masę czasu, ale po nim nie będzie czasu bo od razu wylatuje, już się doczekać nie mogę. Miałem dzisiaj naprawdę świetny humor, z tej okazji postanowiłem zrobić śniadanie dla wszystkich i dla Paula, bo przecież czasami mogę. Kiedy kończyłem, jak zwykle słyszałem, że chłopcy już wstali i zapewne schodzą na dół, oczywiście nie myliłem się. Wyszedłem z kuchni by się przywitać z chłopakami, co ich naprawdę zaskoczyło.
No dzień doberek, panowie! Śniadanko? Przygotowałem wam, wszystko jest na stole w kuchni. - Pobiegłem do góry, zostawiając ich w osłupieniu, ale nie na długo ponieważ po chwili usłyszałem śmiechy. Ubrałem się, wróciłem do kuchni. Wszyscy jedli, a ja wziąłem tacę z jedzeniem dla Paula.
- Ey, co Ty robisz? Nie zjesz z nami ? - Zapytali zdezorientowani.
- To nie dla mnie. - Powiedziałem, ale od razu zacząłem żałować.
- Stary, wiesz co? Nie krytykuje Cię i nie chce pouczać, ale mówisz jak bardzo kochasz Lucy, walczysz o powrót czy najmniejszy kontakt z nią, jak lew a w dzień wyjazdu zanosisz śniadanie dla kogoś...ładna chociaż ? - Zapytał Harry. Miałem ochotę go zabić. Jak w ogóle mógł pomyśleć, że zdradziłem moją ukochaną Lucy? Idiota.
- Tak, wiesz jest bardzo ładna, ma około 40 lat ma żonę, dziecko. Całkiem niezły zarost na twarzy i brzuszek, ah zapomniałby.. znacie ją. - Ledwo powstrzymałem się od śmiechu, ich miny były komiczne.
***
Zapukałem do drzwi Paula, który po chwili otworzył. Minę miał jak zwykle poważną, jednak kiedy powiedziałem mu, że zrobiłem dla niego śniadanie, był nieco zaskoczony i jego mina była podobnie jak chłopaków, bezcenna.
- Oho, a co to się stało? Przez tyle lat żaden mi śniadań nie przynosił i to jeszcze do pokoju. Co byś chciał, Tomlinson? - Zaskoczył mnie.
- Ja, niczego. Po prostu chciałem Ci zrobić przyjemność. Tyle dla nas robisz od tylu lat. Należy Ci się. - Postawiłem tace na stoliku i chciałem wychodzić kiedy usłyszałem dzwonek telefonu.
***Betty***
Zobacz, ciocia nas odwiedziła. - Wróciłam właśnie z chorobowego, od razu gdy weszłam. postanowiłam iść do Lucy, jednak to co zobaczyłam i usłyszałam, kiedy dziewczyna zobaczyła kto wszedł, dosłownie zmroziło mi krew w żyłach. Przecież zostawiłam ją w całkiem niezłym stanie, a znajoma, która też tu się zajmuję swoją podopieczną, obiecała że będzie jej dawkować lekarstwa i zadba o nią... litości. Obecnie czuje się jakby czas stanął w miejscu. Lucy siedzi wystraszona, z nieobecnym wzrokiem, z lalką w dłoniach. Szybko wyszłam, kierując się do gabinetu Stewarda, wiedziałam że on jest odpowiedzialny za nawrót stanu Lucy, żal mi jej było.
- Coś Ty jej zrobił?! Co ona Ci zrobiła? Myślałam, że skończyłeś z takim zachowaniem. Lucy...
- Zostawiła mnie dla tego gojka! Rozumiesz? Kochałem ją, a ona mnie tak po prostu zostawiła. Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, jak cierpiałem. Nie mogłem się zemścić, ale teraz kiedy jest w moich rękach, ona i tej jej kochaś będą cierpieć tak samo jak ja. - Byłam w szoku. Nie miałam pojęcia,że oni się znają. Musze zadzwonić do Louisa i wszystko mu powiedzieć a najlepiej ściągnąć, jeszcze nie wiem jak, ale coś wymyślę.
- Podaj mi jego numer, chce usłyszeć strach w jego głosie, po tym co mu powiem. - Stanęłam jak wryta. Dylan jest chory, zawsze to wiedziałam, jednak przez myśl by mi nie przeszło, że jest aż tak źle. - No, co się tak gapisz?! Dawaj ten numer, albo...
- Albo, co ? Naprawdę myślisz, że dam Ci ich skrzywdzić? Ty i ona to przeszłość, było minęło. Pogódź się z tym i daj jej żyć w spokoju z kimś kogo kocha. Z czasem i Ty...
- No i widzisz? Trzeba było nie protestować, co Ci to dało?!
***
- Posłuchaj teraz uważnie, Twoja Lucy, jest w moich rękach, jako jej lekarz powinienem ją wyleczyć, ale mam lepszy pomysł. Tak się składa, że Betty, czy Beatriz, jak wolisz, została zabita. Następna jest Twoja księżniczka. Masz dokładnie dwa dni na dotarcie tutaj, albo ją zabije. Najpierw oczywiście się zabawimy, swoją drogą jest niezła w te klocki,powiem Ci stary, gratuluje. - Usłyszałem w słuchawce, głos jakiegoś faceta. To co powiedział spowodowało, że cały się spiąłem. On nie mógł jej nic zrobić!
- Jeśli ją tkniesz, choćby jednym palcem, to Cię zabije, rozumiesz?! Zamorduję Cię. Zostaw ją w...- nagle połączenie zostało przerwane. Nigdy przedtem nie byłem tak zestresowany jak w tym właśnie momencie.
Byłem tak wystraszony, że w jednej chwili nogi się pode mną ugięły, musiałem usiąść. Jak on jej coś zrobił ?? - Boże, Louis on ją prawdopodobnie zgwałcił! - oświeciła mnie moja podświadomość, co wcale nie poprawiło mojego samopoczucia. Byłem w szoku, jednocześnie wściekły. Na siebie, na nią, na KAŻDEGO.
- Louis co się stało? Zbladłeś strasznie. Kto dzwonił? - Dopytywał Paul, a ja byłem tak sparaliżowany, że dopiero po chwili potrafiłem udzielić jakieś w miarę składnej informacji.
- Lucy, ona... znaczy, ten dupek, on ją...Paul ja muszę... Przepraszam. - Wybiegłem stamtąd.
Wpadłem do pokoju zabrałem walizkę i po prostu wyszedłem, zadzwoniłem na lotnisko, na szczęście mieli wolny lot do Londynu. Musiałem zdążyć, nie wybaczyłbym sobie jakby coś jej się stało.
***
- No to witam panią wariatkę, widzę, że laleczka jest. Jednak, wiesz co ? Ona nie będzie Ci teraz potrzebna. Troszkę się zabawimy. Twój rycerz, ma tu być za dwa dni a ja muszę się Tobą zdążyć nacieszyć.- cofnęłam się, ale chwila co on powiedział? Louis będzie tutaj? Tak bardzo za nim tęskniłam. - mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Co Cię tak ucieszyło, laleczko? Lubisz jak się Tobą zajmuje? Będziesz za tym tęsknić tak samo jak ja, prawda? - Nie martw się, będę w Twoim sercu i głowię. Już na zawsze. - Poczułam jego obrzydliwy dotyk, znałam go bardzo dobrze. To nie był miły dotyk. Mogłam się bronić, ale nie dawałam rady, byłam za słaba. Bolało, jak zawsze. Wiem, że sprawiało mu to przyjemność. Jego stęki i jęki, były obrzydliwe. Kiedy skończył po prostu wyszedł a ja, jak po każdej akcji po prostu płakałam, aż zasnęłam.
***
- Wychodzicie, za 10 minut, gdzie do diabła jest Tomlinson?! - Usłyszeliśmy wściekłego Paula w garderobie.
- Nie mamy pojęcia, poszedł do Ciebie ze śniadaniem. Był w wyjątkowo dobrym humorze. Jak wrócił do Ciebie był blady, nie kontaktował, był jak w amoku. Nie wiem co miedzy wami zaszło, ale takiego go jeszcze nie znaliśmy. Spakował walizkę i wyszedł.
***
Po rozmowie z chłopakami, przypomniała mi się sprawa z telefonem, Louis był po niej zdenerwowany, rzeczywiście bardzo blady i wyraźnie wściekły. Bredził coś o Lucy. W tym właśnie momencie mnie olśniło. Pojechał do niej. - Niech to szlag.
- Chłopaki już wiem, co z Louisem, poradzicie sobie bez niego? - Potem Wam wszystko wyjaśnię.
- Jasne, nie ma sprawy Paul. - Zapewnił mnie Niall, a reszta przytaknęła przyznając mu rację.
- Dobra ale błagam Was chłopaki, nie mówcie fanom, co się stało. Przeproście, nie wiem powiedzcie, że chory czy coś. - Poprosiłem. - Fanów biorę na siebie.
- Żaden problem, Paul spokojnie. Oby tylko z Louisem było wszystko ok. - uwielbiam ich. Czasami jest z nimi ciężko, ale można na nich liczyć.
***
Obudziła mnie awantura na korytarzu, nie miałam pojęcia, co się stało. Bałam się.
- Wpuść mnie do niej, rozumiesz?!
- Posłuchaj mnie, miło Cię widzieć, ale jeszcze z nią nie skończyłem! Chcesz popatrzeć? Taki pornos na żywo. Nie lubisz, czasami sobie pooglądać ?? Zobaczyć jak ukochana, się wiję pod obcym. Nie jesteś tego ciekawy? Nie? Trudno.
- Lucy, kochanie, błagam Cię wyjdź do mnie! To ja Louis, jedziemy do domu skarbie, nie bój się. - Uśmiechnęłam się. Ostrożnie wstałam z łóżka z moją laleczką w dłoniach. Otworzyłam drzwi i nieśmiało wyjrzałam na korytarz. Kiedy zobaczyłam Louis, chłopak się uśmiechnął, natomiast ja nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu.
- No chodź do mnie, aniołku, jesteś bezpieczna. Przecież wiesz, że Cię nie skrzywdzę. - Ostrożnie podeszłam do chłopaka i się przytuliłam. Jego dotyk, na początku sprawił, że chciałam się odsunąć, potem jednak się uspokoiłam i powoli wychodziliśmy z tego piekła.
- Louis? - odezwałam się bardzo cicho, i aż cud, że Lou usłyszał.
- Tak księżniczko?
- Co będzie, ze Stewardem?Nie za...- przerwał mi mój ukochany.
- Spokojnie, niedługo się obudzi. Policja go zabierze, już po nich dzwoniłem. Jesteś bezpieczna. - Tak się właśnie czułam.
- Dziękuje, nie wiem co by się stało gdybyś...- kilka łez opuściło moje oczy, jednak Louis sprawnie się ich pozbył.
- Już dobrze. Chodź jedziemy do domu, musisz odpocząć.
**Dwa lata później**
Od tamtych przykrych wydarzeń minęło dużo czasu. Resztę trasy spędziłam z chłopakami. Pod opieką najlepszego psychologa. Paul i chłopcy musieli się nieźle namęczyć by go zamówić na kilka miesięcy zajmowania się tylko mną. Jednak było warto. Czuje się o wiele lepiej. Moja chora obsesja na punkcie lalek minęła. Dalej tęsknie za moim nienarodzonym dzieckiem, ale powoli godzę się z tym. Pobraliśmy się. Jestem szczęśliwa, teraz już na milion procent. Obiecaliśmy sobie, że z dziećmi poczekamy.
Co do Stewarda, udowodniono mu kilka gwałtów, co gorsza nie tylko na mnie. Do zabicia Betty sam się przyznał. Dostał dwadzieścia pięć lat, ale co najważniejsze zakaz zbliżania się do mnie i moich najbliższych, dodatkowo nie może wykonywać dożywotnio zawodu lekarza. Doktor, który mnie przyjmował na początku, wrócił z kongresu. Dowiedziawszy się o wszystkim,zamknął klinikę, i nie mam pojęcia co się z nim teraz dzieje.
_____________________
Wiem kochani, zepsułam koniec, ale mam nadzieje, że mi wybaczycie. Jak to piszę jest dokładnie 2.40 w nocy. Do końca trasy chłopców zostało już zaledwie kilka dni. Nie długo wychodzi płyta na którą zapewne wszystkie czekamy. Na koniec jestem ciekawa waszych opinii o Infinity i Perfect ( oraz teledysku oczywiście). Teraz biorę się za Imagina na życzenie, ale nie zdradzę Wam niczego. PS. Tak sobie myślę, czy chcecie bym umieszczała tutaj imaginy nawet jak będzie przerwa chłopców czy zawiesić ? Bo w sumie sama nie wiem.
sobota, października 17, 2015
Louis część VI
Tego wieczora i nocy bałam się najbardziej. Betty zachorowała, więc poinformowała, że nie będzie jej kilka dni, ale najbardziej bałam się tego, że przez ten okres nie będzie mi podawać lekarstw. Niby stwierdziła, że sobie poradzę i będzie dobrze, jednak ja bałam się chociażby na chwilę zamknąć oczy. Niestety około godziny dwudziestej trzeciej zasnęłam, zaraz po tym jak doktor Steward ode mnie wyszedł. Po pierwszej sytuacji przychodzi codziennie, wiem jak to brzmi. On gwałci a ja zaraz zasypiam, ale naprawdę nie mam siły, nawet przestałam się bronić.. po prostu płaczę, aż do momentu w którym zasnę.
W śnie usłyszałam płacz dziecka, byłam cała oblana potem, kiedy doszłam do siebie dźwięk ucichł. Uspokoiwszy się chciałam położyć się z powrotem, niestety odgłosy pojawiły się ponownie. Cała zesztywniałam i dopiero po chwili dotarło do mnie,że ten dźwięk pochodzi z łóżka obok, błyskawicznie wstałam podeszłam do łóżka, na którym zobaczyłam dziecko. Początkowo kiedy wzięłam zawiniątko w ramiona od razu odłożyłam i powtarzałam sobie, że to lalka, nic nie znacząca zabawka, przecież masa takich lalek teraz. Niestety im dłużej ignorowałam ten dźwięk, tym było gorzej. Moja psychika znowu próbowała mi uświadomić, że to dziecko, moje... nasze dziecko. Usiadłam na drugim łóżku wzięłam maleństwo na ręce. Oparłam się plecami o ścianę i bujałam.Powoli spokojnie, żeby nic się nie stało. Nie płakałam. Byłam szczęśliwa. Znowu.
***
- Lucy! - Obudziłem się, miałem przyspieszony oddech, którego za nic nie mogłem opanować, otarłem twarz, która była cała zlana potem, zresztą jak całe moje ciało. Zerwałem się z łóżka poszedłem w stronę kuchni, a w sumie aneksu w naszym busie nalałem sobie wody usiadłem przy stole, odchyliłem głowę do tyłu. Dopiero w tym momencie mogłem nabrać powietrza i spokojnie wypuścić. Dziwiło mnie, że nikogo nie obudziłem tym krzykiem, a może nie był on taki głośny jak mi się wydawało? Nie wiem, ale jedno jest pewne muszę coś z tym zrobić, bo jest coraz gorzej. Nie śpię już którąś noc z kolei, a jak już zasnę budzę się z krzykiem. Wiem, że u Lucy dzieję się coś nie niedobrego. Betty nie odbiera od kilku dni, lekarza jeszcze nie ma a komórka Lucy? Cóż wyłączona. Nie mam pojęcia ile tak siedziałem, ale na dworze zrobiło się już jasno, a z głębi busa dochodziły mnie głosy chłopaków, co oznacza że się obudzili.
- O siemasz Lou, kiedy wstałeś ? - zapytał zdziwiony Niall.
- Siema chłopaki, nie śpię od... w sumie nie wiem, od kilku godzin. - spuściłem głowę, na prawdę nie miałem ochoty na rozmowę, zresztą z dnia na dzień jest gorzej, nagle wpadłem na pewien pomysł. - Wyjeżdżam - dodałem nagle a chłopcy na mnie spojrzeli jak na kretyna.
- Ty chyba nie mówisz poważnie, gdzie Ty chcesz jechać ? Mamy koncerty, chłopie luzuj. - Tym razem odezwał się Harry.
Natomiast na przeciwko mnie usiadł Liam, i dla odmiany popierał mój pomysł, jednak zawsze musi być jakieś "ale"
- Louis, ja to rozumiem, jakby moja ukochana była w tej sytuacji też bym wrócił, ale poczekaj jeszcze ten tydzień, będzie przerwa i wszyscy pojedziemy. - chłopak poklepał mnie po plecach, ale ja nie mogłem wytrzymać wstałem gwałtownie i zupełnie nie potrzebnie się uniosłem.
- Nie chłopaki, zdaje sobie sprawę z tego że już nie długo przerwa i że szybszy powrót to masa problemów, ale do cholery, ja nie mogę tak żyć. Prawie wcale nie śpię, a jak już to mam koszmary i budzę się z krzykiem, praktycznie nie jem, a na scenie muszę robić z siebie pajaca. Zrozumcie, ja się tu bawię podczas gdy wiem iż moje słońce cierpi. Gdybyście wiedzieli jak ona się bała przyjazdu tego nowego lekarza. Gdyby chociaż miała telefon, ale i to jej odebrali, że niby dla jej dobra. Betty, ta jej cholerna pielęgniarka nie odbiera i to od kilku pieprzonych dni, a wy mi mówicie o jakimś tygodniu? Czyście do reszty zwariowali?! - Pod koniec wypowiedzi krzyczałem chyba na całą okolice. Moi towarzysze, zrobili się wręcz biali, ze strachu, chciałem się odezwał się kiedy usłyszałem.
- Lou, pozwól na chwilę - zamarłem.
***
- Proszę, proszę. Panna Mitchell znowu w swoim żywiole, co tam kochanie? Leki przestały działać? Co za pech. - bałam się, ścisnęłam mocno moje maleństwo, nagle podszedł do mnie ten potwór, chwytając mojego aniołka mocno na główkę i rzucając na ziemie.
Zerwałam się szybko, uklękłam na ziemi, a kiedy zobaczyłam, że nie ma rączki zaczęłam krzyczeć, płakać. Dylan stał nade mną, po chwili śmiejąc się wyszedł z pokoju mówiąc.
- Wariatka, kompletna świruska, to jest lalka, ale co ja będę tłumaczyć psycholce. - trzasnął drzwiami. Po chwili jednak wrócił mówiąc, że wróci za kilka godzin i mam być gotowa. - Wpadłam w jeszcze większą histerię.
***
- Słyszałem Twoją rozmowę z chłopcami. Posłuchaj. Rozumiem Cię, każdy ma problemy i uwierz mi że teraz nie tylko Ty byś wolał być w domu z rodziną. Jednak, to nie powód by się wydzierać na chłopców! Oni wiedzą jak Ci ciężko im też lekko nie jest! Uszanuj to chłopie i wracaj do busa, macie wieczorem koncert!
- Dobra, ale jutro wracam do domu i mnie nic nie interesuje, rozumiesz?! - Dalej się denerwowałem.
- Tak myślałem, że to powiesz dlatego, mam coś dla Ciebie. Jutro, zaraz po koncercie będzie na Ciebie czekać helikopter i polecisz prosto do Lucy. Dodatkowo przyspieszyłem troszkę przerwę, więc spędzisz z Luc dwa miesiące, ale potem nie puszczę Cię do końca tr...- rzuciłem mu się na szyję, Paul tylko się zaśmiał poklepał po plecach i się odsunął.
___________________________________
Taki jakiś nijaki, czyli jak zawsze... mam jednak nadzieję, że chociaż Wam się podoba. Myślę że to przedostatnia część. Love <3
W śnie usłyszałam płacz dziecka, byłam cała oblana potem, kiedy doszłam do siebie dźwięk ucichł. Uspokoiwszy się chciałam położyć się z powrotem, niestety odgłosy pojawiły się ponownie. Cała zesztywniałam i dopiero po chwili dotarło do mnie,że ten dźwięk pochodzi z łóżka obok, błyskawicznie wstałam podeszłam do łóżka, na którym zobaczyłam dziecko. Początkowo kiedy wzięłam zawiniątko w ramiona od razu odłożyłam i powtarzałam sobie, że to lalka, nic nie znacząca zabawka, przecież masa takich lalek teraz. Niestety im dłużej ignorowałam ten dźwięk, tym było gorzej. Moja psychika znowu próbowała mi uświadomić, że to dziecko, moje... nasze dziecko. Usiadłam na drugim łóżku wzięłam maleństwo na ręce. Oparłam się plecami o ścianę i bujałam.Powoli spokojnie, żeby nic się nie stało. Nie płakałam. Byłam szczęśliwa. Znowu.
***
- Lucy! - Obudziłem się, miałem przyspieszony oddech, którego za nic nie mogłem opanować, otarłem twarz, która była cała zlana potem, zresztą jak całe moje ciało. Zerwałem się z łóżka poszedłem w stronę kuchni, a w sumie aneksu w naszym busie nalałem sobie wody usiadłem przy stole, odchyliłem głowę do tyłu. Dopiero w tym momencie mogłem nabrać powietrza i spokojnie wypuścić. Dziwiło mnie, że nikogo nie obudziłem tym krzykiem, a może nie był on taki głośny jak mi się wydawało? Nie wiem, ale jedno jest pewne muszę coś z tym zrobić, bo jest coraz gorzej. Nie śpię już którąś noc z kolei, a jak już zasnę budzę się z krzykiem. Wiem, że u Lucy dzieję się coś nie niedobrego. Betty nie odbiera od kilku dni, lekarza jeszcze nie ma a komórka Lucy? Cóż wyłączona. Nie mam pojęcia ile tak siedziałem, ale na dworze zrobiło się już jasno, a z głębi busa dochodziły mnie głosy chłopaków, co oznacza że się obudzili.
- O siemasz Lou, kiedy wstałeś ? - zapytał zdziwiony Niall.
- Siema chłopaki, nie śpię od... w sumie nie wiem, od kilku godzin. - spuściłem głowę, na prawdę nie miałem ochoty na rozmowę, zresztą z dnia na dzień jest gorzej, nagle wpadłem na pewien pomysł. - Wyjeżdżam - dodałem nagle a chłopcy na mnie spojrzeli jak na kretyna.
- Ty chyba nie mówisz poważnie, gdzie Ty chcesz jechać ? Mamy koncerty, chłopie luzuj. - Tym razem odezwał się Harry.
Natomiast na przeciwko mnie usiadł Liam, i dla odmiany popierał mój pomysł, jednak zawsze musi być jakieś "ale"
- Louis, ja to rozumiem, jakby moja ukochana była w tej sytuacji też bym wrócił, ale poczekaj jeszcze ten tydzień, będzie przerwa i wszyscy pojedziemy. - chłopak poklepał mnie po plecach, ale ja nie mogłem wytrzymać wstałem gwałtownie i zupełnie nie potrzebnie się uniosłem.
- Nie chłopaki, zdaje sobie sprawę z tego że już nie długo przerwa i że szybszy powrót to masa problemów, ale do cholery, ja nie mogę tak żyć. Prawie wcale nie śpię, a jak już to mam koszmary i budzę się z krzykiem, praktycznie nie jem, a na scenie muszę robić z siebie pajaca. Zrozumcie, ja się tu bawię podczas gdy wiem iż moje słońce cierpi. Gdybyście wiedzieli jak ona się bała przyjazdu tego nowego lekarza. Gdyby chociaż miała telefon, ale i to jej odebrali, że niby dla jej dobra. Betty, ta jej cholerna pielęgniarka nie odbiera i to od kilku pieprzonych dni, a wy mi mówicie o jakimś tygodniu? Czyście do reszty zwariowali?! - Pod koniec wypowiedzi krzyczałem chyba na całą okolice. Moi towarzysze, zrobili się wręcz biali, ze strachu, chciałem się odezwał się kiedy usłyszałem.
- Lou, pozwól na chwilę - zamarłem.
***
- Proszę, proszę. Panna Mitchell znowu w swoim żywiole, co tam kochanie? Leki przestały działać? Co za pech. - bałam się, ścisnęłam mocno moje maleństwo, nagle podszedł do mnie ten potwór, chwytając mojego aniołka mocno na główkę i rzucając na ziemie.
Zerwałam się szybko, uklękłam na ziemi, a kiedy zobaczyłam, że nie ma rączki zaczęłam krzyczeć, płakać. Dylan stał nade mną, po chwili śmiejąc się wyszedł z pokoju mówiąc.
- Wariatka, kompletna świruska, to jest lalka, ale co ja będę tłumaczyć psycholce. - trzasnął drzwiami. Po chwili jednak wrócił mówiąc, że wróci za kilka godzin i mam być gotowa. - Wpadłam w jeszcze większą histerię.
***
- Słyszałem Twoją rozmowę z chłopcami. Posłuchaj. Rozumiem Cię, każdy ma problemy i uwierz mi że teraz nie tylko Ty byś wolał być w domu z rodziną. Jednak, to nie powód by się wydzierać na chłopców! Oni wiedzą jak Ci ciężko im też lekko nie jest! Uszanuj to chłopie i wracaj do busa, macie wieczorem koncert!
- Dobra, ale jutro wracam do domu i mnie nic nie interesuje, rozumiesz?! - Dalej się denerwowałem.
- Tak myślałem, że to powiesz dlatego, mam coś dla Ciebie. Jutro, zaraz po koncercie będzie na Ciebie czekać helikopter i polecisz prosto do Lucy. Dodatkowo przyspieszyłem troszkę przerwę, więc spędzisz z Luc dwa miesiące, ale potem nie puszczę Cię do końca tr...- rzuciłem mu się na szyję, Paul tylko się zaśmiał poklepał po plecach i się odsunął.
___________________________________
Taki jakiś nijaki, czyli jak zawsze... mam jednak nadzieję, że chociaż Wam się podoba. Myślę że to przedostatnia część. Love <3
wtorek, października 06, 2015
Louis V
To już dzisiaj. Dokładnie za kilkanaście minut poznam nowego doktora, na myśl o którym Beatriz traci swój naturalny kolor i wygląda jak ściana w tym przeklętym budynku, jest dosłownie śnieżno biała. Nie mogłam się już doczekać by poznać tego człowieka i w końcu dowiedzieć się czemu sieje taki strach. Jedyną rozrywką na czas oczekiwania to książka, którą przywiozła mi matka Louisa. Wzięłam ją do ręki usiadłam na łóżku, do którego chcąc nie chcąc musiałam przywyknąć. Około kwadransa później przyszła Betty z przerażoną miną, znacznie bardziej niż rano jeżeli to w ogóle możliwe, co dawało jasno do zrozumienia że doktor już jest. Kiwnęłam głową odłożyłam książkę na miejsce i poszłam za kobietą w kierunku gdzie stał.
- Doktor Stewart, miło mi, Ty pewnie musisz być Lucy Mitchell, prawda? - Uścisnął moją dłoń i przysięgam, że z niewyjaśnionych przyczyn i ja się zaczęłam bać tego człowieka. - Nie był ani za niski ani za wysoki miał około pięćdziesiąt lat, ale było w nim coś takiego co na prawdę paraliżowało. - Musiał zauważyć, że coś jest nie tak, bo tylko się uśmiechnął, z odległości widać, że to był okropnie fałszywy uśmiech.
- Nie wiem co Ci o mnie naopowiadano, ale wiedz, że nie jestem taki zły. Nie musisz się mnie bać. - Jasne! Jakoś Ci nie wierzę doktorku. - pomyślałam. - Mam nadzieję, że jedną z moich największych zalet poznasz już niebawem, zobaczysz nie pożałujesz. - szepnął mi jeszcze na ucho takim tonem, że jedyne na co było mnie stać to nerwowe przełknięcie śliny i jak najszybsza ucieczka stamtąd. Przez całą sytuację nie zauważyłam nawet, że zostaliśmy sami.
Biegłam do pokoju jak poparzona,kiedy otworzyłam cichutko drzwi, zobaczyłam Betty. Zupełnie nie wiem jak ona się tu znalazła.Chwilę zajęło mi zorientowanie się, że rozmawia przez telefon. Postanowiłam posłuchać o czym i z kim rozmawia.
- Ja przepraszam, że przeszkadzam, ale muszę pilnie z panem porozmawiać. - A więc to mężczyzna.
- .... - Nie usłyszałam osoby po drugiej stronie, cholera czemu ten telefon musi być taki cichy.
- Chodzi o to, że..ona... ona jest w niebezpieczeństwie, ogromny niebezpieczeństwie. Niech się pan tu zjawi tak szybko jak to tylko możliwe, tu chodzi o jej życie. - Tego było za dużo. Trzasnęłam drzwiami, kobieta ze strachu aż podskoczyła a gdy mnie zobaczyła natychmiast zakończyła połączenie i patrzyła się na mnie z przerażeniem w oczach.
- Betty, z kim rozmawiałaś ? Kto jest w niebezpieczeństwie? Kto ma się tutaj zjawić jak najszybciej? - Byłam zdenerwowana.
- Ymm, moja kuzynka zadała się z jakimś niefajnym towarzystwem, grożą jej i....- Od razu było widać, że kłamie.
- No nie wierze! Betty jesteśmy tutaj razem już jakieś.... trzy miesiące, każdą wolną chwilę spędzamy razem, kogo Ty chcesz do cholery oszukać? - Zamilkła i wystraszona wybiegła z pomieszczenia.
***
Mieliśmy akurat krótką przerwę, na przebranie się i chwilowy odpoczynek przed drugą częścią koncertu, zmieniając koszulkę poczułem wibracje w telefonie, spojrzałem na chłopców, którzy... cóż zadowoleni nie byli, ale to nie moja wina. Zobaczywszy numer Betty uśmiechnąłem się, pamiętam jak jakiś czas temu z jej numeru dzwoniła Luc, miałem głęboką nadzieję, że ta sytuacja się powtórzy, jednak, kiedy usłyszałem Betty, na dodatek taką zdenerwowaną pokazałem chłopakom, by poczekali, a ja za chwilę wrócę i wyszedłem. Mówiła bardzo szybko, ledwo zrozumiale, jednak słowa, że życie mojej ukochanej jest zagrożone zrozumiałem aż za dobrze. Cholera, czemu akurat teraz?! Obiecałem, że jak coś się będzie działo od razu się zjawie, ale trzech nadchodzących koncertów nie mogłem opuścić. Chciałem się właśnie odezwać, ale Beatriz bez słowa zakończyła połączenie, co tylko spotęgowało mój strach. Z nerwów rzuciłem telefon o ścianę, o dziwo nic mu się nie stało. Przekląłem pod nosem i wszedłem do garderoby dokończyć co zacząłem, bo zaraz musieliśmy wychodzić na tą pieprzoną scenę.
***
Co to do cholery miało być? Louis, ja rozumiem, ze można mieć zły dzień, ale mylić każdą kolejną piosenkę? Do cholery!Ogarnij się człowieku, co innego zmiana tekstu dla zabawy a co innego takie jawne pomyłki, czyś Ty do końca zwariował. - Ganił mnie oczywiście nie kto inny jak... Paul. Chłopcy dobrze wiedzieli, że mam trudny okres w życiu i próbowali mi jakoś na scenie pomóc, oczywiście nasze fanki również śpiewały wszystkie te zwrotki, w których ja się pomyliłem, albo po prostu nie zaśpiewałem.
- Paul! Uspokój się, nikt nie jest robotem, mamy tą pieprzoną trasę, przez rok! W ogóle kto to wymyślił?! Rozumiem pół roku, no osiem miesięcy ale dwanaście?! Dobrze wiesz, że mam teraz ciężki czas, dwa lata temu straciłem dziecko, a teraz tracę dziewczynę, a wiesz dlaczego?! Bo jestem na jakieś pieprzonej trasie, która oczywiście zasili Twoje zacne konto, podczas gdy po trzech miesiącach dzwoni do mnie pielęgniarka mojej dziewczyny, że grozi jej niebezpieczeństwo, że chodzi o jej życie, a ja nie wiem o co chodzi a co gorsza nie mogę nic zrobić! Naprawdę będziesz mnie objeżdżać za takie błahe rzeczy, jak teksy piosenek?! Fani je znają na pamięć! Przyjeżdżają by nas zobaczyć, a nie wytykać nam każdy pieprzony błąd, ale oczywiście jaśnie pan Paul ma z tym problem! - Wydarłem się na niego, zostawiając zupełnie zdezorientowanego i poszedłem do busa.
Wróciwszy do autobusu, trzasnąłem mocno drzwiami a może i za mocno ponieważ cały kilkutonowy pojazd się zachwiał.Chłopcy patrzyli na mnie z szokiem wymalowanym na twarzach, na co ja ich tylko zmroziłem morderczym spojrzeniem i położyłem się na swoim łóżku, myśląc oczywiście o Lucy i o tym co Betty miała na myśli mówiąc, że jest ona w niebezpieczeństwie.
*** Perspektywa Betty***
Zanosiłam właśnie wieczorną porcję leków dla Lucy, kiedy zatrzymał mnie ten gnojek, Stewart.
- Dokąd tak pędzisz Betty? Czyżby do naszej sierotki Lucy Mitchell? Jeżeli tak to podaj mi to i ja pójdę w końcu muszę poznać tą biedną zbłąkaną istotkę, czyż nie? - Zrobiło mi się słabo, dobrze wiedziałam co miał na myśli mówiąc "muszę ją poznać", biedna dziewczyna, mam tylko nadzieję, że jej chłopak tu przyjedzie, nim będzie za późno. - odsunęłam odruchowo tacę, ostrożnie się cofając i idąc dalej do pokoju gdzie przebywała ta biedna, niczego nieświadoma dziewczyna.
- Zostaw ją, rozumiesz? Przeżywa ciężkie chwilę, czy odsiadka Cię niczego nie nauczyła? W ogóle dlaczego akurat tobie się to zastępstwo dostało?! Jesteś chory, nie wiem jakim cudem po tym wszystkim jeszcze możesz ten zawód wykonywać. Jesteś zwykłym zboczeńcem! - Tym oto sposobem dostałam z pięści w twarz w skutek czego upadłam i straciłam świadomość.
***
Siedziałam przy oknie czekając na Betty, która jak co wieczór przynosiła mi tabletki, dzięki którym mogłam normalnie spać no i moja psychika nie płatała mi figli. Dziwiło mnie, czemu jeszcze jej nie ma,ewidentnie się spóźniała, ale postanowiłam nie panikować i jak się później okazało, opłacało się a przynajmniej na początku kiedy drzwi się otwierały tak myślałam. Mina mi jednak zrzedła w momencie kiedy zamiast kobiety, której się spodziewałam zobaczyłam Stewart`a. Postawił tacę na stoliku. Myślałam, że wyjdzie, niestety tak się nie stało. Kazał mi połknąć lekarstwo, które podobno przekazała mu Betty, po czym usiadł na łóżku, niebezpiecznie blisko mnie. Najbardziej jednak przerażało mnie to, że im bardziej ja się odsuwałam, ten przybliżał się jeszcze bardziej. Nie mając już najmniejszej drogi ucieczki, chciałam wybiec na korytarz, żeby tylko nie przebywać w jednym pomieszczeniu z tym człowiekiem. Na moje nieszczęście okazało się, że są one... zamknięte na klucz. Mój towarzysz musiał być zadowolony z takiego obrotu sprawy bo tylko zaśmiał się z wyraźną kpiną.
- No i widzisz? Jesteś skazana na mnie. Na moją łaskę i nie łaskę. Spokojnie nie zrobię Ci krzywdy, a jak będziesz grzeczna to może być na prawdę przyjemnie.Chwycił mnie za pośladki. - Zrobiło mi się słabo, nie wiedziałam co się dziej, traciłam kontrole nad własnym ciałem. Mężczyzna zaczął całować i dotykać coraz odważniej. Chciałam się ruszyć, wyrwać, ale nie mogłam. Ciało miałam zupełnie bezwładne, w końcu zemdlałam.
Odzyskawszy świadomość kilku godzin później, obudziłam się w łóżku przykryta kołdrą, jednak całkiem naga. Byłam przerażona. Zaczęłam krzyczeć. Z każdą minutą coraz głośnie i głośniej, aż w końcu usłyszała mnie Betty, w mgnieniu oka znalazła się obok mnie, jak mnie zobaczyła w oczach stanęły jej łzy, których swoją drogą ja już nie dałam rady powstrzymywać. Usiadła na łóżku obok, zupełnie jak poprzedniej nocy on. Ostrożnie wzięła mnie w ramiona kołysząc i w kółko przepraszając. W ten oto sposób powoli do mnie docierało co się stało. Tabletki. Stewart. Spóźnienie Betty. Drzwi na klucz. On mnie zgwałcił, a ta tabletka jakimś cudem nie była lekarstwem tylko, pigułką gwałtu. Byłam załamana i przerażona. Chciałabym aby Louis był przy mnie, tęsknie za nim, on by mnie nigdy nie pozwolił skrzywdzić.
- Chcę do Louisa, Betty błagam Cię zabierz mnie do niego, ja nie chce tu być. - Płakałam.
- Spokojnie słoneczko, już nie długo będziecie razem, obiecuje Ci, mówiłam mu żeby przyjechał.Wtedy co usłyszałaś moją rozmowę. Wiem, że Cię okłamałam, ale Dylan, znaczy Dr. Stewart mi zabronił dawać Ci do niego dzwonić, więc postanowiłam zrobić to ja, przepraszam, ze Cię okłamałam, ale nie miałam wyjścia Lucy. - Teraz to już płakałyśmy obie.
Ta kobieta jest cudowna, naraża swoje życie i bezpieczeństwo, żeby pomóc mi się stąd wydostać i informuje Louisa o tym wszystkim co się dzieję. Nie wiem co ja bym bez niej zrobiła. Ciekawe tylko kiedy w końcu się tu zjawi.
-----------------------------------------------
Przepraszam kochani, ze takie beznadziejne i że tyle czekaliście. Nie pytajcie o ilość części bo nie mam za bardzo pojęcia. Chcę jakoś w miarę porządnie zakończenie zrobić, a nie chcę urywać wątku, efekcie spalić końca. Mam jednak nadzieję, że Wam się podoba :) Oczywiście wiecie co robić :)
- Doktor Stewart, miło mi, Ty pewnie musisz być Lucy Mitchell, prawda? - Uścisnął moją dłoń i przysięgam, że z niewyjaśnionych przyczyn i ja się zaczęłam bać tego człowieka. - Nie był ani za niski ani za wysoki miał około pięćdziesiąt lat, ale było w nim coś takiego co na prawdę paraliżowało. - Musiał zauważyć, że coś jest nie tak, bo tylko się uśmiechnął, z odległości widać, że to był okropnie fałszywy uśmiech.
- Nie wiem co Ci o mnie naopowiadano, ale wiedz, że nie jestem taki zły. Nie musisz się mnie bać. - Jasne! Jakoś Ci nie wierzę doktorku. - pomyślałam. - Mam nadzieję, że jedną z moich największych zalet poznasz już niebawem, zobaczysz nie pożałujesz. - szepnął mi jeszcze na ucho takim tonem, że jedyne na co było mnie stać to nerwowe przełknięcie śliny i jak najszybsza ucieczka stamtąd. Przez całą sytuację nie zauważyłam nawet, że zostaliśmy sami.
Biegłam do pokoju jak poparzona,kiedy otworzyłam cichutko drzwi, zobaczyłam Betty. Zupełnie nie wiem jak ona się tu znalazła.Chwilę zajęło mi zorientowanie się, że rozmawia przez telefon. Postanowiłam posłuchać o czym i z kim rozmawia.
- Ja przepraszam, że przeszkadzam, ale muszę pilnie z panem porozmawiać. - A więc to mężczyzna.
- .... - Nie usłyszałam osoby po drugiej stronie, cholera czemu ten telefon musi być taki cichy.
- Chodzi o to, że..ona... ona jest w niebezpieczeństwie, ogromny niebezpieczeństwie. Niech się pan tu zjawi tak szybko jak to tylko możliwe, tu chodzi o jej życie. - Tego było za dużo. Trzasnęłam drzwiami, kobieta ze strachu aż podskoczyła a gdy mnie zobaczyła natychmiast zakończyła połączenie i patrzyła się na mnie z przerażeniem w oczach.
- Betty, z kim rozmawiałaś ? Kto jest w niebezpieczeństwie? Kto ma się tutaj zjawić jak najszybciej? - Byłam zdenerwowana.
- Ymm, moja kuzynka zadała się z jakimś niefajnym towarzystwem, grożą jej i....- Od razu było widać, że kłamie.
- No nie wierze! Betty jesteśmy tutaj razem już jakieś.... trzy miesiące, każdą wolną chwilę spędzamy razem, kogo Ty chcesz do cholery oszukać? - Zamilkła i wystraszona wybiegła z pomieszczenia.
***
Mieliśmy akurat krótką przerwę, na przebranie się i chwilowy odpoczynek przed drugą częścią koncertu, zmieniając koszulkę poczułem wibracje w telefonie, spojrzałem na chłopców, którzy... cóż zadowoleni nie byli, ale to nie moja wina. Zobaczywszy numer Betty uśmiechnąłem się, pamiętam jak jakiś czas temu z jej numeru dzwoniła Luc, miałem głęboką nadzieję, że ta sytuacja się powtórzy, jednak, kiedy usłyszałem Betty, na dodatek taką zdenerwowaną pokazałem chłopakom, by poczekali, a ja za chwilę wrócę i wyszedłem. Mówiła bardzo szybko, ledwo zrozumiale, jednak słowa, że życie mojej ukochanej jest zagrożone zrozumiałem aż za dobrze. Cholera, czemu akurat teraz?! Obiecałem, że jak coś się będzie działo od razu się zjawie, ale trzech nadchodzących koncertów nie mogłem opuścić. Chciałem się właśnie odezwać, ale Beatriz bez słowa zakończyła połączenie, co tylko spotęgowało mój strach. Z nerwów rzuciłem telefon o ścianę, o dziwo nic mu się nie stało. Przekląłem pod nosem i wszedłem do garderoby dokończyć co zacząłem, bo zaraz musieliśmy wychodzić na tą pieprzoną scenę.
***
Co to do cholery miało być? Louis, ja rozumiem, ze można mieć zły dzień, ale mylić każdą kolejną piosenkę? Do cholery!Ogarnij się człowieku, co innego zmiana tekstu dla zabawy a co innego takie jawne pomyłki, czyś Ty do końca zwariował. - Ganił mnie oczywiście nie kto inny jak... Paul. Chłopcy dobrze wiedzieli, że mam trudny okres w życiu i próbowali mi jakoś na scenie pomóc, oczywiście nasze fanki również śpiewały wszystkie te zwrotki, w których ja się pomyliłem, albo po prostu nie zaśpiewałem.
- Paul! Uspokój się, nikt nie jest robotem, mamy tą pieprzoną trasę, przez rok! W ogóle kto to wymyślił?! Rozumiem pół roku, no osiem miesięcy ale dwanaście?! Dobrze wiesz, że mam teraz ciężki czas, dwa lata temu straciłem dziecko, a teraz tracę dziewczynę, a wiesz dlaczego?! Bo jestem na jakieś pieprzonej trasie, która oczywiście zasili Twoje zacne konto, podczas gdy po trzech miesiącach dzwoni do mnie pielęgniarka mojej dziewczyny, że grozi jej niebezpieczeństwo, że chodzi o jej życie, a ja nie wiem o co chodzi a co gorsza nie mogę nic zrobić! Naprawdę będziesz mnie objeżdżać za takie błahe rzeczy, jak teksy piosenek?! Fani je znają na pamięć! Przyjeżdżają by nas zobaczyć, a nie wytykać nam każdy pieprzony błąd, ale oczywiście jaśnie pan Paul ma z tym problem! - Wydarłem się na niego, zostawiając zupełnie zdezorientowanego i poszedłem do busa.
Wróciwszy do autobusu, trzasnąłem mocno drzwiami a może i za mocno ponieważ cały kilkutonowy pojazd się zachwiał.Chłopcy patrzyli na mnie z szokiem wymalowanym na twarzach, na co ja ich tylko zmroziłem morderczym spojrzeniem i położyłem się na swoim łóżku, myśląc oczywiście o Lucy i o tym co Betty miała na myśli mówiąc, że jest ona w niebezpieczeństwie.
*** Perspektywa Betty***
Zanosiłam właśnie wieczorną porcję leków dla Lucy, kiedy zatrzymał mnie ten gnojek, Stewart.
- Dokąd tak pędzisz Betty? Czyżby do naszej sierotki Lucy Mitchell? Jeżeli tak to podaj mi to i ja pójdę w końcu muszę poznać tą biedną zbłąkaną istotkę, czyż nie? - Zrobiło mi się słabo, dobrze wiedziałam co miał na myśli mówiąc "muszę ją poznać", biedna dziewczyna, mam tylko nadzieję, że jej chłopak tu przyjedzie, nim będzie za późno. - odsunęłam odruchowo tacę, ostrożnie się cofając i idąc dalej do pokoju gdzie przebywała ta biedna, niczego nieświadoma dziewczyna.
- Zostaw ją, rozumiesz? Przeżywa ciężkie chwilę, czy odsiadka Cię niczego nie nauczyła? W ogóle dlaczego akurat tobie się to zastępstwo dostało?! Jesteś chory, nie wiem jakim cudem po tym wszystkim jeszcze możesz ten zawód wykonywać. Jesteś zwykłym zboczeńcem! - Tym oto sposobem dostałam z pięści w twarz w skutek czego upadłam i straciłam świadomość.
***
Siedziałam przy oknie czekając na Betty, która jak co wieczór przynosiła mi tabletki, dzięki którym mogłam normalnie spać no i moja psychika nie płatała mi figli. Dziwiło mnie, czemu jeszcze jej nie ma,ewidentnie się spóźniała, ale postanowiłam nie panikować i jak się później okazało, opłacało się a przynajmniej na początku kiedy drzwi się otwierały tak myślałam. Mina mi jednak zrzedła w momencie kiedy zamiast kobiety, której się spodziewałam zobaczyłam Stewart`a. Postawił tacę na stoliku. Myślałam, że wyjdzie, niestety tak się nie stało. Kazał mi połknąć lekarstwo, które podobno przekazała mu Betty, po czym usiadł na łóżku, niebezpiecznie blisko mnie. Najbardziej jednak przerażało mnie to, że im bardziej ja się odsuwałam, ten przybliżał się jeszcze bardziej. Nie mając już najmniejszej drogi ucieczki, chciałam wybiec na korytarz, żeby tylko nie przebywać w jednym pomieszczeniu z tym człowiekiem. Na moje nieszczęście okazało się, że są one... zamknięte na klucz. Mój towarzysz musiał być zadowolony z takiego obrotu sprawy bo tylko zaśmiał się z wyraźną kpiną.
- No i widzisz? Jesteś skazana na mnie. Na moją łaskę i nie łaskę. Spokojnie nie zrobię Ci krzywdy, a jak będziesz grzeczna to może być na prawdę przyjemnie.Chwycił mnie za pośladki. - Zrobiło mi się słabo, nie wiedziałam co się dziej, traciłam kontrole nad własnym ciałem. Mężczyzna zaczął całować i dotykać coraz odważniej. Chciałam się ruszyć, wyrwać, ale nie mogłam. Ciało miałam zupełnie bezwładne, w końcu zemdlałam.
Odzyskawszy świadomość kilku godzin później, obudziłam się w łóżku przykryta kołdrą, jednak całkiem naga. Byłam przerażona. Zaczęłam krzyczeć. Z każdą minutą coraz głośnie i głośniej, aż w końcu usłyszała mnie Betty, w mgnieniu oka znalazła się obok mnie, jak mnie zobaczyła w oczach stanęły jej łzy, których swoją drogą ja już nie dałam rady powstrzymywać. Usiadła na łóżku obok, zupełnie jak poprzedniej nocy on. Ostrożnie wzięła mnie w ramiona kołysząc i w kółko przepraszając. W ten oto sposób powoli do mnie docierało co się stało. Tabletki. Stewart. Spóźnienie Betty. Drzwi na klucz. On mnie zgwałcił, a ta tabletka jakimś cudem nie była lekarstwem tylko, pigułką gwałtu. Byłam załamana i przerażona. Chciałabym aby Louis był przy mnie, tęsknie za nim, on by mnie nigdy nie pozwolił skrzywdzić.
- Chcę do Louisa, Betty błagam Cię zabierz mnie do niego, ja nie chce tu być. - Płakałam.
- Spokojnie słoneczko, już nie długo będziecie razem, obiecuje Ci, mówiłam mu żeby przyjechał.Wtedy co usłyszałaś moją rozmowę. Wiem, że Cię okłamałam, ale Dylan, znaczy Dr. Stewart mi zabronił dawać Ci do niego dzwonić, więc postanowiłam zrobić to ja, przepraszam, ze Cię okłamałam, ale nie miałam wyjścia Lucy. - Teraz to już płakałyśmy obie.
Ta kobieta jest cudowna, naraża swoje życie i bezpieczeństwo, żeby pomóc mi się stąd wydostać i informuje Louisa o tym wszystkim co się dzieję. Nie wiem co ja bym bez niej zrobiła. Ciekawe tylko kiedy w końcu się tu zjawi.
-----------------------------------------------
Przepraszam kochani, ze takie beznadziejne i że tyle czekaliście. Nie pytajcie o ilość części bo nie mam za bardzo pojęcia. Chcę jakoś w miarę porządnie zakończenie zrobić, a nie chcę urywać wątku, efekcie spalić końca. Mam jednak nadzieję, że Wam się podoba :) Oczywiście wiecie co robić :)
środa, września 16, 2015
Louis IV z dedykacją dla Weroniki R. ;)
Siedzieliśmy w busie, jadąc na lotnisko, tylko po to by kolejnych dwanaście miesięcy spędzić daleko od rodziny, bliskich, czy tak jak w moim wypadku, ukochanej. Chciałem by Paul zatrzymał się jeszcze pod kliniką bym mógł zobaczyć ostatni raz przed odlotem moją księżniczkę, niestety. Stwierdził, że zaraz się spóźnimy i nic z tego, było mi okropnie smutno, ale nie mogę przecież się awanturować. Siedziałem oparty głową o szybę, dodatkowo padający deszcz zupełnie nie poprawiał mojego nastroju. Patrząc na zdjęcie Lucy, które miałem na ekranie telefonu modliłem się w duchu, o szybki powrót, albo chociaż szybką dłuższą przerwę. Pierwszym krajem jaki odwiedzimy jest Argentyna. Tam damy dwa koncerty, potem Sydney, New York City i kilka innych koncertów w Stanach i poza nimi. Rok to szmat czasu, dlatego nie ma zupełnie sensu wymieniać wszystkich miejsc jakie odwiedzimy, a przynajmniej planujemy odwiedzić.
***
Louis z chłopakami jest już pewnie gdzieś daleko, myślałam że jeszcze przed ich wyjazdem się spotkamy, pożegnamy, ale widać widocznie, coś poszło nie tak. Za oknem szaro, buro, ponuro i mokro. Siedziałam zwinięta na moim tymczasowym, piekielnie nie wygodnym łóżku zastanawiając się, jak ja wytrzymam w ogóle ten rok w tym okropnym miejscu. Jedyną osobą która była dla mnie na prawdę miła jest Beatriz, na którą mówię Betty. Jest to pielęgniarka, która zajmuję się tylko mną. Pochodzi z Hiszpanii, ale po angielsku mówi lepiej niż niejeden Brytyjczyk czy Amerykanin razem wzięci. Lekarz, też jest w porządku, ale Betty mówiła, że wyjeżdża na kilka tygodni na sympozjum lekarskie, czy coś, a będzie go zastępować, jakiś inny lekarz. Nie wiem zupełnie czemu, ale wydaje mi się, że nadchodzą kłopoty. A wspomniałam już, że lekarz zabrał mój telefon komórkowy ? Nie? To właśnie się dowiedzieliście. Kiedy tak rozmyślałam przyszła jak zwykle uśmiechnięta Betty.
- Jak się dzisiaj czujesz, kochana? Wyglądasz o wiele lepiej. Tylko czemu taka smutna? - Usiadła zmartwiona obok mnie odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała prosto w moje oczy, w których były widoczne łzy, ale i smutek, tęsknota i ból. Ludzie którzy mówią. że oczy są zwierciadłem duszy, niestety mają rację, przynajmniej w moim wypadku.
- On wróci, zobaczysz malutka, już nie długo będziecie razem, nie smuć się. - Po tych słowach zapragnęłam go usłyszeć, tak bardzo że zanim ugryzłam się w język odezwałam się do Betty tymi oto słowami:
- Betty, mogę mieć prośbę do Ciebie? Masz numer Louisa prawda? Lekarz Ci podał. - Ona chyba od razu zrozumiała o co mi chodzi, ale nic nie mówiła tylko pokiwała głową. W tym właśnie momencie zapytałam o to, o co nie powinnam jej prosić.
- A czy... mogłabym do niego na chwilkę zadzwonić? Błagam Cię Betty kilka minut, oddam Ci pieniądze, ale, proszę pozwól mi. - złożyłam ręce jak do modlitwy prawie przed nią klęcząc.
***
Byliśmy już w Argentynie w swoich pokojach, wiedziałem że ten rok będzie dla mnie najgorszym rokiem w życiu, więc poprosiłem aby któryś z chłopców czy nawet sam Paul byli ze mną w pokoju i tym oto sposobem wylądowałem z Niallem w jednym pomieszczeniu i szczerze, się cieszyłem, kogoś takiego potrzebuje. Wszyscy są rewelacyjni ale to właśnie on, wnosi najwięcej radości i śmiechu na trasy, do busa, na sesje, gdziekolwiek gdzie się pojawia.
- Lou, ja wiem.. brakuje Ci jej, tęsknisz, martwisz się, ale fani Nas potrzebują, do przerwy zleci nim się obejrzysz i obiecuje Ci, że osobiście zawiozę Cię na lotnisko byś do niej poleciał, tylko weź się w garść, bo wyglądasz tragicznie. - Po tych słowach zmierzał do wyjścia, pewnie na obiad, jednak zdążyłem się odezwać.
- Niall? - chłopak się zatrzymał i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Dzięki stary. - odparłem, na co ten się uśmiechnął i wyszedł, mówiąc, że czeka na stołówce.
Krótko po tym, gdy drzwi się zamknęły usłyszałem dźwięk telefonu, sięgnąłem do kieszeni wyciągnąłem a gdy spojrzałem na ekran zaniepokoiłem się, że widnieje na nim imię pielęgniarki Lucy. Nie zastanawiając się jednak długo odebrałem połączenie.
- Betty co się dzieję? Coś z Lucy? Mam wracać? - byłem spanikowany, jednak kiedy usłyszałem głos po drugiej stronie moje nerwy się wyciszyły a serce przyspieszyło.
***
- Betty? Odezwij się! Co się dzieję? - usłyszałam głos ukochanego, był taki kochany i wiem, że się martwił, dlatego postanowiłam ulżyć mu w cierpieniu i w końcu się odezwać.
- Tak, ze mną wszystko w porządku, nie martw się skarbie. - słyszałam jak wypuszcza powietrze z płuc, szkoda że nie mogę jego miny teraz zobaczyć.
- Lucy? Dlaczego dzwonisz od Betty, przecież masz telefon?
- Zabrali mi go, poprosiłam Beatriz by pożyczyła mi swój na chwilkę. Chciałam Cię tylko usłyszeć. Tęsknie za Tobą. - w moich oczach pojawiły się łzy, a głos zaczął się bez kontroli łamać.
- Skarbie nie płacz, ja też za Tobą okropnie tęsknie.Dolecieliśmy do Argentyny, podróż bardzo mi się dłużyła, ten rok bez Ciebie będzie torturą, ale damy radę aniołku. Obiecuje Ci, że kiedy wyjdziesz przyjedziemy tutaj razem. Kocham Cię. - próbował mnie uspokoić, ale wiem że cierpi tak samo jak ja. - A jak Ty się czujesz? Jak Cię traktują? Brakuje Ci czegoś?
- Czuje się dobrze. Brakuje mi Tylko Ciebie. a co do tego jak mnie traktują...
***
Tego pytania się bałam, nie mogę mu powiedzieć, że jedyną osobą która mnie tu dobrze traktuje jest pielęgniarka a lekarz niedługo wyjeżdża i przyjdzie jakiś nowy, myślałam, że będzie dobrze, ale kiedy rozmawiałam o tym z Betty zaczęła się denerwować, mówić mi żebym uważała. Nie wiem czemu, ale się boje.
- Halo, skarbie jesteś tam? - ocknęłam się na słowa Louisa.
- Tak, przepraszam, zamyśliłam się.
- Lucy, słyszę, że coś nie tak. Chcesz mi coś powiedzieć? - znowu zaczął się niepokoić.
- Bo widzisz Louis...dogaduje się tylko z Betty i z lekarzem, ale on nie długo wyjeżdża i przychodzi jakiś nowy, mam wrażenie, że to będzie zły człowiek. Betty wyraźnie się go boi, a to przecież jest podejrzane. Sama nie wiem co myśleć o tym, ale nie martw się. Poradzę sobie.
***
Wtedy jeszcze, nie miałem pojęcia, że to początek koszmaru.
***
Louis z chłopakami jest już pewnie gdzieś daleko, myślałam że jeszcze przed ich wyjazdem się spotkamy, pożegnamy, ale widać widocznie, coś poszło nie tak. Za oknem szaro, buro, ponuro i mokro. Siedziałam zwinięta na moim tymczasowym, piekielnie nie wygodnym łóżku zastanawiając się, jak ja wytrzymam w ogóle ten rok w tym okropnym miejscu. Jedyną osobą która była dla mnie na prawdę miła jest Beatriz, na którą mówię Betty. Jest to pielęgniarka, która zajmuję się tylko mną. Pochodzi z Hiszpanii, ale po angielsku mówi lepiej niż niejeden Brytyjczyk czy Amerykanin razem wzięci. Lekarz, też jest w porządku, ale Betty mówiła, że wyjeżdża na kilka tygodni na sympozjum lekarskie, czy coś, a będzie go zastępować, jakiś inny lekarz. Nie wiem zupełnie czemu, ale wydaje mi się, że nadchodzą kłopoty. A wspomniałam już, że lekarz zabrał mój telefon komórkowy ? Nie? To właśnie się dowiedzieliście. Kiedy tak rozmyślałam przyszła jak zwykle uśmiechnięta Betty.
- Jak się dzisiaj czujesz, kochana? Wyglądasz o wiele lepiej. Tylko czemu taka smutna? - Usiadła zmartwiona obok mnie odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała prosto w moje oczy, w których były widoczne łzy, ale i smutek, tęsknota i ból. Ludzie którzy mówią. że oczy są zwierciadłem duszy, niestety mają rację, przynajmniej w moim wypadku.
- On wróci, zobaczysz malutka, już nie długo będziecie razem, nie smuć się. - Po tych słowach zapragnęłam go usłyszeć, tak bardzo że zanim ugryzłam się w język odezwałam się do Betty tymi oto słowami:
- Betty, mogę mieć prośbę do Ciebie? Masz numer Louisa prawda? Lekarz Ci podał. - Ona chyba od razu zrozumiała o co mi chodzi, ale nic nie mówiła tylko pokiwała głową. W tym właśnie momencie zapytałam o to, o co nie powinnam jej prosić.
- A czy... mogłabym do niego na chwilkę zadzwonić? Błagam Cię Betty kilka minut, oddam Ci pieniądze, ale, proszę pozwól mi. - złożyłam ręce jak do modlitwy prawie przed nią klęcząc.
***
Byliśmy już w Argentynie w swoich pokojach, wiedziałem że ten rok będzie dla mnie najgorszym rokiem w życiu, więc poprosiłem aby któryś z chłopców czy nawet sam Paul byli ze mną w pokoju i tym oto sposobem wylądowałem z Niallem w jednym pomieszczeniu i szczerze, się cieszyłem, kogoś takiego potrzebuje. Wszyscy są rewelacyjni ale to właśnie on, wnosi najwięcej radości i śmiechu na trasy, do busa, na sesje, gdziekolwiek gdzie się pojawia.
- Lou, ja wiem.. brakuje Ci jej, tęsknisz, martwisz się, ale fani Nas potrzebują, do przerwy zleci nim się obejrzysz i obiecuje Ci, że osobiście zawiozę Cię na lotnisko byś do niej poleciał, tylko weź się w garść, bo wyglądasz tragicznie. - Po tych słowach zmierzał do wyjścia, pewnie na obiad, jednak zdążyłem się odezwać.
- Niall? - chłopak się zatrzymał i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Dzięki stary. - odparłem, na co ten się uśmiechnął i wyszedł, mówiąc, że czeka na stołówce.
Krótko po tym, gdy drzwi się zamknęły usłyszałem dźwięk telefonu, sięgnąłem do kieszeni wyciągnąłem a gdy spojrzałem na ekran zaniepokoiłem się, że widnieje na nim imię pielęgniarki Lucy. Nie zastanawiając się jednak długo odebrałem połączenie.
- Betty co się dzieję? Coś z Lucy? Mam wracać? - byłem spanikowany, jednak kiedy usłyszałem głos po drugiej stronie moje nerwy się wyciszyły a serce przyspieszyło.
***
- Betty? Odezwij się! Co się dzieję? - usłyszałam głos ukochanego, był taki kochany i wiem, że się martwił, dlatego postanowiłam ulżyć mu w cierpieniu i w końcu się odezwać.
- Tak, ze mną wszystko w porządku, nie martw się skarbie. - słyszałam jak wypuszcza powietrze z płuc, szkoda że nie mogę jego miny teraz zobaczyć.
- Lucy? Dlaczego dzwonisz od Betty, przecież masz telefon?
- Zabrali mi go, poprosiłam Beatriz by pożyczyła mi swój na chwilkę. Chciałam Cię tylko usłyszeć. Tęsknie za Tobą. - w moich oczach pojawiły się łzy, a głos zaczął się bez kontroli łamać.
- Skarbie nie płacz, ja też za Tobą okropnie tęsknie.Dolecieliśmy do Argentyny, podróż bardzo mi się dłużyła, ten rok bez Ciebie będzie torturą, ale damy radę aniołku. Obiecuje Ci, że kiedy wyjdziesz przyjedziemy tutaj razem. Kocham Cię. - próbował mnie uspokoić, ale wiem że cierpi tak samo jak ja. - A jak Ty się czujesz? Jak Cię traktują? Brakuje Ci czegoś?
- Czuje się dobrze. Brakuje mi Tylko Ciebie. a co do tego jak mnie traktują...
***
Tego pytania się bałam, nie mogę mu powiedzieć, że jedyną osobą która mnie tu dobrze traktuje jest pielęgniarka a lekarz niedługo wyjeżdża i przyjdzie jakiś nowy, myślałam, że będzie dobrze, ale kiedy rozmawiałam o tym z Betty zaczęła się denerwować, mówić mi żebym uważała. Nie wiem czemu, ale się boje.
- Halo, skarbie jesteś tam? - ocknęłam się na słowa Louisa.
- Tak, przepraszam, zamyśliłam się.
- Lucy, słyszę, że coś nie tak. Chcesz mi coś powiedzieć? - znowu zaczął się niepokoić.
- Bo widzisz Louis...dogaduje się tylko z Betty i z lekarzem, ale on nie długo wyjeżdża i przychodzi jakiś nowy, mam wrażenie, że to będzie zły człowiek. Betty wyraźnie się go boi, a to przecież jest podejrzane. Sama nie wiem co myśleć o tym, ale nie martw się. Poradzę sobie.
***
Wtedy jeszcze, nie miałem pojęcia, że to początek koszmaru.
niedziela, września 06, 2015
Louis III
Wstaliśmy koło godziny dziesiątej. Zrobiłem śniadanie , zawołałem Lucy chociaż wiedziałem, że nakłonienie jej do jedzenia graniczy z cudem. Tego dnia, jednak poszło prościej niż myślałem. Dziewczyna usiadła, zjadając ledwo co, ale dobre i to. Po posiłku Lucy bez słowa poszła do pokoju, chciałem ją przytulić, ale ta tylko się odsunęła i zamknęła w sypialni, nie było to miłe, ale przecież nie mogę jej zmusić. Trasa zbliżała, się wielkimi krokami, martwiło mnie tylko to, co dalej z Lucy, wyjeżdżamy na rok, brzmi kosmicznie, ale wiadomo, szybko zleci. Jednak Luc może zareagować nie najlepiej, zważywszy na fakt, że ten rok spędzi w klinice, co prawda może być pod opieką swoich czy moich rodziców ale uważam, iż szpital dla niej to odpowiednie miejsce. Koło szesnastej odwiedzili nas chłopcy, a zaraz za nimi, znikąd pojawił się Paul. Zupełnie nie miałem ochoty na żarty, czy chociażby cieszenie się z tej trasy, której się bałem, jak diabli. Oczywiście moje samopoczucie nie umknęło uwadze chłopaków.
- Ej, stary co Ci jest? - zapytał z troską Liam.
- Nie cieszysz się z tej trasy? Przecież lubisz jeździć. - Tym razem odezwał się Harry.
- Nie o trasę chodzi, tylko o Lucy - nabrałem powietrza i mówiłem dalej. - Z Lucy jest nie najlepiej. Trasa trwa rok. Chcę ją wysłać do kliniki,potrzebuje pomocy, a ja sobie nie radzę, tylko jej reakcja mnie martwi. Co jeżeli pomyśli, że chcę z nią zerwać? Jak mam jej to wszystko wyjaśnić? Wczoraj mnie obwiniała za całą sprawę, nie mam jej tego za złe, ale co będzie, jeżeli ona tak pomyśli ? - Załamałem się.
Chłopcy posiedzieli jeszcze trochę, przekonywali mnie do tego, iż moja decyzja jest słuszna i że powinienem przestać się martwić, przecież mogę ją odwiedzać i w gruncie rzeczy mają rację, no to odliczamy. Poinformowałem jej rodzinę, w końcu oni muszą wyrazić również zgodę, stwierdzili dokładnie to samo co chłopcy, że to dobry pomysł i nie mają mi tego za złe, za podjęcie takiej a nie innej decyzji, teraz tylko przekonać Lucy do wszystkiego.
Przez te trzy dni ledwo żyłem, mało spałem i podobnie jak Lucy mało jadłem. Postanowiłem jej powiedzieć, że jedziemy na wycieczkę, wiem kłamstwo jest złe, ale wole jej to wszystko wyjaśnić w obecności specjalistów, na wypadek jakby dostała histerii, czy ataku paniki.
- Kochanie, gotowa?? - zawołałem, na szczęście dzisiaj Lucy była spokojna i nawet kontaktowa.
Zeszła na dół, co szczególnie mnie ucieszyło, uśmiechała się oczywiście odwzajemniłem gest chociaż w porównaniu do niej byłem zestresowany.
- Gdzie mnie zabierasz? - No i się zaczęło.
- Zobaczysz, nie martw się. Spodoba Ci się. - Mam nadzieję - pomyślałem.
Podróż zajęła nam aż dwie godziny, im byliśmy bliżej tym bardziej się denerwowałem i tym razem nie udało mi się tego dostatecznie dobrze ukryć.
- Coś się stało? Czemu się denerwujesz? - Zapytała, a ja odetchnąłem z ulgą gdy zobaczyłem budynek kliniki i kilku lekarzy pod nim. - G-Gdzie my jesteśmy? Kim są Ci ludzie? Zawieź mnie do domu, Louis ja chcę do domu, rozumiesz?!
Wysiadłem z samochodu przywitałem się z personelem a kiedy chciałem iść po Lucy okazało się że ta już wyszła z samochodu, było widać, dezorientacje i strach w jej oczach. Podszedłem powoli w jej kierunku, prosząc po cichu lekarzy by byli gotowi na szybką reakcję, oczywiście jeżeli będzie taka potrzebna.
- Lucy posłuchaj, to są lekarze oni się Tobą zajmą, wiesz przecież że wyjeżdżam, obiecuje Ci, że będę Cię odwiedzać, w miarę możliwości dzwonić, a jak tylko wrócę zabiorę Cię stąd. Dobrze?
- Kłamiesz, Louis! Nie kochasz mnie, prawda? Jestem tylko problemem, tak?! Zostawisz mnie tu i zapomnisz! Może się zabije, co?! Będzie najlepiej! - Zbladłem, wiedziałem że jest do tego zdolna, zacząłem nabierać wątpliwości czy w ogóle jechać gdziekolwiek, czy ją tutaj zostawić czy to na prawdę dobry pomysł.
- Panno Michell, proszę pójść ze mną pokaże Ci pokój. - Powiedział pielęgniarz, który ostrożnie chwycił Lucy za rękę i zaprowadził do budynku, a do mnie podszedł lekarz.
- Witam panie Tomlinson, proszę się niczym nie martwić, zajmiemy się nią, jest pod dobrą opieką. Nasz personel jest wyszkolony odpowiednio, Panna Michell jest bezpieczna i obiecuje panu, że szybko wróci do zdrowia.
- Bardzo panu dziękuje doktorze, proszę jej pilnować, już raz próbowała popełnić samobójstwo. Nie będzie mnie w kraju przez większość czasu, ale w razie jakichkolwiek problemów proszę do mnie dzwonić, albo do mojego menagera. - Podałem lekarzowi numer Paula i chciałem już jechać do domu, ale w ostatniej chwili zapragnąłem zobaczyć moją księżniczkę, cofnąłem się do budynku. Złapałem lekarza z którym jeszcze chwilę temu rozmawiałem, zapytałem o numer pokoju mojej dziewczyny, a kiedy już go dostałem,pognałem we wskazanym kierunku. Chciałem już wchodzić do pokoiku ale usłyszałem jak rozmawia z pielęgniarką.
- Chłopak musi Cię bardzo kochać, aż miło na Was popatrzeć, zobaczysz nim się obejrzysz, będziesz zdrowa, a on będzie przy Tobie. - Uśmiechnąłem się na chwilę, a właściwie do czasu, w którym Lucy się nie odezwała.
- To mój były chłopak, gdyby mnie kochał, nie zostawiłby mnie, nie mogłam mu dać dziecka to znajdzie sobie lepszą, już tu nie wróci - W tym momencie wszedłem do pokoju i się odezwałem zaskakując tym Lucy, ponieważ pielęgniarka widziała mnie już wcześniej.
- Jesteś pewna? Przecież tu jestem, jak możesz wątpić w moje uczucia? Może teraz tego nie rozumiesz, ale gdybym Cię nie kochał nie zostawiłbym Cię tutaj, nie pomógł Ci, na prawdę za takiego złego mnie uważasz? - Zadałem jej mnóstwo pytań, a w tym czasie pielęgniarka oznajmiła że zostawi nas na chwilę byśmy pogadali, usiadłem na przeciwko jej i czekałem co powie.
- Louis, ja... Rozumiem, że masz dosyć, wiele razy słyszałam, jak mówisz że sobie nie radzisz. Wiem, że potrzebujesz dziewczyny zdrowej, którą będziesz mógł zabrać ze sobą w trasę czy zostawić w domu bez stresów,że znowu zechcę targnąć się na życie, takiej która nie będzie mówić do powietrza czy poduszki. Zostaw mnie tutaj wyjdź i nie wracaj, tak będzie najlepiej, zasługujesz na kogoś lepszego, kocham Cię, ale ja już nie wyzdrowieje, dla mnie już nie ma nadziei, przepraszam. - To było najdłuższe przemówienie jakie wyszło z jej ust od dwóch lat. Zupełnie mnie zaskoczyła, ale musiałem udowodnić coś i sobie i jej.
- Lucy,wiem, że jest Ci ciężko, mi też lekko nie jest, ale podobnie jak Ty, ja kocham Ciebie i się nie poddam.Wyjeżdżam, ale wrócę, lekarz ma numer do mnie i Paula, jak tylko coś się będzie działo zjawie się, rozumiesz? Nawet jeżeli musiałbym przerwać koncert, to zrobię to, bo jesteś ważniejsza, niż ta cała trasa, wiem że fani czekają na Nas od bardzo dawna,ale przecież wiesz, że Cię lubią i zrozumieją sytuację. Twoja i moja rodzina będą Cię odwiedzać, a ja będę dzwonił do Ciebie codziennie jak tylko będę mógł, i nawet nie myśl o tym by sobie coś robić. Nie długo się zobaczymy przysięgam. - Przytuliłem ją co ona odwzajemniła, chyba za wszystkie te dwa lata, bo prawie mnie udusiła, ale nie ważne.
Będę za nią tęsknić i to już od momentu wyjścia stąd. Zapowiada się najgorszy rok w moim życiu.
_________________
Wiem, ze znowu czekaliście dłuuugo, ale mam nadzieję, że się opłacało będzie jeszcze jedna może dwie części amoze wiecej, chciałam tego uniknąć, ale czego się dla Was nie robi <3 Wiecie co robić, Koocham <3
- Ej, stary co Ci jest? - zapytał z troską Liam.
- Nie cieszysz się z tej trasy? Przecież lubisz jeździć. - Tym razem odezwał się Harry.
- Nie o trasę chodzi, tylko o Lucy - nabrałem powietrza i mówiłem dalej. - Z Lucy jest nie najlepiej. Trasa trwa rok. Chcę ją wysłać do kliniki,potrzebuje pomocy, a ja sobie nie radzę, tylko jej reakcja mnie martwi. Co jeżeli pomyśli, że chcę z nią zerwać? Jak mam jej to wszystko wyjaśnić? Wczoraj mnie obwiniała za całą sprawę, nie mam jej tego za złe, ale co będzie, jeżeli ona tak pomyśli ? - Załamałem się.
Chłopcy posiedzieli jeszcze trochę, przekonywali mnie do tego, iż moja decyzja jest słuszna i że powinienem przestać się martwić, przecież mogę ją odwiedzać i w gruncie rzeczy mają rację, no to odliczamy. Poinformowałem jej rodzinę, w końcu oni muszą wyrazić również zgodę, stwierdzili dokładnie to samo co chłopcy, że to dobry pomysł i nie mają mi tego za złe, za podjęcie takiej a nie innej decyzji, teraz tylko przekonać Lucy do wszystkiego.
Przez te trzy dni ledwo żyłem, mało spałem i podobnie jak Lucy mało jadłem. Postanowiłem jej powiedzieć, że jedziemy na wycieczkę, wiem kłamstwo jest złe, ale wole jej to wszystko wyjaśnić w obecności specjalistów, na wypadek jakby dostała histerii, czy ataku paniki.
- Kochanie, gotowa?? - zawołałem, na szczęście dzisiaj Lucy była spokojna i nawet kontaktowa.
Zeszła na dół, co szczególnie mnie ucieszyło, uśmiechała się oczywiście odwzajemniłem gest chociaż w porównaniu do niej byłem zestresowany.
- Gdzie mnie zabierasz? - No i się zaczęło.
- Zobaczysz, nie martw się. Spodoba Ci się. - Mam nadzieję - pomyślałem.
Podróż zajęła nam aż dwie godziny, im byliśmy bliżej tym bardziej się denerwowałem i tym razem nie udało mi się tego dostatecznie dobrze ukryć.
- Coś się stało? Czemu się denerwujesz? - Zapytała, a ja odetchnąłem z ulgą gdy zobaczyłem budynek kliniki i kilku lekarzy pod nim. - G-Gdzie my jesteśmy? Kim są Ci ludzie? Zawieź mnie do domu, Louis ja chcę do domu, rozumiesz?!
Wysiadłem z samochodu przywitałem się z personelem a kiedy chciałem iść po Lucy okazało się że ta już wyszła z samochodu, było widać, dezorientacje i strach w jej oczach. Podszedłem powoli w jej kierunku, prosząc po cichu lekarzy by byli gotowi na szybką reakcję, oczywiście jeżeli będzie taka potrzebna.
- Lucy posłuchaj, to są lekarze oni się Tobą zajmą, wiesz przecież że wyjeżdżam, obiecuje Ci, że będę Cię odwiedzać, w miarę możliwości dzwonić, a jak tylko wrócę zabiorę Cię stąd. Dobrze?
- Kłamiesz, Louis! Nie kochasz mnie, prawda? Jestem tylko problemem, tak?! Zostawisz mnie tu i zapomnisz! Może się zabije, co?! Będzie najlepiej! - Zbladłem, wiedziałem że jest do tego zdolna, zacząłem nabierać wątpliwości czy w ogóle jechać gdziekolwiek, czy ją tutaj zostawić czy to na prawdę dobry pomysł.
- Panno Michell, proszę pójść ze mną pokaże Ci pokój. - Powiedział pielęgniarz, który ostrożnie chwycił Lucy za rękę i zaprowadził do budynku, a do mnie podszedł lekarz.
- Witam panie Tomlinson, proszę się niczym nie martwić, zajmiemy się nią, jest pod dobrą opieką. Nasz personel jest wyszkolony odpowiednio, Panna Michell jest bezpieczna i obiecuje panu, że szybko wróci do zdrowia.
- Bardzo panu dziękuje doktorze, proszę jej pilnować, już raz próbowała popełnić samobójstwo. Nie będzie mnie w kraju przez większość czasu, ale w razie jakichkolwiek problemów proszę do mnie dzwonić, albo do mojego menagera. - Podałem lekarzowi numer Paula i chciałem już jechać do domu, ale w ostatniej chwili zapragnąłem zobaczyć moją księżniczkę, cofnąłem się do budynku. Złapałem lekarza z którym jeszcze chwilę temu rozmawiałem, zapytałem o numer pokoju mojej dziewczyny, a kiedy już go dostałem,pognałem we wskazanym kierunku. Chciałem już wchodzić do pokoiku ale usłyszałem jak rozmawia z pielęgniarką.
- Chłopak musi Cię bardzo kochać, aż miło na Was popatrzeć, zobaczysz nim się obejrzysz, będziesz zdrowa, a on będzie przy Tobie. - Uśmiechnąłem się na chwilę, a właściwie do czasu, w którym Lucy się nie odezwała.
- To mój były chłopak, gdyby mnie kochał, nie zostawiłby mnie, nie mogłam mu dać dziecka to znajdzie sobie lepszą, już tu nie wróci - W tym momencie wszedłem do pokoju i się odezwałem zaskakując tym Lucy, ponieważ pielęgniarka widziała mnie już wcześniej.
- Jesteś pewna? Przecież tu jestem, jak możesz wątpić w moje uczucia? Może teraz tego nie rozumiesz, ale gdybym Cię nie kochał nie zostawiłbym Cię tutaj, nie pomógł Ci, na prawdę za takiego złego mnie uważasz? - Zadałem jej mnóstwo pytań, a w tym czasie pielęgniarka oznajmiła że zostawi nas na chwilę byśmy pogadali, usiadłem na przeciwko jej i czekałem co powie.
- Louis, ja... Rozumiem, że masz dosyć, wiele razy słyszałam, jak mówisz że sobie nie radzisz. Wiem, że potrzebujesz dziewczyny zdrowej, którą będziesz mógł zabrać ze sobą w trasę czy zostawić w domu bez stresów,że znowu zechcę targnąć się na życie, takiej która nie będzie mówić do powietrza czy poduszki. Zostaw mnie tutaj wyjdź i nie wracaj, tak będzie najlepiej, zasługujesz na kogoś lepszego, kocham Cię, ale ja już nie wyzdrowieje, dla mnie już nie ma nadziei, przepraszam. - To było najdłuższe przemówienie jakie wyszło z jej ust od dwóch lat. Zupełnie mnie zaskoczyła, ale musiałem udowodnić coś i sobie i jej.
- Lucy,wiem, że jest Ci ciężko, mi też lekko nie jest, ale podobnie jak Ty, ja kocham Ciebie i się nie poddam.Wyjeżdżam, ale wrócę, lekarz ma numer do mnie i Paula, jak tylko coś się będzie działo zjawie się, rozumiesz? Nawet jeżeli musiałbym przerwać koncert, to zrobię to, bo jesteś ważniejsza, niż ta cała trasa, wiem że fani czekają na Nas od bardzo dawna,ale przecież wiesz, że Cię lubią i zrozumieją sytuację. Twoja i moja rodzina będą Cię odwiedzać, a ja będę dzwonił do Ciebie codziennie jak tylko będę mógł, i nawet nie myśl o tym by sobie coś robić. Nie długo się zobaczymy przysięgam. - Przytuliłem ją co ona odwzajemniła, chyba za wszystkie te dwa lata, bo prawie mnie udusiła, ale nie ważne.
Będę za nią tęsknić i to już od momentu wyjścia stąd. Zapowiada się najgorszy rok w moim życiu.
_________________
Wiem, ze znowu czekaliście dłuuugo, ale mam nadzieję, że się opłacało będzie jeszcze jedna może dwie części amoze wiecej, chciałam tego uniknąć, ale czego się dla Was nie robi <3 Wiecie co robić, Koocham <3
wtorek, sierpnia 25, 2015
Louis II
Kiedy wbiegłem na górę, Luc siedziała na ziemi zbierając odłamki stłuczonego wazonu, który ranił jej dłonie, jednak dziewczyna sprawiała wrażenie jakby jej to nie obchodziło. Na twarzy miała wyraźnie zauważalne łzy, jednak mimo wszystko się uśmiechała. To było tym bardziej niepojące,że kiedy tylko mnie zauważyła zaczęła mówić, że nasze dziecko wróciło i to ono stłukło wazon, byłem przerażony.Była tak bardzo pewna swego, serce mi się krajało jak na Nią patrzyłem, jednak starałem się tego nie pokazywać.
- Zostaw kochanie, ja to zrobię,połóż się. - Poprosiłem.
- To był chłopczyk Lou, mamy synka, obiecał że już nie odejdzie rozumiesz?! - To robiło się coraz przerażające, moja ukochana miała halucynacje, które brała za prawdziwe wydarzenia. Mówiono mi żebym oddał ją na jakiś czas do szpitala, ale ja tego nie chciałem, myślałem, że pobyt w domu będzie dla Niej lepszy. Niestety, wygląda na to, że to tylko pogarsza jej stan. Po chwili, kiedy już wszystko posprzątałem spojrzałem na dziewczynę, która wpatrywała się w ścianę z uśmiechem na twarzy, jej ręka dalej krwawiła. Poszedłem szybko na dół do łazienki po apteczkę by opatrzyć jej ranę. Wyszedłem z pokoju i ponownie zostałem zatrzymany przez mamę Luc.
- Louis, co się stało? Skąd te wrzaski i huk ?! - Była zdenerwowana.
- Pani Mitchell emm... Luc miała zły sen, wystraszyła się i stłukła wazon, ale już wszystko dobrze, muszę jej tylko opatrzyć dłoń, proszę się nie martwić. - Skłamałem.
Na moje szczęście chyba to przełknęła, ponieważ odetchnęła z ulgą i poszła. Wiem, nie powinienem kłamać, ale przecież nie powiem, że jej córka do końca postradała zmysły i widzi nasze zmarłe dziecko. Muszę coś szybko wymyślić, tylko co? Wróciłem do pokoju w którym znajdowała się Lucy, niepokojące było to, ze siedziała w miejscu i... mówiła jakby do kogoś, jednak jak usłyszałem o czym i z "kim" o mało nie dostałem zawału.
- Widzisz synku ? Tatuś nie wierzy, że żyjesz, ale spokojnie kochanie, teraz kiedy wróci na pewno Cię zauważy, nie płacz. Tata jest zły troszkę bo stłukłeś babci wazon ale Cię kocha wiesz? - W tym momencie przytuliła poduszkę, która dla niej była dzieckiem.
Nie potrafiłem dalej tego słuchać więc wszedłem do pokoju w końcu opatrzyć jej tą cholerą ranę a potem wrócić do domu.oczywiście krew była wszędzie a najwięcej na poduszce, wyglądało to tak jakby doszło do morderstwa czy coś, makabra to za mało powiedziane.
- Lucy odłóż na chwilkę naszego synka, opatrzę Ci ranę i pojedziemy do domu, dobrze?? - Trudno mi było wypowiadać te słowa, które tyczyły się poduszki, ale skoro to dla Niej takie ważne, niech tak będzie.
- Poczekaj synku chwilkę, zaraz pojedziemy do domciu dobrze?? Mamusia Cię teraz na chwilkę odłoży a za chwilkę wrócimy do Twojego pokoiku, do łóżeczka i już na zawsze będziemy razem dobrze? - Prowadziła monolog złożyła na poduszce całusa, ostrożnie odłożyła i podała mi skaleczoną dłoń.
Opatrywanie zajęło mi chwilkę czasu, potem pomogłem dziewczynie wstać, na szczęście udało mi się ją namówić by zostawiła naszego "synka" i że jej rodzice go przywiozą, kiedy tak na nią patrzyłem dosłownie moje serce pękało. Jadąc samochodem cały czas patrzyła w boczną szybę pustym, nieobecnym wzrokiem ale jakimś szalonym sposobem miała uśmiech na twarzy, a to mi wystarczyło. Martwiło mnie tylko to co jej powiem, kiedy jej rodzice nie przywiozą tej przeklętej poduszki.
***
Siedzieliśmy wieczorem na kanapie oglądaliśmy telewizję, zastanawiacie się pewnie czy "synek" do Nas wrócił, otóż tak, z tego co mi było wiadomo mama Luc tylko ją wyprała mówiąc że "mały" jest nakarmiony przewinięty itd, leży teraz w łóżeczku, które znajduję się w pokoiku naszego nienarodzonego dziecka. Trochę przygnębiające że mamy pokoik który przynajmniej na razie nie będzie zajęty. Cały dzień myślałem o tym co dalej będzie z Lucy, ze mną... z NAMI, ale musiałem tą decyzję jeszcze przez noc przemyśleć, dlatego też kiedy Lucy w końcu zasnęła, wziąłem ją na ręce zaniosłem do sypialni, ułożyłem ją do snu po czym, sam poszedłem do łazienki wziąć prysznic, a kilka minut później tuliłem ją do siebie i próbowałem zasnąć, nie było to jednak łatwe po kilkunastu minutach wreszcie się udało. Rano wstaliśmy, ubraliśmy oczywiście każde z Nas wykonało poranną toaletę i znowu się zaczęło, ja poszedłem robić śniadanie, a moja cudowna dziewczyna poszła do naszego dziecka. W zasadzie to powinienem Wam wspomnieć o jeszcze jednej ważnej rzeczy, Lucy miewała dni kiedy zupełnie poważnie docierało do niej to, że nasz syn się nie narodził, wtedy była rozpacz ale w gruncie rzeczy wolałem ją pocieszać, a niżeli patrzeć jak mówi do poduszki, to samolubne ale czułem się w pewien debilny sposób lepiej. W pewnym momencie usłyszałem krzyk Lucy, do cholery czułem się jakby cofnął się czas do wczoraj, tym razem oprócz krzyku nic nie było takie samo. Żadnego stłuczonego wazonu, krwi czy bredzenia, no prawie.
- Kochanie, co się stało? - zadałem to pytanie chociaż tak naprawdę chyba nie potrzebnie, bo patrząc na poduszkę która leży na ziemi, kołderka i w ogóle całe łóżeczko do góry nogami odpowiedź była dość oczywista.
- Gdzie on jest?! Louis, do cholery gdzie Nasz syn?!? Przecież to poduszka, co zrobiłeś z Naszym dzieckiem?? Z naszym jedynym synem?! - Zaczęła okładać pięściami moją klatkę piersiową, nawet nie próbowałem jej powstrzymywać.
W końcu wybuchłem, chwyciłem ją za ramiona i potrząsnąłem, wiem że nie powinienem, ale to jedyna skuteczna metoda by przywrócić ją do rzeczywistości. Tak było i tym razem i dokładnie w tej chwili postanowiłem swój plan wcielić w życie, nie mając już na prawdę siły na to wszystko.
____________________________
Jednak stało się tak, że trzecia część będzie, jak się napisze oczywiście...Jak myślicie co wymyślił Louis ? I jak to wszystko się skończy ?? Oczywiście komenty mile widziane i rzecz jasna i`m so sorry za to że tak dłuuuuugo czekaliście, ale koniec wakacji się zbliża więc postanowiłam zrobić Wam taka niespodziankę. Pozdrawiam :****
- Zostaw kochanie, ja to zrobię,połóż się. - Poprosiłem.
- To był chłopczyk Lou, mamy synka, obiecał że już nie odejdzie rozumiesz?! - To robiło się coraz przerażające, moja ukochana miała halucynacje, które brała za prawdziwe wydarzenia. Mówiono mi żebym oddał ją na jakiś czas do szpitala, ale ja tego nie chciałem, myślałem, że pobyt w domu będzie dla Niej lepszy. Niestety, wygląda na to, że to tylko pogarsza jej stan. Po chwili, kiedy już wszystko posprzątałem spojrzałem na dziewczynę, która wpatrywała się w ścianę z uśmiechem na twarzy, jej ręka dalej krwawiła. Poszedłem szybko na dół do łazienki po apteczkę by opatrzyć jej ranę. Wyszedłem z pokoju i ponownie zostałem zatrzymany przez mamę Luc.
- Louis, co się stało? Skąd te wrzaski i huk ?! - Była zdenerwowana.
- Pani Mitchell emm... Luc miała zły sen, wystraszyła się i stłukła wazon, ale już wszystko dobrze, muszę jej tylko opatrzyć dłoń, proszę się nie martwić. - Skłamałem.
Na moje szczęście chyba to przełknęła, ponieważ odetchnęła z ulgą i poszła. Wiem, nie powinienem kłamać, ale przecież nie powiem, że jej córka do końca postradała zmysły i widzi nasze zmarłe dziecko. Muszę coś szybko wymyślić, tylko co? Wróciłem do pokoju w którym znajdowała się Lucy, niepokojące było to, ze siedziała w miejscu i... mówiła jakby do kogoś, jednak jak usłyszałem o czym i z "kim" o mało nie dostałem zawału.
- Widzisz synku ? Tatuś nie wierzy, że żyjesz, ale spokojnie kochanie, teraz kiedy wróci na pewno Cię zauważy, nie płacz. Tata jest zły troszkę bo stłukłeś babci wazon ale Cię kocha wiesz? - W tym momencie przytuliła poduszkę, która dla niej była dzieckiem.
Nie potrafiłem dalej tego słuchać więc wszedłem do pokoju w końcu opatrzyć jej tą cholerą ranę a potem wrócić do domu.oczywiście krew była wszędzie a najwięcej na poduszce, wyglądało to tak jakby doszło do morderstwa czy coś, makabra to za mało powiedziane.
- Lucy odłóż na chwilkę naszego synka, opatrzę Ci ranę i pojedziemy do domu, dobrze?? - Trudno mi było wypowiadać te słowa, które tyczyły się poduszki, ale skoro to dla Niej takie ważne, niech tak będzie.
- Poczekaj synku chwilkę, zaraz pojedziemy do domciu dobrze?? Mamusia Cię teraz na chwilkę odłoży a za chwilkę wrócimy do Twojego pokoiku, do łóżeczka i już na zawsze będziemy razem dobrze? - Prowadziła monolog złożyła na poduszce całusa, ostrożnie odłożyła i podała mi skaleczoną dłoń.
Opatrywanie zajęło mi chwilkę czasu, potem pomogłem dziewczynie wstać, na szczęście udało mi się ją namówić by zostawiła naszego "synka" i że jej rodzice go przywiozą, kiedy tak na nią patrzyłem dosłownie moje serce pękało. Jadąc samochodem cały czas patrzyła w boczną szybę pustym, nieobecnym wzrokiem ale jakimś szalonym sposobem miała uśmiech na twarzy, a to mi wystarczyło. Martwiło mnie tylko to co jej powiem, kiedy jej rodzice nie przywiozą tej przeklętej poduszki.
***
Siedzieliśmy wieczorem na kanapie oglądaliśmy telewizję, zastanawiacie się pewnie czy "synek" do Nas wrócił, otóż tak, z tego co mi było wiadomo mama Luc tylko ją wyprała mówiąc że "mały" jest nakarmiony przewinięty itd, leży teraz w łóżeczku, które znajduję się w pokoiku naszego nienarodzonego dziecka. Trochę przygnębiające że mamy pokoik który przynajmniej na razie nie będzie zajęty. Cały dzień myślałem o tym co dalej będzie z Lucy, ze mną... z NAMI, ale musiałem tą decyzję jeszcze przez noc przemyśleć, dlatego też kiedy Lucy w końcu zasnęła, wziąłem ją na ręce zaniosłem do sypialni, ułożyłem ją do snu po czym, sam poszedłem do łazienki wziąć prysznic, a kilka minut później tuliłem ją do siebie i próbowałem zasnąć, nie było to jednak łatwe po kilkunastu minutach wreszcie się udało. Rano wstaliśmy, ubraliśmy oczywiście każde z Nas wykonało poranną toaletę i znowu się zaczęło, ja poszedłem robić śniadanie, a moja cudowna dziewczyna poszła do naszego dziecka. W zasadzie to powinienem Wam wspomnieć o jeszcze jednej ważnej rzeczy, Lucy miewała dni kiedy zupełnie poważnie docierało do niej to, że nasz syn się nie narodził, wtedy była rozpacz ale w gruncie rzeczy wolałem ją pocieszać, a niżeli patrzeć jak mówi do poduszki, to samolubne ale czułem się w pewien debilny sposób lepiej. W pewnym momencie usłyszałem krzyk Lucy, do cholery czułem się jakby cofnął się czas do wczoraj, tym razem oprócz krzyku nic nie było takie samo. Żadnego stłuczonego wazonu, krwi czy bredzenia, no prawie.
- Kochanie, co się stało? - zadałem to pytanie chociaż tak naprawdę chyba nie potrzebnie, bo patrząc na poduszkę która leży na ziemi, kołderka i w ogóle całe łóżeczko do góry nogami odpowiedź była dość oczywista.
- Gdzie on jest?! Louis, do cholery gdzie Nasz syn?!? Przecież to poduszka, co zrobiłeś z Naszym dzieckiem?? Z naszym jedynym synem?! - Zaczęła okładać pięściami moją klatkę piersiową, nawet nie próbowałem jej powstrzymywać.
W końcu wybuchłem, chwyciłem ją za ramiona i potrząsnąłem, wiem że nie powinienem, ale to jedyna skuteczna metoda by przywrócić ją do rzeczywistości. Tak było i tym razem i dokładnie w tej chwili postanowiłem swój plan wcielić w życie, nie mając już na prawdę siły na to wszystko.
____________________________
Jednak stało się tak, że trzecia część będzie, jak się napisze oczywiście...Jak myślicie co wymyślił Louis ? I jak to wszystko się skończy ?? Oczywiście komenty mile widziane i rzecz jasna i`m so sorry za to że tak dłuuuuugo czekaliście, ale koniec wakacji się zbliża więc postanowiłam zrobić Wam taka niespodziankę. Pozdrawiam :****
środa, sierpnia 05, 2015
Info
Kochani, wiem że czekacie na następny rozdział jednak naszły mnie wątpliwości... wiecie te wszystkie dramy, rzekome potwierdzenie całej sprawy i zastanawiam się czy nie przerwać tego imagina.. a jeżeli już kontynuować czy nie zmienić po prostu bohatera... nie wiem Liam ? Dawno go u mnie na blogu nie było, więc... ale nie wiem sami wypowiedzcie się na ten temat, do kolejnego rozdziału nie mam zupełnie pomysłu, chyba wpadłam w ślepy zaułek, ale jak tylko coś wymyśle napiszę na pewno, mam nadzieję że się nie gniewacie na mnie <3
środa, lipca 22, 2015
Louis I
Wiem kochani, że długo mnie tu nie było, ale przecież mnie znacie i wiecie jaka jestem. Dodatkowo ostatnio jakby dopadła mnie jakaś chandra i w ogóle bezsens. Dzisiaj wcale nie jest lepiej a nawet myślę, że jeszcze gorzej, ale postanowiłam w końcu coś napisać... będzie to na pewno smutny imagin, ale spokojnie będzie happy and. Dodatkowo pomyślałam sobie ( dzięki sugestii jednej z Was) żeby zrobić imaginy na życzenie ( i tutaj niespodzianka i pewnie zaskoczenie dla niektórych) nie tylko z 1D ) napiszcie w komentarzach czy taki pomysł Wam się podoba, a propozycję piszcie na maila ;) lub w komentarzach.( Notka pod rozdziałem)
-----------------
- Przecież Ci mówiłam, byś jej nie zostawiał tak?! - Odezwała się z wyrzutem przyjaciółka Lucy. - Może jednak zacznę od początku od początku.
Jestem Louis, moją dziewczyną jest właśnie Lucy, jesteśmy szczęśliwi, a w sumie to byliśmy. Od jakiegoś roku przechodzimy kryzys, na szczęście nasz związek jest stabilny. Borykamy się od dwóch lat z depresją mojego aniołka. Dwa lata temu mogliśmy zostać rodzicami, niestety los chciał inaczej i Lucy poroniła. Bardzo to przeżyliśmy, ona do dzisiaj nie potrafi się po tym pozbierać. Mnie też jest ciężko, jednak staram się jakoś zająć sobie czas by nie myśleć i chociaż na chwile przestać rozpaczać. Chodziliśmy na terapie, do psychologów, psychiatrów. Lucy nawet wysłałem na zajęcia grupowe z terapeutą dla kobiet w tej samej sytuacji i na prawdę uwierzcie mi na słowo, myślałem że jej to pomaga, zaczęła się uśmiechać, wychodzić z domu w końcu zaczęła normalnie jeść. Cieszyłem się, nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak bardzo, niestety moje szczęście nie było długotrwałe. Tego dnia musiałem wyjść, po prostu musiałem, chociaż nie chciałem. Bałem się o Nią, zawsze zostawiałem ją z kimś, jednak tym razem nie miałem z kim. Przyjaciółka Luc nie mogła, Sophia, Eleanor, i Perrie też nie. Chciałem nawet porozmawiać z Paulem by przełożył nam to jakże ważne spotkanie, albo żeby odbyło się beze mnie, ale na nic się zdały moje tłumaczenia, prośby. Lucy obiecała, że nic nie zrobi i na mnie zaczeka, zamknąłem drzwi na klucz, na wszelki wypadek zabrałem również te zapasowe, tak ja wiem jak to teraz wygląda, ale musiałem to zrobić. Bo co wy byście zrobili na moim miejscu? Już raz uciekła i skończyło się w szpitalu potem na obserwacji na oddziale zamkniętym, dlaczego ? Otóż Lucy próbowała się zabić. Od tego dnia załatwiam jej jakąś opiekę, wyszedłem tylko do sklepu, nie sądziłem że w te kilka minut coś się stanie, zwłaszcza, że wychodząc zobaczyłem że zasnęła. Kiedy sobie o tym przypomnę chce mi się płakać, zazwyczaj na prawdę nie płaczę, ale kiedy zobaczyłem że jej nie ma świat mi się zawalił, a potem jak zadzwonili ze szpitala...
***
- Przecież Ci mówiłam, byś jej nie zostawiał tak?! - Odezwała się z wyrzutem przyjaciółka Lucy.
- A co miałem zrobić Twoim zdaniem?! Prosiłem, błagałem by nie kazano mi przychodzić, ale musiałem. Boże jak jej się coś...- oparłem głowę na rękach i myślałem, gdzie może się podziewać, jednak ku mojej rozpaczy zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy. Byłem załamany. Obawiałem się najgorszego. Kiedy się troszkę ogarnąłem wstałem gwałtownie wziąłem kluczyki. Kazałem Alex zostać w domu na wypadek jakiegokolwiek telefonu czy nawet powrotu Luc do domu.
- Alex zostań tu, ja wychodzę.
- Ale... Lou.. gdzie...jesteś zdenerwowany...nie powinieneś... - dziewczyna była nieco zdezorientowana.
- Kur*a nie rozumiesz, że ona może sobie coś zrobić?! Jadę jej szukać. Nie mogła odejść daleko.
- Louis, przecie...- przerwałem jej
- Jak coś się wydarzy zadzwoń, na razie. - Wybiegłem z domu trzaskając drzwiami. Wsiadłem do samochodu i piskiem opon odjechałem na poszukiwania mojego całego świata.
Jeździłem bez celu po całym mieście, kiedy usłyszałem dzwonek swojego telefonu, w pierwszej chwili myślałem że Alex z wiadomością że Lucy wróciła cała i zdrowa do domu, jakież było moje rozczarowanie, kiedy zamiast numeru Alex, zobaczyłem numer... mamy Lucy, serce mi stanęło ręce zaczęły mi się trząść, bałem się.. nie wiem czego ale się bałem.
-Tak, Pani Mitchell? Coś się stało? - zapytałem najspokojniej jak potrafię.
- Louis? Dobrze że odebrałeś, bardzo się martwię, Lucy przyszła do Nas, zapłakana. Spróbowaliśmy ją z mężem uspokoić, na szczęście się udało, nawet zjadła kolację, ale potem ona..... Poszła do siebie do pokoju zamknęła drzwi na klucz i grozi, że się zabije. Louis błagam przyjeżdżaj jak najszybciej. Boję się.
Pędziłem przez miasto jak szalony, łamiąc wszystkie możliwe przepisy, na prawdę bojąc się, że nie zdążę. Droga zajęła mi w tym tępię jakieś 10 minut, przy okazji najgorsze i najdłuższe w moim życiu, ten czas to był koszmar. Kiedy zobaczyłem dom Państwa Mitchell, zaparkowałem zatrzasnąłem drzwi, nie dbając o to czy wziąłem kluczyki, czy zamknąłem auto, po prostu pobiegłem szybko w stronę jej dawnego pokoju, w którym się znajduje, z tego co powiedziała mi jej mama, kiedy tylko mnie zobaczyła.
- Luc? Kochanie, to ja Louis odezwij się proszę, bo wyważę drzwi. Słyszysz mnie?! - podniosłem głos przez chwilę bojąc się że tym gestem pogorszę sytuację, jednak jak się okazało pomogło. Ostrożnie otworzyła drzwi i od razu się do mnie przytuliła, w tamtym momencie czułem jednocześnie smutek, radość i złość, przeogromną złość na siebie samego, że znowu dopuściłem do tego by ją zostawić.
- Spokojnie skarbie, jestem przy Tobie, wszystko będzie dobrze. Obiecuje.- tuliłem ją gładząc po włosach. ostrożnie weszliśmy z powrotem do jej pokoju, w którym usiedliśmy na łóżku.
- Luc? Co Ci strzeliło do głowy? Wiesz jak się martwiłem? Alex też, jak Twoi rodzice zadzwonili byłem jeszcze bardziej przerażony.
- Lou ja.. ja przepraszam. Chciałeś tego dziecka, wiem. Jestem do niczego, nawet o nasze dziecko nie potrafiłam zadbać, powinnam zniknąć z tego świata, Twojego życia. Nie nadaje się na matkę..Powinnam umrzeć razem z Nim. Przepraszam, błagam wybacz mi.
- Boże kochanie, co Ty wygadujesz ? Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie, będziemy mieć jeszcze nie jedno dziecko, przysięgam, ale nie rób mi takich rzeczy. Nigdy więcej skarbie. Nigdy nie mów, że powinnaś zniknąć z mojego życia. Dzięki Tobie jestem szczęśliwy, zrobiłbym wszystko dla Ciebie byś była szczęśliwa. - Przytuliłem ją mocniej do siebie. Na szczęście już nie płakała. Kilka minut później kiedy Lucy zasnęła położyłem ją ostrożnie okryłem kocem, drzwi zostawiłem otwarte, tak na wszelki wypadek i zszedłem na dół do jej zdenerwowanych rodziców. Od razu kiedy mnie zobaczyli zalali mnie milionem pytań. Jak się czuje, co robi, czemu zostawiłem ją samą w pokoju, jak to się stało, że znalazła się u nich.
- Co z Nią? - Zapytała jej mama. - Bogu dzięki, że zdążyłeś, nie wiem co bym zrobiła gdyby...- przerwałem jej.
- Spokojnie, Luc czuje się lepiej zasnęła, drzwi są otwarte dzięki czemu będziemy słyszeć co się dzieję. Cieszę się że zdecydowała o tym by pojechać właśnie tutaj. Jestem głupi, że ją zostawiłem, ale ja przysięgam, że nie chciałem, przepraszam państwa bardzo. Nie potrafię sobie wybaczyć, że znowu naraziłem ją na niebezpieczeństwo.
- Nie martw się, to nie Twoja wina. Wiadomo, że nie możesz jej cały czas pilnować. Miałeś obowiązki, nie możemy Cię za to winić. - Uspokajali mnie.
Siedzieliśmy tak przez jakiś czas, póki nie usłyszeliśmy przeraźliwego trzasku i wrzasku Lucy.
Zerwałem, się na równe nogi biegnąć szybko do pokoju, po dotarciu zobaczyłem...
--------
Przepraszam kochani za błędy, za dłuuugi czas oczekiwania. Ah oczywiście informacja dla wszystkich których może razić temat, ze względu na ostatnie afery. Zaczęłam to pisać, jeszcze jakiś czas przed tym ( taka informacja dla wrażliwców) ;) . Love you all <3 Buziaki <3 Oczywiście liczę na komentarze, które na prawdę motywują. Ok kończę i życzę miłego czytania. Ps. Imagina dedykuje Agnieszce W. Oraz Poli, która nie jest directionerką ale bardzo mnie wspiera i pomaga. ( jeśli to czytacie wiecie, że Was mam na myśli.)
-----------------
- Przecież Ci mówiłam, byś jej nie zostawiał tak?! - Odezwała się z wyrzutem przyjaciółka Lucy. - Może jednak zacznę od początku od początku.
Jestem Louis, moją dziewczyną jest właśnie Lucy, jesteśmy szczęśliwi, a w sumie to byliśmy. Od jakiegoś roku przechodzimy kryzys, na szczęście nasz związek jest stabilny. Borykamy się od dwóch lat z depresją mojego aniołka. Dwa lata temu mogliśmy zostać rodzicami, niestety los chciał inaczej i Lucy poroniła. Bardzo to przeżyliśmy, ona do dzisiaj nie potrafi się po tym pozbierać. Mnie też jest ciężko, jednak staram się jakoś zająć sobie czas by nie myśleć i chociaż na chwile przestać rozpaczać. Chodziliśmy na terapie, do psychologów, psychiatrów. Lucy nawet wysłałem na zajęcia grupowe z terapeutą dla kobiet w tej samej sytuacji i na prawdę uwierzcie mi na słowo, myślałem że jej to pomaga, zaczęła się uśmiechać, wychodzić z domu w końcu zaczęła normalnie jeść. Cieszyłem się, nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak bardzo, niestety moje szczęście nie było długotrwałe. Tego dnia musiałem wyjść, po prostu musiałem, chociaż nie chciałem. Bałem się o Nią, zawsze zostawiałem ją z kimś, jednak tym razem nie miałem z kim. Przyjaciółka Luc nie mogła, Sophia, Eleanor, i Perrie też nie. Chciałem nawet porozmawiać z Paulem by przełożył nam to jakże ważne spotkanie, albo żeby odbyło się beze mnie, ale na nic się zdały moje tłumaczenia, prośby. Lucy obiecała, że nic nie zrobi i na mnie zaczeka, zamknąłem drzwi na klucz, na wszelki wypadek zabrałem również te zapasowe, tak ja wiem jak to teraz wygląda, ale musiałem to zrobić. Bo co wy byście zrobili na moim miejscu? Już raz uciekła i skończyło się w szpitalu potem na obserwacji na oddziale zamkniętym, dlaczego ? Otóż Lucy próbowała się zabić. Od tego dnia załatwiam jej jakąś opiekę, wyszedłem tylko do sklepu, nie sądziłem że w te kilka minut coś się stanie, zwłaszcza, że wychodząc zobaczyłem że zasnęła. Kiedy sobie o tym przypomnę chce mi się płakać, zazwyczaj na prawdę nie płaczę, ale kiedy zobaczyłem że jej nie ma świat mi się zawalił, a potem jak zadzwonili ze szpitala...
***
- Przecież Ci mówiłam, byś jej nie zostawiał tak?! - Odezwała się z wyrzutem przyjaciółka Lucy.
- A co miałem zrobić Twoim zdaniem?! Prosiłem, błagałem by nie kazano mi przychodzić, ale musiałem. Boże jak jej się coś...- oparłem głowę na rękach i myślałem, gdzie może się podziewać, jednak ku mojej rozpaczy zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy. Byłem załamany. Obawiałem się najgorszego. Kiedy się troszkę ogarnąłem wstałem gwałtownie wziąłem kluczyki. Kazałem Alex zostać w domu na wypadek jakiegokolwiek telefonu czy nawet powrotu Luc do domu.
- Alex zostań tu, ja wychodzę.
- Ale... Lou.. gdzie...jesteś zdenerwowany...nie powinieneś... - dziewczyna była nieco zdezorientowana.
- Kur*a nie rozumiesz, że ona może sobie coś zrobić?! Jadę jej szukać. Nie mogła odejść daleko.
- Louis, przecie...- przerwałem jej
- Jak coś się wydarzy zadzwoń, na razie. - Wybiegłem z domu trzaskając drzwiami. Wsiadłem do samochodu i piskiem opon odjechałem na poszukiwania mojego całego świata.
Jeździłem bez celu po całym mieście, kiedy usłyszałem dzwonek swojego telefonu, w pierwszej chwili myślałem że Alex z wiadomością że Lucy wróciła cała i zdrowa do domu, jakież było moje rozczarowanie, kiedy zamiast numeru Alex, zobaczyłem numer... mamy Lucy, serce mi stanęło ręce zaczęły mi się trząść, bałem się.. nie wiem czego ale się bałem.
-Tak, Pani Mitchell? Coś się stało? - zapytałem najspokojniej jak potrafię.
- Louis? Dobrze że odebrałeś, bardzo się martwię, Lucy przyszła do Nas, zapłakana. Spróbowaliśmy ją z mężem uspokoić, na szczęście się udało, nawet zjadła kolację, ale potem ona..... Poszła do siebie do pokoju zamknęła drzwi na klucz i grozi, że się zabije. Louis błagam przyjeżdżaj jak najszybciej. Boję się.
Pędziłem przez miasto jak szalony, łamiąc wszystkie możliwe przepisy, na prawdę bojąc się, że nie zdążę. Droga zajęła mi w tym tępię jakieś 10 minut, przy okazji najgorsze i najdłuższe w moim życiu, ten czas to był koszmar. Kiedy zobaczyłem dom Państwa Mitchell, zaparkowałem zatrzasnąłem drzwi, nie dbając o to czy wziąłem kluczyki, czy zamknąłem auto, po prostu pobiegłem szybko w stronę jej dawnego pokoju, w którym się znajduje, z tego co powiedziała mi jej mama, kiedy tylko mnie zobaczyła.
- Luc? Kochanie, to ja Louis odezwij się proszę, bo wyważę drzwi. Słyszysz mnie?! - podniosłem głos przez chwilę bojąc się że tym gestem pogorszę sytuację, jednak jak się okazało pomogło. Ostrożnie otworzyła drzwi i od razu się do mnie przytuliła, w tamtym momencie czułem jednocześnie smutek, radość i złość, przeogromną złość na siebie samego, że znowu dopuściłem do tego by ją zostawić.
- Spokojnie skarbie, jestem przy Tobie, wszystko będzie dobrze. Obiecuje.- tuliłem ją gładząc po włosach. ostrożnie weszliśmy z powrotem do jej pokoju, w którym usiedliśmy na łóżku.
- Luc? Co Ci strzeliło do głowy? Wiesz jak się martwiłem? Alex też, jak Twoi rodzice zadzwonili byłem jeszcze bardziej przerażony.
- Lou ja.. ja przepraszam. Chciałeś tego dziecka, wiem. Jestem do niczego, nawet o nasze dziecko nie potrafiłam zadbać, powinnam zniknąć z tego świata, Twojego życia. Nie nadaje się na matkę..Powinnam umrzeć razem z Nim. Przepraszam, błagam wybacz mi.
- Boże kochanie, co Ty wygadujesz ? Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie, będziemy mieć jeszcze nie jedno dziecko, przysięgam, ale nie rób mi takich rzeczy. Nigdy więcej skarbie. Nigdy nie mów, że powinnaś zniknąć z mojego życia. Dzięki Tobie jestem szczęśliwy, zrobiłbym wszystko dla Ciebie byś była szczęśliwa. - Przytuliłem ją mocniej do siebie. Na szczęście już nie płakała. Kilka minut później kiedy Lucy zasnęła położyłem ją ostrożnie okryłem kocem, drzwi zostawiłem otwarte, tak na wszelki wypadek i zszedłem na dół do jej zdenerwowanych rodziców. Od razu kiedy mnie zobaczyli zalali mnie milionem pytań. Jak się czuje, co robi, czemu zostawiłem ją samą w pokoju, jak to się stało, że znalazła się u nich.
- Co z Nią? - Zapytała jej mama. - Bogu dzięki, że zdążyłeś, nie wiem co bym zrobiła gdyby...- przerwałem jej.
- Spokojnie, Luc czuje się lepiej zasnęła, drzwi są otwarte dzięki czemu będziemy słyszeć co się dzieję. Cieszę się że zdecydowała o tym by pojechać właśnie tutaj. Jestem głupi, że ją zostawiłem, ale ja przysięgam, że nie chciałem, przepraszam państwa bardzo. Nie potrafię sobie wybaczyć, że znowu naraziłem ją na niebezpieczeństwo.
- Nie martw się, to nie Twoja wina. Wiadomo, że nie możesz jej cały czas pilnować. Miałeś obowiązki, nie możemy Cię za to winić. - Uspokajali mnie.
Siedzieliśmy tak przez jakiś czas, póki nie usłyszeliśmy przeraźliwego trzasku i wrzasku Lucy.
Zerwałem, się na równe nogi biegnąć szybko do pokoju, po dotarciu zobaczyłem...
--------
Przepraszam kochani za błędy, za dłuuugi czas oczekiwania. Ah oczywiście informacja dla wszystkich których może razić temat, ze względu na ostatnie afery. Zaczęłam to pisać, jeszcze jakiś czas przed tym ( taka informacja dla wrażliwców) ;) . Love you all <3 Buziaki <3 Oczywiście liczę na komentarze, które na prawdę motywują. Ok kończę i życzę miłego czytania. Ps. Imagina dedykuje Agnieszce W. Oraz Poli, która nie jest directionerką ale bardzo mnie wspiera i pomaga. ( jeśli to czytacie wiecie, że Was mam na myśli.)
niedziela, maja 31, 2015
Zayn.część VIII ( Ostatnia)
Minęło kilka lat. Od tamtego pamiętnego wieczora widywałam się tylko z 4\5 zespołu i oczywiście z ojcem,zresztą jak się z kimś mieszka to chyba dosyć oczywiste. Wiem, że Zayn pytał o mnie kilka razy, oczywiście próby przychodzenia do nas do domu też były. Wszyscy wiedzieli że na prawdę nie chce się z nim widzieć, dlatego za każdym razem ojciec go wyganiał. Wcześniej mieli czasami spotkania całego zespołu tutaj, na szczęście tata stwierdził, że dla mojego dobra takiej sytuacji już nie będzie. Był piątkowy wieczór chłopcy mają wolne, jest weekend więc postanowiliśmy z całą paczką iść się zabawić. Chłopcy jak to chłopcy wybrali chyba najdroższy club w mieście. Budynek jak i jego wnętrze były cudowne,jednak nie czułam się dobrze a ceny które widniały w menu wcale nie poprawiały mojego samopoczucia.
Godziny miały,chłopcy bawili się w najlepsze a ja siedziałam w naszej loży, oczywiście żeby wszyscy mnie dobrze zrozumieli była to sala VIP, a jakżeby inaczej. Byłam już troszkę wstawiona co spowodowało w efekcie, że wszystkie te rzeczy które wyraźnie mi się nie podobały przestały mieć jakiekolwiek znaczenie, a nawet zaczęłam szaleć na parkiecie, na początku chłopcy poczuli się za mnie odpowiedzialni, jednak byli w końcu tak wstawieni że nie zwracali na mnie zbytniej uwagi. Tańczyłam z przypadkowymi mężczyznami, na dodatek dosyć odważnie, nikomu to jednak nie przeszkadzało. Kiedy po kilku piosenkach się zmęczyłam postanowiłam wrócić do loży, jednak to, a raczej kogo zobaczyłam wcale mi się nie podobało.
- Co Ty tu do cholery robisz?- Wybuchłam.
- Cześć [T.I], dawno się nie widzieliśmy. Extra wyglądasz.
- Nie wysilaj się, w ogóle skąd wiedziałeś, że tu będę?
- Ja.. to znaczy wiesz... od chłopców wyciągnąłem informacje, na początku nie chcieli mi powiedzieć, ale w końcu ich przekonałem.
- Po co tu przylazłeś?! - Byłam ostro wkurzona.
- Jest piątek, chyba mam prawo się zabawić z kolegami, prawda? - Tego już było stanowczo za dużo.
- Nie kłam, przylazłeś tu tylko po to by rozwalić mi cały wieczór! Mam dosyć, odczep się od mnie raz na zawsze. Żegnam. - Wzięłam swoją torebkę i nie informując chłopców po prostu wybiegłam, byłam jednak naiwna sądząc,że Zayn sobie odpuści.
- Zaczekaj!- Usłyszałam głos chłopaka, który usilnie próbował mnie dogonić.
Postanowiłam się zatrzymać i powiedzieć, w końcu co mi leżało na sercu tyle czasu.
- A więc stoję, co chciałeś?!
- Czemu wtedy tak szybko wybiegłaś? Zupełnie nie rozumiem, najpierw robisz całą akcje z przyjazdem po kryjomu tyle kilometrów, a potem jakby nigdy nic po prostu uciekasz.
- Jakby nigdy nic?! Boże, czy Ty siebie w ogóle słyszysz? Rzuca Ci się na szyje z językiem do gardła laska, która podobno jest Twoją BYŁĄ dziewczyną, na dodatek przed moimi oczami, a Ty mówisz, że uciekłam jakby nigdy nic. Widzę, że zupełnie nic nie rozumiesz. Wiesz, ta rozmowa nie ma sensu powiedz chłopakom, że.... rozbolała mnie głowa i wróciłam do domu, a Tobie radzę się do mnie nie zbliżać. - Chyba dopiero teraz, tak naprawdę doszedł do Niego sens moich słów. Chodził w tą i z powrotem z rękami za głową, od czasu do czasu, przeczesując włosy palcami, a ja tam stałam, i co robiłam? Płakałam, czyli jak zwykle.
- Czemu mi nic nie powiedziałaś? Do jasnej cholery! Tyle razy rozmawialiśmy, miałaś tyle okazji. Dlaczego?! Myślisz, że gdybym wiedział pozwoliłbym na tamtą sytuację?! Aż, za takiego złego mnie masz?!!- Pierwszy raz,a może któryś już raz widziałam go tak wkurzonego, i to na ironie była tylko i wyłącznie moja wina.
- A nie przyszło Ci do głowy,że się bałam?! Jesteś przystojnym i obrzydliwie bogatym bożyszczem miliona nastolatek na całym świecie, które by się dały zabić za chwile w Twoim towarzystwie, a ja?!
- A Ty to Ty! jesteś, mądrą,miłą, pomocną, prześliczną dziewczyną, którą naprawdę pokochałem..
- Nie kończ, w ogóle nie kłam mówisz tak teraz bo Ci głupio!! Zresztą nawet jeżeli to prawda, to dlaczego mi tego wcześniej nie mówiłeś, a mnie opieprzyłeś?! To nie ma sensu, żegnaj, Zayn.
Przebiegałam, właśnie przez ulice, w oczach miałam łzy które za nic nie chciały wypłynąć. będąc już prawie na drugiej stronie usłyszałam krzyk Zayna.
- [T.I], uważaj!!! - To były ostatnie słowa jakie usłyszałam. Potem tylko ból i ciemność.
___________________________
Wiem, że w poprzedniej części pisałam, że będzie jeszcze kilka części, jednak stwierdziłam, że lepiej będzie po prostu to zakończyć, jeżeli chcecie bym dalej prowadziła tego bloga ( mimo, że musicie tak dłuuuuuugo czekać na kolejne wpisy) a potem dostajecie... takie... nic. Jeśli w ogóle chcecie by się kolejny imagin pojawił to piszcie w komentarzach z kim i czy ma być smutny a może wesoły? wesoły a może jeszcze jakiś inny ( tylko nie +18 bo nie umiem takich pisać). Myślę, że już nie będę częściowych pisać bo jak widzicie nie idzie mi to najlepiej.. Piszcie co o tym sądzicie w komentarzach. :) Buuuuziaki
Godziny miały,chłopcy bawili się w najlepsze a ja siedziałam w naszej loży, oczywiście żeby wszyscy mnie dobrze zrozumieli była to sala VIP, a jakżeby inaczej. Byłam już troszkę wstawiona co spowodowało w efekcie, że wszystkie te rzeczy które wyraźnie mi się nie podobały przestały mieć jakiekolwiek znaczenie, a nawet zaczęłam szaleć na parkiecie, na początku chłopcy poczuli się za mnie odpowiedzialni, jednak byli w końcu tak wstawieni że nie zwracali na mnie zbytniej uwagi. Tańczyłam z przypadkowymi mężczyznami, na dodatek dosyć odważnie, nikomu to jednak nie przeszkadzało. Kiedy po kilku piosenkach się zmęczyłam postanowiłam wrócić do loży, jednak to, a raczej kogo zobaczyłam wcale mi się nie podobało.
- Co Ty tu do cholery robisz?- Wybuchłam.
- Cześć [T.I], dawno się nie widzieliśmy. Extra wyglądasz.
- Nie wysilaj się, w ogóle skąd wiedziałeś, że tu będę?
- Ja.. to znaczy wiesz... od chłopców wyciągnąłem informacje, na początku nie chcieli mi powiedzieć, ale w końcu ich przekonałem.
- Po co tu przylazłeś?! - Byłam ostro wkurzona.
- Jest piątek, chyba mam prawo się zabawić z kolegami, prawda? - Tego już było stanowczo za dużo.
- Nie kłam, przylazłeś tu tylko po to by rozwalić mi cały wieczór! Mam dosyć, odczep się od mnie raz na zawsze. Żegnam. - Wzięłam swoją torebkę i nie informując chłopców po prostu wybiegłam, byłam jednak naiwna sądząc,że Zayn sobie odpuści.
- Zaczekaj!- Usłyszałam głos chłopaka, który usilnie próbował mnie dogonić.
Postanowiłam się zatrzymać i powiedzieć, w końcu co mi leżało na sercu tyle czasu.
- A więc stoję, co chciałeś?!
- Czemu wtedy tak szybko wybiegłaś? Zupełnie nie rozumiem, najpierw robisz całą akcje z przyjazdem po kryjomu tyle kilometrów, a potem jakby nigdy nic po prostu uciekasz.
- Jakby nigdy nic?! Boże, czy Ty siebie w ogóle słyszysz? Rzuca Ci się na szyje z językiem do gardła laska, która podobno jest Twoją BYŁĄ dziewczyną, na dodatek przed moimi oczami, a Ty mówisz, że uciekłam jakby nigdy nic. Widzę, że zupełnie nic nie rozumiesz. Wiesz, ta rozmowa nie ma sensu powiedz chłopakom, że.... rozbolała mnie głowa i wróciłam do domu, a Tobie radzę się do mnie nie zbliżać. - Chyba dopiero teraz, tak naprawdę doszedł do Niego sens moich słów. Chodził w tą i z powrotem z rękami za głową, od czasu do czasu, przeczesując włosy palcami, a ja tam stałam, i co robiłam? Płakałam, czyli jak zwykle.
- Czemu mi nic nie powiedziałaś? Do jasnej cholery! Tyle razy rozmawialiśmy, miałaś tyle okazji. Dlaczego?! Myślisz, że gdybym wiedział pozwoliłbym na tamtą sytuację?! Aż, za takiego złego mnie masz?!!- Pierwszy raz,a może któryś już raz widziałam go tak wkurzonego, i to na ironie była tylko i wyłącznie moja wina.
- A nie przyszło Ci do głowy,że się bałam?! Jesteś przystojnym i obrzydliwie bogatym bożyszczem miliona nastolatek na całym świecie, które by się dały zabić za chwile w Twoim towarzystwie, a ja?!
- A Ty to Ty! jesteś, mądrą,miłą, pomocną, prześliczną dziewczyną, którą naprawdę pokochałem..
- Nie kończ, w ogóle nie kłam mówisz tak teraz bo Ci głupio!! Zresztą nawet jeżeli to prawda, to dlaczego mi tego wcześniej nie mówiłeś, a mnie opieprzyłeś?! To nie ma sensu, żegnaj, Zayn.
Przebiegałam, właśnie przez ulice, w oczach miałam łzy które za nic nie chciały wypłynąć. będąc już prawie na drugiej stronie usłyszałam krzyk Zayna.
- [T.I], uważaj!!! - To były ostatnie słowa jakie usłyszałam. Potem tylko ból i ciemność.
___________________________
Wiem, że w poprzedniej części pisałam, że będzie jeszcze kilka części, jednak stwierdziłam, że lepiej będzie po prostu to zakończyć, jeżeli chcecie bym dalej prowadziła tego bloga ( mimo, że musicie tak dłuuuuuugo czekać na kolejne wpisy) a potem dostajecie... takie... nic. Jeśli w ogóle chcecie by się kolejny imagin pojawił to piszcie w komentarzach z kim i czy ma być smutny a może wesoły? wesoły a może jeszcze jakiś inny ( tylko nie +18 bo nie umiem takich pisać). Myślę, że już nie będę częściowych pisać bo jak widzicie nie idzie mi to najlepiej.. Piszcie co o tym sądzicie w komentarzach. :) Buuuuziaki
czwartek, kwietnia 30, 2015
Zayn VII
**Perspektywa Zayna**
Tego się nie spodziewałem [T.I] i Liam ?? To są jakieś żarty ! - Byłem w szoku, jednak musiałem się dowiedzieć się więcej na ten temat, przecież to nie wyjaśnia tego czemu Paul ją bił.
**[T.I]**
- Czemu wcześniej mi nie powiedzieliście? Liam o tym wie? W ogóle.. to naprawdę nie tłumaczy tego, że mnie uderzyłeś.. zgadzam się, przesadziłam ale po pierwsze to nie było pierwszy raz, po drugie wyjaśnienia mi się chyba należą tak ??
- Tak oczywiście. prawda jest taka, że nie wiem co Ci powiedzieć. Nic jej nie zrobiłem, ona... ona odeszła. Umówiliśmy się, że nic Ci nie powiemy, a ja sprzedam Ci jakąś bajeczkę o jakieś konferencji w pracy czy coś. Na początku było dobrze, ale im dłużej jej nie było tym gorzej się czułam, nie umiałem nad sobą zapanować. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo żałuje tego wszystkiego. Wiem, że to nie wystarczy byś mi wybaczyła i wróciła do domu, ale wiedz, że żałuje. - Powiedzieć, że byłam zaskoczona to mało powiedziane, spodziewałam się wszystkiego, tylko nie tego. Siedziałam chwilę w ciszy, po chwili jednak przemówiłam.
- Tato, przepraszam, ale chce zostać sama. Wyjdź proszę. - wyszeptałam, bo nawet nie miałam siły mówić.
- Tak, jasne rozumiem Cię. - usłyszałam trzask drzwi czyli zostałam sama.
***Zayn***
O cholera wychodzi, lepiej będzie jak się oddale. Oczywiście na moje nieszczęście nie zdążyłem odejść za daleko i już po chwili usłyszałem głos Paula.
- Słyszałeś wszystko, prawda? - wpadłem
- Paul ja...
- Zayn spokojnie, nie mam do Ciebie pretensji, ale nie mów na razie nic Liamowi, proszę Cię.- błagał.
Co ja mogłem w takiej sytuacji zrobić? Obiecałem milczeć, było to strasznie ciężkie ale nie mogłem inaczej postąpić. Po chwili wahania wszedłem ostrożnie do pokoju, usiadłem koło dziewczyny, która jak się okazało spała. Na policzkach można było jeszcze zauważyć łzy, to okropne ile musi wycierpieć. Od momentu w którym ją poznałem aż do dzisiaj, codziennie widziałem jak płacze to bolało, a ja nie mogłem nic zrobić.
***
Dni mijały, nie dawno wróciliśmy z Portugalii. [T.I] wybaczyła ojcu i na nowo z nim zamieszkała. Brakuje mi jej, na szczęście widujemy się bardzo często, czasami przyjeżdża do Nas jak jesteśmy w trasie, a ona akurat ma wolne. W końcu początek studiów to nie przelewki. Jestem z Niej dumny, tak jak reszta chłopców zresztą. Paul zmienił się nie do poznania, co prawda zawsze był dla Nas dobry, ale teraz jest znacznie spokojniejszy - że też wcześniej nie zauważyłem jego nerwów, zrelaksowany.
***Kilka miesięcy później***
Jesteśmy w trasie, promujemy kolejny krążek. Wiem, że zbliża się przerwa od nauki, więc tylko liczę dni kiedy znowu Ją zobaczę. Nie wiem dlaczego, ale stała się dla mnie ważniejsza niż ktokolwiek inny,chociażby Cynthia. Pewnego dnia po jednym z koncertów podeszliśmy do Paula pytają co u [T.I] i kiedy przyjedzie, niestety to co Nam powiedział, nie było tym co chciałem usłyszeć. Podobno nie mogła przyjechać bo umówiła się z koleżankami z roku na jakiś wyjazd czy coś. Było mi smutno, zbliżają się moje urodziny i myślałem, że ten dzień spędzimy razem, jednak jak widać bardzo się myliłem. Rozmawiałem z nią później na wideo czacie, nie poruszałem jednak tematu jej przyjazdu czy moich urodzin, bo niby po co?
***12 Stycznia - Urodziny Zayna - perspektywa [T.I]***
Pewnie niektórzy będą zaskoczeni po tym co powiem, ale jestem nie daleko hotelu gdzie są chłopcy już od wczoraj, przyjechałam po cichu i tak naprawdę tylko Liam Louis Niall i Harry wiedzą oh i oczywiście mój tata. Wczoraj jak rozmawiałam z Zaynem widziałam, że był smutny myślał że zapomniałam o jego urodzinach, jakże bardzo się mylił. Okrutne prawda? Niestety trzeba było coś wymyślić. Spojrzałam na zegarek, mam półtorej godziny na ogarnięcie się, na szczęście już wczoraj wybrałam strój w którym chciałam wystąpić, może nie jest zjawiskowy, jednak na coś w końcu trzeba było się zdecydować. Kiedy byłam gotowa zadzwoniła do ojca by podesłał po mnie jakiś transport. Chłopcy dzisiaj nie mieli żadnych koncertów, wywiadów czy czegoś w tym stylu tak więc mogliśmy spokojnie wynająć salę. Dojechaliśmy na miejsce, oczywiście Malika z Nami nie było oraz mojego ojca, który po niego pojechał.
- Uwaga idą, kryć się ! - Powiedziałam szybko i wszyscy się ukryliśmy. Było mi ciężko utrzymać powagę słysząc, jak Zayn mówi do Paula o tym, że klub jest zamknięty, że nikogo nie ma, że pewnie pomylili miejsca. W końcu mój ojciec nie wytrzymał uciszył Zayna, zapalił świało. Kiedy tylko światło się włączyło wyskoczyliśmy rzuciliśmy się w kierunku jubilata składaliśmy życzenia, darowaliśmy sobie śpiewanie. Jako, że od zawsze jestem wredna, potrzymałam jeszcze chwilę nic nie podejrzewającego Zayna w niepewności i dopiero kiedy się odezwał postanowiłam wyjść z ukrycia.
- Dziękuje Wam, za to że tu jesteście, nie spodziewałem się w sumie tylu osób tutaj. Miło widzieć rodzinę i przyjaciół razem w jednym miejscu, szkoda, że nie ma z Nami [T.I], ale miejmy nadzieję, że tam gdzie jest, bawi się równie dobrze, jak my tutaj. - W tym oto momencie nie wytrzymałam i musiałam wyjść.
- Myślę, że [T.I] bawi się świetnie, tam gdzie jest. - wyszeptałam zmysłowym głosem do Zayna.
Kiedy się odwrócił i mnie zobaczył jego mina była bezcenna.
- [T.I]? Boże, ale.. jak? Kiedy? Przecież..- przerwałam mu jego słowotok.
- Haha, po kolei po pierwsze, jak? Normalnie Po drugie wczoraj o świcie, a po trzecie, przecież nie przegapiła bym urodzin przyjaciela tak?? Byłam u reszty chłopców to czemu miałabym ominąć Ciebie? Myślałeś, że Cię zostawię w tym ważnym dniu? W życiu..- przytuliłam chłopaka, i chciałam dać mu buziaka w policzej jednak chłopak odwrócił się i gdyby nie to, że ktoś nam przerwał pocałowalibyśmy się przy wszystkich.
- Wszystkiego najlepszego, Skarbie.- Kiedy usłyszałam ten głos zamarłam.
To ta laska z hotelu, zagotowało się we mnie, ale kiedy podeszła do niego i go pocałowała zamarłam, naprawdę myślałam, że ją odepchnie tak się jednak nie stało, nie jesteśmy razem i zapewne nie będziemy, ale zabolało. Tego było za dużo. Wybiegłam, w nieznanym kierunku, w obcym miejscu, było ciemno, cicho, pusto.
________________________
Ten rozdział jest beznadziejny, wiem będzie jeszcze kilka części jeżeli chcecie mogę w miejscu T.I wpisać jakieś konkretne imię, chyba że chcecie by zostało tak jak jest. Jak zwykle piszcie w komentarzach.
Tego się nie spodziewałem [T.I] i Liam ?? To są jakieś żarty ! - Byłem w szoku, jednak musiałem się dowiedzieć się więcej na ten temat, przecież to nie wyjaśnia tego czemu Paul ją bił.
**[T.I]**
- Czemu wcześniej mi nie powiedzieliście? Liam o tym wie? W ogóle.. to naprawdę nie tłumaczy tego, że mnie uderzyłeś.. zgadzam się, przesadziłam ale po pierwsze to nie było pierwszy raz, po drugie wyjaśnienia mi się chyba należą tak ??
- Tak oczywiście. prawda jest taka, że nie wiem co Ci powiedzieć. Nic jej nie zrobiłem, ona... ona odeszła. Umówiliśmy się, że nic Ci nie powiemy, a ja sprzedam Ci jakąś bajeczkę o jakieś konferencji w pracy czy coś. Na początku było dobrze, ale im dłużej jej nie było tym gorzej się czułam, nie umiałem nad sobą zapanować. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo żałuje tego wszystkiego. Wiem, że to nie wystarczy byś mi wybaczyła i wróciła do domu, ale wiedz, że żałuje. - Powiedzieć, że byłam zaskoczona to mało powiedziane, spodziewałam się wszystkiego, tylko nie tego. Siedziałam chwilę w ciszy, po chwili jednak przemówiłam.
- Tato, przepraszam, ale chce zostać sama. Wyjdź proszę. - wyszeptałam, bo nawet nie miałam siły mówić.
- Tak, jasne rozumiem Cię. - usłyszałam trzask drzwi czyli zostałam sama.
***Zayn***
O cholera wychodzi, lepiej będzie jak się oddale. Oczywiście na moje nieszczęście nie zdążyłem odejść za daleko i już po chwili usłyszałem głos Paula.
- Słyszałeś wszystko, prawda? - wpadłem
- Paul ja...
- Zayn spokojnie, nie mam do Ciebie pretensji, ale nie mów na razie nic Liamowi, proszę Cię.- błagał.
Co ja mogłem w takiej sytuacji zrobić? Obiecałem milczeć, było to strasznie ciężkie ale nie mogłem inaczej postąpić. Po chwili wahania wszedłem ostrożnie do pokoju, usiadłem koło dziewczyny, która jak się okazało spała. Na policzkach można było jeszcze zauważyć łzy, to okropne ile musi wycierpieć. Od momentu w którym ją poznałem aż do dzisiaj, codziennie widziałem jak płacze to bolało, a ja nie mogłem nic zrobić.
***
Dni mijały, nie dawno wróciliśmy z Portugalii. [T.I] wybaczyła ojcu i na nowo z nim zamieszkała. Brakuje mi jej, na szczęście widujemy się bardzo często, czasami przyjeżdża do Nas jak jesteśmy w trasie, a ona akurat ma wolne. W końcu początek studiów to nie przelewki. Jestem z Niej dumny, tak jak reszta chłopców zresztą. Paul zmienił się nie do poznania, co prawda zawsze był dla Nas dobry, ale teraz jest znacznie spokojniejszy - że też wcześniej nie zauważyłem jego nerwów, zrelaksowany.
***Kilka miesięcy później***
Jesteśmy w trasie, promujemy kolejny krążek. Wiem, że zbliża się przerwa od nauki, więc tylko liczę dni kiedy znowu Ją zobaczę. Nie wiem dlaczego, ale stała się dla mnie ważniejsza niż ktokolwiek inny,chociażby Cynthia. Pewnego dnia po jednym z koncertów podeszliśmy do Paula pytają co u [T.I] i kiedy przyjedzie, niestety to co Nam powiedział, nie było tym co chciałem usłyszeć. Podobno nie mogła przyjechać bo umówiła się z koleżankami z roku na jakiś wyjazd czy coś. Było mi smutno, zbliżają się moje urodziny i myślałem, że ten dzień spędzimy razem, jednak jak widać bardzo się myliłem. Rozmawiałem z nią później na wideo czacie, nie poruszałem jednak tematu jej przyjazdu czy moich urodzin, bo niby po co?
***12 Stycznia - Urodziny Zayna - perspektywa [T.I]***
Pewnie niektórzy będą zaskoczeni po tym co powiem, ale jestem nie daleko hotelu gdzie są chłopcy już od wczoraj, przyjechałam po cichu i tak naprawdę tylko Liam Louis Niall i Harry wiedzą oh i oczywiście mój tata. Wczoraj jak rozmawiałam z Zaynem widziałam, że był smutny myślał że zapomniałam o jego urodzinach, jakże bardzo się mylił. Okrutne prawda? Niestety trzeba było coś wymyślić. Spojrzałam na zegarek, mam półtorej godziny na ogarnięcie się, na szczęście już wczoraj wybrałam strój w którym chciałam wystąpić, może nie jest zjawiskowy, jednak na coś w końcu trzeba było się zdecydować. Kiedy byłam gotowa zadzwoniła do ojca by podesłał po mnie jakiś transport. Chłopcy dzisiaj nie mieli żadnych koncertów, wywiadów czy czegoś w tym stylu tak więc mogliśmy spokojnie wynająć salę. Dojechaliśmy na miejsce, oczywiście Malika z Nami nie było oraz mojego ojca, który po niego pojechał.
- Uwaga idą, kryć się ! - Powiedziałam szybko i wszyscy się ukryliśmy. Było mi ciężko utrzymać powagę słysząc, jak Zayn mówi do Paula o tym, że klub jest zamknięty, że nikogo nie ma, że pewnie pomylili miejsca. W końcu mój ojciec nie wytrzymał uciszył Zayna, zapalił świało. Kiedy tylko światło się włączyło wyskoczyliśmy rzuciliśmy się w kierunku jubilata składaliśmy życzenia, darowaliśmy sobie śpiewanie. Jako, że od zawsze jestem wredna, potrzymałam jeszcze chwilę nic nie podejrzewającego Zayna w niepewności i dopiero kiedy się odezwał postanowiłam wyjść z ukrycia.
- Dziękuje Wam, za to że tu jesteście, nie spodziewałem się w sumie tylu osób tutaj. Miło widzieć rodzinę i przyjaciół razem w jednym miejscu, szkoda, że nie ma z Nami [T.I], ale miejmy nadzieję, że tam gdzie jest, bawi się równie dobrze, jak my tutaj. - W tym oto momencie nie wytrzymałam i musiałam wyjść.
- Myślę, że [T.I] bawi się świetnie, tam gdzie jest. - wyszeptałam zmysłowym głosem do Zayna.
Kiedy się odwrócił i mnie zobaczył jego mina była bezcenna.
- [T.I]? Boże, ale.. jak? Kiedy? Przecież..- przerwałam mu jego słowotok.
- Haha, po kolei po pierwsze, jak? Normalnie Po drugie wczoraj o świcie, a po trzecie, przecież nie przegapiła bym urodzin przyjaciela tak?? Byłam u reszty chłopców to czemu miałabym ominąć Ciebie? Myślałeś, że Cię zostawię w tym ważnym dniu? W życiu..- przytuliłam chłopaka, i chciałam dać mu buziaka w policzej jednak chłopak odwrócił się i gdyby nie to, że ktoś nam przerwał pocałowalibyśmy się przy wszystkich.
- Wszystkiego najlepszego, Skarbie.- Kiedy usłyszałam ten głos zamarłam.
To ta laska z hotelu, zagotowało się we mnie, ale kiedy podeszła do niego i go pocałowała zamarłam, naprawdę myślałam, że ją odepchnie tak się jednak nie stało, nie jesteśmy razem i zapewne nie będziemy, ale zabolało. Tego było za dużo. Wybiegłam, w nieznanym kierunku, w obcym miejscu, było ciemno, cicho, pusto.
________________________
Ten rozdział jest beznadziejny, wiem będzie jeszcze kilka części jeżeli chcecie mogę w miejscu T.I wpisać jakieś konkretne imię, chyba że chcecie by zostało tak jak jest. Jak zwykle piszcie w komentarzach.
poniedziałek, kwietnia 27, 2015
Pytanie do Was + ogłoszenie :D
Kochani jak widać po tytule, to nie będzie to rozdział, ale się piszę także jak się napiszę do końca się pojawi na bank :) . A teraz pytanie do Was, ostatnio zauważyłam że zrobiło się jakoś smutno na blogu, nie wiem dlaczego ale takie odniosłam wrażenie. Dlatego też pomyślałam, że fajnie by było gdyby ponownie pojawiła się na nim muzyka. Oczywiście, chciałam Was zapytać czy chcecie by owa rzecz pojawiła się na blogu. Piszcie w komentarzach co o tym myślicie. Nie wiem też jaką muzykę chcielibyście usłyszeć więc chciałabym byście to Wy pisali propozycję swoich ulubionych piosenek ( pamiętajcie im więcej propozycji tym więcej piosenek się pojawi). Czekam na Wasze propozycje i opinie.
niedziela, kwietnia 19, 2015
Libester Blog Awards
Dziękuje za nominację http://revenge-harry-styles-fanfiction.blogspot.com/.
To już druga nominacja mojego bloga w LBA. Bardzo się cieszę, że moja praca jest doceniana, ale do rzeczy.
1. Dlaczego postanowiłaś pisać bloga?
- Pewnie nie każdy wie, że NWBM nie jest moim pierwszym blogiem. Trochę na ten temat pisałam Tutaj. A ten blog powstał po tym gdy z zupełnych nudów napisałam pierwszego imagina.
2. Wolisz czytać książki czy oglądać filmy.
- Zdecydowanie oglądać filmy. Chociaż znalazł by się jeden wyjątek ;-)
3. Jaka jest Twoja pasja?
- Nie mam jako takiej pasji, także ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie szczerze mówiąc.
4. Masz ulubionego pisarza? Jeśli tak, to kogo?
- Nie mam żadnego ulubionego pisarza czy pisarki. Czytam książki z serii "pisane przez życie". Są tu różni autorzy :)
5. Jakie jest Twoje marzenie?
- Na pewno koncerty moich idoli w tym oczywiście naszych chłopców, bardzo chciałabym polecieć do Londynu oraz co niektórym może się wydać to śmieszne ale chciałabym mieć psa i tak naprawdę to są chyba jedne z największych marzeń.
6. Jaki jest Twój ulubiony przedmiot w szkolę ( no chyba że już nie chodzisz do szkoły to jaki był)
- Otóż chyba nikogo nie zdziwi jak powiem że moim ulubionym przedmiotem był weekend ewentualnie przerwa. A tak poważnie to generalnie nie lubiłam szkoły i nie miałam ulubionego przedmiotu. Cieszę się że już skończyłam.
7. Ulubiona potrawa?
- Szczerze mówiąc bardzo dużo tego a właściwie zdecydowanie za dużo by pisać wszystkie i zdecydowanie za ciężki wybór by zdecydować się na jedną.
8. Ulubione zwierzę?
- Uwielbiam wszystkie zwierzęta ale jeśli mam wybrać jedno noo to zdecydowanie psy ( tak ja wiem że to liczba mnoga)
9. Wolisz gdy jest gorąco czy zimno.
- Otóż wole umiarkowaną pogodę ani za zimno ani za ciepło.
10. Jaki był najbardziej wzruszający film który obejrzałaś?
- Troszkę ich było. Najnowszy to chłopiec w pasiastej piżamie, uwielbiam szkołę uczuć, wciąż ją kocham, Zostań jeśli kochasz, trzy metry nad niebem/ Tylko Ciebie chcę( koniec mnie rozczarował :P) i masa innych. Wszystkie mnie wzruszyły na swój sposób.
11. Jaki słodycz lubisz najbardziej?
Wszystkie, byle słodkie.
No to moi kochani to by było na tyle. Mam nadzieję, że moje odpowiedzi Was satysfakcjonują ;-) i że dzięki temu troszkę lepiej mnie poznaliście.. Jeżeli jednak macie jeszcze jakieś pytania możecie je kierować pod postem w komentarzach lub po prostu na maila: malikowa1992@gmail.com. Dziękuje jeszcze raz i teraz moje nominację... otóż..
http://bally-fanfiction.blogspot.com/
http://zayn-malik-promise-fanfiction.blogspot.com/
http://after-harry-styles-fanfiction.blogspot.com/
http://imaginyzaynmaalik.blogspot.com/
http://psychic-love-harry-styles-fanfiction.blogspot.com/
http://www.thecall-fanfiction.blogspot.com/
http://life-is-magical-fanfiction.blogspot.com/
http://www.wattpad.com/story/26571338-beating-hearts
Pytania ode mnie:
1. Jakiego zwrotu/ słowa używasz najczęściej?
2. W życiu kierujesz się sercem czy rozumem?
3. Lubisz spędzać czas w samotności czy w towarzystwie?
4. Muzyka na słuchawkach czy głośnikach?
5. Jesteś lepszym słuchaczem czy mówcą?
Myślę kochani że 5 wystarczy, nie jestem dobra w te klocki ale mam nadzieję, że się nikt na mnie o to nie pogniewa. Co do części pojawi się... jak się napiszę ;-)
To już druga nominacja mojego bloga w LBA. Bardzo się cieszę, że moja praca jest doceniana, ale do rzeczy.
1. Dlaczego postanowiłaś pisać bloga?
- Pewnie nie każdy wie, że NWBM nie jest moim pierwszym blogiem. Trochę na ten temat pisałam Tutaj. A ten blog powstał po tym gdy z zupełnych nudów napisałam pierwszego imagina.
2. Wolisz czytać książki czy oglądać filmy.
- Zdecydowanie oglądać filmy. Chociaż znalazł by się jeden wyjątek ;-)
3. Jaka jest Twoja pasja?
- Nie mam jako takiej pasji, także ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie szczerze mówiąc.
4. Masz ulubionego pisarza? Jeśli tak, to kogo?
- Nie mam żadnego ulubionego pisarza czy pisarki. Czytam książki z serii "pisane przez życie". Są tu różni autorzy :)
5. Jakie jest Twoje marzenie?
- Na pewno koncerty moich idoli w tym oczywiście naszych chłopców, bardzo chciałabym polecieć do Londynu oraz co niektórym może się wydać to śmieszne ale chciałabym mieć psa i tak naprawdę to są chyba jedne z największych marzeń.
6. Jaki jest Twój ulubiony przedmiot w szkolę ( no chyba że już nie chodzisz do szkoły to jaki był)
- Otóż chyba nikogo nie zdziwi jak powiem że moim ulubionym przedmiotem był weekend ewentualnie przerwa. A tak poważnie to generalnie nie lubiłam szkoły i nie miałam ulubionego przedmiotu. Cieszę się że już skończyłam.
7. Ulubiona potrawa?
- Szczerze mówiąc bardzo dużo tego a właściwie zdecydowanie za dużo by pisać wszystkie i zdecydowanie za ciężki wybór by zdecydować się na jedną.
8. Ulubione zwierzę?
- Uwielbiam wszystkie zwierzęta ale jeśli mam wybrać jedno noo to zdecydowanie psy ( tak ja wiem że to liczba mnoga)
9. Wolisz gdy jest gorąco czy zimno.
- Otóż wole umiarkowaną pogodę ani za zimno ani za ciepło.
10. Jaki był najbardziej wzruszający film który obejrzałaś?
- Troszkę ich było. Najnowszy to chłopiec w pasiastej piżamie, uwielbiam szkołę uczuć, wciąż ją kocham, Zostań jeśli kochasz, trzy metry nad niebem/ Tylko Ciebie chcę( koniec mnie rozczarował :P) i masa innych. Wszystkie mnie wzruszyły na swój sposób.
11. Jaki słodycz lubisz najbardziej?
Wszystkie, byle słodkie.
No to moi kochani to by było na tyle. Mam nadzieję, że moje odpowiedzi Was satysfakcjonują ;-) i że dzięki temu troszkę lepiej mnie poznaliście.. Jeżeli jednak macie jeszcze jakieś pytania możecie je kierować pod postem w komentarzach lub po prostu na maila: malikowa1992@gmail.com. Dziękuje jeszcze raz i teraz moje nominację... otóż..
http://bally-fanfiction.blogspot.com/
http://zayn-malik-promise-fanfiction.blogspot.com/
http://after-harry-styles-fanfiction.blogspot.com/
http://imaginyzaynmaalik.blogspot.com/
http://psychic-love-harry-styles-fanfiction.blogspot.com/
http://www.thecall-fanfiction.blogspot.com/
http://life-is-magical-fanfiction.blogspot.com/
http://www.wattpad.com/story/26571338-beating-hearts
Pytania ode mnie:
1. Jakiego zwrotu/ słowa używasz najczęściej?
2. W życiu kierujesz się sercem czy rozumem?
3. Lubisz spędzać czas w samotności czy w towarzystwie?
4. Muzyka na słuchawkach czy głośnikach?
5. Jesteś lepszym słuchaczem czy mówcą?
Myślę kochani że 5 wystarczy, nie jestem dobra w te klocki ale mam nadzieję, że się nikt na mnie o to nie pogniewa. Co do części pojawi się... jak się napiszę ;-)
niedziela, kwietnia 12, 2015
Zayn VI
Po moich słowach chłopcy robili wszystko by udowodnić mi, że się mylę a fanki mnie naprawdę akceptują. Widząc ich zaangażowanie, w szukaniu komentarzy tych pozytywnych w internecie na mój temat mimowolnie się uśmiechnęłam. Niestety mój uśmiech nie trwał długo. Z braku zajęcia postanowiłam wejść na Twittera, a tam, tak jak myślałam wszędzie hejty, obraźliwe komentarze, złośliwe fotomontaże. Wiedziałam, że to wszystko, to tylko kłamstwa i w gruncie rzeczy nie to mnie bolało, ale to że ja naprawdę nic nie robiłam, a miliony dziewczyn na całym świecie mnie po prostu nienawidzi. Gdyby chociaż jeden pozytywny komentarz na mój temat się pojawił, było by mi troszeczkę lżej, ale takich nie było. Cały czas tylko, że jestem brzydka, zależy mi tylko na pieniądzach, a jeśli nie na nich, to po prostu na wypromowaniu się. Na szczęście moje męczarnie nie trwały długo ponieważ po kilku minutach dojechaliśmy pod hotel. Z racji tego że naprawdę źle się czułam wyszłam z autokaru bez słowa nie czekając na chłopaków przy okazji nie zauważając nawet, że telefon wypadł mi z dłoni pobiegłam wprost do pokoju, gdzie oczywiście rzuciłam się na łóżko i po prostu wyłam, bo płaczem na pewno nie da się tego nazwać.
*** Bus - w tym samym czasie***
- Ej, chłopaki co jej się stało? - Zapytał zdziwiony Louis.
- Nie wiem, twierdzi, że nasze fanki jej nie lubią, ale to nonse...
- Harry, co Ci jest?
- To telefon [ T.I]. Ona miała racje chłopaki. Spójrzcie.
*Boże, jak ona wygląda? Gruba, brzydka*
*Ciuchy jakby ze śmietnika wyciągnięte*
*Co oni w niej widzą?*
*Z takim wyglądem, na jej miejscu siedziałabym w domu. Obciach*
- No nie wierze, to są jakieś jaja. Sorry chłopaki, ale ja do niej muszę iść. - Odpowiedział Zayn.
- Rozumiemy, spokojnie pójdziemy z Tobą, z resztą po co my siedzimy w tym busie. Głodny jestem.
- Wiesz co Horan, Ty to jednak stuknięty jesteś. Nasza przyjaciółka cierpi a Ty o jedzeniu. Wstydź się. - Zbesztali go chłopcy.
- Dobra do cholery, chłopaki zbieramy się. Potem przyjdzie czas na żarty. - Tym razem krzyknął Zayn, wybiegł z pojazdu by po chwili znaleźć się koło [T.I].
Kiedy był już blisko pokoju usłyszał jakieś głosy. Był pewien tego do kogo należą, był zaskoczony, zestresowany. Postanowił podsłuchać kawałek rozmowy.
***
- Młoda co się dzieję?? Gdzie chłopcy i dlaczego płaczesz? - Zapytał mnie ojciec.
- Serio? Tato, czy ty sobie żartujesz?? Od kiedy interesuje Cię mój los, co? - Byłam mieszanką różnych emocji. Od strachu po lęk aż po smutek. Jedyne o czym marzyłam to zostać sama, ewentualnie przytulić się do kogoś.... nie.. stop.. tylko i wyłącznie do Zayna. Chłopcy są wspaniali, ale do niego chyba czuje coś więcej. Nie mam pojęcia czy to miłość, zauroczenie, fascynacja. Naprawdę nie wiem.
- Jeju, oczywiście że mnie interesuje Twój los. Do cholery jesteś moją córką!! - zdenerwował się, jednak po chwili mnie przeprosił, że nie chciał krzyczeć.Próbował mnie nawet przytulić, ale kiedy zobaczył że się spięłam od razu się oddalił.
Usiadł na przeciwko mnie spuścił głowę, po chwili ogarnął myśli i zaczął mówić. Szczerze? Tego co usłyszałam się nie spodziewałam.
-----------------------------
Witajcie moi kochani. Postanowiłam napisać dla Was w końcu część. Było ciężko, i wcale łatwiej nie będzie ponieważ będzie jeszcze jedna..dwie.. może trzy części. Troszeczkę psychicznie się ogarnęłam, mam nadzieję, że Wy również czujecie się lepiej. Love You so much Guys !! Jedno o co Was proszę to, komentarze. Wiem rozdział beznadziejnie krótki i pewnie za końcówkę zostanę poćwiartowana, jednak mimo wszystko komentarze motywują :).
*** Bus - w tym samym czasie***
- Ej, chłopaki co jej się stało? - Zapytał zdziwiony Louis.
- Nie wiem, twierdzi, że nasze fanki jej nie lubią, ale to nonse...
- Harry, co Ci jest?
- To telefon [ T.I]. Ona miała racje chłopaki. Spójrzcie.
*Boże, jak ona wygląda? Gruba, brzydka*
*Ciuchy jakby ze śmietnika wyciągnięte*
*Co oni w niej widzą?*
*Z takim wyglądem, na jej miejscu siedziałabym w domu. Obciach*
- No nie wierze, to są jakieś jaja. Sorry chłopaki, ale ja do niej muszę iść. - Odpowiedział Zayn.
- Rozumiemy, spokojnie pójdziemy z Tobą, z resztą po co my siedzimy w tym busie. Głodny jestem.
- Wiesz co Horan, Ty to jednak stuknięty jesteś. Nasza przyjaciółka cierpi a Ty o jedzeniu. Wstydź się. - Zbesztali go chłopcy.
- Dobra do cholery, chłopaki zbieramy się. Potem przyjdzie czas na żarty. - Tym razem krzyknął Zayn, wybiegł z pojazdu by po chwili znaleźć się koło [T.I].
Kiedy był już blisko pokoju usłyszał jakieś głosy. Był pewien tego do kogo należą, był zaskoczony, zestresowany. Postanowił podsłuchać kawałek rozmowy.
***
- Młoda co się dzieję?? Gdzie chłopcy i dlaczego płaczesz? - Zapytał mnie ojciec.
- Serio? Tato, czy ty sobie żartujesz?? Od kiedy interesuje Cię mój los, co? - Byłam mieszanką różnych emocji. Od strachu po lęk aż po smutek. Jedyne o czym marzyłam to zostać sama, ewentualnie przytulić się do kogoś.... nie.. stop.. tylko i wyłącznie do Zayna. Chłopcy są wspaniali, ale do niego chyba czuje coś więcej. Nie mam pojęcia czy to miłość, zauroczenie, fascynacja. Naprawdę nie wiem.
- Jeju, oczywiście że mnie interesuje Twój los. Do cholery jesteś moją córką!! - zdenerwował się, jednak po chwili mnie przeprosił, że nie chciał krzyczeć.Próbował mnie nawet przytulić, ale kiedy zobaczył że się spięłam od razu się oddalił.
Usiadł na przeciwko mnie spuścił głowę, po chwili ogarnął myśli i zaczął mówić. Szczerze? Tego co usłyszałam się nie spodziewałam.
-----------------------------
Witajcie moi kochani. Postanowiłam napisać dla Was w końcu część. Było ciężko, i wcale łatwiej nie będzie ponieważ będzie jeszcze jedna..dwie.. może trzy części. Troszeczkę psychicznie się ogarnęłam, mam nadzieję, że Wy również czujecie się lepiej. Love You so much Guys !! Jedno o co Was proszę to, komentarze. Wiem rozdział beznadziejnie krótki i pewnie za końcówkę zostanę poćwiartowana, jednak mimo wszystko komentarze motywują :).
środa, marca 25, 2015
To już chyba naprawdę koniec
Kochani, pewnie już wiecie co się stało :((. Nie mogę tego zrozumieć jestem w zupełnym szoku... chyba nie jestem w stanie pisać dalej tego opowiadania... zwłaszcza z Zaynem w tej chwili... jeżeli nie chcecie nie usunę bloga... ale wiedzcie, że zawieszam na czas nieokreślony... pamiętajcie o emailu ( znajdziecie go poprzednich postach) jeśli będziecie chciały porozmawiać po prostu napiszcie. Kocham Was <3
sobota, marca 21, 2015
takie coś na szybko.
Witajcie moi kochani!
Wiem, że znowu zawaliłam.. i nic nie piszę, ale nie ukrywam, że zupełnie nie mam pomysłu na dalszą część. Czuje się beznadziejnie z tym że tak was zaniedbuje :-(. Przyznam Wam się szczerze, że ostatnio znowu myślałam o usunięciu bloga. Wszystkie moje pomysły, które gdzieś mi się kłębią w głowie, wydają mi się beznadziejne. Wczoraj na szczęście przyszła mi z pomocą pewna dobra duszyczka, która dała mi pewien pomysł na to jak odzyskać wenę i wiarę w to, że moje pomysły wcale nie są takie złe. Dlatego myślę, że od jutra już zacznę pisać to na co tak czekacie. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie. <3 Love You All
Wiem, że znowu zawaliłam.. i nic nie piszę, ale nie ukrywam, że zupełnie nie mam pomysłu na dalszą część. Czuje się beznadziejnie z tym że tak was zaniedbuje :-(. Przyznam Wam się szczerze, że ostatnio znowu myślałam o usunięciu bloga. Wszystkie moje pomysły, które gdzieś mi się kłębią w głowie, wydają mi się beznadziejne. Wczoraj na szczęście przyszła mi z pomocą pewna dobra duszyczka, która dała mi pewien pomysł na to jak odzyskać wenę i wiarę w to, że moje pomysły wcale nie są takie złe. Dlatego myślę, że od jutra już zacznę pisać to na co tak czekacie. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie. <3 Love You All
czwartek, lutego 26, 2015
I znowu ogłoszenia...
Jak widzicie zmienił się wygląd bloga :). Moim zdaniem wygląda on tera o niebo lepiej niż wyglądał, niestety jak już zdążyliście zobaczyć, lub też jeszcze nie... w niektórych postach literki są na białym tle, co w duecie z fioletowym, daje efekt jarzeniówki, więc niestety ale muszę pisać od początku te części, no chyba, że ktoś wie jak to zrobić oszczędzając sobie pracy, to piszcie w komentarzach, bardzo mi pomożecie. Druga sprawa w związku z tym, że muszę przepisywać kilka dosyć sporych tekstów, przez jakiś czas nie będzie pojawiało się nic nowego... Nie wiem jak długo. Niby standard u mnie, jednak wolałam Was uprzedzić. Jak zauważyliście zniknęła playlista, ale spokojnie pojawi się, jednak wpadłam na pomysł, że tym razem to Wy będziecie decydować jaka muzyka się znajdzie na tym blogasku, oczywiście propozycje piszcie w komentarzach, chyba że chciecie zaproponować swoją całą playlistę powiedzmy do 15 piosenek to piszcie na e-mail. malikowa1992@gmail.com. Tam też możecie pisać, jeżeli chcecie zagościć w ekipie, lub po prostu się ze mną skontaktować, pamiętajcie tylko by tytułem e-mail była nazwa bloga czyli New World By Me, albo jak chcecie wystarczy NWBM :).
wtorek, lutego 24, 2015
Zayn. V. Z dedykacją (notka pod rozdziałem)
Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś ją zobaczę. Jak ona śmie pojawiać się w moim życiu na nowo? Po tym co zrobiła? Nie wierze.
- Cynthia? Co Ty tu robisz do cholery? W ogóle jak się tu znalazłaś? Po co?! - W tym momencie byłem jak tykająca bomba zegarowa, robiłem wszystko by nie wybuchnąć, ale jak ją zobaczyłem i to jeszcze prawie nagą w moim pokoju szlag mnie trafił.
- No skarbie, nie mów, że się nie cieszysz na mój widok. Znalezienie Ciebie nie było trudne, internet wie wszystko kochanie. - Krew się we mnie burzyła coraz bardziej, jak ona w ogóle mogła mnie tak nazywać? Zdradziła mnie,a teraz stoi tu w samym ręczniku, bez mojej wiedzy jakbyśmy dalej byli razem. Na domiar złego [T.I] musi przy tym być i tego słuchać.
- Wyjdź!! - Nie reagowała, wstałem więc gwałtownie,podszedłem do drzwi gwałtownie je otwierając i ponownie krzyknąłem. - Ogłuchłaś do cholery??!!! Wyjdź natychmiast i nigdy nie wracaj... najpierw mnie zdradzasz a teraz ??! Czego Ty chcesz?? Bym wrócił do Ciebie? Haha, dobry żart...Wynocha!!! - [T.I] była tak wystraszona, że zaczęła płakać zwinięta w kącie na łóżku.. Cynthia spojrzała na mnie ze łzami w oczach, wzięła torebkę i ciuchy, w końcu wychodząc. Trzasnąłem za nią drzwiami i siadłem ostrożnie obok wystraszonej i zapłakanej dziewczyny.
- Ej, nie płacz. Przepraszam, że krzyczałem, nie chciałem naprawdę. Proszę Cię [T.I]. Już dobrze ona nie wróci. - Przytuliłem Ją ponownie próbując uspokoić. - Chodź spać, jutro koncert. Musimy być wyspani.
Poszedłem się myć i przebrać by w końcu móc się położyć. Dziewczyna była już gotowa, a mnie nie było zaledwie piętnaście minut. Myśląc, że [T.I]już śpi ostrożnie położyłem się obok, a kiedy chciałem gasić światło, dziewczyna mnie zatrzymała, w efekcie zostawiłem lampkę i spojrzałem z zaciekawieniem na dziewczynę.
- Emm, ja przepraszam... powinieneś się wyspać, jutro ważny dzień, ale pomyślałam czy nie mogłabym..tak jak ostatnio, za nim przyjechaliśmy... - Widać było, że była skrępowana. Dobrze wiedziałem o co chciała zapytać, ale wyglądała tak słodko kiedy się rumieniła, że postanowiłem ją jeszcze chwilę "pomęczyć".
Niestety albo i stety tym razem zawstydziła się tak bardzo, że po prostu zamilkła, na co się lekko uśmiechnąłem. Rozłożyłem ramiona, by dać jej wyraźny znak, że wiem o co chciała zapytać.
Szatynka zareagowała natychmiast, przytulając się,układając głowę na mojej klatce piersiowej, po czym natychmiast zasnęła. Wyglądała przeuroczo, przez co nie mogłem się powstrzymać i zanim zgasiłem światło pocałowałem jej czoło, po czym po prostu zasnąłem.
***
- Byliście niesamowici! - Krzyknęłam i wyściskałam chłopaków,gdy tylko koncert dobiegł końca, a Oni znaleźli się za kulisami.
- Ah, już nam tak nie słodź, poza tym to nie my jesteśmy niesamowici a nasi fani, tylko im zawdzięczamy to wszystko co teraz mamy, to oni nas wspierają, głosują i w ogóle. - Wychwalał Niall.
Jego miłość do fanów jest niesamowita, reszta chłopaków też ich kocha, jednak najwięcej zachwytów słuchać właśnie od blondyna.
- Dobra słodziaku, znikamy do garderoby, bo jeszcze autografy i zdjęcia czekają. Musimy się pospieszyć. - Odezwał się Liam.
- Właśnie Li ma racje, zbierajcie się.- Popchałam ich w stronę garderoby i podążyłam za nimi.
Podczas, gdy chłopcy mieli spotkanie z fanami, ja czekałam pod areną. Tu wcale nie chodzi o to, że nie chciałam tam być, bardziej chodzi o te wszystkie dziewczyny. Mierzyły mnie wrogimi spojrzeniami, jakby chciały powiedzieć " Zginiesz! Zobaczysz! ". Czuje się w takich sytuacjach po prostu nieswojo, biorąc oczywiście pod uwagę fakt, że nic złego nie zrobiłam. Nie kręcę z żadnym z nich, nie jest w związku, po prostu mam to szczęście, że się zaprzyjaźniliśmy. Czekałam jeszcze z dwie godziny, które wydawały się wiecznością, na szczęście w końcu wrócili i mogliśmy jechać do domu. Całą drogę milczałam, za to chłopcy mieli zawziętą dyskusję o fankach i ich dziwnych zachowaniach na koncercie, czy też podczas spotkań tuż po nim. Dziwiło mnie zachowanie niektórych dziewczyn względem chłopaków. Najważniejsze jednak było to, że te wszystkie akcje, wywoływały u nich ogromną radość. Ich szczęście dla mnie to priorytet. Znamy się krótko, jednak dogadujemy się jak wieloletni przyjaciele, jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo, którego ja nigdy nie miałam.
- [T.I], Słuchasz nas? - Dopytywał się Louis.
Dopiero do mnie dotarło, jak bardzo byłam zamyślona.
- Ehmm...tak, tak przepraszam. - Zapewniłam, chociaż chyba Lou tego nie kupił.
- Czyżby? T o czym w takim razie mówiliśmy? - No to wpadłam.
- Ymm... hmm.. no.... Eh dobra wyłączyłam się, wybaczcie.
- Co Ci jest? Całą drogę jesteś zamyślona, nieobecna, milcząca. Ktoś Cię skrzywdził? Paul coś Ci zrobił? - W końcu przemówił Zayn. Mówiłam już jak bardzo lubię jego głos? Nie? To właśnie mówię.
- Nie, on mi nic nie zrobił...ale...- Nie miałam siły, spuściłam głowę, w też momencie po policzku popłynęła mi niekontrolowana łza. - One...one mnie nienawidzą.- W końcu dokończyłam.
- One?- Zdziwili się. - Jakie one? O czym ty mówisz? - Zapytał.... uwaga niespodzianka..... Harry.
- No, fanki. Wasze fanki. Zrobią wszystko, by się mnie pozbyć z waszego życia.
______________
Część, krótka, jak dla mnie beznadziejna, ale pewna osóbka, dla której postanowiłam zadedykować tą część, w prost nie mogła się doczekać, tak więc.... Iwonka to dla Ciebie :) Jeśli chcecie możecie zaproponować ciąg dalszy, albo po prostu napisać co chciałybyście, by się stało w życiu Zayna, [T.I] oraz Cynthii ;).
- Cynthia? Co Ty tu robisz do cholery? W ogóle jak się tu znalazłaś? Po co?! - W tym momencie byłem jak tykająca bomba zegarowa, robiłem wszystko by nie wybuchnąć, ale jak ją zobaczyłem i to jeszcze prawie nagą w moim pokoju szlag mnie trafił.
- No skarbie, nie mów, że się nie cieszysz na mój widok. Znalezienie Ciebie nie było trudne, internet wie wszystko kochanie. - Krew się we mnie burzyła coraz bardziej, jak ona w ogóle mogła mnie tak nazywać? Zdradziła mnie,a teraz stoi tu w samym ręczniku, bez mojej wiedzy jakbyśmy dalej byli razem. Na domiar złego [T.I] musi przy tym być i tego słuchać.
- Wyjdź!! - Nie reagowała, wstałem więc gwałtownie,podszedłem do drzwi gwałtownie je otwierając i ponownie krzyknąłem. - Ogłuchłaś do cholery??!!! Wyjdź natychmiast i nigdy nie wracaj... najpierw mnie zdradzasz a teraz ??! Czego Ty chcesz?? Bym wrócił do Ciebie? Haha, dobry żart...Wynocha!!! - [T.I] była tak wystraszona, że zaczęła płakać zwinięta w kącie na łóżku.. Cynthia spojrzała na mnie ze łzami w oczach, wzięła torebkę i ciuchy, w końcu wychodząc. Trzasnąłem za nią drzwiami i siadłem ostrożnie obok wystraszonej i zapłakanej dziewczyny.
- Ej, nie płacz. Przepraszam, że krzyczałem, nie chciałem naprawdę. Proszę Cię [T.I]. Już dobrze ona nie wróci. - Przytuliłem Ją ponownie próbując uspokoić. - Chodź spać, jutro koncert. Musimy być wyspani.
Poszedłem się myć i przebrać by w końcu móc się położyć. Dziewczyna była już gotowa, a mnie nie było zaledwie piętnaście minut. Myśląc, że [T.I]już śpi ostrożnie położyłem się obok, a kiedy chciałem gasić światło, dziewczyna mnie zatrzymała, w efekcie zostawiłem lampkę i spojrzałem z zaciekawieniem na dziewczynę.
- Emm, ja przepraszam... powinieneś się wyspać, jutro ważny dzień, ale pomyślałam czy nie mogłabym..tak jak ostatnio, za nim przyjechaliśmy... - Widać było, że była skrępowana. Dobrze wiedziałem o co chciała zapytać, ale wyglądała tak słodko kiedy się rumieniła, że postanowiłem ją jeszcze chwilę "pomęczyć".
Niestety albo i stety tym razem zawstydziła się tak bardzo, że po prostu zamilkła, na co się lekko uśmiechnąłem. Rozłożyłem ramiona, by dać jej wyraźny znak, że wiem o co chciała zapytać.
Szatynka zareagowała natychmiast, przytulając się,układając głowę na mojej klatce piersiowej, po czym natychmiast zasnęła. Wyglądała przeuroczo, przez co nie mogłem się powstrzymać i zanim zgasiłem światło pocałowałem jej czoło, po czym po prostu zasnąłem.
***
- Byliście niesamowici! - Krzyknęłam i wyściskałam chłopaków,gdy tylko koncert dobiegł końca, a Oni znaleźli się za kulisami.
- Ah, już nam tak nie słodź, poza tym to nie my jesteśmy niesamowici a nasi fani, tylko im zawdzięczamy to wszystko co teraz mamy, to oni nas wspierają, głosują i w ogóle. - Wychwalał Niall.
Jego miłość do fanów jest niesamowita, reszta chłopaków też ich kocha, jednak najwięcej zachwytów słuchać właśnie od blondyna.
- Dobra słodziaku, znikamy do garderoby, bo jeszcze autografy i zdjęcia czekają. Musimy się pospieszyć. - Odezwał się Liam.
- Właśnie Li ma racje, zbierajcie się.- Popchałam ich w stronę garderoby i podążyłam za nimi.
Podczas, gdy chłopcy mieli spotkanie z fanami, ja czekałam pod areną. Tu wcale nie chodzi o to, że nie chciałam tam być, bardziej chodzi o te wszystkie dziewczyny. Mierzyły mnie wrogimi spojrzeniami, jakby chciały powiedzieć " Zginiesz! Zobaczysz! ". Czuje się w takich sytuacjach po prostu nieswojo, biorąc oczywiście pod uwagę fakt, że nic złego nie zrobiłam. Nie kręcę z żadnym z nich, nie jest w związku, po prostu mam to szczęście, że się zaprzyjaźniliśmy. Czekałam jeszcze z dwie godziny, które wydawały się wiecznością, na szczęście w końcu wrócili i mogliśmy jechać do domu. Całą drogę milczałam, za to chłopcy mieli zawziętą dyskusję o fankach i ich dziwnych zachowaniach na koncercie, czy też podczas spotkań tuż po nim. Dziwiło mnie zachowanie niektórych dziewczyn względem chłopaków. Najważniejsze jednak było to, że te wszystkie akcje, wywoływały u nich ogromną radość. Ich szczęście dla mnie to priorytet. Znamy się krótko, jednak dogadujemy się jak wieloletni przyjaciele, jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo, którego ja nigdy nie miałam.
- [T.I], Słuchasz nas? - Dopytywał się Louis.
Dopiero do mnie dotarło, jak bardzo byłam zamyślona.
- Ehmm...tak, tak przepraszam. - Zapewniłam, chociaż chyba Lou tego nie kupił.
- Czyżby? T o czym w takim razie mówiliśmy? - No to wpadłam.
- Ymm... hmm.. no.... Eh dobra wyłączyłam się, wybaczcie.
- Co Ci jest? Całą drogę jesteś zamyślona, nieobecna, milcząca. Ktoś Cię skrzywdził? Paul coś Ci zrobił? - W końcu przemówił Zayn. Mówiłam już jak bardzo lubię jego głos? Nie? To właśnie mówię.
- Nie, on mi nic nie zrobił...ale...- Nie miałam siły, spuściłam głowę, w też momencie po policzku popłynęła mi niekontrolowana łza. - One...one mnie nienawidzą.- W końcu dokończyłam.
- One?- Zdziwili się. - Jakie one? O czym ty mówisz? - Zapytał.... uwaga niespodzianka..... Harry.
- No, fanki. Wasze fanki. Zrobią wszystko, by się mnie pozbyć z waszego życia.
______________
Część, krótka, jak dla mnie beznadziejna, ale pewna osóbka, dla której postanowiłam zadedykować tą część, w prost nie mogła się doczekać, tak więc.... Iwonka to dla Ciebie :) Jeśli chcecie możecie zaproponować ciąg dalszy, albo po prostu napisać co chciałybyście, by się stało w życiu Zayna, [T.I] oraz Cynthii ;).
Subskrybuj:
Posty (Atom)